Kurjer carski/Część druga/Rozdział XV
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Kurjer carski |
Wydawca | Bibljoteka Groszowa |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Drukarnia Bankowa |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Leo Belmont |
Tytuł orygin. | Michel Strogoff. Le courier du tzar. |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cały tekst |
Indeks stron |
Jak wyjaśnić to, co się stało? Nagłe przejrzenie, fantazja? — nie! Cud? — nie! Poprostu Michał Strogow nie był nigdy ślepym.
A więc cud! — boć był oślepiony... Nie cud, lecz fenomen przyrodniczy — zarazem fizyczny i moralny, który potwierdzi nauka.
Pamiętamy, że Marta Strogowa stanęła nawprost skazanego na oślepienie syna, wyciągając ku niemu ręce, że on na nią skierował ostatnie spojrzenie. Wszystkie łzy z jego serca spłynęły do oczu, które płakały mimo dumy — płakały nad zbolałą matką, nad zwichniętą misją, nad nieszczęśliwą ojczyzną. Wstrzymywane dumą nagromadziły się pod powiekami, a powstała z nich przy żarze przesuwanej szabli warstwa pary stanęła, jako obronna przegroda pomiędzy stalą a źrenicami. Znihilizowała upływ gorącego żelaza!... Był to ten sam efekt, który wydarza się, kiedy robotnik–giser, po pogrążeniu ręki w wodę zanurza ją w roztopiony metal bez żadnej krzywdy dla ciała.
Nikt–że o tem nie wiedział?
Owszem, wiedziała matka. Jej jednej tylko, gdy padła w rozpaczy, zwierzył na ucho pocieszający sekret, który napełnił go radością nie tylko widzenia, lecz odzyskania w roli ślepca wolności i dopełnienia misji, do której prześladowcom zdał się już niezdolny — wiedział, że matka potrafi milczeć.
Czemuż jednak nie odkrył swej tajemnicy Nadzi? Dlaczego ją zwodził?... Potrzeba było, aby nikt dokoła nie odgadł ani na chwilę, że jego oczy widzą i śledzą swój cel daleki.
Najlżejszy gest nieostrożny młodej kobiety — taki, jakim porozumiewamy się z widzącymi — starczyłby do zdemaskowania grającego rolę ślepca. Trzeba było wziąć na siebie straszliwy ciężar udania i przed nią — należało wykorzystać, że złudziły ją zaczerwienione powieki, opalone rzęsy, zmieniony wygląd obolałej nieco rogówki.
I stał się jeszcze jeden fakt szczęśliwy właśnie dzięki największej podłości zdrajcy. Podstawił on z drwiną otwarty list cesarski przed oczy mniemanego ślepca.
A oczy wpiły się w tekst pełnego wagi piśma, czytały go chciwie, aż wrył się w pamięć. I Strogow — pozbawiony listu — jeszcze wędrował z uporem nadziei, że ważną wieść, ocalającą księcia i stolicę Syberji Wschodniej, przyniesie do Irkucka, zanim stanie w nim Ogarew.
Spóźnił się? — nie! przybył w sam czas, aby ukarać zdrajcę i przeszkodzić zamordowaniu księcia. Przybył w sam czas, aby usłyszeć następnie, że plan Ogarewa został zwichnięty, zdradzieckie najście Tatarów od strony portu Bolszaja sparaliżowane dzięki czujności Wasylego Fedora, który na czele korpusu — wiedziony instynktem — pozostał w miejscu, gdzie tumaniony przez zdrajcę W. książę nie pozostawił zwykłej osłony. Przybył w porę dla Nadzi, aby rzucić ją w objęcia ojca — już nie wygnańca — ale uwieńczonego krzyżem zasługi z rąk książęcych Komendanta miasta Irkucka...
Cóż opowiedzieć wypada jeszcze?
Czy o tem, że w dwa dni potem nadeszły posiłki — wielka armja pod wodzą Generała Kisielewa, że hordy tatarskie odeszły od miasta, że Irkuck został ocalony, że pod jego murami rozegrała się wielka bitwa, że wojska Feofara–Chana poszły w rozsypkę, że zalew tatarski odstąpił, pozostawiając po drodze masy trupów... Te rzeczy należą już do dziejów — o tem czytelnicy przeczytać mogą w zbiorze korespondencji p. p. Joliveta do kuzynki i Blounta do „Daily Telegraph“. Albowiem obaj korespondenci, skoczywszy z tratwy w chwili właściwej, dotarli po krach do brzegu i unieśli cało swoje odważne głowy, aby zanieść je wkrótce po opisanych wyżej wypadkach do Chin. Pociągnęły ich tam echa wielkich przewrotów i wojen domowych, które opisywali teraz, łącząc przyjaźnie swoje bogate obserwacje, a nie wprawiając w zdziwienie Europy odmiennością informacji — oka bez ucha i ucha bez oka!
A reszty czytelnik się domyśla... Czyż nie daje się zgadnąć, że Michał Strogow — obecnie faworyt W. Księcia — jaknajśpieszniej zadał Nadzi pytanie:
— Siostro! czy wyjeżdżając z Rygi zostawiłaś tam serce? — i usłyszał odpowiedź:
— Nie, bracie!
I że zaraz potem nastąpiło drugie pytanie:
— To może już nie będziemy bratem i siostrą? i druga odpowiedź — milcząca, a wymowna: zarzucone na szyję Michała gorące rączki Nadzi.
Potem pocałunek — ślub, na którym oczywiście był W. Książę i cała jego świta w zwykłym blasku (tak przemijającym na ziemi) i cały sztab i osiedleńcy i wdzięczna zbawcy, który unicestwił knowania zdrajcy, cała ludność Irkucka — cała, o ile pomieścić się mogła w świątyni katedralnej...
Odprowadzały tłumy nowożeńców, wyjeżdżających do Europy. Jechali szczęśliwi do Moskwy wraz z powracającym z wygnania Wasylim Fedorem. Po drodze naturalnie zajechali do Omska, aby pozdrowić zawsze krzepką starą matkę Martę Strogową i opowiedzieć jej o sukcesie „gońca cesarskiego“ i o swojem szczęściu.
A prawda!.. Zatrzymali się jeszcze w pobliżu rzeki Dinki. Odszukali pewien improwizowany grób na bezdrożu — grób Michała Pigasowa, nadali mu piękniejszy wygląd i postawili na mogile krzyż — na znak tego, że życie jest męką... i że w niem niewinni cierpią dla zbawienia innych, którzy osiągają kropelkę szczęścia za cenę wielkich bohaterstw i poświęceń!