[18]LEGENDY DOMINIKAŃSKIE
Z mlecznego szkła ulane arkady.
Łuki gwiaździste urządzają siestę,
grady
krwi biją w moje ciemię,
gdzie jestem?
Oczy od świateł się ciemnią.
Jesteś szelestem
kół w jakich gwiazdy pędząc w wszechświat drgają,
łuki podsklepienne gęste
jak stróże anielskie
lotną rozgwiazdą prowadzą ku rajom.
Cień się czyjś strugą po filarach kłoni.
Trzej Bracia
ksiądz i dwaj diakoni
spieszą ze skargą do swego przeora,
by Baca
żeleźcem z ziemi ich ciała wyorał.
[19]
Pragną w kościelnych spoczywać kawernach,
bo zgaśli wszyscy w zbożnych rozmyślaniach.
Błogosławieni I Łaska ich niezmierna
w kaplicy, odwieka
wiernych proszących na kolana słania.
Przeszli jak cień, co z drożyn mlecznych ścieka
meteorem
wrzącą kometą jak przeszłość daleką.
Pamięta go logia,
co marmurem gorze
szlakiem gwiezdnym w oddrzwiach.
To matka zbożne minęła zaproże,
kurczowo dziecię do swych piersi tuli,
zapóźno Matko, gdy je głód zamorzył
oddechem własnym z martwych wskrzeszać lica
szare jak pieczęć średniowiecznej bulli!
[20]
Przyszła, bo Święty we śnie przyobiecał,
jak ongiś
Pan cierpiącemu Hiobowi na śmieciach,
że postradane przywróci mu włości.
W żyłach się głośne roztętniły gongi,
a każdy krzepi i nadzieję rości.
Wtem upadł promień pod Jacka posągiem,
gdy dziecię kwiliło
u matki pod bramą
więc mu podała piersi pełną stągiew...
Kim była? Chłopką, wyrobnicą, damą...
Znów obłocznie się snują kadzidelne
dymy
jak opuszczone bez Świętych pustelnie
oziembłych martwic zaklęte pierścienie
nieme jak echa padłych bezimiennie.
To miasto zimnemi popiołami krzepnie,
na przedzie Święty Jacek z aureolą,
za tłumem hufce tatarskie zaczepne
brzechwami strzały jak szerszenie kolą!
Rzekę przeżegnał Hostją nad kielichem
i ponad głębią rzesze wiedzie ciche.
[21]
Powietrzna zjawa z ócz otwarciem znikła
jak sen chłopięcy o złocistej szpadzie.
Na tropie pełga nitka dymu nikła
wkoło filarów jak anieli w bieli
i wicher niebo z chmur pierzastych pieli.