La San Felice/Tom I/XI

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł La San Felice
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1896
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La San Felice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


Czarownica.

Dla zrozumienia faktów przez nas opowiadanych, a zwłaszcza dla harmonii jaką te fakta powinny między sobą zachować, trzeba naszym czytelnikom porzucić na chwilę stronę polityczną naszej książki, której z wielkim naszym żalem nie mogliśmy dać mniejszej rozciągłości, aby pójść za nami w strony malownicze wiążące się w ten sposób, że nie moglibyśmy oddzielić jednej od drugiej. A zatem, jeżeli czytelnicy chcą nas wziąść za przewodnika, przejdziemy po desce której w pośpiechu idąc po linę, tak potężnie mającą pomódz do uratowania bohatera naszej powieści, Nicolino Caracciolo zapomniał zdjąć z jej podwójnego oparcia. Następnie zejdziemy ze spadzistości, wyjdziemy przez te same drzwi którędyśmy weszli, znów zejdziemy z pochyłości Pausilippu i dopiero przeszedłszy grobowiec Sannazar i Casino króla Ferdynanda, w środku Mergelliny, zatrzymamy się między Cassino króla Ferdynanda i fontanną Lwa, przed pewnym domem, pospolicie nazywanym w Neapolu domem Palmowym, ponieważ w przyległym ogrodzie piękny okaz tej rośliny, chwieje swe giętkie wachlarze nad kopułą z pomarańcz, całkiem pokrytych złotym owocem.
Dom ten szczególniej zalecamy ciekawości naszych czytelników z obawy przerażenia tych, którzyby się znaleźli u małych drzwi wyciętych w murze właśnie naprzeciw miejsca w jakiem zatrzymaliśmy się — opuścimy ulicę, przejdziemy wzdłuż muru ogrodowego i wejdziemy na pochyłość, z której będziemy mogli spinając się na palce, pochwycić może niektóre tajemnice, kryjące się za temi murami.
A muszą to być ciekawe tajemnice, którym czytelnik nie będzie mógł odmówić swojej sympatji, jak tylko zobaczy tę która wam je odkryje.
W istocie, pomimo huku grzmotów, jasnych błyskawic, pomimo wichru więcej wściekłego i gwałtownego niż kiedykolwiek, wstrząsającego pomarańczowemi drzewami, z których spadały owoce jakby deszcz złoty, i gwałtownością swego powiewu zginającego palmę, której kity wydają się jakby rozplecione warkocze; — młoda dwadzieścia trzy lata mieć mogąca kobieta w penioarze batystowym, koronkowym woalu zarzuconym na głowę, od czasu do czasu zjawia się na kamiennym ganku, prowadzącym z ogrodu na pierwsze piętro, gdzie zdają się być apartamenta mieszkalne, jak możemy wnosić z promienia światła, które za każdem otwarciem drzwi wydostaje się z tamtąd na zewnątrz.
Zjawienie się jej nie trwa długo, gdyż za każdem jej wyjściem gdy mignie błyskawica lub uderzenie piorunu da się słyszeć, kobieta wydaje okrzyk, żegna się i wchodzi z ręką na piersiach, jakby dla wstrzymania gwałtownych uderzeń swego serca.
Ktoby ją widział, pomimo przestrachu jaki jej sprawia to zamięszanie w naturze, uchylającą upornie co pięć minut te drzwi, które każdą razą z wahaniem się otwiera, a z przestrachem zamyka, założyłby się niezawodnie, że ta cała niecierpliwość i niepokój, zdradzają kochankę zaniepokojoną i zazdrosną, oczekującą lub śledzącą przedmiot swej miłości.
A więc! mylonoby się, żadna bowiem jeszcze namiętność nie dotknęła powierzchni tego serca, prawdziwego zwierciadła czystości, a w duszy tej gdzie wszystkie żądze i gorące pragnienia drzymią jeszcze, tylko ciekawość dziecinna panuje; i ta ciekawość właśnie, użycza mocy jednej z namiętności nieznanych aż dotąd, ona to jest przyczyną całego tego wzburzenia i niespokojności.
Brat mleczny syn jej mamki, lazzaron z Marinnelli, na jej usilne prośby, obiecał przyprowadzić starą Albankę, której przepowiednie uchodziły za wyrocznie; posiadała ducha wieszczego jaki jej pradziadowie otrzymali pod dębami Dodony, i skąd rodzina jej pochodziła, po śmierci Scanderberga Wielkiego w 1467 opuściwszy brzegi Aoüs dla schronienia się w góry Kalabrji. Żadna generacja nie przeszła żeby wiatr wiejący nad lodowatemi szczytami Tomero nie przyniósł tym nowożytnym pitjom wieszczbiarskiego tchnienia, dziedzicznego ich rodzinie.
Co do młodej kobiety czekającej na wróżkę, niepewny instynkt każę jej lękać się, a zarazem pragnąć poznania przyszłości, w której błąkają się ze drżeniem dziwne przeczucia. Brat jej mleczny przyrzekł przyprowadzić tego jeszcze wieczoru, o kabalistycznej godzinie dwunastej, tę która będzie mogła — podczas nieobecności męża zatrzymanego do drugiej rano uroczystością dworską — odkryć jej tajemnice tej przyszłości, która rzuca cienie na jej czuwanie, niepokój na jej sny.
Oczekuje więc po prostu lazzarona Michała Fou i wróżki Nanno.
Zresztą zobaczymy zaraz czy nas nie oszukano.
Trzy uderzenia w równych odstępach rozległy się przy małych drzwiach ogrodu, jednocześnie gdy z silnych żółtawych chmur zaczął padać kroplisty deszcz. Na dźwięk tych trzech uderzeń, coś jak fala gazy zsunęła się z poręczy balkonu, drzwi od ogrodu otwarły się, przepuściły dwie nowe osoby i zamknęły za niemi. Jedna z tych osób jest mężczyzną, druga kobietą; mężczyzna ubrany jest w płócienne spodnie, czerwoną wełnianą czapkę i opończę rybaka z Marinnella; kobieta jest okręcona wielkim czarnym płaszczem, na ramionach którego błyszczałyby, gdyby je można było rozróżnić, nitki złote, ostatki dawnego haftu; nic więcej nie widać ze stroju i tylko jej oczy błyszczą w cieniu rzuconym przez kaptur przykrywający głowę.
Przechodząc przestrzeń oddzielającą ganek od drzwi ogrodu, młoda kobieta znalazła sposobność powiedzieć lazaronowi:
— Jakkolwiek jesteś warjatem, nie powiedziałeś jej kto ja jestem, nieprawdaż, Michale?
— Nie, na Madonnę, ona nie wie nawet pierwszej litery twego nazwiska, siostrzyczko.
Wszedłszy na ganek, młoda kobieta weszła pierwsza, lazzaron i wróżka weszli za nią.
Kiedy przechodzili pierwszy pokój, można było widzieć głowę młodej pokojówki podnoszącą jednę połowę portjery i ciekawie patrzącej na swoją panią i dziwacznych gości jakich do siebie wprowadzała.
Drzwi się za niemi zamknęły.
Wejdźmy tam z kolei. Scena jaka się tu odbywała zbyt wiele wpływu mieć będzie na przyszłe wypadki, ażebyśmy nie mieli jej opowiedzieć ze wszystkiemi szczegółami.
Światło którego promień widzieliśmy przebijający aż do ogrodu, pochodziło z małego buduaru przybranego na sposób Pompela, sofami i firankami z różowego jedwabiu, tkanego w jasno niebieskie kwiaty; płomień rzucający to światło, zamknięty był w alabastrowy globus rzucając na wszystkie przedmioty blask perłowy; stał na stoliku białym marmurowym, którego jedyną nogą był gryf z rozpostartemi skrzydłami. Fotel formy greckiej, mogący czystością rzeźby domagać się miejsca w buduarze Aspazji, wskazywał że oko amatora przewodniczyło najmniejszym szczegółom tego umeblowania.
Drzwi umieszczone na wprost tych, przez które przeszły trzy osoby, prowadziły do szeregu pokoi idących przez całą długość domu; ostatni z tych pokoi nie tylko dochodził do sąsiedniego domu, ale łączył się z nim.
— W razie gdybyby mój mąż powrócił, Nina przyjdzie nas uprzedzić, wyjdziecie przez dom księżnej Fusco.
— Dobrze, pani, odpowiedział Michał kłaniając się z uszanowaniem.
Usłyszawszy te ostatnie słowa, wróżka która właśnie chciała zdjąć płaszcz, odwróciła się i tonem który nie był wolny od goryczy:
— Odkąd że to mleczni bracia nie mówią sobie ty? zapytała. Ci co jedną pierś ssali nie sąż tak blzkiemi krewnemi jak i ci których jedno łono nosiło? Nazywajcie się ty, dzieci, mówiła dalej łagodnie, przyjemnie jest Bogu widzieć kochające się istoty, pomimo dzielącej ich odległości.
Michał i młoda kobieta spojrzeli na siebie ze zdziwieniem.
— Kiedyż ja ci mówię, że ona jest naprawdę czarownicą, siostrzyczko! zawołał Michał i tego to właśnie się boję.
— A dla czego się boisz, Michale? zapytała młoda kobieta.
— Czy wiesz co ona przepowiedziała, nie dawniej jak dzisiejszego wieczoru przed przyjściem tu?
— Nie.
— Przepowiedziała mi że będę na wojnie, ze zostanę pułkownikiem i że będę...
— Cóż?
— Trudno to wymówić.
— Zawsze powiedz.
— I że będę powieszony.
— Ah! mój biedny Michale!
— Ni mniej ni więcej.
Młoda kobieta z rodzajem przestrachu podniosła oczy na Albankę, która zdjęła zupełnie płaszcz, leżący na ziemi, i ukazała się w swoim narodowym stroju, zniszczonym przez długie używanie, ale zawsze bogatym; jednakże, nie biały zawój tkany w kwiaty świetne niegdyś, ściskający jej głowę, a z pod którego wydobywały się długie promienie włosów czarnych zmieszanych ze srebrnemi nitkami, nie stanik jej czerwony w złote kwiaty, nie jej nakoniec spódnice ceglastego koloru z lampasami czarnemi i niebieskiemi, zwróciły uwagę młodej kobiety, były to szare przenikliwe oczy wróżki, utkwione w nią jak gdyby chciały czytać w najgłębszych tajnikach jej serca.
— O młodości! młodości ciekawa i nierozważna! szeptała wróżka, czyż zawsze będzie powodować tobą uczucie silniejsze niż wola twoja, by dążyć na przeciw tej przyszłości, która tak szybko naprzeciw ciebie przychodzi?
Na ten zwrot niespodziewany, uczyniony głosem ostrym i przenikliwym, dreszcz przeszedł młodą kobietę, zaczynającą już prawie żałować przyzwania Nanno.
— Jeszcze czas, powiedziała taż, jak gdyby żadna myśl nie mogła uniknąć jej chciwego i przenikliwego oka. Drzwi które nas wpuściły jeszcze są otwarte, a stara Nanno za często sypiała pod drzewem Beneventu aby się nie miała przyzwyczaić do wichru, grzmotów i deszczu.
— Nie, nie, szeptała młoda kobieta. Kiedy już jesteś, pozostań!
I rzuciła się na fotel stojący przy stoliku, z głową przechyloną w tył i wystawioną całkiem na światło lampy.
Wróżka postąpiła dwa kroki i jakby mówiąc do siebie:
— Blond włosy i czarne oczy: wielkie, piękne, jasne, wilgotne, aksamitne, rozkoszne.
Młoda kobieta zaczerwieniła się i zakryła twarz rękoma.
— Nanno! wyszeptała.
Ale ta nie zdawała się słyszeć i czepiając się rąk które przeszkodziły dokończyć badania twarzy, ciągnęła:
— Ręce są pulchne; skóra na nich różowa, miękka, wytworna, matowa i żywa zarazem.
— Nanno! rzekła młoda kobieta usuwając ręce jakby je chciała schować, a odsłaniając uśmiechniętą twarz, nie wołałam cię dla prawienia mi komplementów.
Ale Nanno nie słuchając, kończyła i wracając do twarzy którą jej znów ukazano:
— Czoło piękne, białe, czyste przerzynane niebieskiemi żyłkami. Brwi czarne, dobrze odznaczone, zaczynające się od osady nosa, a między brwiami trzy lub cztery złamane linje. Oh! piękna istoto! jesteś poświęcona Venerze, tak!
— Nanno! Nanno! zawołała młoda kobieta.
— Ależ daj jej pokój siostrzyczko, powiedział Michał. Utrzymuje ona że jesteś piękna; czy nie wiesz o tem? czy ci tego co dzień twoje lustro nie mówi? czy ktokolwiek cię widzi nie jest zdania jednego z twym lustrem? czyż wszyscy nie mówią że kawaler San Felice ma imię przeznaczone do zbawienia wiecznego, ponieważ szczęśliwy z imienia jest nim też w istocie.
— Michale! zawołała młoda kobieta niezadowolona że jej brat mleczny wymienił nazwisko jej męża, a tem samem i jej własne.
Lecz wróżka cała zajęta swoim egzaminem mówiła dalej:
— Usta są małe, purpurowe, warga górna trochę grubsza od wargi dolnej; zęby są białe, dobrze osadzone, wargi koralowe, podbródek okrągły, głos miękki, trochę przeciągły, łatwo chrypnący. Jesteś urodzona w piątek, nieprawdaż? o północy lub blisko północy?
— To prawda, szepnęła młoda kobieta głosem w istocie trochę ochrypłym z wzruszenia doznawanego, a któremu ulegała pomimo woli; moja matka często mi powtarzała, że pierwszy mój krzyk zmięszał się z ostatniem drżeniem zegaru bijącego dwunastą godzinę, która oddzielała ostatni dzień kwietnia od pierwszego dnia maja.
— Kwiecień i maj, miesiące kwiatów! Piątek dzień poświęcony Venerze! Wszystko się wyjaśnia. Oto dlaczego Venus góruje, zaczęła wróżka. Venus! jedyna bogini która zachowała swą władzę nad nami, kiedy wszystkie bogi utraciły swoją. Urodziłaś się pod znakiem Venery i księżyca, ale Venus go zwyciężyła i dała ci tę białą szyję, okrągłą, średniej długości, którą nazywamy wieżą z kości słoniowej. To Venus dała ci te zaokrąglone ramiona, spadziste, te włosy gęste, faliste, miękkie; ten nos wytworny, zaokrąglony z nozdrzami rozszerzonemi i rozkosznemi.
— Nanno! zaczęła młoda kobieta nakazującym głosem, powstając zupełnie i opierając rękę na stole.
Ale przerwa była bezużyteczną.
— To Venus, ciągnęła Albanka. dała ci tę kibić giętką, ruchy wytworne, te nogi dziecka! Venus, daje ci upodobanie w pięknem ubraniu, w sukniach jasnych, kolorach delikatnych. Venus to czyni cię łagodną, uprzejmą, naiwną, skłonną do miłości romantycznej; skłonną do poświęcenia.
— Nie wiem, Nanno czy jestem prędką do poświęcenia, powiedziała młoda kobieta tonem łagodnym, prawie smutnym; ale, na pewno mylisz się co do miłości.
Potem, upadając na fotel jakby jej nogi straciły siłę udźwignąć ją:
— Gdyż nigdy nie kochałam! dokończyła z westchnieniem.
— Nie kochałaś nigdy, wszczęła Nanno, a w którym roku to mówisz? W dwudziestym drugim, nieprawdaż?... Ale czekaj, czekaj.
— Zapominasz że jestem zamężną, powiedziała młoda kobieta słabym głosem, któremu napróżno starała się dodać mocy — i że kocham i szanuję mego męża.
— Tak, tak! wiem o tem, odpowiedziała wróżka, ale wiem i to że jest trzy razy starszym od ciebie. Wiem, że go kochasz, że go szanujesz; ale i to wiem że kochasz go jak ojca, szanujesz jak starca. Wiem że masz zamiar, nawet wolę, pozostać czystą i cnotliwą; ale cóż może zamiar i wola przeciwko wpływowi gwiazd? — Czyż nie mówiłam ci że urodziłaś się z połączenia Venus i księżyca, obydwóch gwiazd miłości? lecz może unikniesz ich wpływu. Zobaczmy twoją rękę. Job, wielki prorok powiedział: „W ręce ludzkiej, Bóg położył znaki po których poznaje się jego dzieło“.
I wyciągnęła ku młodej kobiecie rękę pomarszczoną, kościstą i czarną, w której spoczęła jakby za wpływem magicznym ręka miękka, biała i wytworna la San Felice.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.