[431]LENORA.
BALLADA
Z BÜRGERA.
Z ciężkich snów, o bladym ranku,
Lenora rwie się i płacze:
„O! Zbigniewie! o! kochanku!
Kiedyż cię, kiedy zobaczę?“ —
On z potęgą króla Jana,
Bronił Wiedeń od Sułtana;
Ona w ciągłéj boleści.
Bo ni listu, ni wieści.
Długo polski miecz zwycięzki
Strach w pohańczych tłumach szerzył,
Aż ciężkiemi zlękły klęski,
Bisurmanin mir uderzył.
[432]
Całe wojsko z brzękiem, dźwiękiem,
Z hukiem kotłów, broni szczękiem,
W laurach, z bitew pogromu,
Wraca spocząć do domu.
I na drogi, na rozłogi,
Z wiosek, z miasta, z okolice,
Lud naprzeciw wybiegł mnogi,
Dzieci, starce, i dziewice.
Tu rodzina, tu drużyna
Wita brata, ojca, syna;
Lenora tylko jedna,
Niepowitana biedna.
Bieży szukać wpośród szyków:
Lecz cię nie ma, o! Zbigniewie!
Bieży pytać wojowników:
„Gdzie mój Zbigniew?“ — żaden nie wie.
Aż gdy przeszło wojsko całe,
Ona tłukąc piersi białe,
Łzami zalana, zbladła,
Z żalu na ziemię padła.
Widząc to matka przybieży:
„Ach! córko! co ci się dzieje?“ —
Żałośnie w dłonie uderzy,
I oko łzami zaleje. —
— „Matko! matko! gdzież mój luby?
Próżne modły! próżne śluby!
[433]
On zginął! Matko droga!
Ach! nie ma, nie ma Boga!“ —
— „Stój! stój! nieszczęsna! — O! Boże!
Bluźnierczéj przebacz żałości! —
Proś Boga, On cię wspomoże,
On ojciec pełen litości.“ —
— „Cóż On mi zrobił dobrego?
O cóż mam prosić u niego?
On się światem nie trudzi,
Śmieje się z płaczu ludzi.“ —
— „Porzuć ten zbrodniczy lament,
Biada! kto Bogu złorzeczy.
Weź Przenajświętszy Sakrament,
On cię z szaleństwa uleczy.“ —
— „Daremnie, matko! daremnie!
Precz twe namowy ode mnie!
Sakrament mąk nie skróci,
Umarłych nie ocuci.“ —
— „Lecz zkądże pewność, jeżeli
Zbigniew nad brzegiem Dunaju,
Z inną już łoża nie dzieli,
Niepomny ciebie i kraju? —
Córko! posłuchaj co radzę,
Niech żal ustąpi zniewadze;
Zapomnij go, a w Niebie
Bóg się pomści za ciebie.“ —
[434]
— „On rycerz! zdradzić nie może
Ani kochanki, ni kraju! —
W grobie on chyba ma łoże,
Albo gdzie na dnie Dunaju.
Tam chyba znajdę wesele,
Gdy z nim to łoże podzielę.
Lecz cóż mi pacierz nada? —
O! biada mi! o! biada!“ —
— „O! Boże! Boże litości!
Nie racz jéj karać w twym gniewie;
Ona dziś w zbytku żałości
Sama rzeczonych słów nie wié! —
Córko! znoś ziemskie cierpienie,
Pomnij na Boga, zbawienie!
Tam wiecznéj chwały wieniec,
Tam wieczny oblubieniec!“ —
— „O matko! cóż mi zbawienie?
O! matko! cóż mi jest piekło? —
Z nim dla mnie tylko zbawienie,
Bez niego wszędzie mi piekło! —
Zbigniewie! byle przy tobie,
Niebo dla mnie w zimnym grobie,
Niebo w piekle; bez ciebie,
Piekło mi nawet w Niebie!“ —
Tak ogniem dzikiej rozpaczy
Paląc się, Bogu złorzeczy;
[435]
Próśb nie słucha, rad nie baczy,
Targa włosy, pierś kaleczy,
I ręce łamie bez końca;
Od samego wschodu słońca,
Aż do późnego mroku,
Jęk w ustach, łza na oku.
Noc była — nagle po błoniu
Zahuczał tentent podkowy,
I rycerz na czarnym koniu,
Wbiegł na dziedziniec zamkowy.
Zskoczył z konia, szabla szczękła,
Rumak parsknął, klamka brzękła,
Przeze drzwi głos surowy,
Z temi się przedarł słowy:
— „Ha! Lenoro! jak się miewasz?
Jak myślisz o mnie po wojnie?
Śmiejesz się, czy łzy wylewasz?
Czuwasz-li, czy śpisz spokojnie?“ —
— „Tyż to! Zbigniew! Czy nie we śnie?
Zkąd powracasz tak niewcześnie?
Dawno ciebie czekałam,
Nie spałam i płakałam!“ —
— „My tylko jeździm z północy! —
Późnom się wybrał od siebie:
[436]
Leciałem co koń miał mocy,
A przyjechałem po ciebie.“ —
— „Co? po mnie? dziś? o téj porze? —
Zimny wiatr świszczę na dworze.
Do mnie! do mnie, kochanku!
Poczekajmy poranku.“ —
— „Nie mogę; nie, moja droga!
Nie dbaj na zimno, na ciemno;
Koń parska, brzęczy ostroga.
Muszę jechać — siadaj ze mną!
Siadaj ze mną! dziś przededniem
Musimy stanąć pod Wiedniem.
Nie zwłócz chwili daremno,
Dziewczyno! siadaj ze mną!“ —
— „Czyż to podobna do wiary,
Sto mil dziś ubiedz, mój miły? —
Słyszysz! jeszcze brzmią zegary,
Co jedénastą wybiły.“ —
— „Nic to! nic to! — księżyc świeci,
Nocny jeździec prędko leci!
Nim ranne błyśnie zorze.
Staniesz na moim dworze.“ —
— „Gdzież twój dwór?“ — „O! ztąd daleko!
Bez próżnych wystaw, bez pychy;
[437]
W zieloném polu, nad rzeką,
Ciasny, posępny — lecz cichy.“ —
— „Będzież tam miejsce przynamnie?“ —
— „Dosyć dla ciebie i dla mnie!
Śpiesz się! droga daleka,
Tłum gości na nas czeka.“ —
Niepewną, bladą i drżącą,
Zbigniew na ganek prowadził,
I wpół niechcącą, wpół chcącą,
Przy sobie na koń posadził.
A wiatr szumi, gwiazdy świecą,
Oni lecą, oni lecą;
Coraz daléj z pod stopy
Grzmiące tętnią galopy.
Jak mgła nikną, z każdéj strony,
Łąki, pola, wsie i grody;
Leci rumak rozogniony,
Wprost przez lasy, wpław przez wody.
— „Ha! drżysz? — księżyc świeci blado!
O! umarli prędko jadą! —
Nie strach umarłych tobie?“ —
— „Wieczny im pokój w grobie!“
Cóż to tam słychać za jęki,
I czarne kruki łopocą?
To śpiew śmierci, dzwonów brzęki! —
Kogóż to chcą grzebać nocą? —
[438]
Niosą trunę, koło truny
Blade lampy i całuny;
Przodem, czarno ubrani,
Pieją smutnie kapłani.
— „Dość tych jęków, przyjaciele!
Późniéj ciało złóżcie w grobie;
Teraz do mnie, na wesele!
Młodą żonę wiozę sobie.
Za mną, za mną! wszyscy wkoło,
Zanóćcie mi pieśń wesołą;
Księże! mów słowo Boże,
Żegnaj małżeńskie łoże!“ —
Rzekł ZbiguiewZbigniew, i na te słowa
Wszystko znikło, wszystko ścichło,
Cała tłuszcza pogrzebowa
Tuż, tuż za nim śpieszy rychło.
A wiatr szumi, gwiazdy świecą,
Oni lecą, oni lecą;
Coraz daléj z pod stopy
Grzmiące tętnią galopy.
Jako woda, po nad niémi
W tył się zdaje płyną chmury;
Tak przed niémi, tak pod niémi,
Nikną pola, lasy, góry.
„Ha! drżysz? — księżyc świeci blado!
O! umarli prędko jadą! —
[439]
Nie strach umarłych tobie?“ —
— „Wieczny im pokój w grobie!“ —
— Patrz tam, patrz! na górze, w lasku,
W długie się wiążąc łańcuchy,
Przy mdławym księżyca blasku,
We mgle ciche tańczą duchy,
„Do mnie, do mnie, przyjaciele!
Do mnie, do mnie, na wesele!
Tańczcie wszyscy wokoło,
Zanóćcie pieśń wesołą!“ —
I wnet z hukiem, i wnet z szumem,
Z jakim w puszczy wiatr szeleszcze,
Za rycerzem lecąc tłumem,
W dłoń posłuszna zgraja pleszcze.
A wiatr szumi, gwiazdy świecą,
Oni lecą, oni lecą;
Coraz daléj z pod stopy
Grzmiące tętnią galopy.
Wkoło nich, w świetle księżyca,
Nikną pola, góry, drzewa.
Tuli się drżąca dziewica,
Do zimnéj piersi Zbigniewa.
— „Ha! drżysz? — księżyc świeci blado!
O! umarli prędko jadą! —
Nie strach umarłych tobie?“ —
— „Ach! daj im pokój w grobie.“ —
[440]
— „Koniu mój, koniu! kur pieje,
I rosa błyszczy po błoniu;
Czuje, już ranny wiatr wieje.
Prędzéj, prędzéj, prędzéj koniu!“ —
Koń się wzmaga, nozdrzem pryska,
Noga w niebo piasek ciska.
— „Ha! ot i dom Lenoro!
Umarli jeżdżą skoro.“ —
Wnet widać żelazną bramę,
Któréj twarde rygle strzegły;
Rycerz dotknął, pękły same,
Drzwi się na oścież rozbiegły.
Przebóg! cóż to za zjawienie?
Wkoło krzyże a kamienie!
A mdławy blask miesiąca
O groby się roztrąca.
Rumak ogniem parsknął z garła,
Wspiął się, zarżał, jak grom ryknął,
Ziemia się pod nim rozwarła,
Ogień buchnął, rumak zniknął.
Nagle słychać szelest głuchy,
Z grobów, z góry, tłumne duchy
Wstają, lecą i płyną: —
Cóż ty teraz, dziewczyno?
W dłoni tuląc blade czoło,
Na kochanka piersi mdleje;
[441]
A chór duchów tańcząc wkoło,
Tę jéj zcicha piosnkę pieje:
„Cierp, choć z żalu serce pęka.
Straszna Boga zemsty ręka!
Tu zwłoki zginąć muszą —
Boże! miéj wzgląd nad duszą!“
|