Lekarz obłąkanych/Tom I/XXXVII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Lekarz obłąkanych |
Wydawca | Wydawnictwo „Gazety Polskiej” |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia Spółkowa w Kościanie |
Miejsce wyd. | Kościan |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Médecin des folles |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Grzegorz, zjadłszy śniadanie z rodzicami, wyszedł z domu o pierwszej godzinie i prosto udał się do lasku Vincennes. Z wyjątkiem niedzieli, lasek nie był odwiedzany przez nikogo; zaledwie od czasu do czasu napotkało się jakiego samotnego przechodnia, który zdawał się zabłąkany w tym ogromnym parku.
Grzegorz uszczęśliwiony był tą samotnością i ciszą, która go otaczała. Spoglądał on nieustannie na drogę Saint-Marie i spodziewał się lada chwila ujrzeć pierwsze pikiety żeńskiego bataljonu, na który tak niecierpliwie oczekiwał. Droga ciągle była pustą.
Nakoniec hen z daleka ukazał się kłębek wesołych swawolnic. Nie upłynęło dziesięciu minut, a pięćdziesiąt pensjonarek rozłożyło się na kobiercach z murawy. Po wytchnieniu, po kilku słowach ochmistrzyni, która zalecała panienkom, aby się daleko nie zapuszczały, rozpierzchło się wszystko...
Edma i Marta ciągle trzymały się razem. Jedne miały myśli: gdzie pan Grzegorz?
I rozglądały się na wszystkie strony, po wszystkich drożynach...