Legion/Scena VIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Legion |
Wydawca | nakładem autora |
Data wyd. | 1900 |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
SCENA VIII (W kopule Swiętego Piotra; gdzie marmurowe kolosalne posągi: cesarzowej Heleny, rycerza Longina, niewiasty Weroniki. Litewskie boginki, świtezianki, guślarze, znachory, wiedźmy, (starce i dzieci) przechylone o balustradę tamburu, patrzą ku zawrotnej przepaści kościoła; od głębi podnosi się hymn modłów, śpiewanych litanij, szum organów; dymy kadzideł, wonności palonych).
|
O patrzcie, zaszedł na groby;
po grobach, cmentarzach szuka;
żałobny wieniec na skroni,
stroje żałoby.
Syn Słońca, zaszedł na groby;
szuka czego u zapadłych cmentarzy,
szuka czego u obcych ołtarzy,
czemu bierze na się strój żałoby
i żałobny wieniec do skroni
od trumien próchno mu dzwoni;
dawniej, ze Słońcem u skroni,
zapalał ognie ołtarzy
u leśnych kamiennych stołów, —
o lato słonecznej pogody! —
oto Słońce wlecze do padołów
dawniej u litewskich rozdołów
śpiewywał w rusalne gody, —
o młody, weselny młody,
odbiegłeś od litewskich rozdołów
dawniej na świątalne gody
szedł w mroczne ostępy leśne,
weselniki pozdrawiał rówieśne, —
o młody, weselny młody,
odbiegłeś weselnych rówieśnych,
odbiegłeś Godów leśnych,
odbiegłeś kamiennych stołów
O patrzcie, Słońce w grób wiedzie,
do krzyża rwie się spragniony,
szaleństwem Krzyża szalony
o patrzcie, On stoi na przedzie,
on przed wszystkimi narody,
on z chorągwią w dłoni, on chorąży
Szaleństwem krzyża szalony,
do krzyża rwie się spragniony,
po śmierć niechybną dąży
O Słońce, palący Boże,
zapalisz łuny czerwone,
zapalisz łuny ogniowe.
Cierniowy bierze wieniec na głowę;
o patrzcie do krwi się rani,
śmiertelne przewodzi rycerze,
szaleństwem krzyża szalony,
po śmierć niechybną dąży
O Słońce, słońce gromowe!
przybędziesz w łunach czerwonych,
przybędziesz w złotych piorunach
spalić krzyżem opętanych,
szaleństwem krzyża szalonych;
przywalić popiołu mętem
kościoły, kolumny Romy.
O Swiatło, daj znak widomy,
przybądź w czerwonych łunach,
słowem wezwane zaklętem.
O Słońce, Słońce gromowe!
Przybądź w czerwonych łunach!
Swietli nam głowy czerwienią!
Swietli nam ciało tęczami!
ten, co był nasz, co był z nami,
w śmiertelnych przyodzian całunach.
O Słońce, spal go w piorunach.
O Słońce, Słońce gromowe,
przychodzisz w ogniowych łunach.
(z okien przeciwległych padają szerokie
pasy promieni zachodzącego słońca).
Zawijcie złote promyki
na gęśle, lirenki kręćcie;
grajcie i gędźcie,
zagrajcie na słonecznych strunach
te jego lubione muzyki
litewskich chat,
świteźnych wód,
z tych jego młodych lat,
jak was opuścił i rzucił
a wy za nim od Switezi tu śli, —
i ten śmiech i te łzy…
i ten ogień co jeszcze tli,…
Opuściłeś nas i porzucił
a my od Switezi za tobą tu szli
a my z tobą płakali,
gdy serce chorzało,
my z tobą radowali,
kiedy serce się śmiało
a my za tobą od Switezi tu szli,
od Płużyn ciemnego boru.
Ty nas znasz, tyś jest nasz,
czekamy żebyś wrócił.
1. Porzuć krzyż, odrzucaj znamię trwogi
2. ty nas znasz, tyś jest nasz,
przypomnij Jasne Bogi
1. Jasne Bogi złoto-kłose
w złotych wieńcach zbóż
przez łan złoty idą bose.
2. A przed niemi, a za niemi
idą dziewki lnianowłose;
każda niesie miodu kruż.
3. Przez łan złoty idą bose
a przed niemi, a za niemi:
Jasne Bogi złotokłose
w złotych wieńcach zbóż.
Porzuć krzyż, widziadło wiecznej męki;
kłos źrały weź do ręki;
porzuć trwogę i lęki.
Przecz chcesz na krzyż wieść lud
Od świteźnych wód
wstanie dla cię cud
z błękitów jasnej toni,
gdy woda się rozedzwoni.
Sam płużański bór
zaszumi we wtór
a głos po łęgach goni.
1. Wróć, wróć ty nasz,
nas swoich znasz,
my tu za tobą śli
2. Wróć, wróć do chat,
do młodych lat;
tam ogień jeszcze tli.
3. Przypomnij czar
guślarskich wiar,
przypomnij szept od błoni,
powiewy brzóz,
szemranie łóz,
podziemny tentent koni.
4. Gdy Mendoga nie stało
cóż pod ziemią zadrgało,
czy to Mendog król za łanią goni.
5. Gdy Mendoga nie stało, —
huf pod ziemią w róg dzwoni:
czy to Mendog król z tysiącem koni.
6. Przeminie czas,
przepłynie czas,
przeleci głos co dzwoni;
nie stanie cię,
ni twoich kras,
łzy jeno wichr przygoni.
7. Wróć, wróć ty nasz,
bo jeszcze czas,
my tu za tobą śli;
nas swoich znasz,
od młodych lat
tam ogień jeszcze tli.
Wróć, wróć do chat
8. Wróć, wróć do chat,
z nich wstanie cud
twych młodych lat
od Switeźnych, Switeźnych wód;
gdy woda się rozedzwoni
z błękitów jasnej toni,
sam płużański bór
zaszumi we wtór:
Król Mendog w tysiące koni
(słychać jakoby daleki tentent wśród szumu
organów).
9. Jedzie, jedzie,
tętni, dzwoni,
w tysiąc koni,
w tysiąc koni:
król Mendog,
litewski król Mendog od Trok!
10. poznajesz Mendoga króla,
dziergana na nim koszula;
dziergały ją dziewki kneźne
kraśne, dostojne, lubieźne.
11. Poznajesz Mendoga Pana,
zbroja na nim złocisto kowana;
kowali ją kowalowie,
kneziowi biegli sługowie.
12. Na koniu, od błoni
ktoś tętni, ktoś dzwoni,
jakowyś biegają rycerze.
Ktoś jedzie, ktoś dzwoni,
ktoś tętni, ktoś goni
w tysiące, tysiące koni.
Piorunie rozjaśnij mrok!
(piorun pada, Mendog ukazuje się, wjeżdżając
oknem kopuły na balustradę, do wnętrza).
I. Król Mendog!!
litewski król Mendog od Trok!
II. O Słońce, palący Boże!
o Słońce, Słońce gromowe,
Włady, rozwierasz przestworze
O patrzcie, patrzajcie dzieci
ku górze podniósł lice; —
patrzajcie, patrzajcie w oczy;
strzymajcie błyskawice;
niechaj w piorunowem świetle,
jak gwiazdy o krwawej mietle,
jawią się jemu Zwiastuny.
Oto ogień przystanął i świeci.
O dzieci, słuchajcie dzieci
spełniają się tajemnice;
oto z kościelnej czeluści
głos jego ku nam leci.
O Słońce, palący Boże,
we krwawych łunach,
pokrusz ciała, pokrusz kości
w jasnych piorunach;
powołaj do Nieśmiertelności.
O Duchu, daj znak widomy;
z krzyżem przeciw idący,
niech będę pozdrowiony.
Niewidzi, niewidzi Mendoga.
Zapatrzony w Boga, który kona.
W krzyżowego jeno patrzy Boga,
patrzy w krzyż.
Szaleństwem krzyża szalony
(biją dzwony na wieczorny Anioł-Pański).
Zgaśnij Słońce, zagaśnij Wielkości;
gaśnijcie, a kysz, a kysz;
dzwony, kościelne dzwony.
Niewidzi, niewidzi Mendoga,
Wielkość kona, Słońce kona;
gaśnijcie a kysz, a kysz,
dzwony, kościelne dzwony.
(Słońca purpurowe światło z nich ustępuje,
mroczy się a oni w mroku gasną; dzwony
biją coraz potężniejsze).