Szalony wybiegł w pole Faun,
Gdzie Nimfy wiodły skoczny tan,
Barwisty zerwał z głowy wian
I cisnął, aż się rozsuł w strzęp
Kwiat wytargany z wodnych kęp.
A z pod skrzydlatych, białych stóp,
Złotego pyłu wznosząc słup,
O ciałach z świeżą wonią bzów,
Nimf smukłoudych krzyczał huf:
»Szalony Faun! Szalony Faun!«
I tysiąc kwiatów z szybkich rąk
Padło na bożka, który stał
Bronzowy wśród różowych ciał,
Jak rudy szczaw wśród lilij z łąk.
»Pójdź! — tak krzyczały — Boski szał
Z pachnących naszych bije ciał!
Niech żyje bóg, co winnych gron
Jasny nam w usta wciska plon!
Niech żyje Pan, którego flet
Pasterza śniady widzi grzbiet,
A gdy ucieka, głośny śmiech
Bożka go ściga grzmotem ech,
Że aż zgubiwszy ser i bat,
Ledwo zagrody dopadł rad!
Niech żyje Kiprys, z piany wód
Zrodzona, co nam nocny chłód
Pomaga znieść, gdy Satyr nas
Skrycie uniesie w ciemny las
I na posłaniu z traw i mchu
Ogrzewa ogniem swego tchu!
Niech żyje Kiprys! Evoe!
Pójdź z nami! Zefir w róg swój dmie!
Rozkoszny powiew muska nas!
Pójdź z nami! Tańczy cały las!
Niebo zatacza wkoło pląs!
Patrz! Sum się z rzeki podniósł, wąs
Najeżył, jak myśliwski grot
I w tan się w rzece puścił w lot!
Patrz jaka piana, jaki szum!
Evoe! W rzece tańczy sum!
Hu ha! Już ptaki biją nam
Do taktu w skrzydła, pryska szlam!
Dzikich cyranek lotny sznur
Spadł na brzeg rzeki z rannych chmur,
Hu ha! Pójdź z nami, w wian się wwij!
Ty kochasz białość naszych szyj,
Ty kochasz piękność naszych nóg!
Nimfy i taniec stworzył bóg!...«
I jak skrzydlatych stado mew
Z głośnym trzepotem, z szumem piór,
Leci ku niemu biały chór,
A jemu w oczach błysnął gniew
I krzyknął, tupiąc nogą: »Precz!
Dłoń moja ostra jest jak miecz!
Precz, ty gromado nagich ciał!
Dość długo już wasz okrzyk brzmiał:
Szalony Faun! Szalony Faun!
Precz!...« Nimfy pierzchły... Został sam
I cisza zwolna zeszła nań
Wśród westchnień wichru, wody łkań
I szumu kwiatów... Kędyś tam
Daleko, u śródmorskich skał,
Śpiew Syren czarodziejski brzmiał...
Szalony Faunie! Bożku z grót!
Ścigaczu smukłokształtych ud!
Czy łzy w twych oczach? Czy to z wód
Dalekich krople miecie wiew
Chłodnego wiatru? Czy to śpiew
Dalekich Syren wzruszył cię?...
On zaś ku niebu modlił się:
»O jasnoczoła, Pani ros,
Któremi błyszczy leśny wrzos,
Pani tych świateł, co się szklą
Na fali pod poranną mgłą,
Pani tych barw, któremi lśni
Morze, wpływając w nocny cień,
Pani błękitnych, cichych dni,
Pani błękitnych nieba drgnień,
Najczystsza z czystych, z woni róż,
Z liliowych blasków, które wzgórz
Szczyty w zachodu stroją czas:
Zrodzona; ty, coś przeszła raz
Przez świat ten, by zostawić mu
Tęsknotę nadziemskiego snu:
Ciebie chcę kochać!... Dzień i noc
Szukając cię, przebiegłem świat —
Ani mię trud nie zdołał zmóc,
Ani mię z drogi cofnął strach,
Ale twej białej stopy ślad
Widziałem tylko w moich snach...
Szalony Faun! Szalony Faun!
Z lasów, z grót, z gajów ściga mnie
Namiętny pokrzyk leśnych dziew,
Lecz gdy ulegnę czarom tym,
Piekielny mnie ogarnia gniew
I, odtrącając rozkosz wstecz,
Znowu za śladem idę twym
I szukam cię... i gonię cię,
A ty uchodzisz dalej, precz,
I znam cię tylko w moim śnie...
A jednak jesteś! Imię twe
Jest pośród imion, jako kwiat:
I bóg i człowiek, gdy cię zwie,
Duszą w odmienny wchodzi świat
I w oczy jasność spływa mu,
Jakby melodyi słuchał tej,
Co gdzieś z gwiazd ciszy, z mgławic snu,
Z dróg mlecznych brzmi dalekich zwiej...
Więc jesteś, Psyche! Jesteś! W czas
Zachodu, z liliowych gaz
Na szczytach wzgórz zrodzona; ty,
Coś przyszła raz dać ziemi sny...
Jesteś! Czyż próżno szukam cię?
Czyż próżno tęsknię? Próżno wzrok
Wytężam, czy nie ujrzę gdzie
Twej twarzy przez obłoków mrok?
Próżno cię szukam, próżno chcę
W twojej źrenicy patrząc świt,
Grążyć się w lat tysięcy toń?
Próżno chcę czaru twego myt
Wkuć w życia kształt i przywrzeć doń?
Uchodzisz! Czasem zda się już
Że widzę szaty twojej rąb...
Naówczas pędzę w światów głąb
I widzę — morza, co się z mórz
Rodzą i góry weszłe z gór,
I widzę chmury płynne z chmur,
Ale ty — uszłaś... Przecież wiem!
Nie jesteś złudą! Gdybym mógł
Raz ujrzeć ciebie, twoim tchem
Odetchnąć i u twoich nóg
Modlić się, jak do gwiazd, do słońc!
Od wszystkich ziemskich wolny żądz,
Jak jasne światło ciebie czcić!...
Lecz ty się lękasz... Leśny bóg,
Ścigacz Nimf nagich, zwykły pić
Rozkosz z ich ciał, jak wino z czar,
Przeraża cię... Ty nie znasz, nie,
Tych nocy, gdym z tęsknoty marł
Nad ciemnem morzem śledząc cię...
Ty nie wiesz, jakem błądząc w zmrok,
Przed krzewem róż wstrzymywał krok
I oddech tłumiąc, ciebie z róż
Wschodzącej czekał... Nie znasz dni,
Gdym cię z słonecznych marzył zórz,
Ku piersiom spływającą mi...
I wyciągałem ręce w dal...
Szumiały morza, kwitnął krzew,
Świecił się złoty słońca krąg,
A z moich wyciągniętych rąk
Zbiegała w serce gorzka krew
Gorzką tęsknotę tlić i żal...
Nigdy więc, nigdy?... Próżny sen
I próżnom przebiegł cały świat?
Z niebieskich sfer ni z morskich den
Nie wyjdziesz?... Niech więc która z strzał
Zeusowych runie mnie na szmat
I sen mój i mój ból i szał
Roztargać!...« I, czy z nieba cud?!
Patrz! z krętej wełny, z koźlich nóg,
Z kształtu, co wlewał żądzę w krew
Śródmorskich Syren, leśnych dziew:
Jasny się wypromienia bóg...
Już boski uśmiech mu się wplótł
W wargi, już wzrok światłością lśni,
Już niewidzialnych jęła drżeć
U jego ramion skrzydeł sieć,
Już tętno jego wrzącej krwi
Stroi się rytmem z pieśnią ech
Muzyki sfer... Już wszelki brud
I wszelki z niego opadł grzech...
W bóstwo go dziwny zmienia cud...
On bóg!... Do dumnych nieba wrót
Wznosi się piersią, ręce wzniósł
I patrzy zachwycony w świat...
Dawny świat wkoło runął w gruz,
Nowy rozwija się, jak kwiat...
To nowe życie!... W przestwór zórz
Jasną Pieśń Chwały rozwiał Czas;
Nieziemskich, niepojętych kras
Strój objął ziemię... Z poza wzgórz
Z błękitu dzianych i ze mgły,
Na łąkę z światła: spływa huf
Nieziemskich, niepojętych dusz —