La San Felice/Tom I/XII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | La San Felice |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La San Felice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Była to ręka lewa, ta w której — wróżbici dawni utrzymywali, i w której nowożytni wróżbici utrzymują jeszcze — można wyczytać tajemnice życia.
Nanno przez chwilę patrzyła na wierzch tej prześlicznej ręki, nim ją odwróciła by czytać w jej wnętrzu, tak jak nieraz trzymamy książkę nie spiesząc się otworzyć jej, choć ma nam odkryć rzeczy nieznane i nadzwyczajne.
Patrząc na nią, jak patrzy się na piękny marmur szepnęła:
— Palce gładkie, podłużne bez węzłów, paznogcie różowe, wązkie, spiczaste, ręka artysty gdyby nią była, ręka przeznaczona do wydobywania dźwięku ze wszystkich instrumentów, strun liry — lub serca.
Przewróciła nakoniec tę małą drżącą rękę, stanowiącą tak doskonały kontrast z jej ręką zczerniałą i uśmiech dumy na jej ustach rozjaśnił całą jej twarz.
— Czyż nie zgadłam tego! powiedziała.
Młoda kobieta patrzyła na nią z niepokojem. Michał ze swej strony zbliżył się jak gdyby się znał na wróżeniu z dłoni.
— Zacznijmy od dużego palca, wszczęła wróżka, na nim to zbierają się wszystkie znaki ręki; wielki palec jest głównym czynnikiem woli i rozumu; idioci rodzą się zwykle bez wielkiego palca albo z nieforemnym lub uschłym; epileptycy w napadzie ataku zamykają wielki palec przed innymi palcami. Dla odwrócenia złego oka, wyciąga się wskazujący i mały palec, a palec wielki chowa się pod dłoń ręki.
— To prawda siostrzyczko, zawołał Michał, tak robię ile razy mam nieszczęście spotkać na mojej drodze kanonika Jorio.
— Pierwszy przedział wielkiego palca, ten przy którym jest paznokieć, kończyła Nanno, jest znakiem woli; masz pierwszy przedział wielkiego palca krótki, a zatem jesteś słabą, bez woli, łatwą do uniesienia.
— Czy mam się gniewać? zapytała śmiejąc się ta do której ściągało to tłómaczenie prędzej prawdziwe jak pochlebne.
— Oto góra Wenery, mówiła wróżka prowadząc dalej palcem, którego paznokieć można było wziąść za szpon rogowy, a mięśnie za hebanową oprawę; cała ta część ręki obejmująca znaki rozradzania się i żądz materjalnych jest poświęcona nieprzezwyciężonej bogini; okrąża ją linja życia, jak strumień płynący u spodu pagórka, i odłącza jak wyspę. Venus przewodnicząca twemu urodzeniu, Venus podobna jednej z tych bogiń rozrutnych chrzestnych matek młodych księżniczek, Venus która dała ci wdzięk, piękność, melodją, upodobanie w pięknych kształtach, żądzę kochania, potrzebę podobania się, dobroć, litość czułość, Venus okazuje się tutaj wszechwładniejszą niż kiedykolwiek. Ah! gdyby inne linje były tak jak ta przyjazne, chociaż..
— Chociaż?...
— Nic.
Młoda kobieta spojrzała na wróżkę której brwi zmarszczyły się na chwilę.
— Są więc inne linje oprócz linji życia? zapytała.
— Jest ich trzy: te to trzy linje tworzą na ręce wielkie M. uważane przez gmin za pierwszą literę wyrazu Mort (śmierć) znak straszny, obowiązany przez samą naturę przypominać człowiekowi że jest śmiertelnym; dwie inne są, jedna linją serca; patrz; ciągnie się od spodu wskazującego do małego palca, teraz, spójrz na tę linję, przerzyna ona środek ręki na połowę.
Michał znów się zbliżył i z najgłębszą uwagą słuchał wykładu wróżki.
— Dla czego mnie tego wszystkiego nie wytłumaczyłaś? zapytał. Sądziłaś żem zbyt głupi aby cię zrozumieć.
Nanno ruszyła ramionami nie odpowiadając mu, a zwróciwszy się znów do młodej kobiety mówiła:
— Idźmy najprzód za linją serca, spójrz jak ona się rozciąga do góry Jowisza, to jest od spodu wskazującego palca, od góry Merkurego, to jest do spodu małego palca; oznacza ona, gdy jest ścieśnioną, wielkie nadzieje szczęścia; zbyt rozszerzona jak u ciebie, oznacza prawdopodobieństwo straszliwych cierpień; łamie się ona pod Saturnem, to jest w środku, jest to przeznaczenie; jest koloru mocno czerwonego, odbija od matowej białości twej ręki, jest to miłość gorąca aż do gwałtowności.
— A właśnie też to mi nie pozwala uwierzyć twoim przepowiedniom, Nanno, powiedziała la San Felice uśmiechając się; moje serce spokojne.
— Zaczekaj, zaczekaj, powiedziałam ci, zawołała wróżka zapalając się, zaczekaj, zaczekaj, niedowiarku, chwila w której zajdzie wielka zmiana w twoim losie już niedaleka. Potem jeszcze znak złowróżbny: widzisz? Linja serca łączy się z linją głowy, między wskazującym i wielkim palcem, znak złowróżbny, lecz może on być zwalczony znakiem przeciwnym drugiej ręki. Zobaczmy prawą rękę!
Młoda kobieta usłuchała i podała wróżce żądaną rękę! Nanno kiwnęła głową.
— Taki sam znak, rzekła, takie same połączenie. — I zamyślona opuściła rękę; potem gdy tak siedziała cicho:
— Mów więc, powiedziała młoda kobieta, przecież ci powtarzam że temu nie wierzę.
— Tem lepiej, tem lepiej, szepnęła Nanno; oby się mogła mylić nauka; oby się pewność zawiodła!
— Cóż więc oznacza połączenie tych dwóch linji?
— Ciężką ranę, uwięzienie, niebezpieczeństwo śmierci.
— Ah! jeżeli będziesz mi grozić fizycznem cierpieniem, Nanno, zobaczysz mnie słabnącą. Czyż nie mówiłaś sama, że nie jestem odważną? I gdzież będę zranioną mów?
— To dziwne: w dwa miejsca, w szyję i w bok. — Potem, opuściwszy rękę lewą jak to przedtem z prawą uczyniła: — Może też unikniesz tego, dokończyła, miej nadzieję.
— Tak i nie, zaczęła młoda kobieta, kończ. Nie powinnaś mi nic mówić, albo mów mi wszystko.
— Wszystko powiedziałam.
— Twój głos i oczy przekonywają mię że nie; wreszcie mówiłaś że są trzy linje: linja życia, linja serca i linja głowy.
— A więc?
— A więc! badałaś tylko dwie, linje życia i serca. Pozostaje linja głowy.
I z nakazującym ruchem, podała rękę wróżce.
Ta wzięła ją i udając obojętność powiedziała:
— Widzisz tak dobrze jak ja, linja głowy przechodzi równinę Marsa, zniża się pod górą księżyca. To znaczy: marzenie, idealizm, wyobraźnia, urojenie — życie, takie jakie jest na księżycu wreszcie, a nie tutaj.
Nagle Michał, z uwagą przypatrujący się ręce siostry, wydał okrzyk:
— Patrz tylko, Nanno, powiedział.
I wskazał palcem, z wyrazem najgłębszego przestrachu, znak na ręku swej siostry mlecznej.
Nanno odwróciła głowę.
— Ależ mówię ci patrz, Luiza we wklęsłości ręki ma znak taki sam jak mój.
— Głupiec! zawołała Nanno.
— Niech będzie głupiec, krzyknął Michał: krzyż w pośrodku linji — powiedziałaś oznacza śmierć na szafocie?...
Młoda kobieta z przestrachem patrzała kolejno na brata mlecznego i na wróżkę.
— Milcz, ależ milcz! zawołała ta ostatnia zniecierpliwiona tupiąc nogą.
— Patrz, siostrzyczko, patrz, mówił Michał roztwierając swą lewą rękę, zobacz sama czy nie mamy oboje jednakowego znaku, krzyża.
— Krzyż! powtórzyła Luiza blednąc.
Potem chwytając ramię wróżki:
— Czy wiesz Nanno że to prawda? co to znaczy? Czy w ręku człowieka są znaki według jego stanu i co jest śmiertelne dla jednego, czy drugiemu jest obojętnem? Dalej, dokończ, ponieważ zaczęłaś.
Nanno powoli wysunęła się z ręki usiłującej ją zatrzymać.
— Nie wolno nam wyjawić rzeczy przykrych, powiedziała, jeżeli oznaczone pieczęcią najwyższego przeznaczenia są one nieuniknione nawet pomimo wysiłków woli i rozumu — A po chwili: — Chyba w razie, dodała, jeżeli osoba zagrożona w nadziei zwalczenia przeznaczenia, wymaga od nas wyjawienia ich.
— Wymagaj tego, siostrzyczko, wymagaj zawołał Michał, bo nakoniec ty jesteś bogata, możesz uciekać; być może iż niebezpieczeństwo któremu podpadasz istnieje tylko w Neapolu, być może że ono nie doścignie cię we Francji, Anglji lub Niemczech!
— A dlaczegóż ty nie uciekasz, odpowiedziała Luiza, kiedy utrzymujesz że oboje mamy jednakowe znaki?
— Oh! ja, to co innego; nie mogę opuścić Neapolu, jestem przywiązany do Marinella jak wół do jarzma; jestem biedny i z pracy swojej utrzymuję matkę. Cóżby się z nią stało gdybym odszedł z tąd?
— A jeżeli umrzesz, to cóż się z nią stanie?
— Jeżeli umrę, Luizo, to ona prawdę powiedziała, a w takim razie przed śmiercią zostanę pułkownikiem. A więc! jak będę pułkownikiem, będę matce oddawał wszystkie pieniądze i powiem jej: Odłóż to na bok, mateczko, a jak mnie powieszą, ponieważ mają mnie powiesić, ona zostanie moją spadkobierczynią.
— Pułkownik! biedny Michale i ty wierzysz w przepowiednię?
— A gdyby nie! przypuśćmy że tylko śmierć się sprawdzi, trzeba zawsze przypuszczać najgorsze. A więc, ona jest stara, ja biedny, oboje nie stracimy wiele — utraciwszy życie.
— A Assunta? zapytała z uśmiechem młoda kobieta.
— O! Assunta mniej mnie niepokoi niż moja matka, Assunta kocha mnie jak dziewczyna swego kochanka, nie jak matka swego syna. Wdowa pocieszy się innym mężem; matki nie pocieszy inne dziecko. Ale porzućmy starą. Mochelomę i wróćmy do ciebie siostro, do ciebie Luizo, do ciebie młodej, bogatej, pięknej, szczęśliwej. Oh! Nanno, Nanno! słuchaj uważnie: powiedz jej zaraz zkąd niebezpieczeństwo grozi, albo biada tobie!
Wróżka podniosła płaszcz swój i zajęta była spinaniem na ramieniu.
— O! nie odejdziesz tak, Nanno, zawołał lazaron i skoczył do niej i schwycił ją za rękę. Mnie, możesz mówić co tylko zechcesz; ale mojej świętej siostrze, Luizie... oh! nie, nie! to co innego. Powiedziałaś, jedna pierś nas wykarmiła. Pragnę, jeżeli tego potrzeba, umrzeć dwa razy, raz za siebie, raz za nią; ale nie chcę by jeden włos spadł z jej głowy! Czy słyszysz!
I wskazał młodą kobietę, która blada, nieruchoma, ciężko oddychająca, opadła na fotel, nie wiedząc do jakiego stopnia wierzyć przepowiedniom Albanki, ale w każdym razie gwałtownie wzruszona i wzburzona głęboko.
— Zobaczymy, ponieważ oboje tego chcecie, rzekła wróżka, zbliżając się do Luizy, spróbujmy i jeżeli los może być zaklęty, zaklinajmy go, jakkolwiek bezbożnością jest walczyć przeciwko temu co jest napisano, dodała. Daj mi rękę Luizo.
Luiza podała jej rękę drżącą i skurczoną, Albanka musiała wyprostować jej palce.
— Oto linja serca, złamana tu na dwa kawałki pod górą Saturna, oto także krzyż w pośrodku linji głowy, nakoniec linja życia gwałtownie złamana między dwudziestym a trzydziestym rokiem.
— I nie wiesz zkąd niebezpieczeństwo przychodzi? Czy nie znasz przyczyn jakie trzeba zwalczyć? wykrzyknęła młoda kobieta pod ciężarem przestrachu tak dobrze za nią wyrażonego przez jej mlecznego brata, a co teraz jej oczy, drżenie głosu i wzburzenie w calem ciele wyrażało z kolei.
— Miłość, zawsze miłość! zawołała wróżka, miłość fatalna, niezwalczona, śmiertelna.
— Ale czy znasz przynajmniej kto będzie jej przedmiotem? zapytała młoda kobieta przestawszy się sprzeczać i zapierać, opanowana po mai u przekonywającą wymową wróżki.
— Wszystko jest mglistem w twoim losie, biedna istoto, odpowiedziała sybilla, widzę go, ale go nie znam; ukazuje się on mnie jak istota nie do tego świata należąca, jest to dziecko z żelaza nie z życia... urodzony jest... niepodobna! a jednakże tak jest: jest on urodzony z umarłej!
Wróżka stała z wzrokiem utkwionym, jak gdyby chciała czytać w ciemności, jej oczy się rozszerzyły i przybrały okrągłość oczu kota lub sowy, gdy jednocześnie ręka robiła ruch jak ktoś odpychający zasłonę.
Michał i Luiza spojrzeli na siebie, zimny pot spływał z czoła lazarona, Luiza była bledszą od batystowego penioaru który ją okrywał.
— Ah! wykrzyknął Michał po chwili milczenia, czyniąc wysiłek żeby się otrząsnąć z zabobonnego przestrachu jaki go przygniatał, jacy my głupi słuchamy tej starej warjatki! Że ja będę wisiał, no, to jeszcze być może; jestem zawadjaka, a w moim zawodzie, z moim charakterem, od słów przychodzi do czynów, kładzie się ręka do kieszeni, wyciąga się nóż, otwiera go, djabeł cię kusi, uderza się kogo, ten pada, umiera, zbir cię zatrzymuje, komisarz bada, sędzia cię skazuje, mistrz Donato[1] kładzie ci rękę na ramieniu, przeciąga sznur na szyję i wiesza cię, bardzo dobrze! Ale ty! ty, siostrzyczko! co może być wspólnego między tobą a szafotem? jakąż zbrodnię możesz choćby pomyśleć z twojem sercem gołąbki? kogoż możesz zabić twemi małemi rączkami? Bo, nareszcie nie zabija się ludzi chyba że i oni zabili, a potem, tutaj nie zabijają bogatych! Patrzaj, czy chcesz widzieć jedną rzecz, Nanno? od dziś nie będą mówić Michał Fou (warjat) powiedzą Nanno Folie (warjatka).
W tejże chwili, Luiza schwyciła ramię swego mlecznego brata i palcem wskazała mu wróżkę.
Stała ona jeszcze na tem samem miejscu, nieruchoma i niema, tylko zgięła się powoli i zdawała z wielkim wysiłkiem woli rozróżniać coś w tej nocy na jaką przed chwilą narzekała; chuda jej szyja wyciągnęła się z czarnego płaszcza, a głowa poruszała się od prawej strony na lewą, jak głowa węża gotującego się rzucić na swą ofiarę.
— O! teraz widzę go, widzę go, mówiła. Jest to piękny młodzian dwudziestopięcioletni, z czarnemi oczami i czarnemi włosami, idzie, zbliża się. Jemu także zagraża wielkie niebezpieczeństwo — niebezpieczeństwo śmierci, Dwóch, trzech, czterech ludzi idzie za nim — mają sztylety pod swemi sukniami...
pięciu, sześciu...
Potem jakby nagłem uderzona odkryciem:
— O! gdyby on został zabity! zawołała prawie uradowana.
— To co! zapytała Luiza tracąc głowę i jakby zawisła na wargach wróżki, gdyby został zabity, cóżby się stało?
— Gdyby on został zabitym? Ponieważ to on ma być przyczyną twojej śmierci, byłabyś ocaloną.
— O! mój Boże! zawołała młoda kobieta, tak przekonana jakby już sama widziała to co Nanno zdawała się spostrzegać; o mój Boże! ktokolwiek on jest wspieraj go.
W tej samej chwili, pod oknami domu, usłyszano dwa odgłosy dwóch wystrzałów pistoletowych, potem krzyki, przekleństwa, a potem nic, tylko szczęk żelaza o żelazo.
— Pani, pani! powiedziała pokojówka wchodząc cała wzburzona, mordują człowieka jakiegoś pod murem ogrodu.
— Michale! krzyknęła Luiza, wyciągając do niego ramiona, składając ręce, jesteś mężczyzna, masz nóż, pozwolisz że zarzynać drugiego człowieka nie dając mu pomocy?
— Nie! na Madonnę! zawołał Michał. — I rzucił się do okna otworzył je i chciał wyskoczyć na ulicę, lecz nagle krzyknął, rzucił się w tył i głosem stłumionym trwogą: — Pasquale de Simone, zbir królowej! wyszeptał kryjąc się za mur okna.
— A więc! zawołała San Felice, ja go muszę ocalić? — I wybiegła na ganek.
Nanno zrobiła poruszenie aby ją zatrzymać, lecz kiwając głową opuściła ramiona i powiedziała:
— Idź, biedna skazana i niechaj się spełnią wyroki gwiazd!