Legat dziadunia/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Legat dziadunia |
Pochodzenie | Światełko. Książka dla dzieci |
Wydawca | Spółka Nakładowa Warszawska |
Data wyd. | 1885 |
Druk | S. Orgelbranda Synowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Pan Hilary był dalekim krewniakiem Jurcia, a miał żonę i syna, który uczył się razem z Jurciem. Niewielka sumka, która pozostała po zmarłym, miała służyć na wychowanie wnuka. Pan Hilary dobrym był człowiekiem, choć surowym w obejściu. Ostro pilnował nauki obu chłopców, nie pozwalając im marnować czasu. Jurcio lubił się uczyć, a teraz uczył się lepiej jeszcze, w ten sposób przygłuszając żal za dziadkiem, którego kochał; bo jego jednego miał na świecie. Jaś, pieszczony przez matkę, lubił się tylko bawić, tak, że ile razy nie czuł opieki nad sobą, swawolił, chcąc za sobą pociągnąć Jurcia, który go nadaremnie upominał.
Chłopcy wczas chodzili spać, a jeszcze wcześniej musieli wstawać. Jaś, który się lubił wylegać w łóżku, wstawał mrucząc, zawsze niechętnie, przystawił raz stołek do ściany i cofnął wskazówki na zegarze o całą godzinę. Jurcio sprzeciwiał się temu, ale Jaś ofuknął go, mówiąc:
— Tatuś nie spostrzeże, a my i tak będziemy na czas.
— Kiedy to nie jest uczciwie, a potem — jak się ojciec twój spyta?...
— To się przyznam.
Przez dwa dni uszła sprawka, ale trzeciego odgadł psotę p. Hilary i wszedłszy o godzinę wcześniej do pokoju chłopców, zapytał odrazu:
— Który z was przekręcił zegar?
Jurcio milczał, a Jaś pomimo przyrzeczenia rzekł zuchwale:
— Ja nie wiem, a do zegara i tak-bym nie dostał.
— Jurciu, powiedz prawdę!
— Ja nie przekręciłem — odrzekł patrząc się prosto w oczy pytającemu.
— Więc w takim razie Jaś?
Jurcio milczał.
— Jeden z was kłamie. Jurciu, powiedz prawdę, powinieneś ją powiedzieć.
Nagle Jurciowi stanęły żywo na pamięci słowa umierającego dziadka; spytał więc wahając się jeszcze:
— Czy powinienem powiedzieć?
— Powinieneś.
Jurcio wskazał ręką na Jasia.
Jaś nie odniósł zasłużonej kary, bo go obroniła matka; odtąd jednak przez rok cały tak dokuczał swemu rówieśnikowi, że ten często łzy dławiąc, zebrał się nareszcie na odwagę i otwarcie wyznał p. Hilaremu, że dłużej w tym domu wytrzymać nie może.
P. Hilary, poradziwszy się żony, która, nie lubiąc Jurcia, najchętniej na to przystała, oddał go do pensyonatu, jednego z najtańszych, w którym biedny chłopiec niedługo miał zażyć bied wszelakich.