[231]Legenda.
I znów tak samo słońce wejdzie gdzieś tam w świecie,
Na wielkich cichych górach zimny lód zapali,
Znów obłokami wicher śnieg z upłazów zmiecie
I wiosna zajaśnieje na błękitnej fali.
Znowu się maić będą winnice i drzewa,
Znowu się dookoła zazieleni pole — —
Idzie Wiosna różanousta, złotobrewa
Z żółtym jaskrem i habrem niebieskim na czole.
I znów tam będzie owa ranna, jasna cisza,
Mącona tylko gwarem rozpędzonej rzeki
I skryta, upleciona z świeżych wiklin nisza,
Podobna do alkowy Nimfy w czasie spieki.
I znowu się na liściach przejrzyste i złote
Błyszczeć będą owady i motyl zaleci
W tę skrytą pośród wiklin ponadrzeczną grotę
I wkradnie się wraz z słońcem przez zielone sieci.
[232]
I znów będzie tak samo, jak niegdyś przed laty,
Dawno, lub może wczoraj... Któż ten czas przeliczy?
W każdym razie już całe padły wpoprzek światy,
Została tylko pamięć szczęścia — i goryczy...
Kiedy? Kiedy to było?... Nie pytać bez celu —
Było kiedyś... Zostało wieczystą legendą...
Było kiedyś, daleko i przed laty wielu — —
Może wczoraj... Legendę chwile tęsknot przędą...
Legendę urodziło to drzewo nad rzeką,
Pod którem się łączyły serca, dusze, dłonie...
Ono stoi — — tam kędyś daleko, daleko,
Stoi i w wodę patrzy, a kiedy liść zrzuci,
To ten liść tak, jak przeszłość, opada i tonie
I tak, jak przeszłość, nigdy więcej nie powróci.
Legendę urodziły te wikliny rzeczne,
Co słyszały słów tyle, tyle łez widziały
I przepuszczały przez się promienie słoneczne
Na łzami zaciemnione jej oczu kryształy...
Legendę urodziły te ścieżki, co biegły
Między gąszcze i krzewy ku rzece ze wzgórza
I widok na dolinę jasny i rozległy
I deszcze z wiosną płynne i gradowa burza...
[233]
I czy to było wczoraj, czy było przed laty,
Oni sami niewiedzą; któż ten czas przeliczy?
W każdym razie upadły wpoprzek całe światy,
Została tylko pamięć szczęścia i goryczy.
I została legenda cicha, rzewna, święta,
W głębi duszy noszona, przez słowa nietknięta,
Nieznana, prócz nich dwojga, na świecie nikomu;
Została pamięć czaru dziewiczego sromu,
Co się, jak kwiat do słońca, Miłości otwierał,
Jak kwiat, który nie uwiądł w żarze, choć umierał...
Kiedy, kiedy to było?... Nie pytać bez celu — —
Było kiedyś: zostało wieczystą legendą.
Kiedyś, kiedyś, po latach, po wypadkach wielu,
Może się zejdą z sobą, może mówić będą.
Nie przypomną przeszłości, lecz pod każdem słowem
Ona drgać będzie skryta, jak łza pod powieką,
I serca zadrgną biciem tak dawnem, a nowem,
I obejrzą się w przeszłość, daleko, daleko...
Czyste, jak łzy, padały z skarbca dyamenty
I brukowały sobą ulicę podróżną:
Świecą, ale je podjąć chcieć napowrót — próżno;
Został tylko szlak długi, najdroższy i święty.
Jakiejż niemają wagi, gdy ze skarbca lecą?!
A raz padłe: na zawsze tylko jak łzy świecą...
[234]
Legenda pełna szczęścia, żalu i cierpienia,
Prócz nich dwojga, nieznana nikomu na ziemi.
Tam, nad rzeką, pomiędzy ciche drzew podcienia,
Powoli, z ramionami na pierś złożonemi,
Przewiał ponad pamięcią Archanioł Milczenia.