Tłómaczenia (Odyniec)/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Tłómaczenia | |
Wydawca | Gebethner i Wolff | |
Wydanie | drugie | |
Data wyd. | 1874 | |
Druk | Czcionkami Gazety Lekarskiéj | |
Miejsce wyd. | Warszawa | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
TŁÓMACZENIA
ANTONIEGO EDWARDA
ODYŃCA.
wydanie drugie.
WARSZAWA.
Nakładem księgarni Gebethnera i Wolffa.
1874.
Дозволено Цензурою.
Варшава, 3 Сентября 1872 г.
Czcionkami Gazety Lekarskiéj.
|
SALOMEI DOBRZYCKIÉJ.
Damie Dworu Królewsko-Saskiego
w dowód
wysokiego szacunku i wdzięcznéj
przyjaźni poświęca
A. E. O.
|
Tłómacząc i wydając razem obok siebie wybrane dzieła trzech największych współczesnych poetów angielskich, główném usiłowaniem mojém było, aby oprócz wierności w oddaniu myśli, zachować w przekładzie charakterystyczne zwróty i odcienia stylu każdego z nich; i przez to, gdybym mój zamiar podług chęci wykonać zdołał: dać uczuć czytającym rozmaitość albo różnicę ogólnéj barwy i tonu ich poezyi: na czém właśnie cały zewnętrzny jéj urok i wartość tłómaczenia zawisły. — Ton bowiem w poezyi, jest to samo co ton głosu ludzkiego w mowie. Sam dźwięk jego mocniéj nieraz mówi do serca, niżeli najdobrańsze, najsztuczniéj ułożone wyrazy. Samo najwierniejsze powtórzenie słów czyich, nie da nam jeszcze odgadnąć uczucia, z jakiego poszły, jeśli zarazem nie
DZIEWICA Z JEZIORA.
POEMA
WALTERA SKOTTA.
W SZEŚCIU PIEŚNIACH. PIEŚŃ PIERWSZA.
ŁOWY.
Arfo północna! długo w mroku zapomnienia Bo treścią każdéj pieśni był tryumf miłości, I.
Jeleń wieczorem napił się do sytu. II.
Jak wódz, gdy leżąc w bezpiecznéj ustroni Z łoża miękkiego spoczynku i wczasu, III.
Jękły psy, zwierza porwawszy na oko. Ciszéj, i coraz to ciszéj wiatr niesie IV.
Mniéj głośne echa myśliwskiego gwaru V.
Zwierz nieprzyjaciół zostawiwszy w tyle, Czyż nie pewniejsze rokują schronienie, VI.
Długoby mówić, jak, albo kto z łowców, VII.
Sam, w obcém miéjscu, bez śladu i drogi, Ślad w ślad za zwierzem, w ciasnocie parowu. VIII.
W poprzek przed niemi, nad brzegiem jeziora. Tam już na wonne rzuciwszy się wrzosy, IX.
Tuż po za psami, przez głazy i krzewy X.
Rzekł i zatrąbił, by z błędnego lasu I jakby pana sromały się wzroku, XI.
Już blaski dzienne, jak odpływne wały, Jako ów pomnik grzesznego zamiaru, XII.
Z dziką hojnością natura wesoła Z wierzbami brzoza płacząca pospołu XIII.
Środkiem wąwozu, wązki, zabrzeżysty, Tak, że zdaleka wydają się z wody XIV.
By wyjść z wąwozu, strzelec pełen trwogi I czarnym borem nawisły po wierzchu, XV.
Długo podróżny, wzruszony, zdumiały, „O każdéj porze nęciłyby co dnia, XVI.
„Ha! wtedy mógłbym cieszyć się z obłędu. XVII.
Ujął więc trąbkę, i zagrał w nią znowu. Zręczném się wiosłem sterując w swéj drodze, XVIII.
Lecz nigdy nawet dłót greckich rzeźbiarzy, Cóż, że uczony mistrz sztucznych poskoków XIX.
Wodza być córką zdaje się dziewica. Czy się w niéj radość zaśmieje wesoła, XX.
Zniecierpliwionéj okolném milczeniem, Nie taką postać, nie takie miał lice, XXI.
Na wzniosłe czoło i na twarz namiętną, XXII.
Dziewica grzecznéj wysłuchawszy mowy, XXIII.
— „Wierzę,“ odparła dziewica z uśmiechem, „Wierzę, żeś z rana nie myślał wieczorem XXIV.
Gość się uśmiéchnął. —„Jeżeli wiedziony Z przekąsem Nimfa — gdy wziąwszy jéj wiosło, XXV.
Gość szybko wyspę obejrzał tymczasem. XXVI.
Dom był przestronny, lecz dziwny z pozoru, Stawiony z drzewa, jakie w okolicy XXVII.
— „Idąc za tobą, innego Anioła, XXVIII.
Gość rzucił wkoło oczyma bystremi, I musiał dobrze natężyć moc dłoni, XXIX.
I w téjże chwili weszła do komnaty Nie szczędząc względów należnych dowodu. XXX.
Mówiąc to, wzajem myślał pokryjomu Lecz ile razy gość zręcznemi słowy XXXI.
Pieśń.
„Śpij, żołnierzu! śpij po znojach! Nie usłyszysz w téj ustroni, XXXII.
Umilkła chwilkę — i dając znak ręką, Śpij, zapomnij o złych łowach, XXXIII.
Ledwie się skromna skończyła wieczerza, Wszyscy wkrąg niego gromadą się zbiegli, XXXIV.
W końcu, z Heleną błądząc między gajem, Wpośród nich rycerz napotkał oczyma XXV.
Gwiazdami ciche pałały niebiosa, „Zmówiwszy pacierz, muszę wczasu zażyć, KONIEC PIEŚNI PIERWSZÉJ. PIEŚŃ DRUGA.
WYSPA.
I.
Wschód jutrzenki, jest wschodem życia i wesela; II.
Pieśń.
„Nie prędzéj z wioseł żeglarzy dłonie Jak człowiek w szczęściu, z myśli swéj ściera III.
„Lecz jeśli kiedy pledem odziany, „Lub gdy na morzu życia o skały IV.
Ostatnie dźwięki konały w powiewach, Tak nieruchomy, że szemrząc po drzewie V.
Tuż na murawie, przy stopach Minstrela, VI.
Póki stał w miejscu, Helena udała Lecz gdy odchodząc już znikał za gajem, Bo każdy wiedział, że z męztwa, z urody, VII.
Po trzykroć Minstrel, ze wzrokiem płomiennym, VIII.
„Lecz ach! Heleno! — tak właśnie zabrzmiała „Ze strón jéj echem zabrzmiawszy złowieszczém, IX.
Ciesząc go rzekła Helena: „Uspokój, „Wypadnie sprzeczny z twa myślą lub słowy, X.
Jéj wzrok, jéj słowa, jéj uśmiech wesela, Wtedy — bo długo słów znaleźć nie zdołał: — XI.
— „Sny to są piękne,“ — dziewica zaczęła „Czyżby, sam powiédz, nie wstrzymał się dla mnie XII.
Bard zwrócił na nią spojrzenie surowe. „Duglas naówczas, przy zięciu swym mężnym, XIII.
— „Minstrelu!“ rzekła Helena, a z oka „Pójdzie z ojczyzny, za góry i morze, XIV.
Ty wstrząsasz głową, i wzrok twój przygania „Dzieckiem ja jeszcze — a Bóg w dzieciach budzi XV.
— „Co myślę o nim? — bodaj był daleki „Co się już wszczynał na miejscu tém samém, XVI.
W końcu jeziora, postrzegli w oddali, Gdy z pod ich wioseł, spieniona i wrząca XVII.
Im bliżéj coraz, tém głośniéj wzdłuż brzega Słychać szczek mieczów, i chrzęsty pancerzów, XVIII.
Ucichły kobzy; nad wody i góry Lecz gdy ku brzegom zbliżyły się łodzie, XIX.
Pieśń w łodziach,
„Cześć, chwała wodzowi zwycięzkich Alpinów! XX.
„Gdy miecz nasz zwycięzki grzmiał wczoraj w dolinach XXI.
Z orszakiem niewiast, gdy syna postrzegła, Witały wodza, i ręce do góry XXII.
Są czucia w ludziach, z któremi wspólniczy Jestto ta radość, ta łza, którą tkliwy XXIII.
Allan tymczasem oparty o wiosło, „Gdy mię na czele współbraci swych wielu, XXIV.
Słodka pochwało! Jak zorza rumiana, Skomląc ogary i liżąc jéj rękę, XXV.
Kształtnéj postaci i smukłéj urody A ledwo sama pierzchając przed chartem, XXVI.
Już łódz wracając pruła wód zwierciadła, „Jedyne dzisiaj Duglasa wyprawy, XXVII.
Rodryk spotkawszy, na widok młodzieńca I gdy wieczorem, powstawszy od stołu, XXVIII.
„Krótko mam mówić — bo i chwile drogie, „Wiecie, jak wodze ich, słodkiemi słowy XXIX.
Helena blada jak rąbek jéj szaty, XXX.
„Nie!“ krzyknął Rodryk, „nie! to być nie może! „Aby zgodnemi wzmocnili zastępy. XXXI.
Są, którzy we śnie, o nadludzkiéj mocy, XXXII.
Zamiar ten, Malkolm odgadnął w dziewicy, „Zrób krok do zgody, i żądaj przebaczeń, XXXIII.
Dwakroć w krąg gmachu obchodził wódz gniewny. Wstała, by odejść, a bliskiéj omdlenia XXXIV.
Ujrzał to Rodryk: — jak wybuch ogniska, „Że w jego oczach, i o jego dziecię, XXXV.
Gościnność domu szanując w Grahamie, „Glejt twój i grzeczność zachowaj dla siebie, XXXVI.
Allan szedł za nim aż nad brzeg jeziora, Tak radził starzec; lecz próżno zachęcał. XXXVII.
„Bądź zdrów!“ rzekł prędko — „lecz nie miéj bojaźni, Śledząc, jak coraz mniéj znaczny w oddali, KONIEC PIEŚNI DRUGIÉJ. PIEŚŃ TRZECIA.
KRZYŻ OGNISTY.
I.
Czas leci nie wstrzymany! — Ludzie, co niedawno Cały klan, jak mąż jeden, rzucał dom spokojny, II.
Wschód letniéj zorzy, w jeziorze odbity, III.
Nie miłość zgody, nie żądza pokoju IV.
Już u stóp skały złożono stos spory Z blizn nagich ramion, z wyschłego oblicza, V.
Dziwne są wieści o rodzie Briana[35], — Strzegła owczarni śród pastwisk odległych, I nigdy odtąd, mówili sąsiedzi, VI.
Samotny między swemi rówienniki, Z nauk to tylko wyczerpnął, co draźni VII.
Tam syn widziadła, sam wierząc w swe czary, Matka się jego rodziła w Alpinie, VIII.
Stos już gotowy; — z pobliskiéj zagrody Ułożył, strzegąc ścisłych miar przepisu, IX.
„Hańba i biada z ojca na syna! Rósł coraz bardziéj, jak burza grzmiąca, X.
Ledwo wojenne umilkły okrzyki, „Nad dachem jego ognista łona XI.
Dłużéj tą rażą czekano słów mnicha; Krzyż dotąd ogniem płonący po bokach, XII.
Zniecierpliwiony wódz, z dumnym uśmiechem, Dał Malizowi: „Kto Alpin, do szyku! XIII.
Śpiesz, śpiesz, Malizie! po skałach i darni Choć tchu brak w piersiach, choć mdlejesz od znoju, XIV.
Pośpiesza Maliz; — na widok znajomy Płacz żono męża, płacz matko po synu! XV.
Śpiesz, śpiesz, Malizie! — Ominął jezioro, W izbie zaćmionéj czarnemi zasłony, XVI.
Koronach.
„Zniknął z domu, ze świata, „O! najmędrszy w naradach, XVII.
Patrzcie Stumacha! jak ścicha skowycze, XVIII.
Poskoczył Angus, i gotów do drogi, „Śpieszcie, i w bojach zasłońcie krew jego! XIX.
Góra Benledi ujrzała znak trwogi[42]; Potknął się dwakroć — rozprysły się piany, XX.
Tłum w niéj wesoły, od samego ranku, Obok młodzieniec, wzrok chlubny zdobyczą XXI.
Któż ich spotyka u świątyni progów? — XXII.
Powoli jednak pled zrzucał weselny, XXIII.
Pieśń.
„Na mchu pod drzewem moje dziś łoże, XXIV.
Nie tak, Balkwidrze! wzdłuż zeschłych twych jarów Aż w końcu razem sprawieni do szyku, XXV.
Rodryk tymczasem, przez ranek ten cały, Zdawna u bardów Celtyckich i gminu, XXVI.
Była to ustroń ponura i dzika, Wstrząsał, jak wulkan wybuchem podziemnym, XXVII.
Już długie cienie letniego wieczora Z jedynym giermkiem, co łuk jego niesie, XXVIII.
Rodryk tymczasem, jak w pętach uroku, I chociaż duma oczom jego wzbrania XXIX.
Hymn do Najświętszéj Panny.
„Zdrowaś Maryo! Matko zbawienia! „Zdrowaś Maryo! Panno bez zmazy! XXX.
Zmilkł śpiew i arfa w ręce niewidoméj, „Ostatni w życiu głos mego Anioła? XXXI.
Na różne grona dzieląc się bezładnie, Skoczyli wszyscy, i okrzyk potrójny KONIEC PIEŚNI TRZECIÉJ. PIEŚŃ CZWARTA.
WYROCZNIA.
I.
Najpiękniéjsza jest róża, gdy w cierniach rozkwita, II.
I w tych marzeniach, natchnionych koleją Oręże jego, łuk, puklerz i strzały, III.
Oba z pośpiechem szli w stronę parowu. „Wkrótce z téj chmury, co ku nam się sunie, IV.
— „Mądra przezorność! — z tego wodza planu maliz.
— „Ach! znałem dobrze to szlachetne zwierze[49]! V.
norman.
— „Zabił go Brian — i świeżo odartą Czarownik wczoraj, gdy noc już zapadła, maliz.
— „Dość już, dość tego! — kto inny, Normanie. VI.
I gdy zchodzili, w pół mową, w pół krzykiem, „Gdy wszystkie włosy jeżą się jak włócznie, VII.
— „Dzięki, Brianie! dzięki za twe służby! „Gdzie się bądźkolwiek najpierwéj ukaże, VIII.
— „Na polach Dunu, za królewską władzą, „Czy grożącego smutku znak proroczy? IX.
Gdzież Duglas? — odszedł; — w posępném milczeniu, „Migały zewsząd śród ciemności nocnéj, helena.
— „Nie, nie! Allanie! ten pozór wyprawy, O owych — więzach, com niby ja sama XI.
allan.
— „Nie, nie! Heleno! unosisz się w trwodze. Widzenie moje choć ziści się w porze, helena.
„Będzie i teraz. — Lecz przebacz, Allanie, XII.
Ballada.
ALIKA[52].
Pięknie, wesoło w onym, lesie zielonym, „Aliko jedyna! mych przodków dziedzina „Choć musisz oskardem, ciąć w łonie skał twardém[53], XIII.
Pięknie, wesoło w onym, lesie zielonym, XIV.
Pięknie, wesoło w onym, lesie zielonym, XV.
urgan.
„Pięknie, jasno jak w raju, w czarodziejstw kraju, Nie zlękła się przecie, i żegna po trzecie, XVI.
Ledwo pieśń Barda i arfa ustały, — „Nic, ani słowa; i sam w przéjściu całém, XVII.
— „Piękna Heleno! widząc jak cię trwoży, „Zgadłeś to, wracasz w nieszczęsną godzinę. — XVIII.
Fitz-Jakób dobrze znał serc tajemnice, Chciał jak brat siostrze być za przewodnika. XIX.
„Słuchaj, Heleno! słowo tylko jedno! — „Proś o co zechcesz, król ci nie odmówi, XX.
Wszystko spokojne w głębokościach jaru, XXI.
Ślad krętéj ścieżki, ciasnéj i kamiennéj, Z licem zczernioném letniemi upały, XXII.
Pieśń.
„Spać mi kazali, modlić się kazali, „Lecz gdybym była w mojéj krainie. XXIII.
— „Kto ta dziewczyna? co znaczą jéj żale? „Palcem jéj tylko śmiéj tknąć się, zuchwały! XXIV.
— „Dość, dość!“ rzekł rycerz — „Ty słodko spoglądasz To na Saxona mrugała, to znowu XXV.
Pieśń.
„I koły zabili, i siec nastawili, XXVI.
Saxon czém inném miotany przez drogę, Lecz świst Murdocha wątpliwość w nim wzniecił, Poczém już wolniéj, nad brzegiem jaskini, XXVII.
Pod gęstą brzozą, tuląc się w łachmanach, „Mózg mi się kręci! — Na pamięć krzywd moich, XXVIII.
Czułe miał serce Fitz-Jakób waleczny. „Klnę się na Tego, co jest prawdy źródłem! XXIX.
Wieczorne cienie ściskały się w massy, XXX.
W świetle od ognia, jasném i czerwoném, — „Jestem podróżny.“ — „Czego ci potrzeba?“ — XXXI.
Rzucił na ogień więź suchéj jedliny, Siedli na trawie, Gall obok Saxona, — „No! teraz śpijmy! — bo już z nad jeziora KONIEC PIEŚNI CZWARTÉJ. PIEŚŃ PIĄTA.
WALKA.
I.
Miły oczom blask pierwszy jutrzenki rumianéj, II.
Pierwszy brzask świtu, niepewny i mglisty, Wlepiwszy oczy w sklep niebios rumiany, III.
Stanęli wreście gdzie stroma i dzika Stu ludzi na niéj, byle z wodzem śmiałym, IV.
— „Gallu!“ — rzekł Saxon z wesołością w oku, „Wódz wasz daleko gdzieś zbierał łup krwawy, V.
— „Nie chcę cię badać!“ — góral odpowiedział. — „Niechaj rozwija! szkoda, gdyby miały VI.
Ponuro góral wzrok ku ziemi trzymał, „Gdy sam Albany, w ustawicznéj trwodze, VII.
Góral ku mówcy obrócił wzrok hardy, „Nie odpowiedząż kamienie i góry: VIII.
— „Nie znajdę, myślisz?“ — rzekł Saxon spokojnie. „A i tak, nie sądź, choć za szpiega miany, IX.
— „Miéj więc, co żądasz!“ — świsnął — smug i skały Z nagich mchów drzewca jak gajem wyrosły, X.
Saxon był mężny, i choć w nim krew cała „Przystąp! przystąpcie! jeden, czy tłumami! XI.
Spójrzał Fitz-Jakób — i ledwo sam wierzył „Nie bój się! — lecz nie! nie trzebać téj rady! — I nie wprzód wolno odetchnął ze zgrozy, XII.
Rodryk szedł milcząc; — aż gdzie w biegu skora, XIII.
— „Gallu!“ Fitz-Jakób rzekł, „nigdym nie zwlekał „Chociażbyś z królem chciał w dalszéj trwać wojnie, XIV.
Szczerym płomieniem zaiskrzył wzrok Galla: „Lecz nie drzyj — nie wątp! — jak ci się podoba XV.
Zapóźno Rodryk błąd poczuł w potrzebie, Aż na słabszego, im coraz siekł gęściéj, XVI.
— „Poddaj się!“ — groźnie zawołał tą razą, I podniósł sztylet; — lecz źle zastąpiły XVII.
Niebu cześć naprzód uczynił i śluby, I wnet z za wzgórza, po równéj przestrzeni, XVIII.
„Stój, stój, Bajardzie!“ — koń grzywę nadyma, Lecz głaszcząc ręką po grzywie, od ziemi XIX.
Już pną się w górę po skalistéj drodze: XX.
Duglas przez pola zdążając bez toru, I spoglądając na Sztirlingu mury, „Zgaduję powód, znam te widowiska: XXI.
Otwarto na wściąż dziedziniec zamkowy, Tłum, co mu wzajem wykrzykał bez końca: XXII.
Wpośród zielonéj łąki, cała rzesza, Sążnisty Skarlet, i wesoły Janek, XXIII.
Tłum się rozstąpił — ucichły hałasy: Wystąpił Duglas, i obu przełamał. XXIV.
Po całéj łące oklaski zabrzmiały, Duglas z uśmiechem pogardy i dumy, XXV.
Król, by ożywić radość zgromadzenia, Nie! Duglas tego nie zniesie widoku! XXVI.
Tu okrzyk powstał w królewskim orszaku, „Hej! wodzu warty! miéj go w ścisłéj straży! XXVII.
Wnet ciżba, nieład, zgiełk, jęki i wrzawy, XXVIII.
„Ludu! ziomkowie! nim dla méj miłości XXIX.
Rzekł, a gniew ludu, po wzdęciu złowieszczém, XXX.
Król wrzasków tłuszczy słuchając ze wstrętem, „Słyszysz ten tryumf, ten okrzyk wesela, XXXI.
„Lecz patrzcie! cóż to za chyży posłaniec „Lord Mar z Morajem, na czele swych szyków, XXXII.
— „Poselstwo twoje błąd mój przypomina! — XXXIII.
Nie w smak królowi szły tego wieczoru KONIEC PIEŚNI PIĄTÉJ. PIEŚŃ SZÓSTA.
WARTA.
I.
Słońce wschodząc nad miastem, przez mgły dymu bure Tam bogacz, jeszcze nie wstał, już z nudów poziewa; II.
W zamku Sztirlingu, po wałach i wieży, III.
Nie są to kraju własnego obrońcy, IV.
Mówią o bitwie wojsk króla z Alpinem, Twierdzą i przeczą: a każdego słowa V.
Pieśń.
„Nasz klecha nam prawi koszałki, opałki, Ej! fraszki! czart z flaszki za nos nas nie złowi! VI.
Głos straży zewnątrz przerwał pieśń i wrzawę. „Co słychać?“ wrzasli. — „Wiém, żeśmy się wczora VII.
— „Nie, towarzysze! ci nie są jeńcami; Z mieczem na drodze stanął Bertram z Gentu, VIII.
„Żołnierze!“ rzekła — „w czasach niebezpiecznych, „I moja Rózia! — biedne moje dziecie! IX.
Przyszedł wódz straży, udatny młodzieniec, „Z sędziwym bardem, na białym dzianecie, X.
Ujrzawszy pierścień, Ludwik się zapłonił, Oddała, prosząc, aby jak należy XI.
Skoro odeszła za śladem Ludwika, „On żądzę chwały zaszczepia w młodzieńca, XII.
Rzekł, i ze ściany zdjął pęk zardzewiały Leżą i wiszą, rdzą krwawą okryte, XIII.
Jak wielki okręt, co burzą strzaskany „Wiele gałęzi ubyło twéj sośnie, XIV.
Z dumnym uśmiechem wódz podniósł swą głowę, Tak łódź na rzekę puszczona od brzegu, XV.
Pieśń Barda.
BITWA[71].
„Raz ostatni przed rozstaniem, „Słyszę, słyszę! huczy w górach, XVI.
„Zbrojna w łuki strzelców rota, Nie ma wiatru zachwiać piórem, XVII.
„Nagle powstał wrzask tak srogi, „W pomoc! w pomoc!“ — ciżba, wrzawa, XVIII.
„Rot łuczników błahe szczęty Mieczów, tarczy blask; Do Trosachu tłum się wali: XIX.
„Coraz daléj echem grozy, „Słońce zgasło, chmury wstały — A u dołu, nad jeziorem, XX.
„Ruch w Saxonach: — krąg gromadzą, Młody łucznik wskok wybiega, Błysło znowu: — trup Saxona XXI.
„Zemsta! zemsta!“ Saxon wrzasnął, Ruch ten wnet ustał; — lecz gwałtowne czucie, XXII.
Pieśń.
„Takżeś skończył, zgasł poranu, Co za wściekłość twych wassalów, XXIII.
Tymczasem w trwodze o najdroższe głowy, A i ten tylko w duszy zasmuconéj XXIV.
Pieśń uwięzionego myśliwca.
„Smutny mój sokół skrzydłami bije, Kiedyż znów, kiedy, w dzikich dąbrowach XXV.
Ledwo śpiew przebrzmiał ostatniemi słowy. „O! witaj!“ — rzekła, śpiesząc się z rozmową, XXVI.
Wszystko tam wewnątrz jasne, okazałe, I wznosząc zwolna zapłonione czoło, XXVII.
Jak wianek śniegu, gdy słońce zabłyśnie, I rzekł: „Tak, piękna! gość twój z obcém mianem, XXVII.
Ukryty Duglas wystąpił z śród grona, „Dość, rzekł, Duglasie! czas twe szczęście skrócić! XXX.
Zgadła dziewica, że król z nią żartował, A sądząc raczéj, że król gniewem płonie Rzekł, i z swéj szyi, kunsztownéj roboty Arfo północna, żegnaj! — mrok osiadł w dolinach, Lecz słyszysz! — ledwom odszedł, w ciszy uroczystéj KONIEC.
|
PIEŚŃ
OSTATNIEGO MINSTRELA.
POEMA
WALTERA SKOTTA.
W SZEŚCIU PIEŚNIACH. WSTĘP.
Wiatr był północny, droga daleka, Nie jemu teraz, ach! już nie jemu, Księżna przez okno starca ujrzała[73]; Choć dłoń mu skrzepła, choć głos oniemiał, Pieśń tę powtórzyć chciałby w téj dobie, PIEŚŃ PIERWSZA.
I.
Umilkł w Branksom gwar biesiady[75], II.
W biesiadnéj sali gwarliwa drużyna, Na potrząśnionych gałęźmi kamieniach III.
Dwudziestu dziewięciu szlachetnych rycerzy IV.
Dziesięciu z nich w kolej, na pierwszy znak trwogi, V.
Dziesięciu giermków, wprawionych do broni. VI.
Dla czegóż te konie pod siodłem tak stoją? VII.
Taki jest zwyczaj na zamku Branksomu. — Lecz on, pan zamku, wódz Buklejów domu! VIII.
O! straszna wojno pychy rodowéj, IX.
Lud wojowniczy załamywał ręce X.
W stroju z rozpaczy starganym, Odkryła głąb tajemnicy; XI.
Lady ród wiodła wysoki. XII.
Po ojcu, mówią, z dziecięcia I oto właśnie, w swéj niedostępnéj, XIII.
Przerażone echem dzikiém XIV.
Lady odgadła powód łoskotu. XV.
duch rzeki.
„Śpisz-li bracie?“ duch góry.
— „Bracie, nie! — XVI.
duch rzeki.
— „Nurt mój mącą łzy dziewicy, Wezmą koniec na granicy? — XVII.
duch góry.
— „We mgle krąży Wóz Artura; XVIII.
Nadziemskie duchy mówić przestały, Porywczo i śmiało, XIX.
I śpiesząc dąży przez samotne gmachy. XX.
Lady przez chwilę z matczyném wzruszeniem XXI.
Z tylu rycerzy, co w zamku gościło, XXII.
„Rycerzu! — rzekła Lady — téj nocy XXIII.
„Co ci mnich odda, strzeż i ukrywaj! XXIV.
— „O! nie bój się Lady! mój dzielny koń gniady „I szukać daremnie, lepszego odemnie XXV.
Rzekł, dopadł konia, wzmocnił się w łęku, XXVI.
„Kto? stój!“ — strażnicy z baszt zawołali. Na lewo przed nim pasem leżała, XXVII.
Tu wstrzymał konia, lecz się nie bawił: XXVIII.
Szybko i prosto, jak grot do celu. Koń wzbił się na wierzch — nozdrza rozszerza, XXIX.
Przez Bowden-Moru pędząc bezdroże, XXX.
Z gniewem w bok konia topiąc ostrogi, Olbrzymi naksztalt skały szerokiéj, Tu stróny zmilkły; — z echem ich brzmienia, Księżna i wszystkie damy orszaku, KONIEC PIEŚNI PIERWSZÉJ. PIEŚŃ DRUGA.
I.
Kto dziś Melrozu chesz zwiedzać ruiny[88], I gdy czuć umiész, wyznaj, żeś ni razu II.
Ślepy na urok malownych scen, III.
Deloraine krótko cel swój wymienił. I pozdrowiwszy skinieniem głowy, IV.
„Lady z Branksomu tu mię przysłała: V.
Z twardéj pościeli, mnich ze snu zbudzony, „Chcąc przedrzeć chmurę, którą Bóg na ziemi VI.
— „Pokut ja żadnych czynić nie myślę, VII.
Znowu na niego mnich spójrzał zdumiały, VIII.
Zioła i kwiaty, mgłą nocną obwiane, IX.
Przez kute z miedzi wązkie drzwi poboczne, Gzymsy z potwornych masek i straszydeł, X.
Z ponurém echem wiatr wijąc przez szpary, XI.
W oknach, przez które lśnił księżyc promienny, Srebrzysta jasność, w pośród ram tych krętych, XII.
Deloraine z mnichem usiedli na grobie. — XIII.
„Tam, w Salamance, zdarzenie mi dało „Dać tam swym uczniom dowody swéj siły, XIV.
„On téż na swojéj śmiertelnéj pościeli XV.
„Lecz jak mi kazał, złożyłem przysięgę, XVI.
„Straszna to była noc! — Kościół ten cały Deloraine dotąd nie wiedział co trwoga: XVII.
„Teraz, rycerzu! teraz chwytaj porę! XVIII.
Z bijącém sercem, natężając siłę, I krwawym oblał się potem. XIX.
W całéj postaci Mag leżał przed niemi, Twarz była cicha i wypogodzona. XX.
Nieraz na polach krwią ludzką okrytych, XXI.
I domówiwszy swojego pacierza: XXII.
Gdy kamień znowu pokrył wierzch mogiły, XXIII.
„Teraz uciekaj! — rzekł mnich na podwórzu: Leżał na ziemi krzyżem rozciągnięty, XXIV.
Rycerz wyszedłszy z pod sklepień krużganku. XXV.
Słońce rumieni szczyt Czewiotu, Swoje bezsenne rzuciła łoże, XXVI.
Czemuż to piękna Anna z Branksomu XXVII.
Anna z Branksomu stąpa tak z trwogą, XXVIII.
I już pod cieniem drzew zielonych wianków, A pary siebie godniéjszéj wzajemnie, XXIX.
O! teraz widzę, że moje pienie, I cichym głosem, ledwo słyszanym, XXX.
Ale niestety, szlachetne panie! XXXI.
Blizko pod dębem, na straży od błonia, I wnet, jak piłka palantem podbita, XXXII.
Czas, powiadają, i z czartem oswaja. XXXIII.
Bo gdy Lord Kranston raz do kaplicy XXXIV
W téj chwili karzeł, trzymając konia, Kiedy tak śpiewał wieszcz osiwiały, Z jaką rozkoszą chylił z puharu, KONIEC PIEŚNI DRUGIÉJ. PIEŚŃ TRZECIA.
I.
Jażem powiedział, że mię los tak zgnębił; II.
Miłość w pokoju, Miłość w pałacach, III.
O niéj, jak sądzę, pochyliwszy głowę, IV.
Ale wnet znikły i ślady znużenia, V.
Kołem harcował koń dzielny barona, VI.
Deloraine z gniewem moc całą wysilił, VII.
Lecz gdy po chwili obaczył leżących, VIII.
Rzekł, i wczwał daléj puścił się dąbrową. — Nie miał on nigdy chęci do dobrego, IX.
Lecz się z klamrami musiał biedzić długo: X.
Karzeł się bardzo ucieszył z nauki, XI.
Karzeł tymczasem, choć wbrew swéj ochoty, Lecz stanął w progu, i niemiłe brzemię XII.
Wracając, ujrzał w dziedzińcu na dole, XIII.
Karzeł swą zdobycz prowadząc przez niwy, Moc jego matki, i bojąc się kary, XIV.
Dziecię przelękłe nadludzkim widokiem, XV.
Głos bliżéj, bliżéj — aż tuż w ślady sarny, Z twarzą i okiem iskrzącém od gniewu, XVI.
Mówca po chwili ukazał się z chróstu. XVII.
Łucznik nic złego nie czyniąc dziecięciu, XVIII.
— „Pewnie że jestem! — chłopiec krzyknął groźno — XIX.
— „Ho, ho, mój mały! dzięki za chęć twoję! „Ale gdy wzrośniesz — ho! nasi strażnicy XX.
Rzekł, i nie bacząc na krzyki dziecięce, Lecz któżby wszystkie złe jego spamiętał? — XXI.
Lady od razu poznałaby czary, XXII.
Zlekka ją zatém wydobywszy z rany, Lady nakoniec wyrzekła, że chory XXIII.
Tak dzień przeminął — i słońce bez chmury, XXIV.
Onaż to, ona? — co nagle tak w zmierzchu XXV.
Ledwo straż światło ujrzała promienne, XXVI.
Seneszal[106] w środku, z ubielonym włosem, XXVII.
Rzekł — zamek jedném rozległ się echem: Wpadli na siodła: — każdy w swą stronę, XXVIII.
Młody paź rześko poskoczył na wały, XXIX.
W zamku Branksomu do zorzy porannéj, XXX.
Lady podziela trudy Seneszala, Tu śpiewak umilkł; — w ciągu powieści, KONIEC PIEŚNI TRZECIÉJ. PIEŚŃ CZWARTA.
I.
O Tewiocie! już dziś wzdłuż twych brzegów II.
Nie tak się dzieje z rzeką życia ludzi: Im bliżéj ujścia swojéj wiecznéj bramy, III.
Na pograniczu w dolinach i górach, IV.
„Otóż i wieści o nieprzyjacielu!“ — V.
Ledwo domówił, ujrzano na błoniu, Znać zrumienioną; a zaś łuk śmiertelny, VI.
Tinlinn zdał sprawę o nieprzyjacielu. VII.
Wkrótce stwierdziły Tinlinna nowiny, VIII.
Przede wszystkimi, bohater klanu, Na wojnę, z cichych namiotów. IX.
Sędziwy starzec z okiem sokolém, X.
Skottów z Eskdalu lud wojowniczy, XI.
Łatwo jest zgadnąć, że świadom swéj zdrady, XII.
Stokroć Watt Tinlinn przeklinał swą dolę, Aż gdy przez pole przemknąwszy w zawody, XIII.
I już był stanął na wierzchołku góry, XIV.
Przednia straż naprzód, na rączych koniach, XV.
Po za angielską jazdą i piechotą, Tłuszcza bez prawa, bez kraju i domu, XVI.
Lecz zgiełk się wzmaga — i głośniéj, i śmieléj, XVII.
Oczy Anglików, jak strzały, łakomie XVIII.
W pełnéj byli zbroi, prócz hełmu, a biała A za nim giermek, w bawolim kirysie. XIX.
„Lordowie!“ — starzec rzekł — „Lady z Branksomu, XX.
Dacre z gniewu ledwo dosłuchać go zdołał, „Tam jéj przez usta Herolda powiemy, XXI.
„Lord Dacre i Howard, przeciw pięknéj damie, „I depcąc Bozkie i rycerskie prawa. XXII.
Umilkł — lecz chłopiec lejąc łzy dziecięce, XXIII.
„Idź, powiedz panom twym, co tak wspaniali „Że się Deloraine, cel ich nienawiści, XXIV.
Rzekła, i z dumą spójrzała dokoła. — I okrzyk w niebo wzbił się nakształt gromu: XXV.
„Przebóg, Lordowie! o! biada wam, biada! „Ja jestem Anglik, wygnaniec z méj ziemi, XXVI.
— „Niech przyjdą — krzyknął Dacre — „na zgubę swoję! XXVII.
— „Stój! — rzekł mu Howard — „przyjm radę przyjaźni, „Chcieć w trzy tysiące zbić dziesięć tysięcy: XXVIII.
Nie w smak Dakrowi szły takie wyrazy, XXIX.
Herold na nowo zbliżył się pod wały, — „Gdy Musgraw palmę zwycięztwa odbierze, XXX.
Nikt z wodzów blizkich posiłków nie świadom, XXXI.
Wiém, że niejedni minstrele bajali, Lecz mistrz mój w pieśniach — on lepiéj to wiedział[128], XXXII.
Mamże wspominać pod jak krwawym ciosem Ja tylko jeszcze, starzec nad mogiłą, Umilkł — i znowu łza błysła w oku, Wieszcz się uśmiéchnął: — bo gdzież pochwała KONIEC PIEŚNI CZWARTÉJ. PIEŚŃ PIĄTA.
I.
Nie zwijcie płonném marzeniem minstrela, II.
Nie by w istocie, po śmierci człowieczéj Lecz ze wiatr, woda, las, przepaść i góra, III.
Ledwo co hasło cofniono bojowe, Ostrza sztandarów i włóczni tysiąca, IV.
Cóż nada klany zwać po imieniu, V.
Z zamku tłum gońców, giermków i rycerzy, Klanom za pomoc dziękować uprzejmie, VI
Terazbyś, Księżno, spytać może rada, Z rąk do rąk krąży napełniona flasza, VII.
A jednak wiedzcie, że gdyby w téj chwili VIII.
Mrok nigdzie miłéj nie przerwał zabawy: IX.
Ale im ciemniéj, tém ciszéj i ciszéj X.
Anna nie bacząc na groźny wzrok Lady, Odeszła do swych pokoi; XI.
Wstała, i patrzy na dziedziniec próżny, Mogłaż go duma lub ufność tak złudzić? XII.
Lecz Kranston pewien był swoich zamiarów: XIII.
Nie raz myślałem, jaki cel prawdziwy Wpadam więc zawsze na ten domysł, czyli XIV.
Trąby z obozów zabrzmiały po łanach, Z zamku przybędą za chwilę; XV.
W zamku tymczasem toczyły się spory. XVI.
Lady jechała na czele orszaku, Lord zamiast zbroi godowe miał szaty: XVII.
Tuż po za Lady, krokami wolnemi I znać ją całkiem owładła: XVIII.
Z boku, w obliczu obustronnych szyków, XIX.
herold angielski.
„Tu stoi Ryszard Musgraw, rycerz prawy, „I Deloraina, za mord brata krwawy, XX.
herold szkocki.
— „Tu stoi Wiljam Deloraine, mąż dzielny, lord dacre.
— „Bóg niech rozstrzyga! Do broni, rycerze! lord hom.
— Bóg niech prawdy strzeże!“ — Gdy się śród szranek dwaj współzawodnicy, XXI.
Nie przed damami śpiewać przystoi, XXII.
Stało się, stało! — hełm przeszła siekiera, Niech szczera spowiedź i serdeczna skrucha, XXIII.
Sługa pokoju bieży na plac bitwy, XXIV.
Jakby wysilon spracowaniem bitwy, Wtém nowe krzyki podziwu i trwogi, XXV.
Przemogło dumę uczucie matczyne, Długoby mówić, co za nim w téj chwili XXVI.
Lady spójrzała na rzekę i góry, XXVII.
W drodze do zamku, Lady przez połowę Długą z Kranstonem prowadząc rozmowę: XXVIII.
Na cóż się przyda powtarzać do słowa, Same to kiedyś poznacie, dziewice! XXIX.
Deloraine jeszcze pozostał śród szranek. XXX.
„Toż i na ciebie, Ryszardzie Musgrawie, XXXI.
Rzekł, i stał jeszcze: — aż Lord Dacre z namiotu, W twarzach rycerzy tchnął smutek głęboki, Śpiew zmilkł — lecz jeszcze strón dźwięk marsowy I gdzie prócz tego ubóstwo ludu, KONIEC PIEŚNI PIĄTÉJ. PIEŚŃ SZÓSTA.
I.
Jest-że gdzie człowiek, sąż gdzie samoluby, I śmierć podwójna — gdy z ciałem pospołu, II.
O Kaledonjo! posępna i dzika, Znajdą się przecież, co rękami swemi III.
Nie tak wzgardzeni, jak dziś ja, minstrele, IV.
Długoby było wyliczać wam z rzędu, Ze strusich, czaplich, albo rajskich skrzydeł, V.
Byli, co potém głosili, że Lady, Szyty rzędami pereł, a u krajów, VI.
Obrzęd skończony: — gromada wesoła Młodzi tém śmielsi, że nikt ich nie słucha, VII.
Karzeł Kranstona, jak żadnéj zręczności Skoczyli zaraz, by w piérwszym zarodzie VIII.
Karzeł się bojąc, aby oko Lady IX.
Karzeł poznawszy łucznika, któremu X.
Lady by zabiedz wznawianiu się kłótni, Albert Groem, starzec, z powagą w obliczu, XI.
albert groem.
„Była Angielka cudnéj urody, „Wypiła kroplę — i twarz jéj zbladła; XII.
Gdy Albert skończył skromną pieśń swych krajów, XIII.
Z nim razem błądząc po dalekich krajach, XIV.
O Fitztrawerze! któż znając twą duszę, XV.
fitztrawer.
„Było to na Zaduszny Dzień; — serce Surreja XVI.
„Ciemna była komnata, osklepiona głazem, XVII.
„Nagle w głębi zwierciadła, jakby białe chmury, Skróś nich światło, jak gwiazda spadająca z góry, XVIII.
„Wszystko piękne — lecz stokroć piękniejsza dziewica, XIX.
„Surrey chciał biedz: — wtém obraz cofać się zaczyna, Za twe łoże zbroczone krwią ofiar bez winy, XX.
Zgodne oklaski Anglików i Szkotów, XXI.
I wiele wzniosłéj, uroczéj osnowy, Tu niegdyś w czasach zamarłych dla gminu. XXII.
harold.
„Słuchajcie, słuchajcie! nie głośnéj powieści ✽ „Patrz, starcze sterniku! jak nieba się chmurzą! ✽ „Nad zamkiem Roslinem dnia tego z wieczoru, ✽
„Dwudziestu baronów z Saint-Clairów rodziny, „Każdego z baronów, dźwięk pieśni i dzwonów XXIII.
Piosnka Harolda tak zajęła gości, XXIV.
A wtém śkróś stropu, z piorunowym trzaskiem, Wszystko co było, od góry do dołu, XXV.
Wielu słyszało głos w sali Branksomu, Teraz, jakgdyby sam rażony gromem, XXVI.
Słuchali wszyscy blednąc z przerażenia, Że razem pieszą pielgrzymkę odprawią, XXVII.
Mamże wam daléj śpiewać o weselu, XXVIII.
Z rękami na krzyż, włosieniem odziani, Rycerska śmiałość i książęca pycha XXIX.
A wtém z ubocza, naprzeciw ołtarzy, Twarz światłem gromnic pobladła; XXX.
hymn za umarłych.
„Straszny dzień sądu Twojego, Panie! Gdy wszelkie ciało z martwych powstanie, Bard skończył powieść; — lecz czyliż znowu, Była to starca rozkosz jedyna. KONIEC.
|
ZAMEK KADYOW.
BALLADA
Z WALTERA SKOTTA.
Poświęcona przez Autora
pannie hamilton.
Gdy Hamiltonów możne pradziady Ty jednak każesz, o jego dawnych Miesiąc zachodzi — zorze się płoni — Chyląc ku ziemi czoło straszliwe, „Kilka dni temu, jego spokojny Jak nad umarłém dzieckiem swém płacze, „Przez Linlitgowu kręte ulice, „Między tym dworzan i wojsk natłokiem, „Ujrzałem mojéj Maryi ducha, Szczęśliwy śpiewak! czyja pieśń umie, |
Zamek Kadyow, niegdyś baronialna stolica rodziny Hamiltonów, nad rzeką Ewan, w Szkocyi, zburzony został w wojnach domowych, za czasów Maryi Sztuart. Hamiltonowie byli najwierniejszymi stronnikami nieszczęśliwéj królowéj, gdy naturalny jej brat, Jakób Murraj, przemocą złożył ją z tronu, i uwięziwszy w zamku Loch-Lewen, do dobrowolnéj niby abdykacyi przymusił; poczém sam, pod tytułem Rejenta i opiekuna małoletniego jéj syna, Jakóba VI, władzę królewską w Szkocyi sprawował. Panowanie jego było ciągiem prześladowaniem stronników Maryi, którzy téż ze swojéj strony, nie przestawali używać wszelkich sposobów przywrócenia jéj na tron. Śmierć Murraja, będącą przedmiotem niniejszéj ballady, w tych słowach opowiada historyk szkocki, Robertson:
„Zabójcą Murraja był jeden z rodziny Hamiltonów, Bottwell z Bottwellawy, a to z następującego powodu. Po przegranéj bitwie stronników Maryi, pod Langside, Bottwell, z wielu innymi, skazany był na śmierć, i lubo potém przebaczenie życia otrzymał, większa cześć dóbr jego oddaną została jednemu z dworzan Rejenta. Ten ostatni opanowawszy gwałtem zamek Bottwella, żonę jego, ledwo co po połogu będącą, nago podczas zimnéj nocy, wraz z dzieckiem wypędzić kazał. Gwałtowne pomięszanie zmysłów, i wkrótce śmierć jéj i dziecka, były skutkiem tego nieludzkiego postępku. Zniewaga i strata ulubionéj żony, połączona z dawną niechęcią, sprawiły, iż pałający zemstą Bottwell, śmierć Rejenta poprzysiągł. Barbarzyńskie maksymy owego wieku, usprawiedliwiały wszelkie najgorsze środki pomszczenia się nad nieprzyjacielem. Długo Bottwell śledził w skrytości obroty Rejenta, nim upatrzył sposobną porę wykonania swego zamiaru. Murraj poskromiwszy zbuntowane klany na pograniczu Szkocyi, wracał do Edymburga przez małe miasteczko, zwane Linlitgow. Tam Bottwell czekać go przedsięwziął. Uzbroiwszy się w muszkiet, obrał sobie stanowisko na krytym krużganku, mającym okno na ulicę, w domu jednego z rodziny Hamiltonów, stryja swojego; podłogę okrył pierzynami, aby kroków słychać nie było; ściany zawiesił suknem czarném, aby cieniu jego nie dojrzéć; i po tych wszystkich ostrożnościach, spokojnie oczekiwał przejazdu Rejenta, który w niedalekim domu nocował. Doszły były Murraja wieści i ostrzeżenia o jakiémś grożącém mu niebezpieczeństwie, choć o niém nikt z pewnością nie wiedział. Postanowił więc był z rana, nie przejeżdżać przez miasto główną ulicą, lecz wrócić do téj saméj bramy, przez którą był wczoraj przyjechał, i miasto polem ominąć. Ale że wielki tłum ludu, przed domem jego zebrany, zagradzał mu tę drogę, a raczéj że był mężny i śmiały z natury, udał się ulicą przez miasto. Tenże sam natłok ludu, co mu wstecz jechać nie dopuścił, był przyczyną, że koń jego musiał iść bardzo powoli. Korzystając z tego zabójca, wziął go tak dobrze na cel, iż kula przeszła przez sam środek piersi, i zabiła konia pod Duglasem z Parkhedy, jadącym obok Rejenta. Murraj upadł; dworzanie jego i straż wpadli do domu, zkąd wystrzał pochodził, lecz nim zdołali przebyć zaryglowaną bramę i wszystkie drzwi domu, Bottwell wymknąwszy się tajemném przejściem, dosiadł przygotowanego już konia, i bodąc go sztyletem zamiast ostrogi, uszedł przed ich pogonią; wpadł do zamku Kadyowu, gdzie mieszkał naczelnik rodziny i klanu Hamiltonów, i tam jak zbawca Szkocyi, w tryumfie przyjętym został. Prześladowanie przez Murraja nieszczęśliwéj królowéj Maryi Sztuart i jéj stronników; okropność krzywdy wyrządzonéj Bottwellowi, a nadewszystko stronnicza nienawiść i obyczaje owego wieku, usprawiedliwiły w ich oczach popełnione zabójstwo. Stało się to w r. 1596.
WIECZÓR PRZED ŚWIĘTYM JANEM.
BALLADA
Z WALTERA SKOTTA.
Groźny baron Smajlhomu,[156] przede świtem sam w domu Przecież od stóp do głowy, cały w zbroi stalowéj, Most przejechał zwodowy, i u bramy zamkowéj „Wczoraj wreście, pogoda! niebo czyste jak woda, „„Przyjdź! zaklinam więc ciebie, w imię Boga na Niebie! — „Hełm i pancerz złocony, miecz na szarfie czerwonéj, To rzekł, i krok za krokiem, w zadumaniu głębokiém, Noc przed świętym dniem Jana, krótka, chociaż niespana, „Ale nie miałbym mocy, przyjść aż tutaj śród nocy, Ten pustelnik ponury, jak milczące wkrąg góry, |
LENORA.
BALLADA
Z BÜRGERA.
Z ciężkich snów, o bladym ranku, Całe wojsko z brzękiem, dźwiękiem, On zginął! Matko droga! — „On rycerz! zdradzić nie może Próśb nie słucha, rad nie baczy, Leciałem co koń miał mocy, W zieloném polu, nad rzeką, Niosą trunę, koło truny Nie strach umarłych tobie?“ — — „Koniu mój, koniu! kur pieje, A chór duchów tańcząc wkoło, |
Treść poprzedzającéj ballady wziął autor z powieści gminnéj, upowszechnionéj w Niemczech, a z małą co do szczegółów różnicą, i naszemu pospólstwu znajoméj. W obu narodach musiała być kiedyś wierszem ułożoną, co zdają się potwierdzać małe z niéj dotąd pozostałe ułamki, co dziwna, że też same w obu językach. I tak np. u nas, między innemi są cztery następujące wiersze:
„Miesiąc świeci,
Martwieć leci,
Sukieneczka szach, szach,
Panieneczko, czy nie strach!“
a które zupełnie prawie odpowiadają niemieckim:
„Der Mond, der scheint so helle,
Die Todten reiten so schnelle,
Graut Liebchen auch dir nicht!“
Słowa te podały Bürgerowi pierwszą myśl jego ballady. Późno raz bowiem przy blasku księżyca powracając do domu, napotkał śpiewającą je kobiétę; a zastanowiony piękną ich prostotą, wypytawszy się o resztę powieści, napisał z niéj w 1772 r. Lenorę, która, przez znakomitego krytyka Schlegela, królową ballad nazwana, obudzając licznych naśladowców, nadała stały charakter balladom niemieckim, który po dziś dzień noszą.
MYŚLIWIEC.
BALLADA
Z BÜRGERA.
Pan lasów bije w róg grzmiący, Zdala wdzięczne brzmi śpiewanie, Wierz mi, wróć się, porzuć łowy, Hasa, leci w chmurach pyłu: Precz ztąd! lub wnet spuszczę charty. A ich wszystkiém, jest to jedno. Szybko, żwawo, z biczów klaskiem, Wtém — o! dziwy! któżby wierzył? Nie znając ni praw, ni granic, Ztąd ten hałas dzikiéj tłuszczy, |
Ballada ta, nosząca w oryginale tytuł: Der wilde Jäger (dziki strzelec), należy do najsławniejszych utworów Bürgera. Podanie znajome w Niemczech, na którém się ono opiéra, jest następujące. Niejaki Falkenburg, dozorca lasów królewskich, całkiem oddany polowaniu, tak przytém był rozwięzły i srogi, że urągając się z religijnych obrządków, w niedziele, lub inne dni poświęcone modlitwom, wyjeżdżał zwykle na łowy, najdzikszych nad swymi poddanymi dopuszczając się okrucieństw. Po jego śmierci lud przyjął powszechne mniemanie, że za karę, przez zbytnią chęć do łowów popełnionych zbrodni, Bóg go potępił na wieczne polowanie po śmierci. Częstokroć w głębi ciemnych lasów w Niemczech, a zwłaszcza w pasmie gór, Czarnym Lasem, lub Czarną Puszczą (Schwarzwald) zwanych, dają się słyszeć jakieś hałasy. Pochodzą one, jak mi jeden uczony niemiecki naturalista powiadał, z krzyku ptastwa zwanego Scolopax Galinago, które się tłumnie po tych lasach znajduje; gmin jednak pragnie w nich rozróżniać znany głos Falkenburga, szczekanie psów i trąb dźwięki, i ztąd słyszany szelest łowami Dzikiego Strzelca nazywa.
Razu pewnego, młody jeden myśliwy, zbłąkany nocą śród lasu, usłyszał blisko siebie ten hałas, a chcąc doświadczyć prawdy, „Glück zu! Falkenburg! zawołał! — „Dzięki ci!“ odpowiedział głos gruby — „za dobre życzenie, podzielmy się zdobyczą;“ — i kawał przegniłéj zwierzyny upadł pod nogi zuchwałego młodzieńca, który wkrótce utracił dwa najlepsze konie, i nigdy z doznanego przestrachu przyjść do siebie nie mógł. Powieść ta, jakkolwiek od różnych różnie powtarzana, jest przedmiotem wiary gminu w całych prawie Niemczech.
GRAF HABSBURG.
BALLADA
Z SZYLLERA.
W Akwisgranie, w zamkowych komnatach, Bo przeminął czas klęsk i swawoli, „Wyższy Pan rządzi wieszcza natchnieniem, „A wtém rycerz przystąpił ku niemu, „Niechże każda — rzekł kapłan w natchnieniu — |
ŚWIETLANA.
BALLADA
Z ŻUKOWSKIEGO.
Raz ciekawe przyszłéj doli, Noc już była — księżyc blady Wtém patrz! za starszych poradą, Północ! — Nagle w martwéj ciszy, Siedli; — konie w szybkim biegu Nagle świsnął wiatr z za chmury, Z cichym szmerem się otwarły. Ciemno znowu, głucho znowu — Gdzież? — śród izby, u zwierciadła, Cóż, dziewico? sen widziany |
RÓŻA. POWIEŚĆ
Z SOUTHEY’A.
I.
Witaj mi, córo wiosny! kwiatów jéj królowo! II.
Miło jest, pod rozkwitłym spoczywając krzewem, Chwała tym, co go tobie za kochanka dali! III.
Zbiegają się dziewice z koszykami w ręku, IV.
Żyła w Betleem, Izraelskiéj ziemi, Zillah z cnót tylko szukająca chluby, V.
Przyszedł z innymi Hamuel bogaty, VI.
Czemuż, niestety! obrażony w dumie, Hamuel możny, sam w świetnym urzędzie, VII.
Był plac pod miastem, naprzeciw kościoła, VIII.
Z inném uczuciem Hamuel stał blisko: Oczy dziewicy padły na oszczercę. IX.
Przebóg! przy stosie błysnął blask pochodni. Jakiż cud nowy? — Stos się w krzew zamienił, |
„Między miastem a kościołem w Betleem, jest pole nazwane Campus Floridus, pole kwitnące, a to z następującego powodu. Piękna dziewica, oskarżona niewinnie o przestępstwo, skazaną została na spalenie żywcem w tém miejscu; i kiedy już stos podpalać zaczęto, ona wzniósłszy oczy ku niebu, błagała Boga, aby jako świadomy jéj niewinności, wybawić ją raczył od tak srogiéj a niezasłużonéj kary; i to rzekłszy na stos pałający spokojnie wstąpiła. Lecz w mgnieniu oka zagasły płomienie, rozzieleniły się na wpół spalone głównie, a na nich zakwitły róże czerwone i białe: były to pierwsze, które widziano na ziemi. A tak niewinna dziewica za łaską Boga uwolnioną została.“
WIERNOŚĆ.
BALLADA
Z BÜRGERA.
Kto chce mieć kochankę dla siebie jedynie, Już blizko, już blizko cel drogi żądany — — „Ach! wielkie się, panie, nieszczęście zdarzyło! Wtém kiedy na wzniosły pagórek wybiegą, Wtém kiedy już obaj osłabli na sile, Niedługo się Dama w namyśle wahała, Więc spójrzy, aż oto Młodzieniec nieznany |
BAŚŃ
O UŚPIONÉJ KRÓLEWNIE I O NAJŚMIELSZYM
KRÓLEWICU.
Z ŻUKOWSKIEGO.
Był sobie król i królowa. Dumać zawsze o tém jedném, A nasamprzód, państwa stróżek, I nakoniec, jak w tym kraju „Zaraniwszy dłoń wrzecionem, Téj u niego jednéj pewnéj, Dnia jednego, król z królową, Iść wprzód, zwłaszcza kiedy gniewna. Zaśmiała się w głos, i znikła. — Jak kto gdzie stał, tak śpi: — straże, Sto lat przeszło. — Z razu ludzie Czasby ocknąć się królewnie. Śpi lat dwieście, i śpiąc czeka, Kwiaty pachną — wszędzie wonność, Wszedł do sali — do tronowéj, Usta drgają, jak śród krzewu A młodzieniec! w uniesieniu, Słowem, wszystko się ruszyło, |
BAŚŃ
O ZŁOTYM KOGUTKU
Z PUSZKINA.
W trzydziewiątém wschodniém państwie, Odaliski, Muftych, Baszów, Wojsko ciągle tak biegało, Sułtan cieszy się, dziękuje, Dowiedzieli się sąsiedzi, E! źle! — co tu rady długie? — Dnia siódmego, wchodzą w strome, Wyrzec słowa; głowę kłoni, — „Padyszachu!“ mędrzec rzecze, Zapędził się, wzniósł kułaki: Obces w oczy — dziub go w ciemię!…
|
KORSARZ.
POWIEŚĆ
LORDA BYRONA.
— „I suoi pensieri in lui dormir non ponno.
Tasso. Canto. X. Gerusallemme Liberata.
PIEŚŃ PIERWSZA.[163]
— „Nessun maggior dolore,
„Che ricordarsi del tempo felice „Nella miseria........ Dante
I.
„Na modrych głębiach jasnéj morskiéj wody, O! i któż pojmie? — prócz tych samych, którzy II.
Taka pieśń brzmiała na wyspie korsarzy, Próżno go kolej pełnego kielicha III.
„Patrz! żagiel, żagiel! — Nastawcie lunety! — Możeż się lękać burz, bitew, lub trudu, IV.
Skrzypią powrozy, krzyczą robotnicy, V.
Wieść się rozbiegła, tłum rośnie z pośpiechem, VI.
— „Gdzie jest wódz? — ważne przywozim nowiny. Dzięki wam, bracia, żeście braciom radzi! VII.
Przystąpił Żuan — Konrad spójrzał srogo, Zgadł myśl — czytając twarz zwrócił na stronę, VIII.
Kazał — posłuszni odeszli w pokorze. — Cóż jest ten urok, że mu nikt z korsarzy, IX.
Nie na wzór świata dawnego mocarzy, Głos jego wdzięczny, serce jednak ziębi: X.
Wstręt ma iść na jaw złéj myśli katusza, Z gry chyba rysów, z mieniącéj się twarzy, XI.
Lecz nie natura stworzyła w Konradzie Z urągowiskiem wbrew stając obłudzie, XII.
Nikt nie zły całkiem: — i w duszy Konrada Sam, próżno rozum przeciw niéj wytęża — XIII.
Zaczekał nieco — brew marszczy ponuro, Źle wróży serce — ale się nie boi, XIV.
Tak dumał w sobie, aż idąc ponury Porwał się Konrad, pchnął drzwi, i z pośpiechem Pójdźmy! — O siebie wiész że się nie boję. — Nikt prócz mnie nie śmiał tknąć jéj, ni zastawić. Wrócę, i rychło; — lecz teraz już chyża Dotknął ust, zimne; — spotkał wzrok, wpół zgasły. — XV.
„Co? już go nié ma?“ — straszliwe pytanie, XVI.
Szybko wprost z góry, na głaz skacząc z głazu, Gdy widzi zwłaszcza, jak z masztu zwieszona XVII.
Wkoło broń straży brzękła czcią wodzowi. Jeśli na okręt spogląda w tę chwilę, — KONIEC PIEŚNI PIÉRWSZÉJ. PIEŚŃ DRUGA.[166]
„Conoscete i dubbiosi desiri?“
Dante
I.
W zatoce Koron las masztów się jeży, Tymczasem straże mogą spać bezpiecznie. II.
W biesiadnéj sali, w lśniącym złotogłowiu, Na wzdętych falach sny nie tak powabne, III.
Ze czcią bojaźni, od wnętrznych podwoi, IV.
„Zkądeś Derwiszu? — „Przez zbójców pojmany, Sposobność ujścia próżnoby mi znikła, Sprzysięgłe na się łączy pokolenia, Jak na zjawisko piekielnego ducha Seid ostatni w pierzchających tłumie, V.
Skorzy na rozkaz — każdy żagiew chwyta, „Harem się pali! — za mną! do obrony! VI.
Krótko wódz spojrzał na wdzięki Gulnary[170], Gdy litość chwilę sfolgowała wojnie, VII.
Lecz nim tłum dziki wszcząwszy bój zażarcie, VIII.
I wnet go widzi — gdzie bój najzaciętszy, Każda piędź ziemi krwią za nim przesiękła. Ale taż duma, co go w głąb strąciła, IX.
Posłany lekarz — nie litość posyła — To wyrok jego. — Odeszli strażnicy, X.
Któż uczuć jego pojąłby męczarnie, Czyny i słowa, złe myśli i chęci, IX.
W warownéj izbie, na najwyższéj wieży, Któréj pomyśléć nie śmiał: — jak te wieści XII.
Śpi — uśmiech w ustach, łza lśni z pod powieki, Któż się to zbliża z łzawemi oczyma? Przeszła bezpiecznie — nikt o nic nie bada. XIII.
Patrzy zdumiona — „On śpi? — gdy z rozpaczą Tém gorzéj! — smutku nie radbym ci sprawić. XIV.
„Korsarzu! pal twój gotów — lecz ma władza Więc oszczędź sobie trudu, mnie życzenia Która nie czuje, i nigdy nie czuła I mnie zostawił — przed godziną boju XV.
Rzekła, i ręce okute Konrada Lecz nie potępiać błędu Tryumwira! — XVI.
Ranek — przez kraty na twarz więźnia pada KONIEC PIEŚNI DRUGIÉJ. PIEŚŃ TRZECIA.
„Come vedi! — amor non m'abbandonna.“ —
Dante
I.
Zwolna — piękniejsze niż w dziennéj kolei, Gdy na gór szczycie, jak złota korona, Gajem oliwne rozsadzone drzewa, II.
Czas do méj treści — czyż myśl od niéj boczy? III.
Słońce już zaszło — i jak wyspa cała, Widza Medorę, poznali zdaleka. — Lecz wnet ze łzami, choć dłońmi twardemi, IV.
Złożono radę — słowa się zatliły V.
W haremu swego głębi niedostępnéj Mroczne; — daremnie jéj piękność i sztuka Tymczasem myśleć kazałem w seraju, Rozumiesz? — dosyć! — Przeklęta godzina, VI.
Tymczasem długie, tęskne, jednostajne, Zdaje być krokiem oprawcy lub szpiega; VII.
Przeszedł dzień piérwszy — on miał być dniem kary; Uczuł samotność, i serce zatwardził, VIII.
Północ — przed drzwiami usłyszał stąpanie. Kocham cię! — Nie mów! ja wiem że daremnie, Obwinił o to, czém dotąd gardziłam — A wiém do czego okrutnik jest zdolny — — „Śpij, śpij! o wschodzie ockniesz się na palu! IX.
Rzekła — nie czeka, nic chce odpowiedzi. W twarz mu powionął; — czuje woń poranku. X.
Bywał on w bitwach — w niewoli bezbronnéj XI.
„Stało się! — pójdźmy! — Porwał się był z trwogą. XII.
Klasnęła w dłonie: — skryci, niedalecy, Zdjęli okowy na rozkaz władzczyni. — XIII.
Łódź czeka — wsiedli; — rozdęły się żagle, I onę — tkliwą, kochaną jedynie!… — XIV.
Długo w milczeniu spoglądała z trwogą XV.
Krzywdzi go: — siebie, a nie ją on winił. Na widnokręgu, z trwogą niespokojną, XVI.
Umilkła radość — żal im nie pomału Szli szukać zemsty — i gdyby wiedzieli XVII.
Pojął to Konrad, i czuł mimo woli Bladość marmuru piękną twarz okrywa: XVIII.
Brzegi swéj wyspy ujrzeli o zmroku. W zatoce szybkie ślizgają się łodzie, XIX.
Palą się światła wzdłuż całych wybrzeży, Puka — lecz zcicha — bo dłoń jego drżąca, XX.
Nie wyszedł, nie padł, nie płakał — wzrok wlepił, I promieniste gwiazdy życia gasi: XXI.
Nie pytał o nic — cóż nada pytanie? Niejedno czoło stoickie i oko XXII.
Któż z tych, co czują, wysłowi katusze, XXIII.
Serce w nim było tkliwe: lecz skrzywdzone, XXIV.
Ranek — południe — nie widać Konrada. — Zerwany łańcuch, gdzie barka stać zwykła. KONIEC.
|
NARZECZONA Z ABYDOS.
POWIEŚĆ TURECKA
LORDA BYRONA.
Had we nener loved so kindly,
Had we never loved so blindly, Never met, or never parted, We had ne'er been broken hearted. Burns.
PIEŚŃ PIERWSZA.
I.
Znacie kraj, gdzie laur chwały i cyprys żałoby, Gdzie dziewice jak kwiaty, co noszą do tańców? II.
Otoczon tłumném niewolników gronem, III.
„Chcę być sam!“ — skinął — skinieniu pańskiemu „Zawołać do mnie dozorcę haremu!“ — „Gdy nikt nie słucha i nikt nie podziela IV.
Gniew zawrzał w Baszy: „Synu niewolnika, „Gotów iść wzdychać całe dni i noce, V.
Selim nie wyrzekł słowa — ale z twarzy, Giaffir spójrzał — i zląkł się widoku Ha! lecz on nie wié o tém!… — Nic nie znaczy! VI.
Piękna, jak pierwsza ze stworzonych w raju, I blask swych oczu zaszczepiał! w jéj wzroku — Dzielił i wzajem odpłacał, słowami, VII.
„Zulejko moja! dziecię méj miłości! „Bogactwo twemu odpowiada wianu; VIII.
Zulejka milcząc skłoniła oblicze — Trzykroć w dłoń klasnął[186] — konia podać każe: IX.
Selim na dłoni wsparł czoło, i okiem X.
Zulejka nie śmie przerywać milczenia, Próżno nań siostra spogląda ciekawie: „Słowik tę różę przysyła za posła[191], XI.
„Co? nie chcesz nawet przyjąć mego kwiatu? — „Może ku niemu masz powód urazy?… — XII.
Ożył — odetchnął — z lic ogień wytrysnął — Tak z pod brwi téj ponuréj, „Ja synem jego?… — Lecz ukój twą trwogę! — XIII.
— „Co? ty nie jesteś czém się być wydajesz? — „I ztąd dzień lubię, a nocą się brzydzę: „Jabym wolała ojcu się otworzyć! XV.
— „Odejdź! ja sam tu spotkam Giaffira. „Umiałem wzbudzić przychylność w Harunie. KONIEC PIEŚNI PIÉRWSZÉJ. PIEŚŃ DRUGA.
I.
Wiatr hucząc wzdyma Hellespontu wody, Na światło tylko kochanki spoglądał, II.
Wiatr dmie od morza, i w paszczę ciaśniny III.
Oby mi jeszcze dano na te brzegi wrócić, IV.
Pomrok okrywa ziemię i morze — nim wznijdzie, V.
Późno dziś, późno księżyc rozweseli Na sofach z tkani Perskiego przędziwa, VI.
W szacie czarniejszéj niż téj nocy cienie, VII.
Doszli do groty, którą w łonie skały Roiła obraz rozkoszy niezmiernych, VIII.
Od ostatniego niewidzenia groty IX.
Szat swych zasłonę, rzucił na stronę — X.
„Widzisz! — nie jestem, czém się być zdawałem! „Moja rzecz tylko — prawdę jéj okazać, XI.
— „Ty nie mym bratem? — Boże! — O! ja biedna!… — „On cię obraził — a jam dziecię jego! — XII.
— „Ty niewolnicą? — O! nie! mnie to raczéj „Kazał mi zwać się — i sam zwał mię synem, XIII.
„Zkąd się w nich bratnia zawzięła nienawiść? XIV.
„Gdy Paswan-Oglu, z buntownemi tłumy[203], XV.
„Czyn raz spełniony — i władza Paswana „Urząd, paszalik, i skarby Abdalli, XVI.
„W pałacu jego, śród haremu progów. „Znam wielu tajnych Giaffira wrogów: „Widząc, jak święcie tajemnicę tai, XVII.
„Com rzekł, Zulejko! dziko razi uszy, XVIII.
„Jestem ich wodzem: — czémże miałem zostać? „Na wskroś ich dusza leciała jak strzała, XIX.
„Harun naraił sternika Murzyna, XX.
„Wprawdzie, Zulejko! są to rozbójnicy, „I wspólna ufność, i wierność bez skazy, „Lekki namiot na brzegu, lotna łódź nad wody, „Cóż, że patrząc w mą dolę, widzę — lecz nie blednę — „Gdy szyderstwo lub potwarz utopią weń miecze: „Tak! wrogów! — Czyż Giaffir nie jest wrogiem moim, XXI.
„Głowę Haruna by ustrzedz od kary, XXII.
Rzekł — ona blada, bez ruchu i tchnienia, XIII.
On czekał śmiało: — „Co ma stać się, stanie! — „Ale się zgrai nie poddani tak snadnie — XXIV.
Skoczył ku morzu; — jak błysk piorunowy, XXV.
Śród kul, i mieczów, i grotów miotanych, Już wpław ku łodzi miał rzucić się bratniéj, XXVI.
Ranek — wiatr w kłębach rozwiewa mgły nocne. — Na piasku tylko gdzie niegdzie rzucone Cóż ma obchodzić, czyli go w swém łonie XXVI.
W haremie Giaffira płacz i narzekanie; ✽ ✽ ✽
Zapóźno, oblubieńcze, przybywasz na gody! ✽ ✽ ✽
Pokój sercu dziewicy! — Allah twemu oku, ✽ ✽ ✽
Szczęśliwaś! — jak kwiat w pełni rannego rozwicia, ✽ ✽ ✽
Biada tobie, morderco! na dni i na lata, ✽ ✽ ✽
Zgasła u wschodu gwiazda dziewiczéj czystości, XVIII.
Między pomników i grobów tysiące, Jest jedno miejsce — osobne, kwitnące, Ci którzy słyszą śpiew ten tajemniczy, I zkąd go fale uniosłszy, zbawiły KONIEC.
|
MAZEPPA.
POWIEŚĆ
LORDA BYRONA.
GUSTAWOWI HODENIUSOWI
NA PAMIĄTKĘ PRZYJAŹNI I MIŁYCH WIECZORÓW,
NA WSPÓLNÉM CZYTANIU POEZYI SPĘDZONYCH.
poświęcam.
A. E. O.
|
Podanie o Mazeppie, na którém się treść niniejszéj powieści opiera, znane jest u nas powszechnie. Autor wziął je z historyi Karola XIIgo przez Woltera, który je za prawdziwe przytacza. Za takie też uchodziło i u nas, aż do czasów ogłoszenia znakomitych Pamiętników Jana Chryzostoma Paska, z czasów Króla Jana Kazimierza, gdzie obok innych szczegółów, tyczących, się piérwszéj młodości Mazeppy i pobytu jego na dworze królewskim, znajduje się opis prawdziwego zdarzenia, które stało się powodem i wyjazdu Mazeppy na Ukrainę, i rozszerzonéj o nim w kraju powieści. Porównanie rzeczywistéj prawdy z poetycką fikcyą podania, może tu ujść za ciekawą wskazówkę, jak się tworzą wszystkie tradycye gminne: to jest, jak poetycka wyobraźnia ludu, dopełniając i upiękniając stopniami dany wypadek, nakoniec go całkiem przekształca.
Obszerniejsza wiadomość o dalszém polityczném
życiu Mazeppy, jako naprzód Assauły, a potém Hetmana Kozaków, znajduje się w Atheneum z r. 1842, przez Aleksandra hr. Przezdzieckiego.
MAZEPPA.
I.
Było to wkrótce po dniu pod Półtawą, II.
Tak los zwykł igrać z wielkością człowieka. — Wczwał, dniem i nocą, po polach oblanych III.
Z nim grono wodzów — o! jakże zmniejszone, W skwary jak w mrozy, wytrwały do jazdy, IV.
Gdy tak koń pasł się — Mazeppa tymczasem, A Hetman na to: „Strzeż Boże nauki, Dość miał kłopotu! — Lecz w życiu powszedném, Gdzie człek bez troski? — a paź tak ma swoje, V.
„Ja byłem wtedy — dziś to bez przechwałek Dźwigam na barkach; — byłem tęgi śmiałek. Całe w miłości — na poły w omdleniu, VI.
„Jam kochał — wzdychał — spotykał ją w tłumie, A każde wzajem uczucie, myśl każda, VII.
„Kochałem — byłem kochany wzajemnie! — „Wiém, że jest wielu, w których tajemnica VIII.
„Jak cień za szczęściem idzie ludzka zawiść. Czekałem śmiało méj śmierci wyroku, IX.
— „Konia tu! konia!“ — spójrzę, aż prowadzą X.
„Lecim i lecim — na oślep, przed siebie, Na polach jego nie rośnie źdźbło słomy; XI.
„Tymczasem daléj i daléj, bez toru, Przeze mgłę tylko widać — że jak pasem, A jakby ognia żywego płomienie, XII.
„Las tuż przed nami: — od brzega do brzega, W stepie nas jeszcze zajrzeli przed lasem, XIII.
„Lecim i lecim: — już blisko południa, Niesie go, miota, głuszy i przywala, XIV.
„Jak długo trwały te mdłości — nie zgadnę; Chłód świeżéj wody zbudził mię z omdlenia. — XV.
„Zmokły, zziajany, z dymiącemi boki, XVI.
„Lecim wciąż naprzód; — lecz coraz i coraz XVII.
„Słońce pogodne — i tuman kłębami I w całym pędzie mkną ku nam przez błonia. — XVIII.
„I tak od rana do późnego mroku, I zajść z niém razem — tylko że na wieki! — XIX.
„A jednak dziwna! że nieraz piastuny Prócz chyba przyszłych, niezmiennych radości, XX.
„Zachód już blizko: — jam leżał jak z rana, I coraz, coraz spuszczając się niżéj, XXI.
„Budzę się — cóż to? czy jeszcze marzenie? Rajskiemi dźwięki grały w mojém uchu. — XXII.
„Wróciła z matką i ojcem kozakiem. — I wyznać muszę, że nigdy śród spieki KONIEC.
|
NIEBO I ZIEMIA.
DRAMA LIRYCZNE
LORDA BYRONA.
IGNACEMU CHODŹCE
NA PAMIĄTKĘ CHWIL TYLU, Z NIM I PRZEZ NIEGO MIŁYCH.
poświęcam
A. E. O.
|
Treść niniejszego poematu oparta jest na następujących słowach Pisma Świętego, w księgach Genesis, w rozdziale VI.
„A olbrzymowie byli na ziemi w one dni.
Poema to liczone słusznie do najcelniejszych utworów swego autora, odznacza się nadto od wszystkich innych dzieł jego, oprócz może „Manfreda,“ osobnym swym stylem i tonem: i to jest, co mię zwłaszcza skłoniło, że je do tłómaczenia wybrałem. Nie wiem jak czytelnicy moi, nawykli zapewne do okrągłego toku wiersza i śpiewnego odbijania rymów, zniosą w niniejszym przekładzie różną nieco jego budowę, i ciągłe prawie w dyalogu zacieranie się tychże. Nie uprzedzając wcale ich sądu, winienem wszakże oświadczyć, iż jedno i drugie uważałem właśnie za główny warunek zachowania charakterystycznych cech oryginału.
OSOBY.
Rafael, Archanioł.
Noe.
Irad, przyjaciel Jafeta.
Chór Duchów. — Chór Ludzi.
Rzecz dzieje się przed potopem.
SCENA I.
Okolica górzysta i leśna w blizkości góry Araratu. —
Północ. Wchodzą ANAH I AHOLIBAMAH.
Anah.
Ojciec nasz usnął; — siostro! oto pora Aholibamah.
Kolej dziś na ciebie, Anah.
Siostro! ja się trwożę. Aholibamah.
Ja téż — lecz tylko gdy myślę, że w Niebie Anah.
Aholibamah, siostro moja droga! Aholibamah.
W czém jest bezbożność? — Miałażby być zdrożna Anah.
Lecz jest głos, co woła Aholibamah.
A więc dla czego masz się dręczyć dłużéj Anah.
Nie! — jednak czuję, że Azaziela, Równiebym zawsze kochała! — choć lepiéj, Aholibamah.
Myśl więc raczéj, Anah.
Niechby tak było! byleby go ona Aholibamah.
Nie pojmuję ciebie! Anah.
Serafinie! Tyś stróż tronu Tego, który, Aholibamah.
Samiaso! gdzie bądź w górze Lecz zatlony tam, zkąd i ty I choćby mię żmije wkoło Anah.
Siostro! patrz do góry! Aholibamah.
To oni! — Anah.
Cóż, gdy ojciec blask zobaczy? Aholibamah.
Pomyśli, że wschód księżyca, Anah.
Patrz, patrz! już są blizko ziemi! Aholibamah.
Śpieszmy! — obym skrzydła miała, Anah.
Co za wspaniała Aholibamah.
Samiasa! SCENA II.
Wchodzą IRAD I JAFET.
Irad.
Nie płacz, bądź mężem! — po co między góry Jafet.
Tak! lecz mnie cieszą. — Któż wié czy i ona Irad.
Wszak nie kocha ciebie. Jafet.
Ach! Irad.
Znam ja gorycz uczuć niepodzielnych. Jafet.
Wiém i boleję nad tobą. Irad.
Nie boléj! Jafet.
Czy się tém cieszysz? Irad.
Ni cieszę, ni smucę. Jafet.
W co wierząc? Irad.
Wnoszę, czytam w jéj spójrzeniu Jafet.
Anah? Irad.
Nie! Aholibamah. Jafet.
Kogo? Irad.
Ja nie wiém; znasz, czy ją kto zbada! — Jafet.
Anah to chyba kocha Boga w Niebie; Irad.
Cóż ci nada, Jafet.
Prawda, lecz ja ją kocham. Irad.
Jam téż kochał. Jafet.
Jestżeś szczęśliwszym, żeś przestał, jak mniemasz? Irad.
Czyliż nim byłbym, gdybym jak ty szlochał? Jafet.
Żałuję ciebie. Irad.
Mnie? — Czemu? Jafet.
Że nié masz Irad.
Dziwnyś! — W tych słowach znać szał jéj przemawia. — Jafet.
Szczęśliwy, kto może! — Irad.
Nie wracasz ze mną do namiotów? Jafet.
Nie! — pójdę jeszcze do jaskini w górze, Irad.
Cóż ci do niéj? Jafet.
Miejsce to zgodne z myślami mojemi: Irad.
Ale czyż nie wiész, jakie o téj dobie Jafet.
Zostań, dzięki tobie! Irad.
Ale złe duchy tém więcéj ci mogą Jafet.
Nie! sam iść muszę. Irad.
A więc pokój z tobą! Jafet (sam).
Pokój! — szukałem go gdzie znaleźć mogłem, Nad nią przynajmniéj zmiękcz srogość wyroków! (odchodzi). SCENA III.
Wchodzą NOE I SEM.
Noe.
Kędyż jest brat twój Jafet? Sem.
Wyszedł w pole, Poszedł, jak nieraz, o północnéj porze Noe.
Po co on do niéj? Na całym złym świecie, Sem.
Ojcze! nie idź daléj! Noe.
Nie lękaj się o mnie! Sem.
Do obozu sióstr? Noe.
Nie! do jaskini. SCENA IV.
Góry — jaskinia — skały Araratu.
Jafet (sam).
Dzikie pustynie! lochy, co się zdacie Tęsknić i płakać po was? — O! ty świecie! (Patrząc ku górze).
Być-że to może, aby ten szczyt skały, Rozkazał w arce zbawić ojcu memu? — Jeden, mam płakać na wszystkich pogrzebie! — (Łoskot w jaskini i śmiechy. — Duch przelatuje).
Jafet.
W imię Jego! Duch (śmieje się).
Cha, cha, cha! Jafet.
W imię Wszechmocnego! Duch (śmieje się).
Cha, cha! Jafet.
Przez potop i ziemię, Duch.
Czego łzy lejesz? Jafet.
Nad ziemią, i nad jéj dziećmi. Duch (odlatując).
Cha, cha, cha! Jafet (sam).
Jak duch nieczysty urąga z rozpaczy (Łoskot w jaskini). Kto tu? Jafet.
Co za szum! Chór Duchów.
Radość nam! Wyjdzie i zajmie glób, Dąb, i skał zrąb, Jafet (występując).
Mój ojciec! Precz więc, precz do swych jam! Duch.
Synu Noego! Czyż się nie będziesz rumienić, Chór Duchów (wylatując z jaskini).
Śpieszmy się, cieszmy! Nie będzie czcił, Nowe istoty, i dawne cierpienia, Jafet (przerywając).
Przedwieczna Wola Duch.
Cha, cha! i kiedyż to cudo nastąpi? Jafet.
Gdy Zbawca zstąpi! Duch.
Tymczasum w mnóstwie Chór Duchów.
Cieszmy się, duchy! Otwarły swoje upusty; — a ludzie! Nad ruiną Myśmy upadli, (Duchy wznoszą się w górę i znikają). Jafet (sam).
Bóg sam obwieścił przeznaczenie ziemi, Gdy Stwórca rzekł mu; „świeć!“ i zaświeciło — Z łez méj boleści, szyderczemi śmiechy, SCENA V.
Wchodzą SAMIASA[215], AZAZIEL, ANAH I AHOLIBAMAH
Anah (postrzegając Jafeta).
Jafet! Samiasa.
Adamita! Azaziel (do Jafeta).
Po co, Jafet.
Aniele! Azaziel.
Cóż to? nie pomnisz? nie wiész, że w podziele Jafet.
Nie dzisiaj! — gdy występną ziemię, Anah.
Jafecie! nie śmiem mówić — ale, ale… Jafet.
Obyć przebaczono w Niebie, Aholibamah.
Dość! precz ztąd do domu, Jafet.
Przyjdzie czas może, że mię poznasz lepiéj, Samiasa.
Słuchaj mię, synu Patryarchy? który Jafet.
Krzywdę! ach! i jaką! — Azaziel.
Jaką zgubą? Jafet.
Cóż to? nie wiecie? Czyliżbyście mieli, Samiasa.
Smutek? — Mógłżem wróżyć sobie, Jafet.
Jeśli ich Pan twój nie rozwiązał tobie, Aholibamah.
Niech tak będzie! Anah.
Ach! siostro, siostro! nie mów tak! Azaziel.
Dla czego? — Anah.
Ach! O ciebie tylko! Jafet.
Toż więc dla niego? tak jest! dla Anioła, Ale to mniejsza! — byleście, on i ty, Anah.
Ach! on nam wróży śmierć! Samiasa.
Śmierć? — nam śmierć wróżyć, Jafet.
Śmiéj się! — O siebie ja téż się nie boję, Życia mojego za Jéj — która sama Aholibamah.
Zuchwały! Jafet.
Aholibamah! przecz się wzruszasz gniewem? Rozstać się wtedy —gdy i z tobą razem Aholibamah.
Dość niewczesnéj mowy! Jafet.
Córko Kaima! zazdrość i nienawiść Aholibamah.
Kaim nie był wrogiem Jafet.
Prawda! zbłądziłem. Pan go sądzić będzie. — Gdybyś się sama, w gniewnych słów zapędzie, Aholibamah.
On jest ojcem ojca mego, Jafet.
Pan je policzył! Aholibamah.
Niech i tak będzie! lecz póki ich stanie, Jafet.
Ród Seta w Bogu tylko szuka chluby. — Anah.
Co bądź Bóg przeznaczy, Jedyną prośbą byłoby, bym sama Aholibamah.
Cóż to? czyż słowa płonnych marzycieli, Jafet.
Ten, co to wszystko jedném słowem stworzył. Aholibamah.
Kto słyszał słowo te? Jafet.
Świat, co niém ożył. — Samiasa.
Aholibamah! Bóg jest wszechmogący! Aholibamah.
Jam zawsze czciła Boga — stwórcę mego: Jafet.
Niestety! Aholibamah.
Tak powiadają. Jafet.
Tak jest bez wątpienia. SCENA VI.
CIŻ, NOE I SEM (wchodzą).
Noe.
Tużeś, Jafecie? i w jakiéj potrzebie Jafet.
Ojcze! czyż grzechem byłyby me chęci, Noe.
Swięci? — czy raczéj nie z tych, co swe chóry, Samiasa.
Tyś rzekł. Noe.
O! biada! biada! trzykroć biada, Samiasa.
Tak! ale czyliż nie na obraz Siebie Noe.
Jam tylko człowiek; Pan mię nie postawił Azaziel.
Co? nawet wtedy, gdybyśmy zstąpili Noe.
Archaniół w całéj swojéj chwale, Jafet.
Ach! ojcze! nie mów tak! Noe.
Jafecie! Jafet.
Obym zginąć raczéj Noe.
Wartbyś za to słowo; Samiasa.
Przeczżeby nad twą i nad jego głową Noe.
Zapytaj Tego, który twą naturę SCENA VII.
CIŻ I RAFAEL ARCHANIÓŁ.
Rafael.
Pokój sprawiedliwemu! — Aniołowie! Samiasa.
O! najpiękniejszy! największy z niewielu! Lub strzegąc, aby ród, co ją dziedziczy, Rafael.
Biada wam, że nie wiecie! — O! Anieli! Azaziel.
Straszny gniew Pana! — Lecz ty, coś osądził Rafael.
Pan mną rozporządził; Kusić niebieskie duchy; lecz niestety! Aholibamah.
O! tak! uchodźcie! bo jak w jego mowie, O! siostro moja! są, co ujdą zguby, Śpieszcie! nim minie czas! Anah.
Ach! czyż koniecznie trzeba Nie, nie! śpiesz! — Moje męczarnie, Jafet.
Nie mów tego, Anah! — Nie wróży łaski? — Patrz! możesz — zmiękcz dla niéj, Noe.
Przestań, niebaczny! przecz w żalu zapędzie, Jafet.
Ojcze! a kiedyż zostaniem Nie dość już poczuł sprawiedliwość Twoję Noe.
Szalony! przestań! w każdém twojém słowie Rafael.
Aniołowie! Samiasa.
Zostaniem na ziemi, Rafael.
Azazielu? Azaziel.
On rzekł; niech tak będzie! Rafael.
Oba? — A więc od téj chwili, Jafet.
Gdzież się podzieją? — Noe.
Słyszysz? Krzyk ptastwa morskiego! jak w chmury Ten szczyt im tylko może być zachroną — Jafet.
Słońce! słońce! Noe.
Ha! błyskawica, grom! — hasło zniszczenia! Jafet.
Ojcze! stój chwilę! zlituj się! przyjm do niéj Noe.
Czyż w niéj nie zginą wszyscy? — Pójdź! Jafet.
Nie mogę. Noe.
A więc giń z niemi! głuchy na przestrogę Jafet.
Razem? — O! mój ojcze! Noe.
Bluźnisz! — w téj chwili!… — zuchwały mołojcze! Rafael.
Patryarcho! pohamuj się w gniewie! O tém, co mówi; — i on nie upadnie, Aholibamah.
O! co za burza! — Na ziemi i niebie, Samiasa.
Moc nasza jest z wami! Anah.
A mójże ojciec! a mój kraj rodzinny! Gdy je pochłonie głąb? — Któż w mojéj duszy Azaziel.
Ja, twój kochanek! — Rafael.
Duchu występny! jakżeś stał się lichy, Azaziel.
Piorun nie zniszczy, Rafael.
Doznasz za chwilę sił twoich tak dzielnych, SCENA VIII.
CIŻ I CHÓR LUDZI,
(Wbiegających zewsząd i szukających zachrony).
Chór Ludzi.
Niebo i ziemia, obłoki i morze, Rafael.
Żegnam cię, ziemio! — Wy, dzieci jéj gliny! (ulatuje). Azaziel.
Pójdź, Anah! rzućmy ten chaos żywiołów, Jak orlę niegdyś w macierzyńskiém gniaździe! — (Azaziel i Samiasa ulatują, unosząc z sobą
Anah i Aholimbanah). Jafet (patrząc za niemi).
Ulecieli! — Chór Ludzi.
O! synu Noego! miéj litość nad nami, Matka (podając dziécię).
Zbaw, zbaw to dziécię! Na cóż się urodziło? Jafet.
Niebaczna! stój! — toż jest godzina Chór Ludzi.
Modłów?! — Gdzież te modły Że świat stworzył na męki! — Ha! już ryczą, Jeden z Ludzi.
Błogosławiony! kto w Nim ufność złożył, Ginąc, nie będzie się trwożył, Chór Ludzi
uciekających przed falą. I gdzież sie obrócim, gdzie znajdziem schronienie? Młoda Dziewczyna (biegnąc za drugiemi).
Nie opuszczajcie sieroty, Jafet.
By umrzeć! — umrzeć w lat kwiecie!… — |
(Fale morza wpadają z łoskotem. Chór Ludzi rozpierzcha się w różne strony po górach: wielu tonie zajętych falą. Jafet jeden zostaje na skale; w odległości ukazuje się arka, zmierzająca ku niemu).
CZCICIELE OGNIA.
POWIEŚĆ WSCHODNIA
TOMASZA MOORA.
|
Gweber, Giabir, i pochodzący ztąd przez skrócenie wyraz Giaur, któremu dziś przez nienawiść na wzgardę, we wszystkich muzułmańskich językach nadano obelżywe znaczenie: „Niewierny;“ niegdyś oznaczał tylko wyznawców religii Zoroastra, Czcicieli Ognia, jak ich nazywano; sami bowiem zwali się Behendi, to jest prawowierni. Religia ta, podług rachunku pisarzy wschodnich, przed czterema tysiącami lat wprowadzona do Persyi, trwała w niéj bezprzestannie, pomimo wszystkich zmian i wstrząśnień politycznych tego najpotężniejszego niegdyś na Wschodzie państwa, aż do najścia i podbicia go przez sąsiednich Arabów, Mahometanów, którzy z całym zapałem fanatyzmu prześladując jako bałwochwalstwo religię Gwebrów, wytępili ją nakoniec, i w powszechną wzgardę podali. —
Oto są główniejsze punkta nauki Zoroastra, zawarte w świętéj księdze Zenda-Vesta, którą on, podług podania pierwszych swych uczniów, sam w Niebie, razem z ogniem świętym, z rąk Oromaza otrzymał i przyniósł na ziemię. — „Bóg, mówi Zoroaster, jest jeden, przedwieczny, nieskończony, stwórca wszystkiego co jest. Lecz w świecie przez niego stworzonym, działają z woli jego dwie przeciwne sobie potęgi: dobra i zła, — Pierwszą zowie Oromazem (Hormuzd), co znaczy: dawca wszelkiego dobra; drugą Arymanem, co znaczy: Pan albo wódz złego. — Obadwaj mieli władzę stwarzania, i używali jéj wspólnie, chociaż w przeciwnym kierunku; i ztąd to miała pochodzić owa mieszanina dobrego i złego, jaka się daje widzieć we wszystkich rzeczach stworzonych. — Ztémwszystkiém sam tylko Oromaz był wiecznym, i miał kiedyś przeciwnika zwyciężyć. — Światło było godłem Oromaza; ciemność godłem Arymana. — Sam Bóg rzekł do Zoroastra: „Światło moje jest w tém wszystkiém, co świeci.“ — Na tych to właśnie słowach opiera się wprowadzona przez niego cześć ognia, palącego się na ołtarzu w świątyniach; na wolném zaś powietrzu cześć słońca, jako najszlachetniejszego ze wszystkich świateł niebieskich, przez które Bóg ożywia i utrzymuje całe swe dzieło stworzenia. Gwiazdy i planety uważane były za istoty żyjące, mające każda duszę nieśmiertelną. — Oto są słowa Zenda-Vesty, które Aniół światła rzekł do Zoroastra, dając mu z woli Oromaza ogień święty: „Polecam opiece twojéj wszystkie ognie na ziemi. — Rozkaż kapłanom strzedz je i utrzymywać, i nie gasić ich nigdy ani wodą, ani ziemią. — Rozkaż w każdém mieście wystawić świątynię Ognia, i na cześć jego przepisz uroczyste obrządki. Światło ognia pochodzi z Boga; a cóż jest piękniejszego jak ogień? Nie trzeba mu nic więcéj, prócz drzewa i kadzideł. — Niech je sypie stary i młody, a prośby ich wysłuchane będą. — Wszyscy co nie usłuchają słów moich, pójdą do wiecznych ciemności.“
Lecz nie sam tylko ogień, wszystkie inne elementa składające świat: ziemia, powietrze, woda, a nawet zwierzęta i rośliny, polecone zostały szczególnéj pieczy Zoroastra, przez swych opiekuńczych aniołów. — Aniół ziemi rzekł: „Ty, co masz być błogosławieństwem rodzaju ludzkiego, zachowuj ziemię od rozlewu krwi, od nieczystości i trupów. Każ niech je grzebią tam, gdzie żadna woda nie płynie, i żaden człowiek nie chodzi etc.“ — Ztąd poszedł zwyczaj u Gwebrów, że ciała zmarłych, zamiast grzebać je w ziemi, kładziono na wierzchołkach wież, zbudowanych na ten cel w miejscach odludnych, i gdzie żadna woda nie płynie; tam zostawiano je na pastwę ptakom; poczém dopiero pozostałe kości grzebano do ziemi.
Te były główne zasady religii Gwebrów. Przepisy życia zawarte także w Zenda-Vesta, tchnęły najczystszą moralnością; zgodne z naturą i prawdą, wiodły do cnoty i pracy. Ztémwszystkiém gdy te z koleją wieków władzę nad umysłami ludzi straciły, pierwotna myśl prawodawcy, cześć jednego prawdziwego Boga, ustąpiła miejsca przesądom; duch religii, formie zewnętrznéj. — Ogień, słońce, w których Zoroaster widział tylko widome godła bóztwa, i jako takim cześć oddawać kazał; następni wyznawcy jego wiary wzięli za same bóztwo; i poprzestając na zewnętrznych ofiarach, zasługiwali istotnie na imię bałwochwalców, które im Muzułmańscy nieprzyjaciele nadali.
Imię to stało się z czasem dla Persyi źródłem tysiącznych klęsk i nieszczęść: powodem, a przynajmniéj pozorem do wojny z Arabami, zakończonéj, jak wiadomo, zupełném podbiciem Persyi i przejściem jéj na wiarę zwycięzców. — Skoro bowiem religia Mahometa ustaliła panowanie swoje w ojczyźnie jego Arabii; fanatyczny zapał i duma piérwszych zaraz po nim Kalifów, zwróciły naprzód oczy na sąsiednią Persyą; bałwochwalczą, podług ich mniemania: a więc, którą powinni byli na prawdziwą wiarę nawrócić; żyzną i bogatą: a więc, którą podbić pragnęli; osłabioną wewnętrznemi niezgodami książąt swoich i możnych Satrapów: a więc do podbicia łatwą.
Piérwsza napaść Arabów na Persyą, nastąpiła za Kalifatu Omara. Wojska jego, pod wodzą Abu-Obeyda, przeszły Eufrat, lecz porażone przez Persów, straciwszy w bitwie większą połowę ludzi, wpław przez rzekę uciekać musiały. Omar wystawił nowe wojsko, lecz i to w piérwszém spotkaniu się z Persami, nie lepszego doznało losu. — Wkrótce jednak wytrwała biegłość arabskiego wodza, nazwiskiem SaadBen-Wakass; fanatyczny zapał żołnierzy, a nadewszystko niedbałość samychże Persów, i zbytnie zabezpieczenie się po zwycięztwie, odmieniły całkiem los wojny. Persowie z kolei ponosili klęski po klęskach: wódz ich Mehran, poległ zabity; całe wojsko poszło w rozsypkę. Naród zamiast połączyć się w jedno, by wspólnego nieprzyjaciela odeprzeć; przypisując poniesioną klęskę niedołężności swoich monarchów, obrócił się przeciwko nim, i rozpadł się na różne stronnictwa. Dynastya Sassanitów, od czterech wieków zasiadająca tron Perski, właśnie była wygasła; możni panowie rozrządzali tronem. — Wybierano z kolei jednego po drugim, coraz to nowych panujących, których prędzéj jeszcze mordowano lub zrzucano z tronu. Nieład i zamieszanie stały się powszechne na całéj ogromnéj przestrzeni ówczesnego państwa perskiego. — Tymczasem Arabowie posuwali się coraz daléj w głąb kraju, umacniając się w zdobytych prowincyach i miastach. — Nakoniec w roku 632 naszéj Ery, a 11 Hegiry, wyniesiony został na tron perski, Jeźdidźird, ostatni, chociaż nie w prostéj linii, potomek królewskiéj rodziny Sassanitów; człowiek słaby, niezdolny do rządów, zwłaszcza w tak trudném położeniu kraju; będący tylko narzędziem w ręku możnych Satrapów; którzy pokrywając swą dumę maską przywiązania do krwi panujących, na to go tylko królem nad sobą obrali, by sami tém łacniéj pod nim całém państwem rządzili.
Pierwszym czynem Jeźdidźirda po wstąpieniu na tron, było wysłanie posłów do arabskiego wodza, aby go wezwać do traktowania o pokój. Sam Saad-Ben-Wakass, w towarzystwie dwóch innych wodzów wojska swojego, przybył do obozu Persów. — Wprowadzeni do królewskiego namiotu, gdy wskazane miejsca zasiedli, Jeźdidźird tak do nich przemówił:
„Wiecie, że wami gardziliśmy zawsze. — Arabowie dotychczas tylko znani byli w Persyi, jako kupcy, lub jak żebracy. — Pokarmem waszym są zielone jaszczurki, napojem woda słona, odzieżą skóry zwierząt lub gruba tkanina z ich sierści; dla tego gardziliśmy wami. — Lecz od niejakiego czasu w większéj coraz liczbie zaczęliście kraj nasz nawiedzać: zasmakowaliście w dobrém jadle, napiliście się wody słodkiéj, nawykliście do wygód odzienia. — Powróciwszy do swoich pustyń, opowiadaliście o tém braciom waszym, i oto przychodzicie tłumami, aby nam wydrzeć co nasze, i narzucić nam wiarę, któréj my znać nie chcemy. — Podobni jesteście do lisa, w bajce naszego poety, który wkradłszy się w ogród, znalazł w nim obfitość gron winnych. Poczciwy ogrodnik pozwolił mu nasycić się niemi i myślał: „Plon winnicy mojéj nie zmniejszy się przez to, że się jeden lis biedny pożywi.“ — Ale lis nie przestał na tém, że się sam do woli nasycił; naprowadził swych towarzyszy, tak, że się cała winnica napełniła lisami. — Ogrodnik więc musiał drzwi zamknąć, i lisów, co już weszli, zabijać, aby sam nie zubożał do szczętu. — Ja jestem tym ogrodnikiem, mówił daléj Jeźdidźird. Wszakże mając wzgląd na wasze potrzeby i ubóstwo, gotów jestem przebaczyć wam wszystko; obładuję wielbłądy wasze pszenicą i daktylami, bylebyście natychmiast ustąpili z mych granic. Lecz jeśli gardząc szczodrobliwością moją, chcecie dłużéj w Persyi pozostać, postąpię z wami jak ów ogrodnik, i nie ujdziecie słusznéj zemsty mojéj.“
Saad-Ben-Wakass, wysłuchawszy spokojnie téj mowy, malującéj zarazem całą dumę i słabość perskiego monarchy, odpowiedział na nią w te słowa:
„Wszystko co powiedziałeś o dawnym stanie Arabów jest prawda. — Jedli oni zielone jaszczurki; grzebali żywo nowo-narodzone dzieci płci żeńskiéj; zabijali własnych rodziców; niektórzy nawet żyli trupami i poili się krwią ludzką, Nie znali co jest złe, a co dobre; co godziwe, a co występne. Ale Bóg zlitował się nad nami, i zesłał nam swego proroka, który dał nam księgę prawdziwéj wiary. — Księga ta nakazuje nam wojować niewiernych, obłąkanych nawracać; i zamiast dotychczasowego poniżenia i nędzy, obiecuje nam panowanie nad światem. — Wzywamy więc ciebie, królu perski! abyście, ty sam i twój naród, przyjęli świętą wiarę naszą. — Jeśli się na to zgodzicie, żaden Arab bez woli twojéj granicy państw twoich nie przejdzie; będziecie tylko, równo ze wszystkimi wiernymi, płacić zwykłą na ubogich jałmużnę, dziesiątą część wszelkiego dochodu. — Jeśli nie chcecie przyjąć wiary naszéj, możemy jeszcze przestać na opłacie haraczu, jaki się nam od niewiernych należy. Lecz jeśli odrzucicie oba te warunki, gotujcie się do wojny!“
PIEŚŃ PIERWSZA.
Nad Perskiém morzem księżyc w pełni świeci. Żadna się fala nie zmarszczy na wodzie, Rozgłasza tylko bluźnierczemi usty Są serca tchnące zemstą i nadzieją: Aniół dobroci, wdzięków, niewinności, Piękne są, piękne, arabskie dziewice, Tak jest spokojne, tak czyste — a razem Co najeżone u góry podnóża, Wdarłby się nawet tam — gdzie niedeptana Szybkiemi kroki skacze z skał na skały — Sama się własném przekonała okiem, Jedną jéj ulgą w złowrogiéj obawie, „Nie patrz tak, nie patrz! już wiém, co to znaczy!“ „Co znaczy temu? kto raz wszystko zgubił, „Lecz ty go nie znasz — nie wiész, jak on szczerze „Wtenczas się o nie śmiało upominaj, „Świętym jest dla mnie, jak Mitry ołtarze, „Gdybym z ust twoich, w pełnym westchnień głosie, Gdzie jak ogniki nad grobem żeglarzy, I z szumem drogę pienistą przerzyna, KONIEC PIEŚNI PIÉRWSZÉJ. PIEŚŃ DRUGA.
Nad Perskiém morzem ranek świta blady. Na cześć wielkiego Gieniusza wody, Gdzie są ołtarze, co wzdłuż jego krajów, Tleje ukryty, lecz się nie wyziębi, Że nieraz straże słuchając z uboczy, Krew, co w nim płynie z bohaterów dawnych, Próżno ognisty, jak sam Bóg ich, słońce, Z krzykiem przestrachu zdumiona się budzi, Lecz choć wiek dawny, gdy z jéj wzniosłych szczytów, „Chociaż czuć będziem, jak z nas ząb tygrysa, „Aż wstyd, na który tak długo nie dbali, Bluszcz tylko zwisa, lub chwast szumi suchy: O! wielkie dusze! godne łez Anioła, Jak arfa w jasnéj cherubina ręce, Straszliwa zmiana jéj duszy objawia; — Lecz próżno czeka, próżno się spodziewa, „Dzień, co mię wsławi i zbawi na wieki! „Klnę się przed tobą: — gdy dziś zemsta nasza, Z dumą ostatnich braci swych liczyły, Bluźni na stopniach cudzego ołtarza, A gdy w rozpaczy końca mąk zażąda, KONIEC PIEŚNI DRUGIÉJ. PIEŚŃ TRZECIA.
Dzień blizki końca: — czarny i ponury Na brzegu jeszcze wszystko w martwéj ciszy, Gdzież był Al-Hassan, ów straszny bicz Boży? Tam wśród wonnego akacyi gaju, Któréj cień właśnie jéj żagle mijały, Jak promień słońca, złamany w potoku, Spadają, walczą — ci zemdloną dłonią, Ujrzała postać duszy swój Anioła; Jako ów kamień spadły w nawałnicy, Wszystko jéj tutaj nowe i nieznane. — Cała ich odzież, są żółte kaftany[251] — Próżne żądanie! — nie ma go! — przepadło Ta jedna tylko przepaścista góra, Płynęli cicho — każdy bez oddechu, O! blasku dzienny! jasności słoneczna! Wszystko tu dzikie, okropne — a przecie, Bo ach! czyż Hafed okrutny pozwoli, „Aż grzeszne w sercu wygaśnie uczucie, KONIEC PIEŚNI TRZECIÉJ. PIEŚŃ CZWARTA.
Czyj wzrok nie we łzach, czyja myśl bez chmury, Żegna świat okiem przez łzy rozrzewnienia, Wyczytać choćby treść swego wyroku — Drżąc przed tym wzrokiem — co w jéj wyobraźni Są chwile w życiu — i ta jest z nich właśnie — Cóż, że z téj iskry może grom wypadnie? Terazto spójrzeć kochanków spójrzeniem! „Srogo mię ściga jakaś pomsta Boża! „Ach! ty nie ujrzysz jutra, mój jedyny! Co w skamieniałym Iszmonii grodzie, Przyjdą, na gruzach tych zwalisk usiędą, Tu z resztą wiernych wierze swéj rycerzy, „Daj tylko rozkaz! — pod zasłoną nocy, Nie! — łzy gorące, co po licu zbiegły, Gdy młodzian szybko zbliżył się do stosu, Gdy przy trąb, bębnów, i cymbałów dźwięku, Hafed rzekł słowo; — starsi z towarzyszy, „Co straszném widmem, dobro zapowiada. „Wy téż — wy bracia mojego Hafeda! By jeszcze dójrzeć choćby fal zakrętu, Wtém znowu — słyszysz! — okrzyk zabrzmiał znowu; „Za mną, waleczni! — Wszerz jéj, ostatni z Irańskich mścicieli, Co z rąk wypadłe, nad zgęszczoną falą Biada wam, Gwebry! — nic ich już nie wstrzyma! — Lecz nie śmie stanąć motłoch niewolniczy. Gdy sam, w ciemnościach, bez tchu i bez siły, Ten głos ostatek życia w nim rozżarzył. „Lub ją nikczemnik obrażać żelazem? — Myślał, że Emir, gdy córkę zobaczy, Nie! — Można tracąc szczęście i nadzieję Nie czas już, nie czas na powrót wam płynąć! Jeden krzyk tylko wyrwał się z jéj łona, „Spoczywaj, spoczywaj, arabska dziewico!“ „Gdy w zbiory daktyli, szczęśliwi, weseli[267], „Przyniesiem najżywsze gałęzie korali, KONIEC.
|
PERI I RA
J.
POWIEŚĆ WSCHODNIA
TOMASZA MOORA.
KLEMENTYNIE Z WYGANOWSKICH,
HRABINÉJ
GRABOWSKIÉJ.
W DOWÓD USZANOWANIA I PRZYJAŹNI,
POŚWIĘCAM.
A. E. O.
|
PERI I RAJ.
I.
U progu Niebios gwiaździstych podwoi, „I ja mam ogrody na ziemi i w morzu, „Duchu, cierpiący nie za swoje grzechy! „Wiém skarby w lochach ruin Czilminaru[273], A wonne lasy, wiecznym tchnące majem, I gruzem świątyń, runących w pożodze, To rzekła, i cała radością świecąca, II.
Tak, gdy ją piérwsza nadzieja zawiodła, Peri wzdłuż Nilu po powietrzu płynie. Śród których głuchéj, uroczystéj ciszy, Od których nawet, ujrzawszy zdaleka, Kona — i nie ma, ktoby mu przy boku I rozpuszczone pasma swych warkoczy Rzekła, i blednąc — jako lampa właśnie, Było jak świętych, co po trudach ziemi „Będą uczyły same duchy Nieba, III.
Z różanych sadów, na zielone pola, Te łąk nadbrzeżnych kobierce bogate, I szmer ku tobie bieżących strumyków; Widzi rumiane i dzikie, jak one, Ale w téj chwili ów człowiek rozboju — I on go uczuł! — On, człowiek dzikości, „Ach! czyliż nie tém dla duszy człowieczéj, „O! szczęście bez miary! o! radość bez końca! KONIEC.
|
DZIEWICA ORLEAŃSKA.
TRAGEDYA ROMANTYCZNA
SZYLLERA
W PIĘCIU AKTACH, Z PROLOGIEM
CIENIOM
KLAUDYNY Z DZIAŁYŃSKICH POTOCKIÉJ,
NAJWYŻSZÉJ W DUCHU,
JAKĄ ZNAŁEM W MÉM ŻYCIU,
A KTÓRÉJ WINIENEM POJĘCIE
NATCHNIEŃ ŁASKI BOŻÉJ W CZŁOWIEKU.
W HOŁDZIE
CZCI, WDZIĘCZNOŚCI I ŻALU
POŚWIĘCAM.
A. E. O.
|
Zjawienie się Joanny d’Arc na scenie dziejów, jest może najwyraźniejszém, z tysiąca innych świadectw, świadectwem, o bezpośrednim wpływie woli i Opatrzności Boskiéj, na los naroddw i pojedynczych ludzi; o czém i bez tego, żaden prawdziwy chrześcianin nie wątpi. Wszystkie jéj czyny i dzieje od kolebki prawie do grobu, opisane po wielokrotnie przez naocznych świadków, roztrząsane pod rozmaitemi względami przez współczesnych i przez następnych, i nakoniec przez najsławniejszych teraz żyjących historyków francuzkich, powtórzone z najdrobniejszemi szczegółami, podług nowo odkrytych autentycznych źródeł, nie zostawują najmniejszéj wątpliwości o jéj cudowném powołaniu i posłannictwie; o czynach wyższą wolą i siłą natchnionych, i nakoniec o niepokalanéj czystości i świętobliwości jéj życia, które uczyniło ją godną, stać się narzędziem Łaski dla swojego ludu, i można rzec, wybraną ofiarą odkupienia swego narodu.
Mając zamiar, jeżeli Bóg dozwoli, w osobnych kiedyś i obszerniejszych ramach, przedstawić ten wielki historyczny obraz, równie dla chrześcianina jak i dla psychologa ważny: bo wyjaśniający nam niejako najświętsze i najtajniejsze stosunki pomiędzy Niebem a ziemią, pomiędzy stworzeniem a Bogiem: — tą razą poprzestanę tylko na skreśleniu kilku główniejszych rysów, potrzebnych dla lepszego pojęcia i ocenienia sztuki Szyllera, któréj tu nowy przekład pod sąd czytelników przynoszę [292].
Na początku XV wieku, Francya uwikłana w nieszczęśliwą wojnę z Anglią; szarpana wewnątrz krwawemi niezgodami dwóch potężnych stronnictw: Burgundzkiego i Orleańskiego, z których pierwsze, pod wodzą Filipa, Księcia Burgundyi, połączyło się nakoniec z Anglią; w największém rozprzężeniu i nieładzie pod rządem obłąkanego na umyśle Karola VI, a raczéj żony jego, Izabelli Bawarskiéj, niewiasty sprośnych obyczajów i uczuć; — Francya, mówię, ujrzała się nad brzegiem ostatniéj i nieuchronnéj zguby. Stanowcza klęska pod Azincourt (1415) i inne, przywiodły w końcu pamiętny a upokarzający traktat w Troyes (1520), mocą którego, syn Karola VI, Delfin Karol, ostatni szczep królewskiego domu Walezych, pomówiony przez własną matkę o nieprawność rodu, został przez własnego ojca wyzuty z prawa następstwa, i prawo to przeniesiono na osobę Henryka V. króla angielskiego, który poślubił tamże królewnę francuzką Katarzynę, i tymczasowo, do śmierci teścia, tytuł Rejenta Francyi otrzymał. We dwa lata późniéj, (1422), obaj królowie: Karol VI i Henryk V, pomarli; ostatni zostawiwszy w kolebce syna (Henryka VI), który stosownie do traktatu w Troyes, zaraz po pogrzebie Karola V. w Saint-Denis, królem Francyi obwołany został. Delfin także ze swojéj strony, pod imieniem Karola VII. ogłosił się królem w Poitiers, nie mogąc dostać się do Rheims, gdzie według uświęconego wiekami zwyczaju, odbywało się zwykle namaszczenie królów francuzkich, nadające jedynie sankcyą, w obliczu religii, prawa i narodu. Pomimo to, w oczach wszystkich dobrych Francuzów, Karol VII był prawym monarchą, i wsparty ich gorliwą pomocą, z orężem w ręku bronił praw swoich i kraju przeciw złączonym Angielskim i Burgundzkim siłom, będącym w posiadaniu Paryża i większéj części królestwa. Przez lat siedem toczyła się wojna, z różném szczęściem i ze wszystkiemi okropnościami wojny domowéj; aż nakoniec w r. 1429, rzeczy stanęły na tym stopniu, że podług wszelkich rachub polityki i rozumu, sprawa Karola VII ostatecznie chyliła się do upadku. Zawiści i intrygi własnych jego stronników, wzbudziły nań nowego wroga, w osobie najwierniejszego mu dotąd Konnetabla; inni opuścili go jawnie lub traktowali skrycie z Anglikami; nowe wojsko angielskie, pod wodzą hr. Salisbury, zdobyło wszystkie twierdze i miasta na północnym brzegu Loary, i nakoniec obległo miasto Orleans, od którego zdobycia lub utrzymania cały dalszy los wojny zależał. Obie strony czuły to dobrze: i dla tego téż obie zarówno wytężyły wszystkie swe siły, aby stanowczą tę walkę na swoję korzyść rozstrzygnąć. Kwiat francuzkiego rycerstwa i najprzedniejsi wodzowie zamknęli się w tém mieście; wszystkie sąsiednie prowincye i miasta wyczerpywały ostatnie zasoby, aby je zaopatrzyć w pieniądze i żywność; wszyscy mieszkańcy wzięli się do oręża, kobiéty nawet i dzieci dopomagały walczącym, już to podając kamienie, już roztapiając ołów albo smołę, którą z góry na szturmujących zlewano. Anglicy odbici od szturmu, otoczyli miasto szańcami i blokhauzami aby je głodem do poddania się przymusić. Salisbury zginał ugodzony kamieniem z dział miejskich, ale następca jego, Suffolk, z niemniejszém natężeniem oblężenie popierał. Wysłany na odsiecz miastu ośmiotysięczny korpus, pod wodza hr. Clermont, cofnął się przed garstką Anglików, porażony haniebnie pod Rouvrai. Głód straszliwy panował już w mieście. Przywiedzeni do rozpaczy mieszkańcy, chcieli już byli poddać je Burgundzkiemu księciu Filipowi: ale gdy tę ofiarę odrzucili Anglicy, ostatniém jeszcze wysileniem rozpaczy z dnia na dzień przewlekali swą zgubę. Widoczném wszakże było każdemu, iż prędzéj późniéj nie pozostanie nic innego Orleanowi, jak zdać się na łaskę Anglików; Karolowi, jak ujść za Loarę, do południowych prowincyi, a ztamtąd na tułactwo do Hiszpanii lub Szkocyi; Francyi nakoniec, jak wyrzec się swéj niepodległości i stać się prowincyą angielską. Wszystkie ludzkie sposoby i siły okazały się bezskuteczne, aby tę ostateczność odwrócić; wszystkie, nie już usiłowania, lecz same nawet nadzieje polepszenia losu, zdawały się być tylko szaleństwem w oczach ludzkiego rozumu. — A przecież Bóg chciał inaczéj, i wszystko się jak sen przemieniło.
Na zbiegowisku trzech granic, Szampanii, Burgundyi i Lotaryngii, w małéj wioseczce Dom-Remy, żyła prosta, uboga pasterka, córka poczciwych i bogobojnych rodziców, którzy wcześnie w tkliwe jéj serce gorącą miłość Boga i głęboką swą wiarę przeleli. Joanna d’Arc — to było jéj imię — od samego dzieciństwa odznaczała się między rówiennicami szczególną pobożnością i najbardziéj chrześcijańskiemi cnotami: pokorą, łagodnością, prostotą i najtkliwszą miłością bliźnich. Wewnętrzne życie duchowe pochłaniało ją całkiem, a wpływ jego, w oczach niepojmujących go nawet, otaczał ją tajemniczym urokiem; tak dalece, że nie tylko poczciwe serca ludzi, a mianowicie dzieci, czuły ku niéj niepojęty pociąg; ale same nawet ptaki powietrzne, podług słów współczesnego historyka, przytoczonych przez Micheleta: „przylatywały do niéj, jak niegdyś do Świętych w pustyni, i brały pokarm z jéj ręki, w zaufaniu Bożego pokoju.“ Piękność jéj porywała oczy, ale téż razem przejmowała taką czcią i uszanowaniem, że w obec jéj, najzuchwalsi nawet, przystojności ubliżyć nie śmieli. Chroniąc się głośnych zabaw i tańców, szukała chętnie towarzystwa uczciwych niewiast dojrzałego wieku, a mianowicie dziatek i ubogich, którym z pokorą i miłością służyła. Pomimo przesądnych mniemań owego wieku, strzegąc ściśle nauki Kościoła, nie tylko nie dopuszczała się sama żadnych zabobonnych praktyk, jak jéj nieprzyjaciele potém zarzucali, lecz nadto miała je w obrzydzeniu, i unikała starannie wszelkich miejsc podejrzanych w tym względzie, z jakich dwa właśnie były w blizkości jéj wioski: źródło, któremu przyznawano czarodziejską moc leczenia chorób, i starożytny dąb, zwany „Drzewem Wróżek,“ gdzie co rok, dla odpędzenia tych istot, pleban miejscowy mszę i nabożeństwo odprawiał. Kościół był dla niéj najmilszym przybytkiem, modlitwa największą rozkoszą; i gdy jéj zarzucano, że się nazbyt modli: rumieniła się tylko i milczała. — Taką była dziewica, którą Bóg za narzędzie cudu swego upatrzył. Nieszczęścia kraju i króla, o których od dzieciństwa słyszała; klęski i okrucieństwa wojny, których nieraz wraz z rodzicami była ofiarą i świadkiem; napełniły wcześnie jéj serce namiętną miłością ojczyzny i litością nad losem współziomków, tak, że dwa te uczucia stały się treścią jéj życia, przedmiotem ciągłych jéj modłów, które, zalewając się łzami, w samotności ku Niebu wznosiła. I gdy krew tysiąca rycerzy, w ziemskim tylko ufających orężu: gdy łzy miliona rodzin, nad sobą tylko płaczących: nadaremnie płynęły; Bóg wejrzał na łzy jednéj ubogiéj pasterki, na łzy głębokiéj wiary i miłości bliźnich, i ją samą do otarcia łez ziomków — ale też i do przelania za nich niewinnéj krwi swojéj powołał. Oto są własne jéj słowa, któremi późniéj, przed krwawym trybunałem swych wrogów, opowiadała sama to cudowne powołanie swoje [293].
„Dnia jednego latem, w samo południe — a mogłam mieć wtedy lat około 13-tu [294] — będąc sama w ogrodzie ojca, usłyszałam po prawicy mojéj, od strony kościoła, głos — i stanęła przedemną postać, wielką otoczona jasnością. Postać ta miała rysy bardzo dobrego i cnotliwego człowieka; na barkach jéj były skrzydła; ze wszystkich stron okrążało ją światło; orszak niebieskich Aniołów był przy niéj: — Aniołowie albowiem często nawiedzają Chrześcian, a ci ich nie postrzegają; jak to sama nieraz potém pośród nich widziałam. Postać ta, był to Archanioł Michał. Głos zdawał mi się bardzo poważny; alem podówczas młodą była dzieciną; zatrwożyłam się więc bardzo przed postacią, i wątpiłam, ażeby to był Aniół. Za trzeciém dopiéro ozwaniem się postaci, poznałam, że to był głos Jego. Nauczył mię i ukazał tyle rzeczy, żem mocno uwierzyła, iż to był On. Widziałam Jego i Aniołów własnemi oczyma, tak wyraźnie, jak was tu, Sędziowie, widzę; i wierzę w to tak mocno, jak wierzę w mękę i śmierć Pana naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Co mię zaś do takowéj wiary pobudza, są to zbawienne rady, wsparcia i nauki, jakie zawsze odbieram od Niego.
„Anioł nauczał mię, abym przedewszystkiém była dobrą dziewczyną, prowadziła siebie uczciwie i chodziła pilnie do kościoła. Opowiedział mi potém o wielkiém zmiłowaniu Boga nad Francyą, i że powinnam iść w pomoc królowi mojemu. Powiedział mi takoż, iż Święte: Katarzyna i Małgorzata nawiedzą mię, a co mi rozkażą, to czynić mam; albowiem posłane są od Boga, aby mię wodziły i radą mię swoją wspierały, w tém co mam do sprawienia.
„Święte Katarzyna i Małgorzata ukazały się mnie, jak to był przepowiedział Aniół, w wielkiéj jasności i w promiennych wieńcach na głowie, i rozkazały mi pójść do Roberta Baudricourt, Rotmistrza królewskiego w Vaucouleurs, zkąd będę odesłaną do Króla, i Orleans od oblężenia wybawię. Na to odpowiedziałam im, że jestem biédna dziewczyna, nieumiejąca dosiąść konia ani władać orężem. One zasię mi powiedziały, abym śmiało nosiła mój sztandar, albowiem Bóg mi dopomoże, a król mój odzyska napowrót całe swoje państwo, i otrzyma przezemnie królewskie swe namaszczenie w Reims. Święte rozkazały mi nie powiadać nikomu o tém zjawieniu; zostawiły mi wszakże do woli, zwierzyć się rodzicom moim lub nie; — ale, bym tego za skarby świata uczynić nigdy nie śmiała. Nadewszystko bałam się ojca, aby mi nie przeszkodził dopełnić rozkazu Świętych. We wszystkiém z resztą ojcu i matce byłam zawsze posłuszną, a że w tym razie bez ich zezwolenia odeszłam, nie poczuwam się do grzechu; uczyniłam to bowiem z rozkazu Boga, a skoro Bóg przykazywał, byłabym poszła, chociażbym miała sto ojców i sto matek, choćbym była króla jakiego córką.“ —
Zjawienia tego rodzaju, od piérwszego jéj nawiedzenia, ponawiały się często w dalszym ciągu jéj życia, już to krzepiąc ją swemi radami, już pocieszając w więzieniu i ośmielając przed śmiercią. Oto jest, jak sama daléj naturę ich opisuje:
„Rzadko widuję me Święte inaczéj, jak otoczone jasnością i w promiennych wieńcach na głowie. Widzę ich twarze, ale czy mają odzież, włosy, ramiona, i w ogólności widzialne członki, o tém nic z pewnością powiedzieć nie mogę. Często téż, nie widząc Świętych, słyszę tylko same ich głosy, które mówią do mnie i odpowiadają na pytania moje. Mowę ich doskonale rozumiem. Głos ich jest nadzwyczaj miły, łagodny i aż do łez rozrzewniający; mówią czysto i godnie w języku francuzkim [295]. Przed oswobodzeniem Orleanu i potém, zwały mię nieraz Joanną dziewicą i córką Bożą, zalecając mi przytém częste odbywanie spowiedzi. Święte przychodzą często nie wezwane, a gdy ich długo nie widzę, proszę Pana, aby raczył przysłać je do mnie. Nigdy mię nie opuściły w potrzebie. Za każdém ich przyjściem doznaje niewymownéj radości, i oddaję im wszelką cześć, na jaką zdobyć się mogę: chociaż czuję, że nie potrafiłabym nigdy uczcić ich dostatecznie, bo wiém że oni to są, którzy mieszkają w królestwie niebieskiém. Gdy odejdą, całuję ziemię, gdzie stali i nieraz płakałam z żałości, że mię z sobą nie wzięli. O nic nie prosiłam ich nigdy, jedno względem mojéj wyprawy, i aby Bóg dopomógł Francuzom; dla siebie nie żądałam nigdy innéj nagrody, oprócz zbawienia méj duszy. Od piérwszego razu, jakem usłyszała głos Świętych, ślubowałam Bogu dobrowolnie pozostać czystą dziewicą, na duszy i na ciele, jeśli w tém będzie święta Jego wola; zaczém mi Święte przyrzekły, że mię wprowadzą do raju, jak tego od nich żądałam.“
Dziewica w swoich zeznaniach, nie mówi nic o walkach wewnętrznych, między wielkiém jéj powołaniem, a słabością dziecinnego serca; musiały jednak bydź trudne i długie, kiedy aż w pięć lat dopiéro po pierwszém usłyszeniu anielskiego głosu, rozkaz jego odważyła się wypełnić; w dniach zaś największéj swéj chwały, słyszano ją nieraz powtarzającą ze łzami: „iż wolałaby stokroć prząść kądziel przy biednéj swéj matce, niż czynić, co czynieć musi, ponieważ Bóg jéj przykazał.“
W r. 1429, za przewodnictwem rodzonego stryja, który piérwszy w jéj posłannictwo uwierzył, Joanna d’Arc opuściła nakoniec dom rodzicielski i udała się do Vaucouleurs, do Roberta Baudricourt, oświadczając mu, iż przychodzi od Boga, aby oswobodzić Orleans i króla do Reims na namaszczenie wprowadzić: przyczém żądała, aby ją zaraz do obozu królewskiego odesłał. Baudricourt wziął ją za obłąkaną, i zamiast do obozu, chciał ją odesłać do ojca. Nieustraszona tém Joanna, oświadczyła stanowczo, iż musi być przed Środopościem u króla, „chociażby miała nogi schodzić po kolana [296].“ Jakoż przykładna jéj świątobliwość, w czasie krótkiego w Vaucouleurs pobytu, i zapewne tajemniczy wpływ ożywiającego ją ducha, wzbudziły ku niéj wiarę w okolicznych mieszkańcach, i jeden z nich, niejaki szlachcic Novelompont, obiecał ją zaprowadzić do Króla. Co nadto jeszcze pomagało jéj w umysłach ludu, to znajoma powszechnie od wieków stara przepowiednia Merlina, iż Francya wtrącona w przepaść przez kobiétę, przez kobiétę też wybawioną zostanie. Piérwsza część tego proroctwa spełniła się już była przez Królową Izabellę, lud więc widział wszędzie i witał w Joannie obiecaną spełnicielkę drugiéj. Ona sama nie wątpiła o tém bynajmniéj: tém bardziéj, iż pytając o to swych Świętych, otrzymała od nich odpowiedź, iż ona jest ową wybraną. Gotując się w podróż do króla przywdziała po raz piérwszy strój męzki, który odtąd aż do śmierci nosiła, i przybywszy szczęśliwie do obozu pod Chinon, po trzech dniach namysłu i wahania się króla, otrzymała nakoniec pozwolenie stawienia się przed nim. Król przyjął ją otoczony całym swym dworem, w gronie przeszło trzystu rycerzy, i sam, by ją doświadczyć, wstał z miejsca i ukrył się w tłumie. Dziewica weszła z pokorą, jako uboga wieśniaczka; nie zmieszała się jednak bynajmniéj, i za pierwszym rzutem oka w około, poznała króla, chociaż go nigdy nie widziała przedtém, i ugiąwszy przed nim kolano, rzekła: „Najszlachetniejszy mój panie, Delfinie! Król Niebios ogłasza ci przezemnie, iż będziesz namaszczony i ukoronowany w Reims, i będziesz namiestnikiem Jego w królestwie francazkiém, które jest Jego nie twoje, ale które ci On jako zakład poruczy.“ Po czém wziąwszy króla na stronę wymieniła mu treść tajemnéj jego modlitwy, któréj nikt prócz Boga nie słyszał. Inna jeszcze okoliczność podniosła wiarę obecnych w cudowne jéj posłannictwo. Gdy szła do króla, jakiś pijany rycerz urągał jéj bezbożnemi słowy. „Ach! mój Boże! rzekła Dziewica — ty bluźnisz, a nie wiesz że śmierć twoja jest tak blizko ciebie.“ Za chwilę potém, tenże rycerz wpadł przypadkiem do wody i utonął. Pomimo to, zdania dworzan były podzielone; lękano się nadewszystko, aby natchnienie jéj nie było dziełem szatana. Dla lepszego więc wybadania prawdy, odesłano ją do Poitiers, gdzie był uniwersytet, parlament, i wielu uczonych doktorów kościoła. Król sam udał się za nią ze swym dworem. Arcybiskup Reimski, Kanclerz Francyi, zwołał wszystkich professorów teologii, i przedniejszych, jacy byli, kapłanów, i zlecił im wybadanie Dziewicy. Doktorowie badali ją ściśle, chociaż łagodnie. Jeden z nich rzucił uwagę, że jeśli Bóg chce zbawić Francyę, nie potrzebuje żołnierzy. „Ach! mój Boże! odpowiedziała z żywością — żołnierze będą wojować, a Bóg da im zwycięztwo.“ Inną razą, gdy jéj chciano dowodzić cytacyami z rożnych autorów, iż niepodobna było wierzyć jéj opowiadaniu. „Słuchajcie! rzekła spokojnie — więcéj jest rzeczy w księgach Pana mego, niż w waszych. Nie umiem ani A ani B, ale to wam powiadam, że jestem posłana od Boga, aby oswobodzić Orleans i króla zaprowadzić do Reims.“ — Te i tym podobne odpowiedzi, zmusiły do milczenia rozumujących doktorów; czujący uwierzyli wraz z ludem. Wszyscy oświadczyli zgodnie, że można śmiało przyjąć pomoc Dziewicy.
Tu zaczyna się wojenny zawód Joanny. W lekkiéj zbroi, na czarnym koniu, z tajemniczym mieczem przy boku — który sama za radą swych: głosów kazała przynieść sobie ze składu dawnéj broni w kaplicy Ś. Katarzyny z Fierboi — i z białym sztandarem w ręku, stanęła na czele wojska; prosta pasterka na czele najdumniejszych rycerzy; osiemnastoletnia dziewica, na czele rozpasanego w ciągłych wojnach żołnierstwa. A przecież jedni i drudzy, ulegli przed nieziemską jéj mocą! — Pierwszém jéj usiłowaniem było wytępić rozwiązłość i ożywić pobożność w swém wojsku, z którem na odsiecz Orleanu iść miała. Przykład jéj działał silniéj niż słowa. Przed wzniesionym na polu ołtarzem, kapelan jéj odprawiał codzień mszę świętą; wodzowie i całe wojsko odbyło razem z nią spowiedź i przyjęło Przenajświętszy Sakrament. Na czele hufców szli księża ze świętą chorągwią, śpiewając Veni Creator, i inne psalmy kościelne. Dnia 29 Kwietnia 1429 r. weszła do Orleanu, wprowadzając wojsko i żywność, i nie doznawszy jak była przepowiedziała, żadnego oporu Anglików; a to z powodu nadzwyczajnéj mgły, która im to wejście zakryła. Nazajutrz rano chciała zaraz szturmować ich szańce, a gdy jéj to odradzano, i w ogólności, w dalszym ciągu działań wojennych, gdy nie ufając całkiem jéj natchnieniom, wahano się w wypełnieniu jéj woli, lub chciano ją podstępnie uchylić: „Rada Pana mojego. — odpowiadała z żywością — lepsza jest od wszystkich rad waszych; ona tylko jest mądra i pewna, i ona się jedna utrzyma. Wierzcie mi, że chcąc mnie oszukać, w rzeczy tylko oszukacie siebie.“ Raz nawet oburzona tym fałszem, pogroziła Hr. Dunois, że go natychmiast ściąć każe, jeśli prawdę przed nią zatai. Jakoż w każdém zdarzeniu skutek, jakkolwiek z nieprzewidzianych często okoliczności wynikły, przekonywał nakoniec, że jéj rada była najlepsza, i że się wszystko tak stało, jak była przewidziała w natchnieniu. Przykład jéj odpowiadał słowom. Najpierwsza wszędzie, gdzie niebezpieczeństwo groziło, chociaż sama nie zabiła nikogo i sam widok krwi ją przerażał, przecież w natłoku bitwy, ze sztandarem tylko swym w dłoni, torowała drogę najśmielszym, narażając się na tysiące śmierci. Głos jéj jak dźwięk trąby wojennéj dolatywał do ostatnich szeregów i zapalał żołnierza odwagą. Przy tém wszystkiém litościwa i ludzka, płakała widząc tylu chrześcian bez spowiedzi poległych; sama opatrywała rannych, i z narażeniem się własném ocalała jeńców angielskich od zapamiętałości żołnierstwa. Przewidzenie że musi być ranną, nie osłabiło jéj męstwa. Pierwsza wdarła się na szańce angielskie. Wszakże, odniósłszy już ranę, płakała; aż ją święte przyszły pocieszyć. Naówczas wyrwała sama strzałę, tkwiącą na wylot w jéj ramieniu, i nie chcąc bydź, jak mówiła, uleczoną przeciw woli Boskiéj, oddaliła ze wstrętem żołnierzy, którzy chcieli zamawiać jéj ranę; poczem kazawszy ją tylko obwiązać, odbyła spowiedź, i powróciła do boju. W trzech krwawych wycieczkach i bitwach, najgłówniejsze szańce angielskie wpadły w ręce Francuzów. Po ostatniéj, poprzedzonéj uroczystą spowiedzią Joanny i całego wojska, Talbot i Suffolk, wodzowie angielscy, zwołali w nocy radę wojenną, i d. 8 Maja o świcie, odstąpili od oblężenia. Dziewica zakazana ich ścigać; ale gdy jeszcze byli na widoku, rozkazała wznieść ołtarz na tém miejscu gdzie stali, przed którym cale wojsko, wraz z ludem, Bogu hołd dziękczynień składało.
Od téj to cudownéj odsieczy, współcześni nadali Joannie imię Dziewicy Orleańskiéj, które odtąd zachowała w dziejach. Odgłos niespodziewanego zwycięztwa rozniósł jéj sławę w całém chrześciaństwie. Strach paniczny przejął Anglików, Francuzi uwierzyli w pomyślność. Joanna za powrotem do Króla, nastawała koniecznie, aby natychmiast przedsięwziąć wyprawę do Reims dla dopełnienia obrzędu namaszczenia. Przedsięwzięcie to zdawało się niepodobném do wykonania. Na przestrzeni blizko 80 mil drogi, wszystkie miasta, twierdze i przeprawy były w ręku nieprzyjaciela. Rozumowa roztropność radzców, z politowaniem słuchała Dziewicy. Ale Dziewica była nieugiętą. „Nie długie moje trwanie — mówiła — rok, albo mało co dłużéj; trzeba umieć ze mnie korzystać.“ — Jakoż usłuchano nakoniec. Wojsko w początkach Czerwca wyruszyło z obozu, i d. 11 zdobyło warowne miasto Jargeau, gdzie się Suffolk zamknął ze swym ludem, i w niewolę pojmany został. Dziewica piérwsza, wdarła się po drabinie na mury, gdzie ugodzona kamieniem, spadła w fossę i miano ją za umarłą. Ale w tejże chwili powstała, i ukazawszy się swoim, przechyliła szalę zwycięztwa. Lordowie Talbot i Fastolf, nie mogąc już pośpieszyć ku odsieczy miastu, zaszli Francuzom drogę pod Patay (29 Czerwca). Oba wojska nie wiedząc wzajem o sobie, zeszły się na zarosłéj małym lasem równinie. Jeleń spłoszony przypadkiem, wpadłszy oślep na wojsko angielskie, odkrył piérwszy Francuzom zbliżanie się wroga, i przednie jego czaty pomieszał. Dziewica zapowiedziała zwycięztwo. Anglicy porażeni, pierzchnęli. Fastolf uciekł; Lordowie: Talbot, Scales i Hungerford stali się jeńcami Dziewicy. Zostawało jeszcze do zdobycia po drodze warowne miasto Troyes, Joanna wbrew zdaniu całéj Rady wojennéj, rozkazała iść prosto do szturmu, idąc sama, jak zawsze, na czele. Przestrach ogarnął załogę; miasto poddało się na łaskę. Król d. 15 lipca wszedł z wojskiem zwycięzkiém do Reims, i tamże d. 17 w niedzielę, uroczyste namaszczenie otrzymał. Dziewica ze sztandarem swym w ręku, stała przed ołtarzem przy królu, i w chwili dokonania obrzędu, ze łzami do nóg jego upadłszy, dziękowała gorąco Niebu za szczęśliwie spełnione dzieło. „Wszyscy co ją wtenczas widzieli — powiada kronika współczesna — „uwierzyli więcéj niż kiedy, iż była posłaną od Boga, a nie od złego ducha, jak głosili Anglicy.“
Ale tu był kres posłannictwa Joanny. Co było niepodobném dla ludzi, Bóg cudownie przez nią wypełnił; resztę ludzie mogli dokonać. Ona sama czuła to dobrze, i wśród powszechnéj radości i uwielbienia, dręczona wewnątrz przeczuciem blizkich swoich cierpień i śmierci, prosiła usilnie króla, ażeby jéj dozwolił wrócić do rodziców. „Oni tak będą radzi mię widzieć! — mówiła. Będę znowu pasła ich trzody, i czyniła co mi rozkażą. Wola Pana mojego spełniona.“ — Ale król nie dał się zmiękczyć. Jak gdyby na okazanie, jak rozum ludzki działa w odwrotnym stosunku z natchnieniem ducha Boskiego, wahano się powierzyć jéj wojsko, gdy tego z woli Boga żądała; a w brew jéj woli zatrzymano wtenczas, gdy jéj to głos wnętrzny odradzał. Jakoż od téj chwili Joanna przestaje bydź przewodniczką natchnioną, i jest tylko wybraną ofiarą, którą na śmierć męczeńską prowadzą. Nie uczy już co czynić potrzeba, ale wypełnia z pokorą co jéj Pan ziemski rozkaże. W życiu swém równie bogobojna i skromna, w bitwach równie poświęcająca się i mężna; ale już ich losem nie rządzi. Sam tajemniczy ów miecz Świętéj Katarzyny, godło rycerskiego jéj posłannictwa, skruszył się w jéj ręku przypadkiem, i pomimo usiłowań płatnerzy, nie dał się już więcéj naprawić. Sztandar swój wraz z całym rynsztunkiem zawiesiła w kościele Ś. Dyonizego, na grobie tego świętego patrona Francyi, i na podziękowanie Bogu, Najświętszéj Pannie i ŚŚ. Męczennikom, za okazane jéj łaski. Ostatniém jéj dziełem wojenném było zdobycie szturmem miasta Pierre-le-Moutiers, gdzie sama jedna, opuszczona od wojska, pod murami twierdzy zostawszy, głosem swym przywołała uciekających, I piérwsza przebywszy fossę, bramy miasta zdobyła. Ale zbliżał się kres jéj przeznaczenia. W Maju 1430 roku, (w rok po oswobodzeniu Orleanu), weszła z wojskiem do miasta Compiegne, oblężonego przez wojsko Burgundzkie, i zaraz nazajutrz rano przedsięwzięła wycieczkę. Szczęście z razu sprzyjało Francuzom, ale w końcu liczba przemogła. Joanna ostatnia w odwrocie, nie pierwéj wejść chciała do miasta, aż ostatniego ze swoich w bezpieczeństwie obaczy. Tymczasem poznana po stroju i oskoczona od wrogów, przy samem już wejściu do bramy, którą przed nią nagle zamknięto, w niewolę pojmaną, została. Głos publiczny oskarżał dowódzcę twierdzy, Wilhelma Flavy, człowieka głośnego w całéj Francyi z okrucieństw swych i bezbożności, iż z góry już oblegającym krew Joanny zaprzedał, i umyślnie ją w niebezpieczeństwie opuścił. Ona sama zdała się o tém wiedzieć z natchnienia. Tegoż albowiem dnia, przed wycieczką, spowiadając się i kommunikując w kościele Św. Jakóba, rzekła do licznie zebranych tamże mieszkańców i dzieci: „Dobrzy moi przyjaciele, i wy kochane dziatki! powiadam wam niewątpliwie, że jest człowiek który mię przedał; jestem zdradzona i jeszcze przed Świętym Janem będę wydana na śmierć. Módlcież się za mną do Boga, proszę was, bo wkrótce nie będę już mogła służyć memu królowi, i szlachetnemu królestwu Francyi.“ Odtąd wszakże, po swojém pojmaniu, nie obwiniała nigdy nikogo, i we wszystkiém co się zdarzyło, Boską tylko wolę widziała.
Pojmanie Joanny było prawdziwym tryumfem dla Anglików; we wszystkich zajętych przez nich miastach, odśpiewano z rozkazu Rejenta, uroczyste Te Deum. Żeby zaś dać wyobrażenie, jak dalece byli na nią zawzięci, dość jest powiedzieć, iż spalili na stosie uczciwą obywatelkę Paryża, za to tylko, że śmiała utrzymywać publicznie prawdę Boskiego posłannictwa Dziewicy. To też żeby ją dostać w swe ręce, (była albowiem jeńcem Księcia Burgundyi), po wyczerpaniu wszystkich środków proźby i groźby, nie wahali się nakoniec zapłacić mu za nią 10,000 liwrów; summę, jaką naówczas za wykup tylko Króla albo panującego księcia płacono, a za którą najbogatszy naówczas w chrześciaństwie książę, gorliwy opiekun dawnéj instytucyi rycerstwa, ustanowiciel orderu Złotego Runa, nie wzdrygał się przedać krew dziewicy, krew jeńca. Takie były obyczaje wieku. — Ale nie sama tylko chęć zemsty zapalała Anglików tą nienawiścią Dziewicy; najwyższy wzgląd ich polityki wymagał zarówno jéj zguby. Jeśli bowiem była od Boga, prawo ich króla do korony francuzkiéj musiało bydź niesprawiedliwe i płonne; przeciwnie, tenże sam zarzut spadłby na stronę Karola VII, gdyby można było przekonać, że wszystko mocą tylko czarów, a więc z natchnienia złego ducha działała. To miało bydź głównym celem procesu, którego przewodnictwo przyjął na siebie biskup francuzki z Beauvais, nazwiskiem Cauchon, w nadziei otrzymania w nagrodę za to arcybiskupstwa w Rouen.
Do tego to właśnie miasta, gdzie się znajdował małoletni Henryk VI, wraz z opiekunem swoim, kardynałem Winchester, przywiedziono nakoniec Joannę. Osadzona w wieży zamkowéj, zamknięta w żelaznéj klatce, okuta ciężkiemi łańcuchy, wystawiona na urąganie i obelgi żołdactwa miała stanąć przed trybunałem duchownym, którego członków sam Cauchon wybierał. Ale Bóg jéj i tu nie opuścił. Święte nawiedzały ją codzień. Miejsce archanioła bitew, Michała, zajął, podług jéj zeznań, Gabryel, anioł łaski i miłości Boskiéj. Duchy cieszyły ją i ośmielały; uczyły być cierpliwą i śmiałą, wesoło znosić męczeństwo; obiecywały tryumf i królestwo niebieskie. I tych to swych Boskich przyjaciół i pocieszycieli, zmuszano ją zaprzeć się przed sądem! I te to cudowne widzenia, chciano, aby sama wyznała, że od złego ducha pochodzą! Ale wszystkie podstępy i groźby, wszystkie męczeństwa i przygotowania tortury, nie zachwiały ani na chwilę dziewiętnastoletniéj dziewicy. „Przyszłam posłana od Boga; spełniłam co Bóg mi rozkazał; nie mam tu do czynienia nic więcéj; odeszlijcie mię do Boga zkąd przyszłam. — Wolałabym umrzeć sto razy, niżeli odwołać to, com z rozkazu Bożego spełniła. — Wiém dobrze, że Anglicy chcą mię skazać na śmierć, myśląc, że potém łatwiéj zdobędą królestwo Francuzkie. Ale choćby ich było sto tysięcy razy więcéj jak teraz, nie odmienia co Bóg przeznaczył“ — Te i tym podobne odpowiedzi, przytoczone przez Baranta, nie dopuszczały zarzutu czarnoksięstwa: trzeba więc było szukać innego — i znaleziono zarzut herezyi. Powodem były jéj tajemnicze widzenia. Dziewica wierzyła w nie równie jak w Boga. Kazano jéj, aby swą wiarę pod rozwagę Kościoła poddała. „Kocham Kościół, i chciałabym go wspierać z całéj siły; ale z dobrych dzieł, które spełniłam, winnam tylko zdać rachunek Bogu, który mię posłał. Bóg a Kościół to jedno.“ — Natenczas powiedziano jéj, że trzeba rozróżnić: że jest Kościół tryumfujący w niebie, to jest Bóg, święci i dusze zbawione i Kościół wojujący na ziemi, to jest papież, duchowieństwo i dobrzy chrześcianie, i że temu to ostatniemu poddać się powinna. „Wierzę, odpowiedziała, że święty nasz Ojciec, biskupi, i inni mężowie Kościoła, postawieni są od Boga stróżami wiary chrześciańskiéj, i że powinni karać tych, co przeciw niéj grzeszą. Ale ja nie zachwiałam się nigdy w téj wierze. Przyszłam do króla Francyi od Boga, od Najświętszéj Maryi Panny, od świętych Pańskich, od Kościoła tryumfującego, i temu Kościołowi poddaję siebie i wszystko, co uczyniłam, albo jeszcze uczynię.“ — „A Kościołowi wojującemu?“ — „Nic na to nie odpowiem więcéj, nad to, co już powiedziałam.“ — I te to wzbranianie się Dziewicy, poczytano jéj za największą zbrodnię, za dostateczny dowód herezyi; a przecież, był to tylko skutek najczarniejszego podstępu jéj wrogów, skutek jéj najniewinniejszéj prostoty. Jeden z sędziów, zausznik Cauchona, ksiądz Mikołaj l’Oiseleur, pod maską duchownego jéj ojca, przychodząc niby skrycie do więzienia, potrafił wkraść się w jéj ufność, i wmówił w nią, że poddać się Kościołowi, jest to uznać nad sobą prawo sądu, który ją sądził. Tenże l’Oiseleur stał się po tém jéj spowiednikiem, i w całym ciągu processu, same jéj tylko zgubne odpowiedzi doradzał. Podczas zaś gdy z nią rozmawiał, ukryci po za drzwiami Biskup z Beauvais i Hr. Warwick, jeden z pierwszych lordów angielskich, chcieli spisywać wszystkie jéj słowa; tylko że przywiedzeni razem notaryusze, okazali się szlachetniejszemi od nich i odmówili upadlającéj posługi. Ale przecież i w gronie sędziów znaleźli się nakoniec ludzie, których litość i sumienie ruszyło. Trzéj z nich udali się do jéj więzienia, i starali się jéj wytlómaczyć prawdziwe znaczenie wojującego Kościoła; że go składają właściwie papież i święte sobory, i że im śmiało poddać się i zaufać może. Jeden z nich nawet, brat Isambert, nie lękał się radzić jéj publicznie przed sądem, aby się odwołała do powszechnego koncylium w Bazylei. — „Co to jest koncylium?“ spytała. — „Jest to ogólne zebranie Kościoła, odpowiedział Isambert, gdzie będzie tyluż kapłanów z twojéj strony, co i ze strony Anglików.“ — „O! kiedy tak, to się chętnie poddaję.“ — „Milcz do stu tysięcy djabłów!“ wrzasnął na Isamberta rozgniewany Cauchon, i odpowiedzi Dziewicy do protokułu wpisać zabronił. „Niestety! rzekła łagodnie — „wpisujecie przeciw mnie wszystko; a odrzucacie wszystko, co może bydź za mną. Wszakże niech będzie wola Boska nie moja.“ — Zacny Isambert i towarzysze jego, zagrożeni przez Anglików, że ich do Sekwany wrzucić rozkażą, usunęli się z grona sędziów; inni też, korzystając z pozoru, zaczęli uciekać tłumnie od tego dzieła nieprawości, tak, że ze stu zasiadających z początku, trzydziestu ledwie w końcu zostało. Ale i tym nie dowierzał Cauchon. Sam, z kilku tylko zaufanémi, ułożył akt oskarżenia, którego drugim głównym artykułem, było noszenie przez nią męzkiego ubioru. Pytana o przyczynę, odpowiedziała, że czyni to za radą swych głosów; widoczném jednak było, że miała i inne powody, których jéj wstyd dziewiczy nie dozwalał wymienić, a sędziowie zgadnąć nie chcieli. Wystawiona na samowolność rozbestwionego żołnierstwa, z których trzech stało ciągle w jéj izbie; strój ten był dla niéj jedyną rękojmią, bezpieczeństwa. Jeden nawet z młodych lordów angielskich, zapewne z dozwolenia starszych, usiłował ją gwałtem znieważyć, i nie mogąc, uderzył w policzek. Skromność nie dozwoliła jéj nawet uskarżać się na tę zbrodnię przed sądem, i tylko ją przed śmiercią na spowiedzi odkryła. Cauchon omylony w nadziei uczestnictwa ogółu sędziów, szukał upoważnienia swych kroków w zdaniu prawników świeckich, których rady niby zasięgał. Najznakomitszy z nich, Jan Lohier, nie wahał się oświadczyć, że cały process, tak w zasadzie jak w formach, jest całkiem zły i nieprawny, i że należy naprzód dodać obwinionéj obrońcę. Dawca téj rady musiał ujść aż do Rzymu przed zawziętością Anglików. Cauchon zwrócił się więc do Uniwersytetu w Paryżu i do kilku biskupów utrzymujących stronę angielską, i przesłał im fałszywy swój akt oskarżenia. Tą razą otrzymał co żądał. Wszyscy uznali Dziewicę winną herezyi i odszczepieństwa. Zguba jéj była już pewną; gdy zaś w tym czasie zapadła niebezpiecznie na zdrowiu, użyto wszelkich środków, aby ją uleczyć [297]. „Za skarby świata“ mówił hr. Warwick, „Król nie chciałby aby umarła śmiercią naturalną; nie na to zapłacił za nią tak drogo.“ — Ozdrowiała, i wyrok zapadł; wyrok wyłączający ją z grona wiernych i z pod opieki Kościoła, i przekazujący ją władzy świeckiéj, dla wymierzenia zasłużonéj kary. Ale trzeba było jeszcze Anglikom, ażeby wprzód sama niejako sprawiedliwość tego sądu uznała. Udano się więc znowu do podstępu, i przygotowano straszliwą scenę, aby zatrwożyć obwinioną, a przynajmniéj publiczność omamić. Dnia 24 Maja, 1431 r., na placu przed kościołem Ś. Owena, wzniesiono dwa rusztowania; na jednem zasiadł Kardynał Winchester, Cauchon, i pozostali sędziowie; na drugie wprowadzono Joannę. U stóp jego stał wózek kata, mający ją niby odwieść na spalenie na stosie. Jeden z doktorów w długiém kazaniu nakłaniał ją do uległości. Dziewica słuchała cierpliwie. Ale gdy wspomniał króla Karola VII i nazwał go heretykiem: „Nie prawda!“ przerwała z żywością „Mów o mnie, a nie o królu. Mogę przysiądz pod karą śmierci, że król jest najlepszym chrześcianinem, kochającym najbardziéj wiarę i Kościół, a nie takim, jak go nazywasz!“ — „Każ milczeć téj djablicy!“ krzyknął zapamiętały Cauchon. Po kazaniu mówca oświadczył jéj, że musi podpisać abjuracyą. „Co to jest abjuracya?“ spytała. Wytłómaczono jéj, iż to jest akt poddania się Kościołowi. „Jeżeli tak, to podpiszę,“ rzekła. Ale nie o to chodziło. To, czego od niéj żądano, było uznanie sprawiedliwości wyroku. Lecz w tém Dziewica była nieugiętą. Anglicy zebrani na placu, sądząc, że ją chcą zbawić, zaczęli krzyczeć i ciskać kamieniami; Cauchon groził jéj torturami i ogniem; L’Oiseleur, jako spowiednik, namawiał; inni szczerze poruszeni jéj losem, błagali prawie ze łzami, ażeby się zgodziła podpisać, obiecując, że będzie uwolniona z więzienia Anglików i przejdzie pod dozór duchowny. Przeczytano jéj krótką formułę w kilku wierszach, w któréj to tylko było wyrażono, że widzenia swoje i czyny poddaje pod zdanie Kościoła, a siebie pod pokutę kościelną, i że wyrzeka się męzkiéj odzieży. Nieszczęśliwa uległa nakoniec. Natychmiast podano jéj inny papier, zawierający długie wyznanie, że wszystko co mówiła, było kłamliwém, oraz proźbę o przebaczenie jéj zbrodni. Jeden z sekretarzy królewskich ujął jéj rękę i podpisał znak krzyża u spodu, Naówczas Cauchon odczytał przygotowany już wyrok, skazujący ją „na chleb boleści i na wodę pokuty,“ i w brew poprzedniéj obietnicy, do dawnego więzienia odesłał. Anglicy, i sam Hr. Warwick, obwiniali Cauchona o zdradę. „Nie bójcie się, rzekł im z uśmiechom, wkrótce złapiemy ją znowu.
Jakoż zajęto się niezwłocznie wynalezieniem powodu, aby wznowić poprzedni wyrok. Zostawiono umyślnie ubiór męzki w wiezieniu, azali go przywdziać nie zechce. W tymże czasie podwojono srogość i brutalstwo, zakuto w cięższe łańcuchy, i nie zaniedbano niczego, aby ją przywieść do rozpaczy. Widząc wreście, że się nie daje pojmać w zastawione sidła, zabrano jéj podczas snu suknie niewieście, i zostawiono tylko strój męzki. „Panowie! rzekła budząc się do żołnierzy; ja tego odzienia nie włożę; wiecie, że mnie to zabroniono.“ Sprzeczka trwała aż do południa; nakoniec, po daremnych błaganiach, musiała wstać i odziać się czém mogła. Anglicy na to tylko czokali. „Złapana!“ wołał uradowany Warwick. Cauchon pośpieszył do więzienia, i wyrzucając jéj odpadnienie w herezyą, zapytał z urąganiem, zali nie słyszała znowu swych głosów. „Tak jest, zawołała z zapałem, i Bóg oznajmił mi przez nie, że to był żal, dla ocalenia życia podpisywać waszą abjuracyą. Uczyniłam to przez bojaźń ognia; ale wolę sto razy umrzeć, niźli kiedykolwiek odwołać, że głosy me były od Boga.“ — W tych słowach był wyrok jéj śmierci.
Dnia 30 Maja, w tydzień po owém podpisaniu abjuracyi, wstąpiła na stos męczeński. Kapłan, który ją wyspowiadał w więzieniu, i zacny ów brat Isambert, szli obok przy wózku katowskim, na którym ją w szatach niewieścich na plac exekucyi wieziono. Ośmiuset Anglików w pełnéj zbroi, otaczało ją w koło. W drodze modliła się tak rzewnie, i żaliła się tak łagodnie, że wszyscy Francuzi płakali. Sam nawet l’Oiseleur, ów fałszywy spowiednik, przedarł się przez tłum do wózka, wyznał swój grzech i błagał o przebaczenie. Anglicy chcieli zabić go za to.
Na wielkim rynku przed ratuszem, wzniesiono znowu dwie galerye: na jednéj był kardynał i biskupi, sędziowie świeccy i duchowni na drugiéj. Joannę stawiono przed nimi. W głębi placu wznosił się stos, przerażający swą wysokością, a to w tym celu, aby dłużéj cierpiała. Po wysłuchaniu wyroku śmierci, Dziewica upadła na kolana, i w rzewnych słowach polecała swą duszę Bogu, Najświętszéj Pannie i Świętym, przebaczając wszystkim i prosząc o przebaczenie; nadewszystko zaś błagając księży, aby odprawili mszę za jéj duszę. Głos jéj tak był przenikający, że nikt od łez wstrzymać się nie mógł. Tymczasem zgromadzeni Anglicy niecierpliwili się tą zwłoką; wściekłe okrzyki wzniosły się na placu. Słudzy sądowi sprowadzili ją na dół. Natychmiast rozjuszone żołnierstwo porwało ją i wlokło do stosu. Widok ten był tak przerażający, że biskup z Noyon i wielu sędziów, porwali się z miejsc swoich, i łkając głośno, zbiegli z rusztowania i schronili się do domów. Ona wszakże, krzyż przyciskając do piersi, i nie przestając się modlić, szła na śmierć spokojnie i cicho; żaden wyraz rozpaczy ni skargi nie wyrwał się z jéj serca. Wstąpiwszy na wierzch stosu, i przywiązana do pala, nad którym był napis w języku francuzkim: „heretique, relapse, apostate idolatre,“ poglądając na miasto zawołała: „Ach! Rouen, Rouen, boję się abyś za śmierć moją nie ucierpiało!“ — Ujrzawszy w téj chwili Cauchona, który się śmiał zbliżyć do stosu, rzekła doń głosem łagodnym: „Biskupie! umieram przez ciebie! Gdybyś mnie zamknął w więzieniu duchowném, nie byłoby to nastąpiło. Appelluję od ciebie do Boga, do wielkiego sędziego krzywd i niesprawiedliwości, które nademną spełniono.“ — W téj chwili kat podłożył ogień. — „Jezus!“ krzyknęła z przestrachem i prosiła o wodę święconą. Spowiednik jéj jeszcze był przy niéj. Bojąc się oń, zmusiła go aby zstąpił natychmiast. „Ale stój blizko na dole, rzekła, i podnieś krucyfiks wysoko, abym go mogła widzieć do końca.“ Gdy już płomienie gorzały, zawołała donośnym głosem: „Tak jest, głosy moje były od Boga; wszystko uczyniłam przez Boga! I gdy już ją ogień ogarnął, słyszano jeszcze głos jéj modlitwy, i ostatnie jéj słowa były: „Jezus Jezus, Jezus!“ —
Jęki i łkania rozległy się na placu; niektórzy tylko Anglicy przymuszali się do uśmiechu. Jeden z nich, w zapamiętaniu, przysiągł był, że własną swą ręką głownie do jéj stosu dorzuci. Jakoż spełnił swą obietnicę; lecz w téjże chwili padł twarzą na ziemię i zemdlał. Było to właśnie, gdy Dziewica konała. Przywrócony do zmysłów, przysiągł publicznie, i tegoż dnia na spowiedzi wyznał przed bratem Isambertem, iż widział z ostatniém tchnieniem wylatującą z ust jéj białą gołębicę. Inni widzieli imię Jezus, napisane ogniem nad stosem. Kat także, z wielkim przestrachem, spowiadał się tegoż wieczora, rozpaczając o przebaczeniu Bożém. Jeden z sekretarzy angielskiego króla, nie lękał się zawołać głośno: „Wszystko stracone! spaliliśmy świętą!“ — „Tak jest — woła w uniesieniu historyk francuzki Michelet — w obliczu religii, w obliczu ojczyzny, Joanna d’Arc była świętą!“ — Papież Pius II, zowie ją w pismach swoich natchnioną duchem Bożym, (afflata spiritu divinio). — W kilka lat późniéj, oprócz miasta Calais, noga angielska nie postała na ziemi francuzkiéj [298].
Taką była Joanna d’Arc w historyi; rzecz naturalna, że nie mogła pozostać obojętną dla sztuki: będąc najwyższą poezyą ludzkości, uosobieniem najwyższych światowych i religijnych ideałów średniego wieku: Dziewica, Rycerka, Natchniona i Męczennica. Stos jéj też, można powiedzieć, był zarazem pogrzebnym stosem i ostatnim zabłyskiem poetyckich idei wieków średnich; od ostygłych jego popiołów, zaczynają się wieki nowożytne. Blask jego w historyi, będzie zawsze sygnałem, wołającym na drogę wiary dusze błądzące w mroku wątpliwości lub w labiryntach ziemskiego rozumu. Czuł to zapewne Wolter, i bojąc się potęgi tego niezaprzeczonego świadectwa wyższych objawień, w obec własnego narodu, który chciał omamić: obrócił przeciw niemu broń bluźnierczego szyderstwa i śmieszności. Inni poeci francuzcy, Chapelain, Astezano, i t. p. nie dorównali talentem wysokości przedmiotu. Szekspir, w stronniczéj dzikości, w tragedyi swéj „Henryk VI“ wystawia Joanny jak czarownicę. Dopiéro Robert Southey, usiłował naprawić krzywdę poprzednika, i poświęcił na cześć jéj całe poema bohaterskie. Nikt wszakże nie oddał jéj piękniejszego hołdu jak Szyller. Odstąpił on wprawdzie od szczegółów historycznych, zewnętrznych, ale nigdzie od prawdy duchowéj faktu. Joanna w sztuce jego jest taką, jaką była w istocie. Celem poety była nie sama tylko osobista historya Joanny, ale też razem historya natchnionego ducha w człowieku, we wszystkich swych najważniejszych epokach. Epoki te w sztuce jego są: Powołanie: światło Łaski zstępujące z wysoka; siła ducha gromadząca się wewnątrz; wyrzeczenie się ziemi dla Nieba, Działanie: moc cudowna nad wypadkami i ludźmi; pokorna bierność woli i natury ludzkiéj. Doświadczenie: pokusa (Czarny Rycerz), ułomność serca bez uczestnictwa woli; żal i pokuta. Zlitowanie: powrót Łaski i mocy, jak rzeczywiście w Joannie przed męką; — i nakoniec Ofiara, potwierdzająca Prawdę; i nagroda wszystkiego — po krótkiéj boleści na ziemi, wiekuista radość w Niebiesiech.
OSOBY.
Karol VII, Król Francuzki.
Montgomery, Rycerz z Walii.
Bertrand, wieśniak. (Rzecz dzieje się w latach 1429 — 1431).
PROLOG.
Teatr wystawia wiejską okolicę, w bliskości wsi Dom-Remi. — Na prawo widać obraz Najświętszéj Panny, w małéj murowanéj kaplicy; na lewo stary i wysoki dąb.
SCENA I.
TEOBALD d’ARC, ANNA, ANIELA, JOANNA;
(ostatnia zbiera kwiaty i wiąże je w wieniec); STEFAN, KLAUDYAN, RAJMUND. Teobald.
Tak jest, sąsiedzi! dziś jeszcze się zwiemy Tratując końmi plony naszych łanów, Cóż to? drżysz cały — i mojéj Anieli Aniela.
Ojcze! Klaudyan
Anielo! Aniela (ściskając Joannę),
Siostro moja droga! Teobald.
Każdéj z nich daję tyle, com zostawił Anna (do Joanny).
Czyż i ty ojca nie zechcesz pocieszyć? Teobald.
Idźcie! — ślub jutro — potrzeba się śpieszyć. SCENA II.
TEOBALD, RAJMUND, JOANNA.
Teobald.
Joanno! czemu nie idziesz ich torem? Rajmund.
Dość, ojcze! przestań martwić dziecię swoje. Teobald (wskazując na Rajmunda).
Oto jest młodzian, ozdoba wsi całéj, Bóg cię obsypał, jako drzewo kwiatem, Rajmund.
Krzywdzisz ją, ojcze! — Miłość twéj Joanny, Teobald.
I toć to właśnie; co mię trwoży o nię. Posępne lasy, odludne ustronie, Rajmund (wskazując na kaplicę).
Lecz zkąd wiész, ojcze! że ów obraz święty, Teobald.
Nie, nie! niestety! — długo tak mniemałem, Rajmund.
Mylisz się, ojcze! — bo w czémże jéj pycha? Teobald.
Tak, niepojęte! — i toć to mię trwoży. SCENA III.
CIŻ I BERTRAND.
(wchodzi, trzymając hełm w ręku) Rajmund.
Patrz! Bertrand wraca! — Cóż to? z hełmem w dłoni? Bertrand.
Dziwno wam, widzę, że wracam tak zbrojny. Teobald.
Zkąd masz ten szyszak? — W spokojnéj ustroni, (Joanna, która dotąd milcząc z obojętnością stała na stronie,
zbliża się nagle i słucha z uwagą). Bertrand.
Słuchajcie! jest w tém jakby trochę cudu. I wzrok swój we mnie wlepiwszy, powiada: Joanna (przystępując szybko).
Daj mi go! Bertrand.
Na co? — Blask wojennéj stali Joanna (wyrywając hełm).
Daj mi go! mówię. — dla mnie go przysłali! Teobald.
Co téj dziewczynie? Rajmund.
Zostaw jéj swą wolę! Teobald (do Bertranda).
Cóż opowiadali Bertrand.
Bóg się niech użali Stanął obozem — rabuje i pali, Teobald.
Boże! strzeż króla! Bertrand.
Mówią, co widzieli, Teobald.
O! straszne czasy! gdy się brat krew brata, Bertrand.
Gorszy wzór dla świata! Teobald.
Oby skończyła jak owa, do któréj Bertrand.
Straszny Salisbury (Joanna słucha z natężoną uwagą i zwolna wkłada hełm na głowę).
Teobald.
Lecz gdzież są nasi waleczni obrońcy, Dunois? — Gdzie są? że tryumfujący Bertrand.
Król z dworem bawi w Chinon; — lecz snać nié ma Joanna (prędko).
Jak imię jego? Bertrand.
Baudricourt. — Lecz czyli Zdoła się przerznąć, i pogoń omyli?… Joanna.
Wiész, gdzie on teraz? Bertrand.
O dzień ledwo drogi Teobald (do Joanny).
Zkąd ci to pytanie, Bertrand.
Że wróg tak mocny, a król nasz nie w stanie Joanna (występując z zapałem).
Żadnych układów! żadnego przymierza! Pod Orleanem wróg kresu domierza, Bertrand.
Minął czas cudów! Joanna.
Nie! — przyszedł czas cudu! Teobald.
Co za duch, przebóg! opętał dziewicę? Rajmund.
Hełm to w niéj budzi ten zapał wojenny. — Joanna
(z wzrastającym zapałem). Krajby nasz upadł? — kraj zwycięztw i chwały, Bertrand (z podziwieniem).
Któżby nie wierzył, że mówi natchniona? — Joanna.
Naszych-że królów odwieczna korona Opiekunowie wszystkiego — prócz zbrodni; Teobald.
Boże! zachowaj Francyą i króla! I radzcy królów, niech myślą o zmianie SCENA IV.
Joanna (sama).
Góry wy moje, wy pola rodzinne! Innéj ja teraz przewodniczyć trzodzie, „Ojczyzny twojéj, i przez cię zbawioną, KONIEC PROLOGU. AKT PIÉRWSZY.
(Obóz króla Karola pod Chinon).
SCENA I.
DUNOIS, DUCHATEL.
Dunois.
Nie! zostać dłużéj nie chcę i nie mogę, Pędzę, przybywam — drżąc, zali już może Du Chatel.
Cicho! król na progu. SCENA II.
CIŻ I KRÓL KAROL.
Król.
Konetabl miecz swój odesłał, i składa Dunois.
Nie tak mnie małą zda się jego strata, Król.
Dunois! mówisz przez ducha przekory. Dunois.
Prawda, że lubił i rad wszczynał spory, Król (urażony, z przekąsem).
Dunois zawsze szlachetny! — wychwala Dunois.
Że łatwo królowi Król (do Du Chatela).
Cóż to? Du Chatel.
Niestety! gorzką prawdę mówi. Król.
To się postaraj zkąd niebądź! — Śpiewacy Du Chatel.
Królu i panie! oszczędzałem ciebie, Król.
Obmyśl więc sposób: — zastaw w jakim banku Du Chatel.
Cło na trzy lata zastawione z góry. Król.
Ziem przecież pięknych mamy jeszcze wszędzie. Dunois (przekąsem).
Tak! póki zechce Bóg i Salisbury. Król.
Zawsze swój dowcip ostrzysz na tym królu, Dunois.
Mała pociecha! gdy zamiast wojsk w polu, Król.
Jest to żart tylko, zabawa niewinna! Chciałby je wskrzesić, wznieść jak gmach wspaniały, Dunois.
Któż jéj potęgę czuć może nademnie, Walcz o tron przodków, o cześć twéj ojczyzny! (Paź wchodzi).
Król.
Cóż tam? Paź.
Z Orleans przybyli posłowie. Król.
Wprowadź! — (Paź odchodzi).
Chcą pomocy. SCENA III.
CIŻ I TRZEJ RADZCY Z ORLEANU.
Król.
Witam was, Panowie! Radzca.
Królu nasz i panie! (Dunois wzdryga się z gniewem).
Król.
Czas krótki. Radzca.
O! panie! Dunois.
Jakże mógł Santrailles przystać na haniebną? Radzca.
Póki żył Santrailles, ufano w orężu. Dunois (z przerażeniem).
Santrailles nie żyje? Radzca.
Legł śmiercią chwalebną Król.
Ach! w tym jednym mężu (Rycerz wchodzi i rozmawia cicho z Dunois, który porywa się z gniewem).
Dunois.
Zdrajcy! Król.
Cóż się stało? Dunois.
Wojsko się szkockie buntować zaczyna Król (do Du Chatela).
A więc jaka rada? Du Chatel.
Niestety! żadnéj! — Król.
Nie zechcąż poczekać? Du Chatel.
Nic nie nada! Król.
To są najlepsze ze wszystkich wojsk moich. Radzca (na kolanach).
Pomnij o nas, królu! Król (z rozpaczą).
Cóż mara uczynić? Widzicie, słyszycie! (Postrzega nachodzącą Agnieszkę Sorel, i z otwartemi rękoma rzuca się na jéj spotkanie). SCENA IV.
CIŻ I AGNIESZKA SOREL (ze szkatułą w ręku).
Król.
O! pójdź najmilsza! mój Stróżu Aniele! Agnieszka (rzucając wkoło pytającém okiem).
Prawdaż to? mówcie! — prawdaż, co słyszałam? Du Chatel.
Niestety! Agnieszka (do króla, z godnością i żalem).
Karolu! (do Du Chatela, podając mu szkatułę).
Masz! tu jest złoto, tu drogie kamienie — Król.
I cóż wy na to, przyjaciele moi? Miłość posiadam? Czyż jéj nie przystoi (do Dunois).
Czujesz wielkość w czynie? Dunois.
Czuję to, żeście szaleni oboje. Agnieszka (do króla)..
O! nie wierz jemu! — sto razy dla ciebie Dwór swój zmień w obóz! pierś odziéj żelazem! Król (z uniesieniem).
Teraz pojmuję tajemnicze słowa, Agnieszka.
Miecz twych przyjaciół przepowiednię ziści, Król.
W niezgodzie wrogów mam także nadzieję. Du Chatel (u okna).
Widzę go właśnie, jak pędzi do bramy. Król.
Tém lepiéj! prędzéj dowiemy się końca, SCENA V.
CIŻ I LA HIRE.
Król (idąc naprzeciw niemu).
Witaj nam! jakież przynosisz nowiny? La Hire.
Tak! w Bogu i w broni. Król.
Co? Burgund nie chce naprawić swéj winy? La Hire.
Przed wszystkiém inném, nim dalszéj umowie Król.
Ja dać przyjaciela La Hire.
Układ zerwany. Król.
Nazbyt się ośmiela! — La Hire.
Złożyłem przed nim twoję rękawicę, Król.
Żaden-że za mną w moim Parlamencie La Hire.
Głuszy go wściekłość stronnicza. — Parlament, Dunois.
O! biedny kraju! gdzie ufny w praw zamęt, Król.
Cóż matka moja? Byłżeś u niéj? La Hire (po chwili namysłu).
Panie! Król.
O! zdrajca! La Hire.
Dziecię patrzyło nieśmiele, Matka twa, panie! weszła do kościoła, Król.
Mów! La Hire.
I w pomoc podawszy mu dłonie, Król.
O! matko! matko! La Hire.
Widziałem — lud cały (Król zakrywa twarz i odwraca się z boleścią. Agnieszka bieży ku niemu i stara się go pocieszyć. — Wszyscy obecni okazują wzgardę i przerażenie. Chwila milczenia). Dunois.
Tygrzyca! potwór! — O! furyo z piekła! Król (po pauzie do Radzców).
Widzicie sami w jakim rzeczy stanie. Dunois.
Jak to? czyż innych nie znajdziesz już środków? Radzca.
Nie! słów tych, królu! nie odniesiem ziomkom. Dunois.
Nie wstyd-że ci, królu! Król.
Dość już krwi płynęło! Agnieszka.
Nie dopuść Boże! byś spełnił twe słowa, Król (ponuro).
Nie! dłoń przeznaczenia A ja! — Ach! próżno, próżno ufać w meztwie! Agnieszka.
W tobie, Karolu! zakwitnie na nowo, Król.
Ja? — nie, niestety! W téj burzliwéj toni, Agnieszka.
Lud dał się uwieść — namiętność go łudzi! W sercach się Franków na nowo obudzi Król.
Com mógł, zrobiłem; — pojedynczym bojem, Dunois.
Toż mowa króla? to zapał młodzieńca? Strona jest wszystkiém — gdy domowéj wojny Król (do Radzców).
Próżno czekacie! Bóg was niechaj strzeże! Dunois (zgniewem).
Niechże Bóg zwycięztwa (do Radzców).
Król się was wypiera — (Chce odchodzić, Agnieszka go zatrzymuje).
Agnieszka (do Króla).
O! nie dopuszczaj, aby odszedł w gniewie! — (Dunois pogląda na Króla, zdając się oczekiwać na odpowiedź jego).
Król (do Du Chatela).
Każ mój dwór i sprzęty Dunois (do Agnieszki).
Żegnaj! (Odwraca się i odchodzi spiesznie; za nim Radzcy). Agnieszka (załamuje ręce).
O! teraz, tośmy pozostali SCENA VI.
KAROL, AGNIESZKA, DU CHATEL.
Król.
Także to wielkiém dobrem jest korona, (do Du Chatela).
Czyń, com rozkazał! Du Chatel (padając na kolana).
Panie! Król.
Przedsięwzięcia Du Chatel.
Królu! przejednaj Burgundzkiego księcia! Król.
Ty mi to radzisz? a on twojéj głowy Du Chatel.
Masz ją, o! królu! — Krew mą nie dopiero Król (z goryczą).
Do tegoż przyszło? że ci, co mą duszę Du Chatel.
Rozważ! Król.
Dość o tém! — za świata koronę Idź, spełń com kazał! — Niech się niemieszkanie Du Chatel.
Wola twoja, Panie! (Powstaje i odchodzi. — Agnieszka płacze rzewnie).
SCENA VII.
KAROL I AGNIESZKA.
Król.
Nie płacz, o! luba! wszak i tam za rzeką Agnieszka.
O! dniu nieszczęsny! dniu żalu i sromu! SCENA VIII.
CIŻ I LA HIRE.
Agnieszka.
Wracasz sam jeden? — nie dał się więc użyć? (wpatrując się w niego).
Lecz cóż to? — przebóg! La Hirze! co znaczy La Hire (z zapałem).
Koniec nieszczęść raczéj! Agnieszka.
Co? jak? mów! błagam. La Hire (do Króla)
Każ, by się wrócili Król.
Cóż się stało? La Hire (z uniesieniem).
Stoczono bitwę — myśmy zwyciężyli! Agnieszka.
My? — O! niebieska muzyko téj wieści! Król.
La Hire! Czyż prawda? — Czy nie czcza ułuda? — La Hire.
O! w większe wkrótce uwierzycie cuda! (postrzegając wchodzącego Arcybiskupa).
Lecz Arcybiskup sam ci o nich, Panie! Agnieszka.
O! piękne zarody SCENA IX.
CIŻ, ARCYBISKUP Z REIMS, DUNOIS, DU CHATEL,
I RAUL (Rycerz we zbroi). Arcybiskup.
(łącząc ręce Dunois i Króla).
Zgoda, książęta! podajcie dłoń wzajem! Król.
Odmęt słów waszych pochłania me serce, Arcybiskup (wskazując naRaula).
On opowie. Raul (występując przed Króla).
Było nas wszystkich chorągwi szesnaście, „Nic to, że okrył doliny i wzgórza: Król.
Cud Boski! Agnieszka (do Raula).
I cud ten, mówisz, stał się przez dziewicę? — Raul.
Różne czynią wnioski. (Słychać za sceną dzwony, trąby, i szczęk oręża).
Król.
Cóż to? trąby? dzwony? Raul.
To ona z wojskiem! Za chwilę tu będzie. — (do Du Chatela).
Każ ją wnet przyjąć! (do Arcybiskupa).
Ty mię ucz, kapłanie! (Głosy za sceną).
Chwała Dziewicy! Cześć, chwała Zbawczyni! Król.
To ona! (do Dunois).
Usiądź na miejscu królewskiém! (Dunois siada, Król staje przy nim po prawéj ręce; obok Króla, Agnieszka Sorel; daléj Arcybiskup, i inni szykują się po obu stronach, tak, że środek sceny zostaje próżny).
SCENA X.
CIŻ I, JOANNA,
(w towarzystwie Radzców i wielu Rycerzy, którzy napełniają głąb sceny, ze szlachetną powagą postępuje naprzód, i przegląda stojących wokoło).
Dunois.
(po długiem uroczystém milczeniu).
Tyś to, cudowna?… Joanna.
(przerywa mu, z wyniosłością patrząc na niego).
Synu Orleanu! (Idzie pewnym krokiem do Króla, ugina przed nim kolano i powstaje natychmiast. Wszyscy obecni okazują największe zdumienie. Dunois opuszcza krzesło). Król.
Zkąd mię znasz? piérwszy raz widzisz twarz moję. Joanna.
Widziałam ciebie, gdy cię nikt, prócz Boga, Król.
Co zwierzam Bogu, przed ludźmi nie kryję. Joanna.
Trojakie były twoje modły. Król.
(cofając się z przerażeniem).
Kto? zkąd ty jesteś? Istoto cudowna! Joanna.
Druga twa była modlitwa: — jeżeli (Król zakrywa twarz łkając gwałtownie. Największe poruszenie między obecnymi).
Joanna (po pauzie).
Mamże mówić daléj? Król.
Dość, dość! już wierzę. — Tyś z Boga natchniona! Arcybiskup.
Lecz kto? zkad jesteś? — mów, niedocieczona! Joanna (do Arcybiskupa).
Wielebny ojcze! zowią mię Joanną. O tych wyspiarzach, co przyszli z za wody, Z kształtu i stroju podobna pasterce, „Ale się serce oczyszcza w boleści: (Wszyscy mocno wzruszeni. Agnieszka, łkając, ukrywa twarz na piersiach króla).
Arcybiskup (po długiém milczeniu).
Przed niepojętą wolą przeznaczenia, Król (wznosząc oczy i ręce ku Niebu).
Panie! jam grzesznik! jaż mogłem zasłużyć Joanna.
Pokora serca prowadzi do Boga. Król.
A więc mi wróżysz, że zwyciężym wroga? Joanna.
Francyą całą pod twe stopy złożę. Król.
Orleans, mówisz, nie będzie stracony? Joanna.
Loara piérwéj cofnie się do źródła. Król.
I w Reims dostąpię mych przodków korony? Joanna.
Przez tysiąc przeszkód, ja cię będę wiodła. (Wszyscy obecni Rycerze wstrząsają z łoskotem włócznie i tarcze, i okazują znaki zapału i odwagi).
Dunois (do Króla).
Postaw Dziewicę wodzem wojsku twemu! La Hire.
Wróg nie zaufa mocy tego świata, (Wszyscy Rycerze uderzają tarczę o tarczę, i postępują naprzód przed Króla).
Król.
Tak jest! ty, Święta! ty wiedź wojska moje! (biorąc w ręce miecz Konetabla).
Oto miecz, którym od wieków na boje Joanna.
Nie! Panie i Królu! Król.
Gdzież on jest? Joanna.
Poszlij do miasta Firboi! {{|Król (do Du Chatela).|przed=1em|po=0.5em}} Śpiesz! i niech goniec orlim pędzi lotem! Joanna.
Chorągiew także każ mi zrobić białą, Król.
Wszystko się stanie. Joanna (do Arcybiskupa).
Teraz ty mnie, Ojcze! Arcybiskup.
Córko! tyś przyszła dawać, nie odbierać (Kładzie rękę na jéj czole. Joanna powstaje).
Paź (wchodzi).
Herold przysłany z obozu Anglików Joanna.
Niech wnijdzie! Bóg go tu przysyła. (Król daje znak przyzwolenia; Paź odchodzi).
SCENA XI.
CIŻ I HEROLD ANGIELSKI.
Du Chatel.
Z czém i od kogo przychodzisz do króla? Herold.
Mów, do hrabiego Ponthieu, Karola. — Dunois.
Zuchwały! Król (przerywając).
Przestań, Dunois! (do Herolda).
Mów, czekamy końca. Herold.
Wódz nasz, żałując krwi, co nadaremnie Król.
On ze mną? Joanna (występując).
Królu! ja na miejscu twojém Król.
Mów, natchniona z góry! Joanna (do Herolda).
Kto mówi przez cię? Herold.
Wódz nasz, Salisbury. Joanna.
Kłamiesz, Heroldzie! bo tylko żyjący Herold.
O! wódz nasz żyje! i zdrowiem kwitnący Joanna.
Żył, kiedyś odchodził. Ty się uśmiéchasz, że ci oddalone Herold.
Jeśli tak wszystko przenikasz — bez tego Joanna.
Nawet nie chcę wiedzieć! (wskazując na Króla).
Lecz on — on dziedzic, on wnuk naszych króli, (Odchodzi, za nią wszyscy. — Zasłona spada).
KONIEC AKTU PIÉRWSZEGO. AKT DRUGI.
(Okolica otoczona skałami).
SCENA I.
TALBOT i LIONEL, Wodzowie Angielscy. FILIP, Książę Burgundyi. FASTOLF, CHATILLON, z wojskiem i chorągwiami.
Talbot.
Tu w skał tych cieniu stańmy, i warowny (do Fastlofa)
Idź, osadź żołnierzem Przecież ostrożność! — Strach nie zna wędzideł, Lionel.
Dość o tém, wodzu! Krew się pali we mnie Filip.
To nas niech cieszy, że nie ludzka siła, Talbot.
Tak! szatan głupstwa! — Czyżby i wodzowie Filip.
Popłoch był wszędzie. Talbot.
Nie, nie! jako żywo! Wojsko twe naprzód zgubny przykład dało. Lionel (do Filipa).
Jużciż wyznaj, Książę! Filip.
Bo na nie naprzód uderzyli wrogi. Talbot.
Wiedzieli dobrze kto im nie dostoi, Filip.
Co? więc przegrana ma być z winy mojéj? Lionel.
Gdybyśmy swoje tylko wojska mieli, Filip (z goryczą).
Tak! gdyż wybyście jego nie widzieli! — Lionel.
Gdyby dość było wielkich słów, nie czynów, Filip.
Boli was, widzę, Orleanu strata, Talbot.
Chciałżbyś, byśmy leli Filip.
Gdybymże odszedł — coby z wami było? Lionel.
O! nic gorszego jak pod Azinkurem! Filip.
Jednak me przymierze Talbot.
Ha! nawet naszą cześć przy Orleanie! Filip (wybuchając).
To już za wiele! Lordzie! to za wiele! Talbot.
O! rzecz nie nową powiadasz nam, Książę! Filip.
Ha! śmierć i piekło! — Idź, śpiesz, Chatillonie! Lionel.
Szczęśliwa droga! — Nigdy miecz Anglików Bo na co kłamać zgodę przyjacielską, SCENA II.
CIŻ I KRÓLOWA IZABELLA.
Izabella.
Cóż to ja słyszę? co za wpływ złowrogi (do Filipa).
Nie! książę! cofnij porywcze rozkazy! (do Lionela).
Pójdź mi dopomagać, Lionel.
Ja? — nie! Milady! — mnie to obojętnie, Izabella.
Ha! teraz widzę, że piekielne czary, (do Talbota).
Tyżbyś to, wodzu! niepomny korzyści, Talbot.
Któżby prawdziwéj nie cenił przyjaźni? Filip.
Temu, w kim wdzięczność dumę tylko drażni, Izabella.
Co? książę! tyżbyś twój rozum i serce Byś ojca twego uściskał mordercę, Filip.
Nigdym nie myślał o zgodzie z Delfinem, Izabella.
O! pójdź! zapomnij niebacznego słowa! Talbot.
Co mówisz? książę! — Gdzie jest prawe serce, (podając rękę)
A więc masz! zgoda zależy od ciebie. Filip (podając dłoń wzajem).
Niech i tak będzie! — ulegam potrzebie. Izabella.
Zgoda! wodzowie! i niech uścisk bratni Filip i Talbot (ściskają się).
Lionel (patrząc na nich; na stronie).
Nietrwała zgoda za Furyi wpływem! Izabella.
Los bitwy wprawdzie ostał się przy wrogu, Lionel.
O! nie, nie! raczéj wracaj do Paryża! Talbot.
Tak, wracaj! — W wojsku przesąd się rozszérza, Filip.
Widok twój tutaj osłabia żołnierza, Izabella (patrząc na nich z podziwieniem).
Cóż się to znaczy? Co te słowa wróżą? Filip.
Tak! żołnierz nie śmie ufać w pomoc Bożą, Izabella.
Czyście szaleni? — Ledwom między wami Talbot.
Jedź pani z Bogiem! Gdy zostaniem sami, Izabella.
Czyliż nie jestem przyjaciółką waszą? Talbot.
Tak! — ale sprawa twoja nie jest naszą! — Filip.
Ojciec mój poległ z naprawy Delfina, Talbot.
Lecz twoja, Pani! zawziętość na syna, Izabella.
Syna? — przeklęty niech będzie na wieki! Filip.
Mścił się ojca swego. Izabella.
On mię potępił! wygnał w kraj daleki! Talbot.
Prawo i naród domagał się tego. Izabella.
Ha! teraz skutku przeklęstw mych doświadczy! Lionel (przerywając).
Wolisz poświęcić swą cześć i zbawienie! Izabella.
Wy, słabe dusze! wy czuć nie możecie Lecz wy — wy drudzy, co go wojujecie! Talbot.
Téj sławy, Pani! nikt ci nie zaprzeczy. Izabella.
I nie przed wami będę się tłómaczyć! SCENA III.
TALBOT, FILIP, LIONEL.
Talbot (patrząc za odchodzącą).
To mi niewiasta! Lionel.
A teraz, czas drogi! Filip.
Nadtośmy słabi, popłoch nazbyt świeży! Talbot.
Popłoch ten powstał z płonnéj wyobraźni: Filip.
Rozważcie tylko! — Lionel.
Co tu do rozwagi? Talbot.
Tak jest — stanęło! — Z piérwszych kurów pianiem Lionel.
Nie, nie! — mnie, wodzu! zostaw bój ten łatwy! Filip.
Wieleś obiecał! Talbot.
Ze mną pojedynek. SCENA IV.
(JOANNA z chorągwią i z mieczem w ręku, w hełmie i pancerzu, z resztą po niewieściemu ubrana. DUNOIS, LA HIRE, RYCERZE i wojsko, ukazują się na wierzchołku skał; zstępują, zwolna i coraz przybywają na scenę).
Joanna.
(do Rycerzy, którzy ją otaczają)
Skały przebyte! — tu są ich obozy. Wszyscy (uderzając mieczami o tarcze).
Bóg i Dziewica! (Trąby i kotły)
Straże (za sceną).
Do broni! do broni! Joanna.
A teraz ognia! zapalić namioty! Dunois (zatrzymując ją).
Joanno! uczyniłaś swoje! La Hire.
Przodkuj przed nami ze zwycięztwa znakiem, Los wojny ślepy i modłów nie słucha. Joanna.
Kto mi śmie radzić? kto wstrzymywać ducha, La Hire (odchodząc, do Dunois).
Dunois! bądźmy blizko ku odsieczy, SCENA V.
ANGIELSCY ŻOŁNIERZE (uciekają przez scenę), potém TALBOT.
Żołnierz Piérwszy.
Śmierć, śmierć nam wszystkim! Dziewica w obozie! Żołnierz Drugi.
To niepodobna! — Śród skał? o téj porze?… Żołnierz Trzeci.
Z obłoków spadła na ognistym wozie. Żołnierz Piérwszy.
Nie walczyć z djabłem! Inni Żołnierze (wbiegają krzycząc).
Ratuj się, kto może! Talbot (wbiegając z mieczem w ręku).
Stójcie! — Nie słyszą! — Strach pozbył, wędzidła. Żołnierz (wpadając zadyszany).
Dziewica! — Wodzu! ratuj się! Dziewica! Talbot (przebija go).
Ha! nikczemniku! masz za twą przestrogę! (wstrząsając mieczem do góry)
I Śmierć każdemu, co roznosi trwogę! SCENA VI.
Teatr wystawia rozległy widok; widać obóz angielski w płomieniach. — Głos trąb — ucieczka i pogoń.
Montgomery (wbiega z przestrachem).
Gdzież się udam? nieszczęsny! jak ujdę pogoni? Joanna (ukazuje się w oddaleniu).
Przebóg! to ona! — Z płomieni, Na tle czerwonéj łuny, wznosi się śród cieni, (Joanna postępuje nieco ku niemu i zatrzymuje się).
Zbliża się! — Precz odemnie nieszczęśliwca broni! (Rzuca na ziemię miecz i tarczę i chce iść na spotkanie,
Joanna szybko zbliża się ku niemu). SCENA VII.
JOANNA, MONTGOMERY.
Joanna.
Zginąłeś! krew angielska w żyłach twoich płynie. Montgomery (padając na kolana).
Wstrzymaj się! — jam bezbronny! — u nóg twych jedynie Weź mię jeńcem! — Mój ojciec, pan bogatych włości, Joanna.
Nieszczęsny! zły twój Aniół dał cię w moje ręce! Montgomery.
Dzika jest mowa twoja — lecz słodycz oblicza Joanna.
Nie wzywaj płci mojéj, Montgomery.
O! przez świętéj miłości wszechmogące prawo, Joanna.
Obcych mi wzywasz bożyszcz, których ja świętości Montgomery.
A więc w imię rodziców! zlituj się nad memi! Joanna.
Nieszczęsny! przypomniałeś, ile u nas matek Żony wasze i matki, z jaką my rozpaczą Montgomery.
O! jak ciężko umierać nie na swojéj ziemi! Joanna.
Któż was wezwał na cudzą? by jéj bujne łany Montgomery.
Teraz czuje że umrę; — błagać cię daremnie! Joanna (łagodnie).
Tak! lecz umrzyj jak rycerz! Po co drżeć nikczemnie Patrz na mnie! któż ja jestem? Pasterka uboga, Montgomery (porywając się z ziemi).
Ha! gdyś i ty śmiertelna, gdy cię dłoń człowiecza (Porywa miecz i tarczę. Walczą. — Montgomery upada)
SCENA VIII.
Joanna (sama).
Stało się! Przeznaczenie, nie jam go zabiła! (Oddala się od niego i stoi w zamyśleniu. Po pauzie) Duchu! jakżeś ty straszny! jak twa dziwna siła SCENA IX.
JOANNA I RYCERZ (ze spuszczoną przyłbicą).
Rycerz.
Ha! tużeś wreście, posłanko szatana! Joanna.
Szaleńcze! na śmierć idziesz w moje ręce. — Rycerz.
Ty mi pochlebiasz, piekielna Megero! Umrzeć ci raczéj pod kata siekierą, Joanna.
Tyś więc ów książę? Rycerz (podnosząc przyłbicę).
Jam jest, na twą zgubę. — SCENA X.
CIŻ, DUNOIS I LA HIRE (wpadając nagle).
Dunois.
Mąż niech walczy z mężem, La Hire.
Nim świętéj Dziewicy Filip.
Nie ja się zlęknę guseł czarownicy, Pogardzam wami, i czekam. — Do broni! (Wszyscy gotują się do walki Joanna staje w pośrodku).
Joanna.
Stójcie! Filip.
Ha! nędzna! strach ci mojéj dłoni! (naciera na Dunois).
Broń się, bo zginiesz! Joanna.
Rozłącz ich, La Hirze! Dunois.
Poco wstrzymujesz cios mój sprawiedliwy? Joanna.
(rozłączając ich staje znowu w pośrodku).
Złóżcie broń! mówię, — Bóg, Pan litościwy, (do Filipa).
Co chcesz? Filipie! zważ, i przeciw komu Filip.
Dość, dość, obłudna! Śpiew zdradnéj Syreny Dunois.
Złą snać ma sprawę, kto się prawdy chroni. Joanna.
Patrz wkoło, Książę! i sądź, czy nas trwoga, Filip (na stronie).
Umiem znać kłamstwa mamiące wykręty, Joanna.
Zwiesz mię szatanką! Szatańskież to dzieło, Piekłoż chce zgody? Onoż mię natchnęło Filip.
Co mi się dzieje? co za dziwna zmiana! Joanna.
On już wzruszony! stało się! wzruszony! — Chmura się gniewu we łzy roztopiła, (Miecz i chorągiew wypadają z jéj dłoni; bieży do Księcia i ściska go. Dunois i La Hire rzucają również miecze, i śpieszą uściskać Księcia).
KONIEC AKTU DRUGIEGO. AKT TRZECI.
(Obóz królewski w Chalons nad Marną).
SCENA I.
DUNOIS, LA HIRE.
Dunois.
Jesteśmy bracia, towarzysze broni; La Hire.
Posłuchaj, Książę! Dunois.
Wiém, kochasz Dziewicę, Król zna twa wierność, twą dzielną prawicę. La Hire.
Wysłuchaj mię, Książę! Dunois.
Nie wdzięki lica oczy moje łudzą, La Hire.
Któżby twych zasług był tak nieświadomy, Dunois.
Mojego rodu? Ona jest dziecięciem Którą nad wszystkie ziemskich koron blaski, La Hire.
Król więc rozstrzygnie. Dunois.
Nie! jéj własna wola. — SCENA II.
CIŻ, KRÓL, ARCYBISKUP, AGNIESZKA SOREL,
DU CHATEL, CHATILLON. Król (do Chatillona).
Sam więc przybędzie uznać mię za króla? Chatillon.
Dziś jeszcze tu stanie, Agnieszka.
O! piękne słońce dnia! co nam przynosi Chatillon.
Dwiestu rycerzy składa orszak księcia, Król.
Niczego w życiu nie pragnę goręcéj. Chatillon.
Książę téż prosi, by o tém, co było, Król.
Serce mu moje wszystko przebaczyło. Chatillon.
Przebaczyć równie raczysz wszystkim, którzy Król.
Francya wszystkim serce swe otworzy, Chatillon.
Z matką téż twoją, jeśli żądać będzie, Król.
Oby chęć syna mieć chciała na względzie! Chatillon.
Dwunastu świadków z piérwszych mężów kraju, Król.
Niech i tak będzie. Chatillon.
A podług zwyczaju, Król.
Niech mi tak święci pomogą Anieli, Chatillon.
Panie! Król.
Rozumiem. (do Du Chatela).
Musisz odejść, Du Chatelu! (Du Chatel oddala się w milczeniu.Król przeprowadza go oczyma nakoniec śpieszy za nim i ściska go).
Nie miej mi za złe! — Ach! ty mi nie tyle (Chatillon podając zwój pargaminowy).
Resztę warunków ten pargamin mieści. Król.
Przyjmuję wszystkie, nie badając treści. (do Dunois i La Hire).
Wy ze stem jeźdźców idźcie spotkać braci! (Głos trąb za sceną. Paź wchodzi).
Cóż to jest? Paź.
Książę Burgundzki przybywa. Dunois.
Śpieszmy go spotkać! (Odchodzi z La Hirem i Chatillonem). Agnieszka.
O! chwilo szczęśliwa! Król.
Ty płaczesz, luba! — Ach! i we mnie serce Arcybiskup (patrząc przez okno).
Co za tłum! — Orszak ledwo się przeciska. — Król.
Dobry lud! jakże prędko zapomina (do Agnieszki).
Dość łez, najmilsza! uzbrój serce w stałość, SCENA III.
CIŻ, FILIP, DUNOIS, LA HIRE, CHATILLON
i dwaj inni Rycerze z orszaku Księcia. (Filip zatrzymuje się w miejscu; Król, porusza się ku niemu, ale go Książę uprzedza, i w chwili, gdy chce ugiąć przed nim kolano, Król przyjmuje go w swe objęcia).
Król.
Pośpiech twój tylko uprzedził nas, Książę! Filip.
Nie dziw! do mojéj powinności dążę. (ściska i całuje w czoło Agnieszkę).
Wybacz, kuzynko! ale w mojéj stronie, Król.
Podług naszych wieści, Filip.
Ze wszystkich skarbów Burgundzkiéj krainy. Król.
Lecz ty sam, Książę! przyznaj się do winy, Filip.
Najcięższą swą karę (postrzegając Arcybiskupa).
Witaj, Pasterzu! twe błogosławieństwo Arcybiskup.
O! dniu radośny! teraz mię do siebie Filip (do Agnieszki).
Mówią, kuzynko! żeś swe dyamenty (bierze z rąk Dworzanina szkatułkę i podaje ją Agnieszce).
Na wojnę ze mną były przeznaczone. (Agnieszka waha się, poglądając na Króla).
Król.
Przyjm! jest to zakład podwójnéj świętości: (Agnieszka płacząc usuwa się na stronę; Król i wszyscy mocno wzruszeni).
Filip.
(Spójrzawszy po kolei na wszystkich, rzuca się w objęcia Króla).
Królu mój! (W tejże chwili trzej Burgundzcy rycerze ściskają się z Arcybiskupem, Dunois i La Hirem. Król i Filip pozostają przez czas niejaki we wzajemnych uściskach).
Filip (po pauzie).
Jaż cię mogłem nienawidzieć? Król (przerywając).
Dość! Filip.
Nie! — Występek powinien się wstydzić. Król.
Dość! — Wszystko przeszło — wszystko przebaczono! Filip.
Naprawię wszystko, wierzaj mi, naprawię! Król.
Gdyśmy złączeni, któż nas zachwiać zdoła? — Filip.
Ach! nie wiész, Królu! jak ciężkie zgryzoty (wskazując na Agnieszkę).
Czemuś mi tego nie przysłał Anioła? Arcybiskup (stając pomiędzy nimi).
A więc, Książęta! pokój między wami! Lecz ci, co przez was i dla was zginęli, Filip.
Tak, Królu! Aniół walczy przy twym boku! — Król (do otaczających).
Kędy jest Dziewica? Arcybiskup.
Nie dla niéj, Panie! zgiełk dworskiéj zabawy. Dunois.
Lecz otóż i ona. SCENA IV.
CIŻ I JOANNA.
(w pancerzu, ale bez hełmu i z wieńcem we włosach). Król.
Pójdź, pójdź, kapłanko! w tym świątecznym stroju, Filip.
Onaż to? niegdyś tak groźna w potrzebie. (do Joanny).
Widzisz, spełniłem, com obiecał tobie. Joanna.
O! dziękuj sam sobie! Jaśniejesz przed Nim; ty, coś wczoraj jeszcze, (patrząc dokoła)
Wszyscy tu, widzę, radzi i weseli, Filip.
Któż jest tak winnym, że się nie ośmieli Joanna.
Możeż on ufać? — O! powiedz, że może! Filip.
Teraz rozumiem. Joanna.
I przebaczysz. Książę? — (Otwiera drzwi i wprowadza Du Chatela, który zatrzymuje się opodal).
(do Filipa).
Kto tu odpuścił winowajcom wielu, Filip.
Joanno! wszystko uczynię dla ciebie, Joanna.
Wiém, że jak słońce dla wszystkich na Niebie: Filip.
O! Niepojęta! zkąd ci moc nade mną? (do Du Chatela).
Zbliż się! — Przebaczam! — Duchu mego ojca! Król (do Joanny).
Com ci nie winien? posłanniczko Boga! Ty mi powracasz brata: ty z rąk wroga Joanna.
Bądź ludzkim w szczęściu, jakeś był w niedoli! Filip.
Gdy ci otwarte przeznaczenia księgi, Joanna.
Obok królewskich tron jego potęgi; Dom twój nie upadł! — Nie z miecza rycerzy. Król.
O! mów! czy węzeł, co nas dzisiaj wiąże, Joanna.
O! Królu! o! Książę! Agnieszka.
Święta Dziewico! ty wiész myśli moje, Joanna.
Duch widzi tylko wielkie dzieje świata, Dunois.
Lecz jakież szczęście, jakie ziemskie blaski, Joanna.
Szczęście prawdziwe mieszka z Ojcem w Niebie. Król.
Lecz dać ci ziemskie, należy do króla. (Joanna przyklęka, Król dobywa miecza, i uderza ją nim zlekka po ramieniu).
I z nizkości rodu Dunois (występując).
Serce ją moje wybrało już wprzódy Król (do Joanny).
Cuda po cudach Bóg nam w tobie mnoży! La Hire (występując).
Znam Dziewicy serce, Król.
I ty, La Hirze? — Dziewico! dla Boga! Agnieszka.
Nagłość twa, Królu! przeraża Dziewicę, Król.
Zgoda! Joanna.
Nie, Królu! zostań! Nie rumieniec sromu, Arcybiskup.
Azaliż nie wiész, że na ulgę troski Joanna.
Ojcze! któż zgadnie przyszłą wolę ducha? Serce go moje z pokorą usłucha. — Król.
Jedna myśl, widzę, rządzi sercem twojém, Joanna.
Delfinie! takżeś syt już Bożéj łaski, Ziemskim rozumem mierzyć moje życie! (urywa nagle — i po chwili woła w natchnieniu):
Słyszę głos Jego! — Do broni, mój Królu! SCENA V.
CIŻ I RYCERZ.
(wpadając z pośpiechem). Król.
Cóż nam przynosisz? Rycerz.
Wróg przeszedł przez rzekę, Joanna.
Do broni! mówię. — Dziś kres jego pysze! Król.
Idźmy, towarzysze! (do Agnieszki)
Bądź zdrowa, luba! nie płacz! Agnieszka.
O! nie płaczę, (Słychać głos trąb wojennych, który podczas przemiany dekoracyi, coraz w większą wrzawę przechodzi, naśladując zgiełk i zamieszanie bitwy. Orkiestra łączy się z nim przy otwartéj scenie, wraz z odgłosem wojennych instrumentów za sceną).
SCENA VI.
(Teatr zamienia się w obszerne, otwarte pole, otoczone drzewami. Podczas muzyki widać w głębi szybko przebiegających żołnierzy).
TALBOT wsparty, na FASTOLFIE i otoczony żołnierzami; wkrótce potém LIONEL.
Talbot.
Dość! — pod tém drzewem złóż mię, przyjacielu! Lionel (wchodząc).
Co widzę? — o! Nieba! Fastlof.
Na smutny widok trafiasz, Lionelu! Lionel.
Nie daj tego Boże! (do Talbota).
Dziś nam najbardziéj potrzebna twa siła. Talbot.
Próżno! nie zmienić, co zły los przeznaczy! — Lionel.
Paryż sprzymierzony Talbot (odrywając zawiązki ran).
A więc krwi moja, upływaj do końca! Lionel (do Fastlofa).
Śpiesz unieść wodza na miejsce bezpieczne! Talbot.
O! głupstwo gminu! tyś mię zwyciężyło! Lecz ty, rozumie! światło Niebios tronu! Lionel.
Przestań, Milordzie! Krótkie są twe chwile. Talbot.
Gdybyż przynajmniéj męzkiéj uledz sile, Lionel
(podając mu rękę). Żegnaj, Milordzie! — Hołd łez i modlitwy Talbot.
Stało się! trzeba spłacić dług natury, SCENA VII.
CIŻ, KRÓL, FILIP, DUNOIS, DU CHATEL,
i Żołnierze francuzcy. Filip.
Zwycięztwo nasze! Król
(postrzegając Talbota). Patrzcie! ktoś umiera! (Żołnierze francuzcy zbliżają się do umierającego)
Fastlof
(zastępując im drogę) Precz ztąd! szanujcie zwłoki bohatera, Filip (zbliżając się).
Co widzę? Talbot! Fastlof.
Oddal się, Filipie! (Talbot wlepia wzrok w Filipa i kona).
Dunois.
Toż ten, tak ufny w męztwie i dowcipie, (do Króla).
Teraz cię królem witać mogę śmiało! Król.
Nie my, moc wyższa zmogła cię, rycerzu! Fastlof
(zbliża się i oddaje miecz). Przyjm, Panie! — jestem twym jeńcem. Król (nie przyjmując).
Nie, wcale! (do Żołnierzy angielskich)
Idźcie, i wierni wodza swego chwale, (Fastolf z Żołnierzami odchodzi).
Ty, Du Chatelu! śpiesz, nie tracąc chwili, SCENA VIII.
CIŻ I LA HIRE.
Dunois (do wchodzącego).
Gdzież jest Dziewica? La Hire.
Właśnie pytać chciałem. Dunois.
W twojéj ją straży zostawić mniemałem, Filip.
Przed chwilą jeszcze śród zastępów wroga, Dunois.
Biada nam! gdzież jest? — Jakaś myśl złowroga Król.
Do broni! śpieszmy na odsiecz zbawczyni! SCENA IX.
(Inna pusta okolica bitwy. W oddaleniu widać wieże miasta Reims, oświecone słońcem).
(Rycerz w czarnéj zbroi ze spuszczoną przyłbicą wchodzi cofając się. Joanna ściga za nim aż na przodek sceny, gdzie on staje i czeka na nią).
Joanna.
Ha! nędzny! teraz doszłam twych podstępów! Czarny rycerz.
Po cóż mię ścigasz? — Po coś tak, jak widzę, Joanna.
Bo cię nienawidzę. Czarny rycerz.
Nic-że ci wewnątrz nie mówi głos ducha? Joanna.
Ha! zkąd wiesz o tém, że mi złém zagraża? — Czarny rycerz.
Joanno! słuchaj! — Duch ci prawdę wróży. Joanna.
I któż ty jesteś, co mi na pół drogi Czarny rycerz.
Siła się tobie nie oprze człowiecza, Joanna.
Żadna, prócz Boskiéj! — i nie złożę miecza, Czarny rycerz.
Złóż broń! powtarzam — ostrzegam raz jeszcze. Joanna.
Milcz, widmo piekielne! (podnosi miecz jak do cięcia)
Czarny rycerz
(dotyka ręką Joannę, która staje nieruchoma). Zabij to, co jest śmiertelne! — (Nagła ciemność — uderzenie piorunu — Rycerz znika).
Joanna (z przerażeniem).
To nie był człowiek! — Zwodna mara piekła Pan mój jest ze mną! — wierna méj przysiędze, SCENA X.
LIONEL I JOANNA.
Lionel (wchodząc).
Przeklęta! broń się! — bo jedno z nas obu (Walczą. — Po krótkiéj chwili Joanna wytrąca mu miecz z ręki).
Niewierne szczęście! Joanna
(porywa go lewą ręką za pióro od hełmu i zdziera mu hełm z głowy, tak, że twarz jego odsłania; w prawéj ręce podnosi miecz jak do ciosu). Miej więc, czegoś żądał! (W téj chwili spogląda mu w oczy; wzrok jego mięsza ją nagle i jakby przeraża. Staje nieporuszona, i powoli opuszcza rękę) Lionel.
Uderz, przeklęta! — Próżno będziesz czekać; (Joanna daje mu znak ręką, aby się oddalił).
Mam uciekać? Joanna
(z odwróconą twarzą). Nie chcę pamiętać, żeś był w mojéj mocy. Lionel.
Nie! — Gardzę tobą! nie chcę twéj pomocy! — Joanna.
Zabij mię, a uciekaj! Lionel.
Cóż to znaczy? Joanna.
(zakrywa twarz rękoma). Biada mi! Lionel.
Mówią, że każdego jeńca Joanna.
(w gwałowném poruszeniu podnosi miecz, ale spójrzawszy mu w oczy, znowu go opuszcza). Boże! wśpieraj mię! Lionel.
Jakiego Joanna
(w najgwałtowniejszéj boleści). Cóżem uczyniła! — Lionel
(spogląda na nią z politowaniem, i zbliża się do niéj). Co się dzieje ze mną? — Joanna.
Uciekaj! — Lionel.
Piękność twojego oblicza Joanna (z przerażeniem).
Ja mam iść z tobą? Lionel.
Czas drogi! (pokazując rękojeść swego miecza).
Na to znamię krzyża! (porywa ją za rękę)
Joanna.
Co widzę? — Dunois się zbliża! — Lionel.
Jestżem ci więc luby? Joanna.
Święci niebiescy! Lionel.
Spotkamyż się jeszcze? Joanna.
Nie! — nigdy, nigdy! Lionel.
Spotkamy się! — ręczę. Joanna.
Co czynisz? szaleńcze! Lionel.
Kocham cię! — Ufaj rycerskiemu słowu: SCENA XI.
LA HIRE, DUNOIS, JOANNA.
La Hire.
To ona! — żyje! Dunois.
Wszędzie cię szukamy. La Hire
(patrząc w stronę gdzie odszedł Lionel). Któż to uchodzi? — Ha! znam go zdaleka, Dunois.
Mniejsza! niech ucieka! (do Joanny).
Zwycięztwo nasze! Reims otwiera bramy. (Podaje jéj rękę. Joanna chwieje się i ma upaść.). La Hire (podchwytując ją).
Cóż to jest? — Przebóg! Dziewica jest ranną! Joanna.
Oby z życiem razem! KONIEC AKTU TRZECIEGO. AKT CZWARTY.
(Scena w Reims).
SCENA I.
(Wspaniale ozdobiona sala; kolumny otoczone girlandami.
Za sceną słychać oboje i flety). Joanna (sama).
Umilkł szczęk broni, przeszła groza wojny, Frank, co drżał tylko i cierpiał z pokorą, (Muzyka przechodzi zwolna w miękką, rzewną melodyą)
Biada, biada! co za tony! Oby mię porwał szał wojny człowieczéj! (po pauzie z żywością)
Miałażem zabić? mogłażem go zabić, (Głos fletów odzywa się znowu. Joanna w smutném pogrążona dumaniu. — Po pauzie).
Obym cię nigdy, lasko pastusza, Czemuż cię, czemu, prosta moja dusza Co mi do losów krajów i króli? SCENA II.
AGNIESZKA SOREL, JOANNA.
Agnieszka
(wbiega w najwyższém poruszeniu, i postrzegając Joannę rzuca się jéj na szyję; lecz w téjże chwili cofa się i upada na kolana przed nią). Nie, nie tak! — W prochu… Joanna.
Co czynisz? Agnieszka.
Wesele, Wodzowie, wojsko, tłum radośny ludu, (Joanna podnosi ją zwolna w milczeniu. Agnieszka wpatruje się w nią z podziwieniem, i po chwili).
Aleś ty smutna? — Szczęścia, coś nam dała, (Joanna ujmuje ją za rękę, ale wnet ją znowu opuszcza).
O! gdybyś chciała czuć sercem kobiety!… — Joanna.
Czego chcesz po mnie? Agnieszka.
Złóż oręż i zbroję, Joanna.
Ja mam się rozbroić? — Tam! — Ale teraz! — murem nie żelazem Agnieszka.
Dunois kocha ciebie. — Ach! czyż szczera (Joanna odwraca się ze wstrętem).
Wzdrygasz się? Cóż to? — Miałażbyś się brzydzić Joanna.
Żałuj mię! — jestem biedniejsza niż mniemasz. Agnieszka.
Ty? — i cóż jeszcze braknie szczęściu twemu? — Joanna.
Milcz! dość! — O! ziemio! rozstąp się pode mną! Agnieszka.
Joanno! przebóg! cóż ta rozpacz dzika Joanna.
O! tyś szczęśliwa! — Szczęśliwa dziewico! A On, najwyższy, jak słońce na niebie, Agnieszka (rzuca się jéj na szyję).
Joanno! jam się myliła! — Ty czujesz, Joanna (wyrywając się z jéj objęć).
Odstąp, nieszczęsna! uciekaj ode mnie! Agnieszka
Dziwne twe wyrazy! Joanna.
Świętych? — Niebaczna! — Tyś czysta, tyś święta! SCENA III.
TEŻ, DUNOIS, DU CHATEL, I LA HIRE, (z chorągwią Joanny).
Dunois.
Szukamy ciebie, Joanno! — Król żąda, La Hire.
Oto chorągiew! Śpiesz! bo chwila droga. Joanna.
Ja iść przed królem? — Ja ją nieść? — Dunois.
Któż inny (La Hire chce jéj podać chorągiew. Joanna odwraca się ze wstrętem).
Joanna.
Precz z nią! precz! La Hire.
Cóż to? czyż ci nieznajomy (Roztacza chorągiew).
Joanna (poglądając na nią z rozpaczą).
Ach! tak! — to Ona! — patrzcie, jak się sroży! Agnieszka.
Co ci jest? przebóg! — Urojeń mamidło, Joanna (okiem wlepioném w chorągiew).
Przyszła-żeś znowu, by gromić grzesznicę? — Dunois.
Przebóg! co za mowa! La Hire (do Du Chatela).
Cóż sądzisz o tém? Du Chatel.
Nie śmiem rzec, co myślę, Dunois.
Jaka myśl? Du Chatel.
Sam jéj nie chcę badać ściśle. La Hire (do Joanny).
Jak to? czyż powiew tajemniczéj trwogi Joanna.
Tak! prawdę mówisz! — tak! niechaj drżą wrogi! (Słychać marsz koronacyjny za sceną).
Dunois.
Bierz więc chorągiew! Śpiesz! bo czas jest drogi. (Przymuszają ją do wzięcia chorągwi. Joanna porywa ją nakoniec z gwałtownością i odchodzi; wszyscy za nią).
SCENA IV.
(Teatr zmienia się, i wystawia otwarty plac przed kościołem katedralnym. Tłum ludu zapełnia głąb sceny; ze środka jego wychodzą BERTRAND, STEFAN i KLAUDYAN. Słychać zdaleka muzykę koronacyjnego marszu).
Bertrand.
Słyszycie granie? — To oni! — już blizko! Stefan.
Gdzie tam! nie sposób przecisnąć się w tłoku! Klaudian.
Jak żyję na świecie, Bertrand.
Cóż za dziw? Któżby nie chciał widzieć cudu, SCENA V.
CIŻ, ANNA I ANIELA (wychodzą z tłumu).
Aniela.
Ach! moja Anno! będziem ją widziały! Anna.
Ujrzym ją w blasku wielkości i chwały! Aniela.
Wiész ty co? siostro! póki nie zobaczę, Któréj słuchają sam król i rycerze, Anna.
Wątpisz? — Za chwilę obaczymy same. Bertrand (patrząc w stronę).
Już idą! przeszli tryumfalną bramę! SCENA VI.
MARSZ KORONACYJNY.
(Muzycy z obojami i fletami idą na czele orszaku. — Po nich Dzieci, ubrane biało, z palmami w ręku. — Za niemi Dwaj Heroldowie. — Daléj poczet Halabardzistów. — Członkowie Magistratu w obrzędowych togach. — Dwaj Marszałkowie z laskami w ręku. — Książę Burgundzki niosący miecz koronacyjny. Dunois z berłem. — Inni Dygnitarze z koroną, jabłkiem i laską sądową; Inni z ofiarnemi darami. — Za nimi Rycerze w obrzędowych strojach. Chłopcy choralni z kadzielnicami. — Księża. — Dwaj Biskupi ze świętą ampułką. — Arcybiskup Reimski z krucyfiksem w ręku. — Za nim Joanna z chorągwią; idzie zwolna niepewnym krokiem, ze spuszczoną głową. (Siostry na jéj widok dają sobie nawzajem znaki radości i podziwienia). Za nią Król pod baldachimem, niesionym przez czterech Baronów. Daléj Dworzanie i Żołnierze zamykający orszak. Gdy wszyscy wnijdą do kościoła, muzyka ustaje).
SCENA VII.
ANNA, ANIELA, KLAUDYAN, STEFAN, BERTRAND.
Anna.
Widziałeś siostrę? Klaudyan.
Ta, co szła we zbroi? Anna.
Tak jest, tak! to ona! Aniela.
Ależ, mój Boże! jaka zamyślona! Anna.
Ktoby mógł myśleć, znając ją w Dom-Remi, Aniela.
Pamiętasz przecie, co się ojcu śniło, Bertrand.
Cóż tu stoimy? Trzeba wejść do środka, Anna.
Tam może łatwiéj dojrzy nas lub spotka. Aniela.
Darmo! tłok taki! ludzi jak w mrowisku! — Anna.
Jak to? bez uścisku? Aniela.
Czyż będziemy śmiały Anna.
Myślisz, że wzgardzi? że się nas zapłoni? Bertrand.
Wzgardzić?… Król królem, a nikim nie gardzi, (Z głębi kościoła słychać huk trąb i kotłów). Klaudyan
Ależ się śpieszmy! bo już późno będzie. (Oddalają się w głąb sceny i gubią się w tłumie).
SCENA VIII.
TEOBALD (wchodzi, ubrany czarno). RAJMUND (idzie za nim i chce go zatrzymać).
Rajmund.
Nie idź tam, ojcze! zostańmy na boku, Teobald.
Widziałeś moje nieszczęśliwe dziecię? — Rajmund.
Dość o tém! Teobald.
O! biada! Rajmund (zatrzymując).
Stój! co chcesz czynić? Teobald.
Skruszyć jarzmo czarta, Rajmund.
Ach! ojcze! bój się zbytniego pośpiechu! Teobald.
Mniéjsza o ciało, byle dusza żyła! (Joanna wybiega z kościoła bez chorągwi. Lud ciśnie się ku niéj klękają przed nią całują jéj szaty; natłok zatrzymuje ją w głębi sceny).
Teobald.
To ona! — Patrzaj! ucieka z kościoła! Rajmund.
Bądź zdrów! okrutny! idziesz krzywo świadczyć. (Odchodzi. Teobald usuwa się w przeciwną stronę sceny). SCENA IX.
JOANNA, LUD, potém ANNA I ANIELA.
Joanna
(wydziera się z tłumu, i postępuje szybko na przód sceny). Nie mogłam zostać! nie! — Organ mię głuszy, (Anna i Aniela wchodzą).
Anna (do Anieli).
Patrz, patrz! to ona! Aniela (biegnąc ku Joannie).
To nasza Joanna! Joanna.
To wy? O! siostry! o najmilsze moje! Anna.
A co? Anielo! — czy się nas wyrzeka? Joanna.
I wy z tak daleka Aniela.
Boska w tém wola, a nie twoja była. Anna.
Sława dzieł twoich napełnia świat cały, Joanna (prędko).
Co? ojciec jest razem? — Anna.
Nie, ojca tu nié ma. Joanna.
Nié ma? — Dla czego? — Czy może trwa w gniewie? Aniela.
O! nie! lecz on nie wie, Joanna.
Nie wie? — Cóż to znaczy? — Anna.
Żyje, i przebaczy Aniela (dając znak aby milczała).
Anno! Anna.
Stał się więcéj jeszcze Joanna.
Smutnym z winy mojéj! Aniela.
Znasz ojca umysł i myśli złowieszcze. Anna.
Bo wszakże jesteś? — Na czémże ci zbywa? Joanna.
O! tak! na niczém! — Niczego nie żądam, (Ukrywa twarz na piersiach Anieli).
SCENA X.
TEŻ, STEFAN, KLAUDYAN I BERTRAND, (wchodzą, i z nieśmiałością zatrzymują się zdaleka).
Anna (do wchodzących).
Chodźcie tu, chodźcie! wszystko się spełniło! Ci zbliżają się i chcą podać jéj rękę; Joanna wpatruje się w nich bystro i wpada w głębokie zamyślenie). Joanna.
Gdzież to ja jestem? Czyż to wszystko było Aniela.
Tak! i zbawiłaś, zbawiłaś na jawie! (Joanna chwyta się ręką za piersią przychodzi do przytomności, i wzdryga się z przerażeniem).
Bertrand.
Jam ci hełm przyniósł — pamiętasz to przecie? Anna.
Nie dziw, że wszystko snem ci się być zdaje. Joanna.
Idźmy ztąd, idźmy! uciekajmy razem! Aniela.
Ty chcesz iść z nami? Joanna.
Ach! ci obcy ludzie, Anna.
Masz-że dość serca rzucić taką chwałę? Joanna.
O! precz ode mnie, przez te blaski liche! (Słychać trąby i kotły).
SCENA XI.
KRÓL (wychodzi z kościoła, w ubiorze koronacyjnym). AGNIESZKA SOREL, ARCYBISKUP, FILIP, DUNOIS, LA HIRE, DU CHATEL, Rycerze, Dworzanie, Lud. Okrzyki Ludu.
Niech żyje Karol Siódmy! Chwała! chwała! (Trąby i kotły. Na znak Króla, Heroldowie podnosząc laski, nakazują milczenie).
Król.
Dzięki, mój ludu! dzięki ci! — Korona, Lud.
Niech żyje Karol łaskawy! niech żyje! Król.
Przez łaskę tylko Bożą, a nie czyję, Kładźmy jéj imię w pokoju i bitwach, Lud.
Chwała Dziewicy! Cześć, chwała Zbawczyni! Król (do Joanny).
Jeśliś ty ze krwi i z ciała, Dziewico! (Ogólne milczenie; wszystkich oczy zwrócone na Joannę).
Joanna (postrzegając Teobalda).
Nieba! to mój ojciec! SCENA XII.
CIŻ I TEOBALD, (wychodzi z tłumu i zatrzymuje się naprzeciw JOANNY).
Wiele głosów.
Jéj ojciec! Teobald.
Tak jest! ojciec nieszczęśliwy, Filip.
Ha! cóż to? Du Chatel.
Tu się wyda tajemnica. Teobald.
Zwiedziony królu! zaślepiony ludu! (Wszyscy cofają się z przestrachem)
Dunois.
On jest szalony! Teobald.
Nie! wyście szaleni! (do Joanny).
W Imię Najświętsze w Trójcy Jedynego, (Przerażenie i cisza powszechna. Wszystkich oczy zwrócone na Joannę, która stoi nieporuszona).
Agnieszka.
O! Nieba! — Milczy! Teobald.
Bo milczeć powinna, Filip.
Dziwna rzecz wprawdzie! lecz ojciec dziecięcia Dunois.
Co? wierzyć w gminu szalone pojęcia, Agnieszka (do Joanny).
O! mów, mów! przerwij to straszne milczenie! Ale rzecz słowo! zbij czcze oskarżenie! — (Joanna stoi nieporuszona; Agnieszka oddala się od niéj z przestrachem).
La Hire.
Strach ja oniemił — bo i kogóż z ludzi (Joanna stoi nieporuszona: La Hire odstępuje od niéj ze zgrozą. Szmer i poruszenie między ludem).
Dunois.
Co są te szmery? Czego chce gromada? — (rzucając rękawicę).
Niech ją podniesie, i niech mi fałsz zada! — (Gwałtowne uderzenie piorunu: wszyscy stoją przerażeni).
Teobald (do Joanny).
Przez tego Boga, który grzmi na Niebie, (Drugie, mocniejsze uderzenie piorunu; lud pierzcha na wszystkie strony).
Filip.
Boże! ty naucz, co nam czynić trzeba! Du Chatel (do Króla).
Pójdź! pójdź ztąd, Królu! ustąp woli Nieba! Arcybiskup (do Joanny).
Nie w imię Boga gniewu, lecz litości, (Podaje krzyż. Joanna stoi zawsze nieporuszona. Nowe gwałtowne uderzenie piorunu. Król, Agnieszka Sorel, Arcybiskup, Filip, La Hire i Du Chatel odchodzą).
SCENA XIII.
DUNOIS, JOANNA.
Dunois.
Teraz tyś moją! — Uwierzyłem w ciebie Aniś jéj mogła, bez wnętrznéj sromoty, (Podaje jéj rękę. Joanna odwraca się ze wstrętem. Dunois patrzy na nią długo z podziwieniem).
SCENA XIV.
CIŻ I DU CHATEL, potém RAJMUND.
Du Chatel.
Słuchaj, Joanno d’Arc! Król ci dozwala (Dunois obudzą się nagle z zamyślenia, spogląda jeszcze raz na Joannę, i odchodzi z Du Chatelem. Joanna zostaje sama. Po chwili ukazuje się Rajmund, i czas niejaki, stojąc zdaleka, patrzy na nią z cichą boleścią. Nakoniec zbliża się do niéj, i bierze ją za rękę). Rajmund.
Śpiesz ztąd, śpiesz! póki otwarte są bramy. — (W téj chwili Joanna okazuje piérwszy znak czucia; spogląda bystro na niego, i wznosi oczy ku Niebu: poczém porywa go silnie za rękę, i odchodzą razem).
KONIEC AKTU CZWARTEGO. AKT PIĄTY.
(Teatr wystawia dziką puszczę: w odległości widać chaty węglarzy. Ciemność zupełna. Burza, grzmoty i błyskawice. Zdaleka słychać strzelanie).
SCENA I.
WĘGLARZ I JEGO ŻONA.
Węglarz.
Co za okropny szturm! co za ulewa! Żona.
Boże zmiłuj się! A już tak spokojne Węglarz.
Jest to, że znowu nie boi się króla. — (ściskając ramionami).
Ha! prawda, że to, się nie godzi Żona.
Ktoś nadchodzi! SCENA II.
CIŻ, RAJMUND, JOANNA.
Rajmund (wchodząc, do Joanny).
Widzę tu chaty, widzę ludzkie twarze, (zbliżając się).
Ludzie ci, widzę, są biedni węglarze, (do Węglarza).
Prosim was o gościnność w imię Boże! Węglarz.
Nie odmówiłem jéj nigdy nikomu, (Burza zaczyna się uciszać).
Żona (wpatrując się w Joannę).
Cóż to się znaczy? niewiasta we zbroi? — Węglarz.
Ot przestań bajać, a idź obacz lepiéj. Rajmund (do Joanny).
Widzisz! nie wszyscy ludzie nieużyci. Węglarz.
Chcecie iść pewno do obozu króla, Rajmund.
Cóż radzisz czynić? Węglarz.
Spocząć tu tymczasem. Rajmund (do Joanny).
Złóż już tę zbroję! bronić nie obroni, Joanna (daje znak odmówny).
Węglarz.
Ktoś idzie! — cicho! — skryjmy się w ustroni! SCENA III.
CIŻ, ŻONA WĘGLARZA
(powraca z chaty z kubkiem w ręku), potém ICH SYN.
Żona.
To syn nasz, Franek, wraca widzę z miasta. (do Joanny, podając kubek).
Napij się kroplę! — to cię wnet posili. Węglarz (do wchodzącego syna).
No! cóż tam w mieście? Syn (postrzegając Joannę).
Cóż to za niewiasta? (Zbliża się szybko ku niéj, właśnie gdy ona kubek do ust przykłada; poznaje ją, wyrywa kubek, i woła z przerażeniem).
Ach! ojcze! matko! coście to zrobili? — Węglarz i jego żona.
Ach! Boże! zmiłuj się nad nami! SCENA IV.
JOANNA, RAJMUND.
Joanna (spokojnie i łagodnie).
Widzisz! przeklęstwo ściga za mną wszędzie. Rajmund.
Ja miałbym odejść? Któż przy tobie będzie? Joanna.
O! bądź spokojny! jest, kto pójdzie ze mną! — One mi rzekły, że mara przewodników, Rajmund.
Gdzież się obrócisz? tu obóz Anglików, Joanna.
Nie bój się! wszystko widzą tam na Niebie, Rajmund.
Któż cię pożywi? kto obronić zdoła Joanna.
Znam wszystkie zdrowe i pożywne zioła, Rajmund (biorąc ją za rękę).
Joanno! przebacz, co przyjaciel powié! — Joanna.
Jak to? i ty mnie sądzisz godną kary? Rajmund.
Ach! czyż nie muszę? — To milczenie twoje… Joanna (z żalem).
O! to już nadto! Ty jeden na świecie, Rajmund (z radośném podziwieniem).
Czyżbyś więc nie była Joanna.
Ja w zmowie ze złemi? Rajmund.
I wszystkie cuda, któreś uczyniła, Joanna.
Z kimżeby innym? Rajmund.
I trwałaś w milczeniu, Joanna.
Milcząc uległam memu przeznaczeniu, Rajmund.
Zniosłaś gniew ojca w niesłusznym zapędzie? Joanna.
Co szło od ojca, znać przyszło od Boga. — Rajmund.
A też pioruny? a twa niema trwoga?… Joanna.
Niebo mówiło, jam milczeć musiała. Rajmund.
I mogłaś ścierpieć, że Francja cała Joanna.
O! nie! to nie był błąd, lecz dopuszczenie! Rajmund.
Więc tyś niewinna! i taką sromotę Joanna.
Toż więc rozumiesz, iżby mię posłano, Co zdał się w gruzy roztrząść świat poziomy, Rajmund.
O! pójdźmy, pójdźmy! przed świata obliczam Joanna.
Kto błąd dopuścił, ten go sam rozjaśni. Rajmund.
Co? miałbym czekać aż traf kiedyś zrządzi?… Joanna (biorąc go za rękę).
Wszystko chcesz mierzyć na rozum człowieczy, (wskazując ręką ku Niebu).
Widzisz to słońce u kresów zachodu? SCENA V.
CIŻ I KRÓLOWA IZABELLA Z ŻOŁNIERZAMI.
Izabella (za sceną).
Tędy na lewo! tu jest droga nasza. Rajmund.
Przebóg! Anglicy! (Żołnierze wchodzą, i postrzegając Joannę, zatrzymują się, i cofają się w nieładzie).
Izabella (do Żołnierzy).
Czegoście stanęli? Żołnierze.
Boże zmiłuj się! Izabella.
Cóż was tak przestrasza, (Przedziera się przez tłum żołnierzy i cofa się postrzegając Joannę).
Cóż to ja widzę? Ha! ona to, ona! (Wstrzymuje się — i szybko postępuje na przód ku Joannie).
Poddaj się, nędzna! (Joanna stoi nieporuszona. Rajmund uchodzi w stronę, czyniąc znaki rozpaczy).
Izabella (do Żołnierzy).
Okuć ją w łańcuchy! (Żołnierze zbliżają się z bojaźnią; Joanna sama im ręce do okucia podaje).
Toż jest ta mężna, ta niezwyciężona? (do Żołnierzy).
Patrzcie! widzicie tę, coście mniemali Joanna (z przerażeniem).
Mnie do Lionela! Izabella (do Żołnierzy).
Wiecie me rozkazy. SCENA VI.
JOANNA I ŻOŁNIERZE.
Joanna.
Anglicy! wyż to ścierpicie, bym żywa Dowódzca.
Dość tego! — pełńcie rozkazy Królowéj. Joanna (wznosząc oczy w Niebo).
Cóż jeszcze po mnie chcesz, o! Niepojęty! SCENA VII.
(Obóz Francuzki).
DUNOIS, między ARCYBISKUPEM i DU CHATELEM.
Arcybiskup.
Raz przecie, Książę! zwalcz posępność myśli! Dunois.
Zginąć? Któż winien, że Francya ginie? Du Chatel.
Książę! ojczyzna wzywa twojéj broni. Dunois.
Ty milcz! — rad twoich nie chcę, Du Chatelu! Arcybiskup.
Któż Z nas nie zwątpił? Kto z nas nie wykroczył, Pomnimy teraz, jaką była z nami, Dunois.
Ona fałszywa!… — Gdyby tajemnicza Arcybiskup.
Bóg sam zna prawdę; — bo rozum człowieczy SCENA VIII.
CIŻ, I GIERMEK, potém RAJMUND.
Giermek (do Dunois).
Wieśniak tu jakiś z Waszą Wysokością Dunois.
Śpiesz! wiedź go tutaj! Arcybiskup.
O! z jakąż radością (Giermek otwiera drzwi, Rajmund wchodzi).
Dunois (idąc naprzeciw niemu).
Tyś od Dziewicy? Gdzież jest? mów! gdzie Ona? Rajmund.
O! szczęście moje, żem was znalazł wreście. Dunois.
Gdzież jest Dziewica? Arcybiskup.
Powiédz nam, mój synu! Rajmund.
Ach! Panie! Ona nie jest czarownicą! Dunois.
O! wiem, że niewinna! Rajmund.
Ach! Panie jedyny! Dunois.
Zginie? — Nieszczęsny! mów, co się z nią stało? Rajmund.
W lesie Ardeńskim, gdzieśmy się chronili, Arcybiskup.
O! nieszczęśliwa! Dunois.
Do broni! do broni! Arcybiskup.
(wznosząc ręce ku Niebu). Boże! błogosław sile jego dłoni! SCENA IX.
(Obóz Angielski).
(Teatr wystawia wieże strażniczą, z oknem u góry).
JOANNA, LIONEL, FASTOLF I IZABELLA.
Fastolof.
(wchodząc z pośpiechem). Nie ma sposobu! bunt coraz się szerzy, Izabella
(wchodząc do Lionela) Ratuj się, wodzu! już stawią drabiny. — Lionel.
Ha! niech szturmują! Uchodź ztąd, Królowo! Izabella.
Czyś ty szalony? Lionel (do Joanny).
Twoi cię wygnali, Joanna.
Nie! wszystko nas dzieli! Izabella.
Zuchwała! w więzach chcesz nam dawać prawa! Joanna.
I śpiesz się, radzę, aby czas nie minął! — Izabella (do Lionela).
I tyż bezkarnie zniesiesz te bluźnierstwa? SCENA X.
CIŻ I KILKU DOWÓDZCÓW
(wchodzą śpiesznie). Jeden z dowódzców.
Wodzu! w imieniu wojska i rycerstwa, Joanna
(wznosząc oczy ku Niebu). Przyszła więc godzina! Fastolf.
Nieszczęsna! poskrom tę niewczesną radość! Joanna.
Lud mój zwycięży, a ja umrę rada! Lionel.
Nędzni! w stu bitwach pierzchali nikczemnie, (do Izabelli wskazując na Joannę).
Ty ją, Królowo! miéj tutaj w swéj straży, Fastolf.
Co? czarownicę chcesz w tyle zostawić? Joanna.
Tak cię więc trwoży bezbronna niewiasta? Lionel (do Joanny).
Słowo! że sama nie zechcesz się zbawić. Joanna.
Ja? — Z każdą chwilą chęć swobody wzrasta. Izabella (do Żołnierzy)
Hola! W potrójne okuć ją łańcuchy! — (Żołnierze przynoszą pęki łańcuchów i krępują niemi Joannę).
Lionel (do Joanny).
Zmuszasz nas! — Widzisz! próżne twe otuchy! — Fastolf.
Czas śpieszyć, wodzu! Joanna (do Fastolfa).
Śpiesz, śpiesz! śmierć cię wzywa. (Słychać głos trąb Lionel wybiega).
Fastolf
(wskazując na Joannę). Królowo! pomnij! gdyby się los wojny Izabella
(dobywając sztylet). O to bądź spokojny! Fastolf (do Joanny).
Słyszałaś? — Teraz módl się za twojemi! SCENA XI.
IZABELLA, JOANNA, ŻOŁNIERZE.
Joanna.
Ja się nie modlić? — Żadna moc na ziemi. (Za sceną słychać trąby i pieśni wojenne).
Boże! to trąby! to pieśń ludu mego! — Izabella
(do jednego z Żołnierzy). Wstąp tam ku oknu, i patrz co się dzieje! Joanna.
Śmiało! mój ludu! śmiało! miéj nadzieję! Izabella (do Żołnierza).
Co widzisz? Żołnierz.
Widzę obłoki kurzawy, Joanna.
Dunois! — Boże! twa moc niech go wspiera! Żołnierz.
Jazda Burgundzka na nasz most naciera. Izabella.
Przeklęstwo zdrajcom! Żołnierz.
Lord Fastolf go broni. — Izabella.
Nie widzisz Delfina? Żołnierz.
Nie! — cała równina Joanna.
Oby on mojém mógł poglądać okiem, Żołnierz.
Bój najzaciętszy wre przy szańcu średnim. Izabella.
A nasz sztandar? Żołnierz.
W górze! Joanna.
Oby mi spójrzeć, choć przez szparę w murze! Żołnierz.
Nieba! co widzę! wódz nasz otoczony! Izabella.
(podnosząc sztylet nad Joanną). Giń! Żołnierz (prędko).
Już jest wolny! — Widzę w chmurach pyłu Izabella
(opuszczając sztylet). Ha! twój to Aniół, a nie on powiedział! Żołnierz.
Pierzchają — widzę — pierzchają! Izabella.
Kto? Żołnierz.
Oni! — Joanna.
Boże mój, Boże! takżeś mię opuścił? Żołnierz.
Kogoś rannego prowadzą w tę stronę. Izabella.
Nasz, czy francuzki? Żołnierz.
Czoło ma zwieszone, Joanna
(wstrząsając kajdany). Boże! skrusz mi te okowy! Żołnierz.
Patrz, patrz! ktoś w płaszczu błękitnym ze złotem… Joanna (z przerażeniem).
To król! Żołnierz.
Koń jego dosięgniony grotem, Joanna.
Czyż Bóg teraz cudu nie uczyni?! Izabella
(śmiejąc się szyderczo). Teraz masz porę, zbawiaj go, Zbawczyni! Joanna
(w najgwałtowniejszém poruszeniu rzuca się na kolana, i wznosząc załamane ręce do góry modli się rzewnym prędkim i naglonym głosem).
Słuchaj mię, Boże! bo wzywam Ciebie, Samson wydany na urąganie, Żołnierz.
Tryumf nasz! tryumf! Izabella.
Cóż jest? Żołnierz.
Król pojmany! Izabella.
Ha! zginął wreście nienawistny wróg! Joanna
(porywając się z ziemi). Francya żyje! bo ze mną jest Bóg! (Wstrząsa oburącz i rozrywa łańcuchy. W téjże chwili rzuca się na stojącego u drzwi Żołnierza, wyrywa mu z rąk miecz i wybiega. Wszyscy zostają w osłupieniu).
SCENA XII.
CIŻ SAMI, prócz JOANNY.
Izabella (po długiém milczeniu).
Prawdaż to była? czy mi się to śniło? — (do Żołnierza)
Widzisz ją? Żołnierz.
Widzę. — Zda się, że złe duchy Izabella.
Przeklęta! Żołnierz.
Wpadła na wiodących króla! — Izabella.
Dość! nie kończ! Żołnierz.
O! biada! Izabella
(dobywając miecza). Brońcież się, nędzni! SCENA XIII.
CIŻ i LA HIRE z wojskiem.
(Żołnierze angielscy składają broń przed wchodzącym).
La Hire.
Poddaj się, Królowo! Izabella.
Wiedź gdzie chcesz — byle nie spotkać Delfina! (Oddaje miecz i odchodzi z La Hirem, i Żołnierzami).
SCENA XIV.
(Teatr zmienia się i wystawia plac bitwy).
(Żołnierze francuzcy z rozwiniętemi chorągwiami napełniają głąb sceny. Na przodzie Król i Książę Burgundzki Filip; na ręku ich obudwóch Joanna śmiertelnie raniona, bez znaku życia. Agnieszka Sorel przybiega ze strony).
Agnieszka (do Króla).
Królu mój! panie! tyżeś mi wrócony? — Król.
(wskazując na Joannę). Patrz! czém okupiony. Agnieszka.
Joanna! Boże! umiéra! Filip.
Widzicie, Król.
Ach! już nie powstanie! Agnieszka
(z wykrzyknieniem). Otwiera oczy! żyje! Filip
(z podziwieniem). Czyż i groby Joanna.
(powstaje o własnéj sile i spoglądając wkoło). Gdzież to ja jestem? Filip.
Śród twoich, Dziewico! Król.
Król twój wśpiera ciebie! Joanna.
Nie! ja nie byłam nigdy czarownicą! Król.
O! tyś czysta, jak Anieli w Niebie! Joanna
(uśmiechając się łagodnie). Prawdaż to, prawda? żem śród mego ludu? (pogląda wkoło).
Tak, taki — to król nasz! — to nasze sztandary! — Król.
Dajcie jéj sztandar! (Żołnierze podają rozwiniętą chorągiew. Joanna bierze ją w ręce i stoi chwilę z oczyma wzniesionemi ku górze. W téj chwili różana jasność ukazuje się na niebie, i coraz się bardziéj rozszerza). Joanna (w natchnieniu).
Całe Niebo pała (Chorągiew wymyka się z jéj ręku; sama upada na nią bez życia. — Chwila powszechnego milczenia. — Wszyscy w najgłębszém rozrzewnieniu. — Na znak Króla wszystkie chorągwie schylają się nad Joanną tak, że niemi całkiem zakrytą zostaje. — Zasłona spada.
KONIEC TOMU IV I OSTATNIEGO.
|
- ↑ Jest to przedmowa do piérwszego wydania dwóch pierwszych tomów Tłómaczeń w Lipsku (1838), zawierających: Dziewicę z Jeziora, Waltera Skotta, Narzeczoną z Abydos, Byrona, i Czcicieli Ognia, Moora: ale to, co się w niéj mówi, stosuje się zarówno i do wszystkich innych przekładów, w niniejszém wydaniu zawartych.
- ↑ Góra w hrabstwie Mentheith. Nazwisko jéj znaczące: Wielką Pieczarę, pochodzi od dzikiéj groty, między skałami, będącéj niegdyś, jak niesie podanie, schronieniem olbrzyma.
- ↑ Psy te pospolicie są czarne; niezbyt lekkie w biegu, ale wytrwałe, i obdarzone najostrzejszym węchem. Nazwisko ich pochodzi ztąd, iż gniazdo ich pielęgnowali opaci świętego Huberta, na pamiątkę tegoż świętego, który równie jak święty Eustachy, był lubownikiem i jest patronem myślistwa.
- ↑ Gdy już psy osadziły były jelenia, natenczas sam naczelnik łowów, pieszo lub konno, uderzał na niego, i kordelasem zadawał mu cios śmiertelny; niekiedy obecnym damom ustępował tego zaszczytu. — W pewnych jednakże porach roku, była to rzecz bardzo niebezpieczna; gdyż rana od rogów jelenich uważaną była za gorszą niż od kłów dzika.
- ↑ Nazwisko wąwozu rozciągającego się między dwóma jeziorami: Loch-Katrinen i Loch-Achrajem.
- ↑ Wieża Babilońska.
- ↑ Górale w dawnych czasach nie mieli za występek, lecz owszem za dzieło chwalebne, napadać i pustoszyć ziemie nieprzyjaznych pokoleń. Zwyczaj ten w okolicach jeziora Katrinu utrzymywał się dłużéj niż gdzie indziéj, dla różnych okoliczności miejscowych.
- ↑ Szeroki pałasz, używany przez góralów szkockich w bitwach i na łowach.
- ↑ Wiara w zmysł, czyli władzę drugiego widzenia, była i jest dotąd pospolitą w Szkocyi. Jest to coś nakształt ducha prorockiego; pewny gatunek magnetycznego jasnowidzenia na jawie. Osoby posiadające tę własność widzą, jakby przed oczyma, przedmioty niewidzialne nikomu, albo wypadki mające się zdarzyć w przyszłości. Widzenia te czynią tak mocne wrażenie na wieszczach, którym się objawiają, że ci w téj chwili nic więcéj wkoło siebie nie widzą, i żadną inną myślą rozerwać się nie dadzą. Są zaś weseli lub smutni, podług przedmiotu, jaki się im przedstawia.
Za zjawieniem się widziadła, oczy wieszcza stają w słup, powieki się podnoszą; a to tak dalece, że kiedy stan ten przeminie, potrzeba użyć niekiedy pomocy palców, aby je znowu nasunąć na oczy.
Jeśli wieszcz postrzeże kogo otoczonego całunem, jest to pewna wróżba śmierci dla téj osoby. Jeśli widzi kobiétę po lewéj stronie mężczyzny, jest to przepowiednią ich małżeńskiego związku. Jeśli dwie lub trzy kobiéty, ukażą się po lewéj stronie tegoż samego mężczyzny, ten, pomimo wszelkich obecnych okoliczności, zaślubi je jedną po drugiéj, etc. (Martin. Opisanie Szkocyi). - ↑ Wodzowie górali, których życie na tysiączne niebezpieczeństwa wystawioném było, mieli zwykle w najskrytszym zakącie posiadłości swoich jakieś pewne schronienie, dom, wyspę, zamek lub grotę, gdzieby przed niebezpieczeństwem ujść mogli.
- ↑ Dwaj olbrzymi, synowie Anaka, sławni w romansach rycerskich.
- ↑ Pałac królów Szkockich w Edymburgu.
- ↑ Górale ściśli niezmiernie w przestrzeganiu obowiązków gościnności, nie śmieli pytać gościa o jego imię lub familię, dopóki wprzód nie przyjął jakiego posiłku. Nieprzyjaźnie familijne tak między nimi zagęszczone były, że przeciwne prawidło nierazby musiało pozbawić gościa uprzejmego przyjęcia.
- ↑ Górale lubią powszechnie muzykę; a mianowicie arfy i kobzy.
- ↑ Wodzowie góralów, aż do ostatnich czasów, mieli każdy na usługach swych barda, który się liczył w poczet domowników. Bard musi znać doskonale dzieje i genealogią wszystkich familii mieszkańców gór, a mianowicie własnego pokolenia: niekiedy jest nauczycielem młodego wodza, i sławi w pieśniach swoich dzieła swych panów i klanu.
- ↑ Familia Grahamów, jedna z najznakomitszych familij góralskich, posiadała znaczne majętności w Hrabstwach Dumbartonu i Sztirlingu; i mało jest imion Szkockich, któreby miały większą w swym kraju sławę historyczną.
- ↑ Św. Modan, równie jak święty Dunstan, miał sławę wielkiego muzyka i proroka za życia. Arfa jego, jak świadczą legendy, podzielała prorocką własność swego mistrza, i w różnych razach brzmiąc sama przez się, przepowiadała przyszłość, a mianowicie śmierć właściciela swojego.
- ↑ Botwel, zamek, siedlisko rodu Duglasów.
- ↑ Rodzina Duglasów zawsze wielka i potężna w Szkocyi, za małoletności Króla Jakób V, doszła była do najwyższego stopnia potęgi. Hr. Angust Duglas, pojął za żonę matkę małoletniego monarchy, wdowę po Jakóbie IV, królu Szkocyi, a wsparty prawami ojczyma i osobistém znaczeniem, przywłaszczył sobie opiekę nad młodym dziedzicem korony, trzymając go w niéj jak w niewoli. Nawet gdy ten już do pełnoletności był doszedł, Duglas w jego imieniu rządził całém królestwem. Przeciwnicy Duglasa czynili wiele otwartych kroków aby uwolnić króla z pod nienawistnéj przewagi; lecz te wszystkie były daremne; zwycięztwo zawsze sprzyjało męztwu i stronnikom Duglasa. Nakoniec, sam król, omyliwszy czujność opiekuna, uszedł w nocy z własnego pałacu, i schronił się do zamku Sztirlingu, gdzie go nieprzyjazny Duglasowi rządzca przyjął z radością. Król zwołał natychmiast do siebie przedniejszych parów państwa, zawistnych zdawna potęgi domu Duglasów. Zapozwano Duglasów i ich stronników do stawienia się przed sądem, czego gdy dopełnić nie chcieli, uważani za nieposłusznych, zaocznym wyrokiem królewskim na wygnanie skazani i za nieprzyjaciół ojczyzny ogłoszeni zostali.
- ↑ Holyrood nazwisko pałacu królewskiego w Edymburgu. Zabójstwo, o jakie tu Rodryk jest oskarżony, nie było rzadkiém na dworze Szkockim, gdzie obecność Monarchy nie była zawsze dostatecznym hamulcem do poskromienia dumy i porywczości, potężnych a dzikich baronów.
- ↑ Położenie rodziny Duglasów po wygnaniu, nie jest bynajmniéj przesadzone wtych i w następnych wierszach. Nienawiść którą król Jakób powziął dla całego ich domu, tak była wielką i tak powszechnie znaną, że nikt bez narażenia się na zemstę królewską, nie śmiał im dać przytułku.
- ↑ Jest to jeden z najpiękniejszych wodospadów szkockich, w hrabstwie Mentheith; spada z wysokości 50 stóp z wielką gwałtownością i łoskotem.
- ↑ Dawni wojownicy, których największa nadzieje polegała na mieczu, umieli wyciągać zeń rozmaite wróżby; zwłaszcza z takich, które, jak czytamy w owoczesnych romansach, byty ukute przez czarnoksiężników, lub przez nich zaczarowane. — Przytaczamy tu w tym względzie osobliwsze zdarzenie, wyjęte z kronik niemieckich.
Młodzieniec jeden, ze znakomitego domu w Niemczech, zabłąkawszy się wieczorem na przedmieściu stołecznego miasta swego kraju, skrył się przed burzą do najbliższego domu. Gospodarz, który mu drzwi otworzył, byt człowiek wysokiego wzrostu, groźnéj i ponuréj twarzy, w odrażającym nieczystością stroju. Na ścianach w izbie wisiały miecze, topory, i rozmaite narzędzia do tortury znać należące. W chwili gdy młodzieniec wstąpił na próg, jeden z tych mieczów wypadł z brzękiem z pochwy na podłogę. Na ten widok gospodarz domu z tak nadzwyczajną uwagą i dzikim wyrazem twarzy zaczął się wpatrywać w przybylca, iż ten nie mógł się wstrzymać od zapytania go nawzajem o jego imię, rzemiosło, i coby miał oznaczać wzrok tak osobliwy? „Jestem, odpowiedział gospodarz, katem tego miasta; przypadek zaś ten, coś widział, jest niewątpliwą przepowiednią, iż kiedyś, pełniąc moje powinność, zetnę ci głowę tym samym mieczem, który teraz wypadł z téj pochwy.“
Młodzieniec opuścił co rychléj złowrogie schronienie; lecz w kilka lat później, wmięszawszy się do pewnego rozruchu, został skazany na śmierć, i ścięty przez tegoż kata i tymże samym mieczem. - ↑ Imię właściwéj muzyki góralów szkockich, granéj zwykle na kobzach, i naśladującéj spadkiem tonów, różne obroty wojenne.
- ↑ Przód okrętu.
- ↑ Pibroch, jest to rodzaj symfonii wojennéj, właściwy tylko góralom i mieszkańcom wysp Szkockich. Gra się tylko na kobzach, i różni się od wszelkiéj innéj muzyki. Znawcy umieją w nim rozróżniać naśladowcze dźwięki marszu, natarcia, odwrotu, i wszyskich wypadków bitwy.
- ↑ Oprócz imienia i nazwiska, każdy naczelnik klanu miał jeszcze jakiś przydomek, wyrażający patryarchalną godność jego jako wodza klanu, wspólny mu z poprzednikami i następcami jego na tę dostojność; jak np. imię Farao, służyło wszystkim królom egipskim, imię Cezar, wszystkim cesarzom rzymskim.
Przydomki wodzów góralskich pochodziły zwykle albo od imienia jakiego wielkiego przodka, albo od sławnego w familii wypadku, albo od herbu. Lecz oprócz tego familijnego przydomku, wspólnego wszystkim wodzom jednego klanu, każdy miał jeszcze nadane sobie przezwisko od osobistych swoich przymiotów; ten zwał się czarnym lub białym, od koloru włosów lub stroju; ten chudym, tłustym, etc. Wiersz w tekście, który autor bez tłómaczenia na angielskie, w języku gallickim umieścił, i który téż dla tego, bez zmiany zachowałem, znaczy:
Rodryk Czarny, potomek Alpina.
Wyraz Vich czyta się Vicz. Miara pieśni, wiernie zachowana w przekładzie, ma naśladować nótę pieśni łodziowych górali, zastósowanych w takcie do ruchu i uderzenia wioseł. - ↑ Hrabstwo Lennox, a zwłaszcza okolice jeziora Lomond, wystawione były najczęściéj na napady i łupieże górali. Sławna jest w dziejach szkockich bitwa stoczona pod Glen Fruin w 1602 r. między klanem Mac-Gregor, a rodem Colguhounów. Ostatni zostali zwyciężeni; lecz zwycięzcy nie przestając na tém, wszystkich prawie mieszkańców płci męzkiéj, osiadłych na ziemiach nieprzyjaciół, nie przepuszczając nawet dzieciom, w pień wycięli. Okrucieństwo to ściągnęło okropne klęski nie tylko na tych, którzy się go dopuścili, lecz na cały klan Mac-Gregorów. Wdowy pomordowanych stronników familii Colguhounów, w liczbie 60, udały się na skargę do króla, przemieszkującego naówczas w twierdzy Sztirlingu. Jechały wszystkie na białych koniach, same ubrane w żałobie; niosąc zawieszona na pikach skrwawione koszule swych mężów. Jakób VI, król ówczesny, tak był wzruszony tym widokiem i sprawiedliwym ich żalem, iż poprzysiągł nieubłaganą zemstę całemu rodowi Mac-Gregorów. Jakoż zebrawszy wojsko, nie tylko ich kraj cały ogniem i mieczem spustoszył; lecz na mieszkańców z psami jak na dzikie zwierzęta polował, i pojmanych bez litości mordować kazał. Imię nawet Mac-Gregorów potępione i z rzędu klanów wymazane zostało.
- ↑ Borders, klany pograniczne między Anglią i Szkocyą.
- ↑ W r. 1529 Jakób V w skutek postanowienia zgromadzonéj w Edymburgu rady państwa, przedsięwziął surowe środki dla poskromienia nadgranicznych klanów, których napaści i łupieże mieszały zdawna spokojność publiczną, zwłaszcza podczas małoletności królewskiéj. Na ten koniec zebrał obóz z 10,000 wojska, złożonego z przedniejszéj szlachty, mającéj rozkaz brać z sobą psy i sokoły, aby król podczas wyprawy mógł się zabawić łowami. W tym orszaku przebiegał on okolice lasów Etryckich, każąc wieszać i ścinać przedniejszych wodzów rozbójniczych klanów, którzy nie spodziewając się bynajmniéj takiéj surowości monarchy, wychodzili na przeciw niemu na czele swego myślistwa, lub zapraszając go na uczty, sami przed nim otwierali swe zamki. — Surowość królewska tak przeraziła pozostałych przy życiu wodzów, że przez długie lata potém, jak mówiło przysłowie, same krzaki pilnowały — owiec królewskich, których 10,000 utrzymywano na paszy w puszczy Etryckiéj.
- ↑ Górale wywodzący swój początek od dawnych pokoleń Gallickich, dotąd sami siebie nazywają Gallami (Gael), mieszkańców zaś reszty Szkocyi Saxonami mianują.
- ↑ Zarzut zniewieściałości jest najdotkliwszym dla szkockiego górala:
„Jednéj nocy, gdy sędziwy Evan Cameron z Lochielu, spoczywał na śniegu z towarzyszami swoimi, ujrzał, że jeden z wnuków jego, chcąc leżeć wygodniéj, podłożył pod głowę zamiast poduszki walec zlepionego śniegu.“ Cóż to ja widzę — zawołał obruszony starzec, wytrącając mu śnieg z pod głowy: „takżes to już zniewieściał, że ci potrzeba poduszki?“
„Do pływania tak są przyzwyczajeni od dzieciństwa jak wyżły; gotowi przebywać wpław najbystrzejsze i najszersze rzeki i to o każdéj porze roku.“ (Listy o Szkocyi). - ↑ Był to rodzaj adjutanta albo sekretarza przy osobie wodza. Obowiązkiem jego było, być zawsze przy boku pana; stać za krzesłem jego u stołu i spełniać szybko wszystkie jego rozkazy.
- ↑ Gdy wódz górali chciał zwołać klan swój w razie niebezpieczeństwa, zabijał kozła, i zrobiwszy krzyż z cisowego zazwyczaj drzewa, opalał końce jego w ogniu, i gasił je potém we krwi zabitego zwierza. Krzyż taki zwał się „Krzyżem ognistym,“ albo też „Krzyżem hańby“ (Crean Tarigh); albowiem nieposłuszeństwo wezwaniu, które ten krzyż oznaczał, ściągało największą hańbę. Powierzano go wiernemu i szybkiemu w biegu gońcowi, który biegł z nim bez wytchnienia do najbliższéj wioski, i oddawał go drugiemu, wymieniwszy tylko miejsce zebrania. Tym sposobem znak ten ogłaszający wojnę, obiegał okolice z niepojętą szybkością. — Na widok ognistego krzyża, każdy mieszkaniec klanu, zdolny do noszenia broni, od szesnastu do sześćdziesięciu lat wieku, obowiązany był stawić się zbrojne na wskazane miejsce zebrania. Niestający, ulegał karze żelaza i ognia, którą figurycznie wyrażał krzyż, opalony ogniem, i zbroczony we krwi.
- ↑ Całe następujące w tekście opowiadanie, nie jest wymysłem autora, lecz wzięte jest z gminnego podania w Szkocyi.
- ↑ Przepaska, albo wstążka, zwana po szkocku Snood, którą dziewczęta szkockie zwykły nosić na czole, była razem godłem panieństwa.
- ↑ Cała ta strofa odnosi się do miejscowych podań i przesądów górali szkockich.
- ↑ Każda ze znakomitszych rodzin góralskich, przypisywała sobie iż ma opiekuńczego, a raczéj domowego ducha, który do niéj tylko przywiązany, jéj się dobrem szczególnie zajmował, lub żałosnym swym płaczem i jękiem ostrzegał ją o grożącém nieszczęściu.
- ↑ Inch Kaliach (Incz-Kaliach), co znaczy wyspa mniszek, albo starych kobiét, jedna z najpiękniejszych na jeziorze Loch-Lomond. Kościół należący niegdyś do klasztoru, leży w gruzach; ale otaczający go cmentarz nie przestaje być używanym dotąd, i zawiera familijne groby naczelników sąsiednich klanów.
- ↑ Obuwie górali szkockich jest często ze skóry dzikich zwierząt, niewyprawnéj i włosami obróconéj na wierzch; z porobionemi tu i ówdzie otworami, aby przez nie woda wpływać i odpływać mogła.
- ↑ Pieśń pogrzebowa.
- ↑ Ktoby chciał bliżéj poznać kraj, który krzyż ognisty przez Rodryka wysłany obiega, niech raczy rzucić okiem na kartę jeograficzną Szkocyi. Mianowicie na hrabstwo Pertschire, gdzie się właśnie scena poematu odbywa.
- ↑ W Szkocyi wypalają zwykle zeschłe trawy i wrzosy na pastwiskach, aby na ich miejsce świeża porosła murawa. Ma to, zwłaszcza w nocy, pozór wulkanicznego wybuchu.
- ↑ Religijne uszanowanie, jakie klany góralskie miały i mają dla swych wodzów, przysięgę na imię lub ramię wodza czyniło najuroczystszą i któréj nikt bez hańby złamać nie śmiał.
- ↑ Wąwóz ten, a raczéj jaskinia, któréj wierny opis znajduje się w tekście, położona jest śród skał góry Benwenu, i należy zdaniem autora do najdzikszych, lecz razem najromantyczniejszych widoków szkockich.
- ↑ Dwa te ostatnie wiersze wzięte są z tłómaczenia téjże piosnki przez Karola z Kalinówki; umiałem je na pamięć, a lepszych ani chciałem, ani mógłbym był znaleźć. P. T.
- ↑ Górale szkoccy, równie jak wszystkie ludy wpółdzikie, mieli różne sposoby zgadywania przyszłości. Jednym z najznaczniejszych był tak zwany Taghairm, wzmiankowany w tekście. Obwijano człowieka w surową skórę nowo zabitego wołu, i kładziono go w tém spowiciu nad spadem wody, na dnie przepaści, lub w jakiemkolwiékbądź inném dzikiém, samotném i niezwyczajném miejscu, gdzie go sam okoliczny widok zgrozą i przestrachem napełniał. W takiém położeniu ów człowiek, musiał rozważać w myśli zadane sobie pytanie, a wszelkie wrażenia, które na nim rozogniona wyobraźnia sprawiła, uchodziły za tajemnicze natchnienia duchów, przebywających w tém miejscu, i stawały się przepowiedniami przyszłości, w których góral ślepą wiarę pokładał.
- ↑ Patrz w objaśnieniach.
- ↑ Autor, którego głównym celem w niniejszym poemacie było malowanie okolic, zwyczajów i obyczajów górali szkockich, powiada, że całe to miejsce jest wyjęte prawie dosłownie z ust prostego górala, który z nim często „o dawnych dobrych czasach“ rozprawiał.
- ↑ Wszystkie obrządki myśliwskie odbywały się dawniéj z wielką uroczystością; lecz najuroczystszém było płatanie i podział zwierzyny. Leśnicy i dojeżdżacze mieli przeznaczoną sobie część pewną mięsa, stosownie do gatunku zwierzyny: psom oddawano wnętrzności, i aby podział jak najogólniejszym uczynić, część ich zawieszano na drzewach dla ptaków.
- ↑ Przesąd ten, w tekście za wyrocznię Taghermu podany, był powszechnym między góralami, tak dalece, że nieraz przed bitwą zabijano bezbronnych jeńców, lub wieśniaków ze strony przeciwnéj, by sobie przez to dobrą wróżbę zapewnić.
- ↑ Osobliwsza ta powieść, równie w treści jak stylu, jest naśladowaniem dawnéj ballady duńskiéj. Osnowa jéj opiera się na tameczném mniemaniu gminném, o kraju czarodziejstw, wspólném góralom szkockim i wszystkim innym narodom w wiekach średnich.
- ↑ Oskard, rodzaj siekiery.
- ↑ Mitologia ludów północno-germańskich obfituje w rozmaite, jedne od drugich dziwaczniejsze podania, o różnego rodzaju duchach, zamieszkujących zaczarowane kraje w głębi ziemi leżące. Podania te, podług mniemania uczonych, pochodzą z czasów Druidów. Wszystkie te duchy, pod różnemi coraz imionami: karłów, gnomów, sylfów, wróżek, rusałek etc., w całéj Europie znajome, chociaż nie zupełnie złośliwe z natury, były jednakże bardzo obraźliwe i w gniewie skore do zemsty. Szczególniéj zaś przestrzegały praw swoich, względem ulubionéj sobie zielonéj barwy, którą zwykle nosili, i względem zwierzyny, którą za wyłączną własność swą uważali.
- ↑ Duchy, składające królestwo czarów, zazdrościły najbardziéj ludziom przywilejów przez chrzest nabytych, i przeto chrześcianie dostający się niekiedy pod ich władzę, doznawali od nich szczególniejszych względów. Jeden z podobnych więźniów, w staréj balladzie szkockiéj tak opisuje swój stopień w orszaku wróżek. „Jadę zawsze najpierwszy na koniu białym jak mleko: ustępują mi tego zaszczytu, bom był chrześcijańskim rycerzem.“
- ↑ Najgłówniejszą cechą królestwa czarów być miało, że cała jego piękność okazałość, polegała na pozorném złudzeniu oka.
- ↑ Poddani królestwa czarów byli to ludzie śmiertelni, porwani gwałtem, lub uwiedzeni przez duchów. Dawne szkockie i duńskie ballady pełne są podobnych powieści. Nikt jednak nie mógł być porwany gwałtem, jeśli się nie dopuścił wprzód jakiego grzechu, dającego nad nim władzę złym duchom.
- ↑ Sieci myśliwskie.
- ↑ Godło rycerstwa.
- ↑ Górale szkoccy, z podań znający dobrze historyę, nie mogą zapomnieć, że kiedyś cała Szkocya była dziedzictwem ich celtyckich przodków; i ztąd wszystkie łupieże popełniane przez nich w krajach niższych (Lowlands), uważają tylko za godziwe odzyskanie swojéj własności. Krwawe napaści na ziemie spokojnych sąsiadów; pożar wsi i rabunek, nie tylko w ich mniemaniu nie ściągały hańby, lecz owszem każdy młody wódz klanu, od nich zwykle zaczynał swój zawód.
- ↑ Strumień wypływający z jeziora Wannachar przerzyna obszerną bagnistą płaszczyznę, zwaną Bochastle. Wzdłuż téj płaszczyzny, a zwłaszcza na małych wzgórkach, znać jeszcze tu i ówdzie ślady owego sławnego muru, którym niegdyś Rzymianie odgrodzili się od Piktów, którzy schroniwszy się przed nimi w góry, ztamtąd bezprzestannie napadali kraj przez nich podbity.
- ↑ Puklerz okrągły, obity podwójną skórą i opatrzony blachą żelazną, lub też gęsto nabijany gwoździami, był całą bronią odporną góralów, i służył im do odbijania bagnetów w bitwach z wojskiem regularném. Klajmorów, albo mieczów używali dopiero wtenczas, gdy nieprzyjaciel zmieszał się i ustępować zaczynał.
- ↑ Devaux czytaj; De Wo.
- ↑ Jakób II, król szkocki, zabił własną ręką Williama hrabiego Duglasa, jednego z najpotężniejszych w swoim czasie panów szkockich, wezwawszy go wprzód na przyjacielską rozmowę, w celu załatwienia trwających między nimi sporów. — Wzgórze, wspomniane w tekście, niedaleko od miasta, było zwykłém miejscem egzekucyi, gdzie najznakomitszych przestępców politycznych tracono.
- ↑ Wzgórek niedaleko miasta, gdzie tracono winowajców stanu.
- ↑ Każde prawie miasto w Szkocyi, a mianowicie znaczniejsze, miało swoje uroczyste igrzyska. Rozdawano na nich nagrody najcelniejszym łucznikom, najsilniejszym szermierzom, i najzręczniejszym w innych gimnastycznych ćwiczeniach. Jakób V szczególniejszym był lubownikiem tego rodzaju widowisk; co się przyczyniło zapewne do nadania mu tytułu króla gminu, Rex plebejorum, jak go ówczesni historycy po łacinie mianują.
- ↑ Robin-Hood (Robinhud) stawny rozbójnik w wieku XII, za panowania Ryszarda Lwie serce, znany jest zapewne większéj części czytelników naszych z romansu Waltera Skotta „Iwanhoe.“ — Dramatyczne przedstawienia jego bandy, były najulubieńszém widowiskiem na igrzyskach gminnych.
- ↑ Robinhud (Robinhood), sławny łucznik i rozbójnik, za czasów Ryszarda Lwie Serce. Przedstawianie go z całą bandą, było najulubieńszém widowiskiem na igrzyskach miejskich w Anglii i w Szkocyi. Wszystkie wymienione osoby znane są po dziś dzień w tych krajach, z wielu bardzo pieśni i powieści gminnych, których Robinhood jest bohaterem.
- ↑ Wojsko szkockie składało się głównie ze szlachty i z lenników możnych baronów, trzymających od nich ziemie pod warunkiem służby wojennéj. Władza patryarchalna naczelników klanów, w górach i na pograniczu, była innéj natury i różniła się od zasad feudalnych. Opierała się ona na władzy ojcowskiéj (patria potestas), sprawowanéj przez wodza, który był uważany za wyobraziciela i zastępcę pierwszego ojca całego pokolenia. Jakób V zaprowadził pierwszy w wojsku szkockiém hufce najemnych żołnierzy, powszechnie naówczas używane w Europie i z nich utworzył przyboczną straż swoję.
- ↑ Bywały osoby tak mocno przywiązane do niektórych pieśni, że żądały je słyszeć na łożu śmiertelném. Najciekawszy w tym względzie przykład jest pewnéj damy dworu francuzkiego, nazwiskiém de Limeuil. Ta czując zbliżającą się godzinę śmierci, przyzwala sługę swojego, dobrze grającego na skrzypcach. „Weź skrzypce, Juljanie, rzekła, i graj mi dopóki nie skonam, Porażkę Szwajcarów (tytuł pieśni); a gdy przyjdziesz do słów: „wszystko stracone,“ powtarzaj je po razy kilka, i to najtkliwiéj i jak możesz najlepiéj.“ — Sługa uczynił co chciała; grał, a ona mu jeszcze dopomagała głosem. Gdy przyszło do słów: „wszystko stracone,“ powtórzyła je sama dwa razy, i obracając się na drugą stronę, rzekła do otaczających ją przyjaciółek: „Teraz wszystko stracone! Bywajcie zdrowe!“ i to wymawiając umarła. Brantome.
Piosnka, którą ta dama tak namiętnie lubiła, ułożoną była na porażkę Szwajcarów pod Marignan; każda jéj strofa kończy się następującemi słowami, naśladującemi mowę gminną Szwajcarów, złożoną z dwóch pomieszanych języków: francuzkiego i niemieckiego:
Tout est verlore,
La tintelore.
Tout est verlore, bi Got. - ↑ Bitwa, która się za czasów Kromwela w wąwozie Trosachu stoczyła, sławna jest męztwem bohaterki, nazwiskiem Helena Sztuart, która właśnie spełniła czyn, który tu autor wdowie Dunkana przyznaje.
- ↑ Odkrycie to, przypomni zapewne czytelnikom piękną powieść arabska. Il Bondocani. Ztém wszystkiém zdarzenie to nie jest wzięte z Tysiąca Nocy i jednéj, lecz z historycznego podania o królu Jakóbie V. Monarcha ten, pełen najlepszych chęci i troskliwości o szczęście poddanych, skutkiem wybujałéj imaginacyi, miał wiele romantycznych dziwactw i lubił mianowicie wszelkie awanturnicze przygody. — Chcąc widzieć własnemi oczyma czy sprawiedliwość w kraju ściśle wymierzaną była, lecz téż nieraz i z mniéj chwalebnego powodu miłostek, miał zwyczaj pod rozmaitém przebraniem obiegać kraj; przez co się po razy kilka na niebezpieczeństwo życia wystawił. Kroniki i poezya szkocka wiele o tém ciekawych zachowały powieści.
- ↑ Anna, córka Franciszka Skotta, Lorda Buccleuch, a wdowa po księciu Jakóbie Monmouth ściętym w r. 1685.
- ↑ Walter Skott, Lord Buccleuch, sławny wojownik.
- ↑ Za panowania Jakóba I króla Szkocyi, sir Wiliam Scott z Buccleuch, naczelnik klanu tegóż imienia, nabył baronią Branksom, wraz z zamkiem, położonym nad rzeką Tewiotem, który stał się odtąd głównym siedliskiem możnéj téj i potężnéj w swoim czasie rodziny. Ustawiczne napaści ze strony pogranicznych Anglików i wojenny charakter panów Branksomu, używających ochoczo prawa odwetu, uczyniły zamek ten jednym z najważniejszych punktów na Pograniczu między Anglią i Szkocyą, i stały się powodem do ciągłych a silnych środków ostrożności, opisanych w tekście. Następcy sir Wiliama rozszerzyli go i wzmocnili; lecz w r. 1571 królowa angielska Elżbieta, rozgniewana na rodzinę Buklejów, za kilkakrotne łupieże jéj granic i za sprzyjanie królowéj Maryi Sztuart, wysłała przeciw nim znaczne wojsko, które zburzyło zamek i spustoszyło baronią Branksomu. Sir Walter Skott, będący naówczas jéj właścicielem, odbudował natychmiast zamek, który potém wdowa po nim, Małgorzata z domu Duglasów, mocnemi zewnątrz murami obwarować kazała. — Dziś zamek ten leży w ruinach, prócz czworokątnéj wieży narożnéj, zadziwiającéj grubością swych murów.
- ↑ Godło na sztandarze Anglików.
- ↑ Sir Walter Scott, nastąpił po swoim dziadu Dawidzie w r. 1492. Śmierć jego była skutkiem krwawych niezgód, wynikłych między klanami: Skottów i Karrów, albo Kerrów. Dla zrozumienia wielu miejsc w tekście, musimy wejść w bliższe szczegóły tego wypadku. — W r. 1526, hrabia Angus, z domu Duglasów, wraz z innymi członkami téj przemożnéj rodziny, korzystając z nieletności króla Jakóba V., rządzili krajem jak chcieli, i nikt im oprzeć się nie śmiał. Król wszakże, jakkolwiek nieletni, niecierpliwie znosił ich jarzmo, i szukał wszelkich sposobów, aby się mógł z niego wyzwolić. Napisał więc własną ręką tajemny list do lorda Buccleuch, prosząc go, aby zebrawszy krewnych swych i przyjaciół, i wszystkie jakie będzie mógł siły, pośpieszył z niemi do Melrozu, gdzie król w towarzystwie Duglasów, w powrocie z Dżedburgu do stolicy, miał się zatrzymać na nocleg, i aby go z rąk Duglasów wyzwolił. Tymczasem na powitanie króla, przybyli tamże ze swoim ludem naczelnicy licznego i potężnego klanu Karrów, lordowie: Hume, Cesford i Fernyhirst, którzy zaledwo nazajutrz oddalili się do domów, gdy ujrzano z drugiéj strony nadciągające wojsko Bukleja. Duglasowie domyślając się jego zamiarów, wywiedli przeciw niemu straż królewską i cały zbrojny swój orszak. W bliskości wzgórza Halidon-Hill, przyszło do krwawéj z obu stron bitwy; zwycięztwo długo było niepewne; aż nakoniec uwiadomieni o tém przez gońca Karrowie, wrócili z drogi, i uderzywszy na tylną straż Bukleja, wojsko jego do ucieczki zmusili. Nie przestając na tém lord Cesford, puścił się w pogoń za pierzchającymi, mordując bez litości kto mu tylko wpadł w ręce; aż sam nareście, przez jednego z domowników Bukleja, włócznią zabity został. Odtąd oba te klany zaprzysięgły sobie wieczną nienawiść, która po wielekroć w następnych latach była hasłem domowych między niemi wojen. Za najgłówniejszy ich wypadek można uważać śmierć samego Sir Waltera Skotta, zabitego przez Karrów na ulicach Edymburga w r. 1552, o czém właśnie jest mowa w tekście.
- ↑ Pomiędzy wielu innemi środkami, jakich używano dla przywrócenia zgody między klanem Skottów i Karrów, wodzowie obu zawarli między sobą układ, mocą którego obowiązali się odbyć razem cztéry pielgrzymki do miejsc cudownych w Szkocyi, dla odprawienia wspólnych modłów za dusze poległych. Środek ten atoli nie wydał pożądanych owoców: gdyż wojna pomiędzy niemi wkrótce znów, z większą jeszcze niż przedtem zaciętością wybuchła.
- ↑ Familia Kranstonów była jedną ze znakomitszych na Pograniczu. Stolicą jéj był zamek Crailing, nad Tewiotem. Kranstonowie, przez pokrewieństwo z Karrami, długo byli w wojnie z klanem Skottów, aż nakoniec około r. 1557 jeden z nich pojął córkę Lady Branksomu, która kilku laty przedtem trzymała w oblężeniu jego zamek i czyhała na jego życie.
- ↑ Rodzina Bethunów, albo Beatownów, pochodząca z Francyi, miała swe posiadłości w hrabstwie Fife, i wydała wielu znakomitych ludzi: między innymi kardynała Bethune, i dwóch arcybiskupów Glasgowskich. Z niéj pochodziła Joanna Bethune, małżonka zamordowanego Sir Waltera Skotta, niewiasta pełna odwagi i nauki, tak, że przesądne umysły przypisywały jéj znajomość sztuki czarnoksięzkiéj.
- ↑ Podług tradycyi gminnéj, cień czarnoksiężnika był niezależnym od słońca. Dawny pisarz Glycas, pisze o jednym z nich, Symonie Magu, iż ten rozkazał swemu cieniowi, aby zawsze tylko szedł przed nim, i przez to wzbudził mniemanie u ludu, iż to był duch, który mu wszędzie towarzyszy. Jest jeszcze inne podanie w tym względzie. Podług niego, skoro uczniowie sztuki czarnoksięzkiéj uczynią w niéj pewne postępy, muszą przebiegać wszyscy razem przez ciemną, podziemną salę, gdzie djabeł pędzi za nimi, i chwyta tego, który jest ostatnim; chyba że i ten będzie zmykał tak prędko, że wpadnie do drzwi pierwéj nim go djabeł dogoni; a wtedy cień tylko jego zostaje się w ręku szatana. W takim razie ciało czarnoksiężnika nie będzie już rzucało cieniu, ci zaś, którzy tym sposobem cień swój stracili, uważani są zawsze za największych Magów.
- ↑ Wiara w duchy pośrednie między niebem a ziemią, mieszkające w powietrzu lub w wodzie, jest dość powszechną między ludem szkockim, który przyznaje im moc wzbudzania wichrów, powodzi i tym podobnych fenomenów, których przyczyny pojąć i wytłómaczyć nie umié. Sądzi także, że się mieszają często do spraw ludzkich, niekiedy w celu szkodzenia, niekiedy chcąc im dopomódz. Wiele tego rodzaju wypadków znajduje się w pieśniach i podaniach gminnych. Wspominam o tém, aby usprawiedliwić wprowadzoną w tekście rozmowę Duchów Rzeki i Góry.
- ↑ Czytaj Kreg-Krossu.
- ↑ Aluzya do herbów Karrów i Buklejow.
- ↑ Królowie i bohaterowie Szkocyi, równie jak pograniczni rabusie, musieli nieraz uchodzić przed pogonią psów, wprawionych do tego rodzaju łowów. Robert Bruce, między innymi, wiele razy był przez nie ścigany, i raz swe ocalenie winien był tylko przytomności umysłu, z jaką rzucił się wpław do rzeki, i za pomocą wiszącéj nad wodą gałęzi, wdrapał się potém na drzewo: przez co zatarł swe ślady i uszedł ścigającéj pogoni. Utrzymywano, że jedynym sposobem zbicia z tropu takich ogarów, było rozlanie krwi na ich drodze, któréj zapach miał węch ich osłabiać. Mniemanie to kosztowało życie nie jednemu jeńcowi.
- ↑ Mała wieżyczka na malowniczym szczycie góry Minto, zowie się dotąd łożem Barnhilla, i miała być siedliskiem zbójcy tego imienia, który całą okolicę postrachem napełniał.
- ↑ Halidon był starożytném siedliskiem Karrów z Cessfordu. Pole bitwy lorda Duglasa z Buklejem, zowie się dotąd Polem Potyczki. Ob. notę 2.
- ↑ Starożytny i piękny klasztor Melrozu, założony był przez króla Dawida I., który z powodu swéj pobożności i hojności w zakładaniu kościołów i klasztorów, uważany był za świętego. Same jego ruiny przedstawiają dziś jeszcze najpiękniejszy wzór architektury i rzeźby gotyckiéj; kwiaty, liście i całe krzewy, rznięte są z taką delikatnością i dokładnością rysunku, że trudno jest pojąć, aby tak trwały kamień, z jakiego cały gmach był zbudowany, mógł być tak doskonale wyrobiony dłótem. Kościół i klasztor poświęcony był Najświętszéj Maryi Pannie; księża zaś należeli do zakonu Cystersów.
- ↑ Korytarze lub zewnętrzne krużganki w dawnych klasztorach szkockich służyły często za miejsce pogrzebu dla księży.
- ↑ Jakób i Wiliam Duglasowie. Pierwszy zwyciężył Anglików i poległ sam w stanowczéj bitwie pod Otterburną w r. 1388. Drugi, najwaleczniejszy rycerz w Liddesdalu, żył za czasów króla Dawida II. Pamięć wielce chwalebnych czynów skaził morderstwem przyjaciela i towarzysza broni, Sir Aleksandra Ramsay, z którym ubiegał się o urząd Szeryffa w swojém hrabstwie; albowiem, gdy go król Ramsajowi powierzył, Duglas wiedziony zemstą, napadł nań, gdy w Hawiku sprawiedliwość domierzał, i zawiódłszy do swego zamku, w więzieniu głodem zamorzył. Rząd w Szkocyi był naówczas tak słaby, a raczéj Duglas tak potężny, że król, nie mając siły ukarać, mianował go następcą Ramsaya. Wkrótce jednak potem Sir Wiliam zamordowany został na łowach, przez krewnego swojego, mszczącego się, jak powiadają, za śmierć Ramsaya, który był jego przyjacielem.
- ↑ Wyraz techniczny, z francuzkiego treillage; kratkowanie w oknach gotyckich.
- ↑ W kościele Melrozu znajduje się dotąd wielki marmurowy kamień, pokrywający, jak mówią, grób Aleksandra II, jednego z najdawniejszych królów Szkocyi.
- ↑ Michał Skott z Balwearie, żył rzeczywiście w wieku XIII. Był to człowiek wielkiéj nauki, którą po większéj części nabył w obcych krajach. Pisał komentarze do Arystotelesa i wiele traktatów o fizyce, z których widać, że się dużo zajmował astrologią, alchemią, fizyognomistyką i chiromancyą, co zapewne było przyczyną, iż między współziomkami za czarnoksiężnika uchodził. Dante nawet wspomina o nim w Boskiéj Komedyi, jako o sławnym czarnoksiężniku. Historycy szkoccy, a między innymi Lessly, mówią o nim jako o najuczeńszym w Szkocyi, w owym czasie, człowieku. W powieściach i podaniach ludu imię jego niemniéj jest sławne. W południowéj Szkocyi, każde dzieło, które wymagało wiele pracy, a którego początek ginie w dalekiéj starożytności, przypisywane jest zwykle Staremu Michałowi, Wallasowi, lub djabłu. Niewiadomo z pewnością, gdzie jest pogrzebiony, jedni twierdzą, że w Holm-Koltramie, w hrabstwie Northumberland; drudzy, że w opactwie Melrozu; lecz wszyscy zgadzają się na to, że czarnoksięzkie jego pisma i księgi pogrzebione są z nim razem, lub zachowane w klasztorze gdzie umarł; ale że nikt ich bez niebezpieczeństwa otworzyć nie może, z powodu zawartych w nich inwokacyi złych duchów. Zabobonność panująca w Hiszpanii, i pozostałe tam szczątki umiejętności arabskich, czyniły ten kraj w opinii gminu ulubioném siedliskiem czarnoksiężników. W Toledo, Sewilli i Salamance były publiczne szkoły do wykładu magii, to jest nauk, uważanych za mające związek z jéj tajemnicami. W tém ostatniém mieście, nauki te wykładały się w głębokiéj jaskini, którą potém Izabella, żona króla Ferdynanda, zamurować kazała.
- ↑ Z pomiędzy wielu tradycyi o Michale Skocie, umieszczamy tu jedną, jako mającą związek ze słowami tekstu: „Jednego razu poruczono mu poselstwo do Francyi, w celu wyjednania u tamecznego króla zadosyć uczynienia za wielokrotne rozboje morskie, przez poddanych jego domierzane na Szkotach. Nowy poseł, zamiast przyspasabiać się jak zwykle do podróży, zamknął się w swoim gabinecie, otworzył czarnoksięzką swą księgę, i wywoławszy djabła, w postaci czarnego konia, rozkazał mu zanieść siebie do Paryża. Gdy przelatywali nad morzem, chytry djabeł zapytał go: „Co szepcą stare baby w Szkocyi, gdy się kładą do łóżka?“ — Mistrz mniéj doświadczony odpowiedziałby może: Pater noster lub Ave Maria; co dałoby moc i prawo djabłu, rzucić go natychmiast do morza; lecz Michał krzyknął nań głosem groźnym: „A tobie co do tego? pełń co ja tobie każę!“ — i czart posłuszny niósł go daléj w milczeniu. Przybywszy do Paryża, przywiązał swego konia u bramy pałacu, a sam szedł śmiało do króla i sprawił się ze swego poselstwa. Łatwo jest pojąć, że poseł przybywszy w takiém incognito, i tak nieszanujący form dyplomatycznych, nie mógł znaleźć dobrego przyjęcia; i już król zabierał się do dania mu odmównéj i pogardliwéj odpowiedzi, gdy Michał prosił go jeszcze aby się wstrzymał na chwilę, aż koń jego trzy razy nogą w ziemię uderzy. Za piérwszém uderzeniem zatrzęsły się wszystkie dzwonnice i wszystkie dzwony zadzwoniły same; za drugiém, trzy największe wieże w zamku królewskim runęły; i już straszliwy rumak podnosił nogę do góry, aby raz trzeci uderzyć, gdy przestraszony król przystał na wymagania Michała, byle się prędzéj pozbyć takowego gościa. Pomimo wszakże téj mądrości i téj potęgi, Michał Skott, równie jak sławny jego poprzednik Merlin, dal się uwieść podstępom i padł ofiarą zdrady niewieściéj. Żona jego, czy téż kochanka, wyłudziła od niego tajemnicę, iż sztuka jego zasłania go od wszystkich niebezpieczeństw, prócz jednego, jakiémby dlań było spożycie bulionu, ciągniętego z mięsa niepłodnéj świni, który byłby dla niego najzjadliwszą trucizną. Zdrajczyni przyrządziła mu wkrótce wymienioną potrawę, poczém mędrzec umarł natychmiast, mając jednakże dość czasu, do skarania wprzód śmiercią niewiernéj swéj powierniczki.
- ↑ Jednego razu Michał Skott był w wielkim kłopocie, z powodu djabła, któremu musiał zawsze dawać coś do czynienia. Kazał mu więc zbudować most kamienny na Twidzie, co djabeł w ciągu jednéj nocy uskutecznił. Następnie zalecił mu, aby podzielił na trzy części górę Ejldon, jeden tylko naówczas mającą wierzchołek. Djabeł za noc wszystko wykonał. Nakoniec czarnoksiężnik zwyciężył niezmordowanego szatana, rozkazawszy mu wić liny kotwiczne z piasku morskiego.
- ↑ Jan Posta, i inni autorowie piszący o magii naturalnéj, mówią wiele o wiecznych lampach, znajdywanych jakoby w grobowcu Tulioli, córki Cicerona. Lampy te miały być dziełem czarów, a knot ich był z amiantu.
- ↑ Wiljam Deloraine mógłby znaleźć potwierdzenie swego zdania, w gminnych powieściach hiszpańskich, o sławnym Cydzie Rodrygu. Gdy ciało tego wielkiego bohatéra leżało na paradnych marach, obok wielkiego ołtarza, w katedralnym kościele w Toledo, gdzie było wystawione przez lat dziesięć; żyd jeden przez urągowisko chciał je pociągnąć za brodę. Lecz zaledwie dotknął ręką zwisających wąsów, gdy umarły porwał się nagle, i miecz z pochwy do połowy wydobył. Żyd przelękniony uciekł, i skutkiem zbawiennego przestrachu, przyjął potém wiarę chrześcijańską.
- ↑ Pomysł karła Lorda Kranstona, wzięty jest z podania gminnego o niejakim Gilpinie Horner, który się był zjawił i przebywał czas jakiś pomiędzy góralami na pograniczu Szkockiém. Osoba mieszkająca w pobliżu tamtych okolic, udzieliła mi w tym względzie następujące szczegóły: „Dwóch ludzi późnym wieczorem prowadziło konie na paszę gdy usłyszeli nagle w zaroślach głos wykrzykujący te tylko słowa: „stracony! stracony! stracony!“ — „Co tam u djabła straconego?“ — zawołał jeden z wieśniaków — i w téjże chwili ukazała się przed nimi istota, mająca wprawdzie kształt ludzki, ale zadziwiającéj małości, i potworna w postawie i rysach. Obaj wieśniacy uciekali jak mogli, tém bardziéj, że straszydło pędziło tuż za nimi; gdy zaś jeden z nich upadł, przeskoczyło przez niego, i prędzéj od ich samych stanęło i rozgościło się w ich domu. Jak długo potém w nim przebywało, z pewnością powiedzieć nie mogę, ale jednakże dość długo. Było to stworzenie ze krwi i z ciała, bo jadło, piło, i nadewszystko lubiło mléko, nie żałując go sobie, skoro mogło dostać. Charakter jego zdawał się być złośliwy, albowiem lubiło bić i męczyć dzieci. Oburzony tém dnia jednego gospodarz, tak je mocno uderzył pałką po głowie, iż wszyscy myśleli, że zabił. Karzeł upadł, ale wnet powstał na nogi, mówiąc tylko: „No, gospodarzu, ależ bijesz mocno!“ — Jednego wieczora, gdy kobiéty zajęte były dojeniem krów, a karzeł bawił się tamże z dziećmi, usłyszano mocny i przenikliwy głos, wołający trzy razy: „Gilpin Horner!“ Karzeł porwał się i zawołał: „To ja! trzeba iść! — i to wyrzekłszy zniknął, i już go odtąd nie widziano więcej.“ — Z innego poważnego źródła wiém jeszcze tę okoliczność, że karzeł oprócz wyrazu: stracony, który ciągle powtarzał, wspominał téż czasem imię jakiegoś Piotra Bertram, i usłyszawszy ów głos wołający, poznał, że to był głos jego. Zdaje się więc, że ten Piotr Bertram, musiał to być zły duch jaki lub czarnoksiężnik, od którego uciekło to szatańskie karlę. Dodać tu jeszcze muszę, że nie znam żadnéj gminnéj legendy, któraby tak szeroko znaną była w Szkocyi, i którejby tyle nawet bardzo znakomitych i oświeconych osób wierzyło.
- ↑ Czytaj Niuark-Li.
- ↑ 25 czerwca 1557, Lady Joanna Bethune, wdowa po Lordzie Buccleuch, i wielka liczba Skottów, krewnych jéj męża, oskarżonych zostało o czyhanie na życie Lorda Kranstona, znajdującego się na pielgrzymce w kościele N. Panny Dolin, i o spalenie tegóż kościoła, gdy ich nadzieja zdobyczy zawiodła.
- ↑ Ta czarnoksięzka moc ukazywania się w cudzéj postaci, lub ukazywania innego całkiem pozoru rzeczy, zowie się w dziejach zabobonności szkockiéj, techniczym wyrazem glamour. O skutkach jéj, oprócz gminnych, mamy nawet historyczne podania. I tak, Froissart opowiada, że w r. 1381, gdy książę Anjou oblegał jakiś zamek na brzegach Neapolitańskich, czarnoksiężnik jeden obiecał mu, iż za pomocą swéj sztuki tak potrafi zgęścić w jedném miejscu powietrze, iż oblężonym będzie się zdawało widzieć most „wzniesiony nad morzem, którém był otoczony zamek, i że tém przestraszeni oddadzą się na łaskę. Książe zapytał go, czy rzeczywiście ludzie jego będą mogli wejść po tym moście do zamku? — „Za to nie mogę ręczyć, odpowiedział czarnoksiężnik, albowiem skoroby się z nich który w czasie przechodzenia przeżegnał, most runąłby natychmiast i wszyscyby potonęli razem w morzu.“ — Książę zaczął się śmiać, a młodzi rycerze wołali: „Nie przeżegnamy się żaden, rozkaż, książę, niech czyni swe sztuki!“ — Lecz w téjże chwili hrabia Sabaudyi wszedł do namiotu księcia, i ujrzawszy czarnoksiężnika rzekł: iż on to właśnie podał ten zamek w ręce Karola de la Paix, teraźniejszego jego władzcy, złudziwszy przez czary oczy broniącéj go załogi królowéj Neapolitańskiéj, któréj się zdało, że morze wzbiera nad wały. Czarnoksiężnik przyznał się do czynu i dodał: że on to właśnie jest tym człowiekiem, którego się Karol de la Paix najwięcéj obawia. — „Bardzo wierzę, odpowiedział hr. Sabaudyi, ale się postaramy o to, by się nie miał czego obawiać. Nie chcę, aby kiedyś mówiono, że tacy jak my rycerze używali zaklęć i czarów dla pokonania swoich nieprzyjaciół.“ — I obróciwszy się do sług swoich, rozkazał ściąć go natychmiast.
- ↑ Doktór Henryk More, w liście swym, służącym za wstęp do Saducismus triumphatus Glanvilla, wspomina o podobnym fenomenie: „Pamiętam, mówi on, jednego wiejskiego szlachcica, prawego człowieka i biegłego matematyka, ale przytém pewnego rodzaju filozofa, niedowiarka i materyalistę. Dysputowaliśmy często o nieśmiertelności duszy, lecz wszystkie moje dowodzenia roztrącały się o nieprzeparty jego sceptycyzm. Powiadał mi, iż aby się o tém przekonać, potrzebuje koniecznie dotykalnego dowodu, i że szukając go właśnie, a nie bojąc się niczego, próbował nieraz wszelkich wiadomych mu czarnoksięzkich obrzędów i zaklęć, aby wywołać ducha lub djabła, ale że wszystko zawsze napróżno. Razu jednego wszakże, wieczorem, gdy był sam i wcale o tém nie myślił, uczuł się nagle uderzonym po ramieniu tak mocno, że się aż echo uderzenia po pokoju rozległo. Pierwsza myśl jego była, iż to jest tajemniczy znak jakiegoś ducha, który pragnie z nim mówić; wybiegł więc zaraz na dziedziniec domu, a ztamtąd na samotne pole, ale nic nigdzie nie ujrzawszy, przekonał siebie nakoniec, iż to był tylko skutek uderzenia krwi lub wyobraźni. A wszakże, pomimo wszelkich usiłowań rozumu, okoliczność ta większe, niż sam chciał przyznać, uczyniła na nim wrażenie. Gdy bowiem razu jednego dysputując z nim jak zwykle, i widząc bezskuteczność wszystkich moich umysłowych dowodów, przypomniałem mu owo uderzenie i rzekłem: „bądź pewny, iż ten, co cię natenczas po ramieniu uderzył, piérwszy cię kiedyś spotka w tamtym świecie,“ — postrzegłem, że się twarz jego zmieniła nagle i zbladła; zamilkł, i nigdy już więcéj w tym przedmiocie nie mówił ze mną aż do śmierci, która nie długo potém nastąpiła.“Niech mi się też godzi dodać w tém miejscu opowiadanie, które słyszałem w Dreznie, z ust jednego z najuczeńszych i najgodniejszych ludzi tego kraju, p. Herdera, dyrektora zakładów górniczych w królestwie Saskiém, a syna sławnego poety i filozofa tegoż imienia. W r. 1836, księżniczka Augusta Saska, w towarzystwie p. Herdera i przybocznéj swéj Damy Dworu, udała się w gościnę do zamku Fischbach, w Szlązku, własności księcia Wilhelma Pruskiego, gdzie tenże wtedy z małżonką swoją przebywał. Piérwszego wieczora po przybyciu, p. Herder, który oprócz głębokiéj znajomości nauk przyrodzonych, posiadał rzadki talent czytania poezyi, proszony był przez dostojnych gospodarzy, aby im co z dzieł swego ojca przeczytał. Towarzystwo zasiadło około podłużnego stołu w sali bibljotecznéj; p. Herder czytał przekład romansów hiszpańskich o Cydzie. Nagle przerwał w pół wiersza, i obracając się szybko po za siebie, zapytał: „Co?“ — uczuł bowiem, że go ktoś mocno klapnął po ramieniu i szepnął coś do ucha, czego zrozumieć nie mógł. Zdziwił się nie pomału nie widząc obok siebie nikogo; gdy zaś usprawiedliwiając powód przerwy, opowiedział co mu się zdało, gospodarze rzucili na się znaczące spojrzenie, co gdy księżniczka Augusta dostrzegła, ulegając jéj naleganiom książę Wilhelm, opowiedział odwieczną o tym zamku legendę, podług któréj, dawny posiadacz jego, jakiś rycerz niemieckiego zakonu, błądzi w nim dotąd, pokutując za grzechy; i lubo rzadko bardzo ukazuje się w postaci mglistéj, szaréj kolumny, mającéj wszakże kształt ludzki: obecność swą objawia zwykle i często uderzając po ramieniu mieszkańców, a szczególniéj nowoprzybyłych. Legenda ta znajoma jest powszechnie w zamku i okolicy, ale p. Herder nic o niéj przedtém nie słyszał. Dama dworu, towarzysząca także naówczas księżniczce Auguście, w któréj właśnie domu i obecności p. Herder to opowiadał, a za prawdę słów któréj, najsumienniéj mógłbym zaręczyć, dodała po wyjściu jego, iż tegoż wieczora, ukląkłszy do modlitwy, uczuła się uderzoną po ramieniu tak mocno, iż ból nawet trwał kilka sekund, lecz że przypisując to zwróconéj na ten przedmiot wyobraźni, nie mówiła o tém przed nikim i nawet nie zawołała służącéj, która już była odeszła.(Przyp. tłómacza).
- ↑ Jest to artykułem wiary w przesądach gminnych, że biegąca woda niszczy moc i skutki wszelkich czarodziejstw. Brompton opowiada, że pewni czarnoksiężnicy Irlandzcy, umieli mocą swéj sztuki zamieniać kamienie lub kawałki gliny w tuczone wieprze, które przedawali na targach: lecz że te zamieniały się znowu w kamienie lub glinę, skoro wiozący je nowi nabywcy, przejechali przez jakibądź strumyk.
- ↑ Czytaj Dakr.
- ↑ Sir Kenelm Digby, w rozprawie o sympatycznych sposobach leczenia, czytanéj w Montpellier na zgromadzeniu wielu znakomitszéj szlachty i ludzi uczonych, i ogłoszonéj drukiem w r. 1658, opowiada sam o sobie następujące zdarzenie:
„P. Jakób Howell, znakomity pisarz szkocki, chcąc rozbroić dwóch pojedynkujących z sobą dobrych swoich znajomych, ujął ręką przez nieostrożność klingę pałasza jednego z nich, który wyrywając go w zapale gniewu, przeciął mu aż do kości wszystkie nerwy i muskuły dłoni. Widok krwi wspólnego przyjaciela uśmierzył zapęd walczących, którzy obwiązawszy mu na prędce ranę podwiązką, przyzwali biegłego chirurga; gdy zaś wieść o tém doszła do dworu, Król, (Jakób VI), który bardzo szacował P. Howell, przysłał mu jednego ze swoich przybocznych lekarzy. Przypadek chciał, że mieszkałem w blizkości P. Howell, który we cztéry czy w pięć dni potém, przyszedł do mnie prosząc, abym ranę jego obejrzał i ażebym go leczył sympatycznym sposobem, którego używałem zwykle w podobnych razach, o czém właśnie ktoś p. Howell powiedział. Chirurg i lekarz królewski obawiali się gangreny; jakoż chory cierpiał nadzwyczajne boleści, a zwłaszcza palenie w ranie. Uprzedziłem go, że mój sposób leczenia, bez dotknięcia i nawet bez oglądania rany, może mu się zdawać przesądnym; gdy jednak przystał na wszystko, żądałem naprzód aby mi dał jaką płachtę, któraby była zbroczona krwią jego. Postał więc do domu po ową podwiązkę, która mu w pierwszéj chwili za bandaż służyła. Następnie kazałem podać miednicę wody, jakbym chciał tylko umywać w niéj ręce; tymczasem wsypałem do niéj potajemnie proszek witriolu, który miałem na pogotowiu, i skoro się rozpuścił, zanurzyłem w wodzie podwiązkę, zwracając przytém oczy na p. Howell, który w drugim końcu pokoju, nie patrząc wcale na mnie, z kilku obecnymi rozmawiał. Po chwili postrzegłem, że się wstrząsł nagle, jak gdyby jaką dziwną poczuł w sobie odmianę. Zapytałem go więc o przyczynę tego poruszenia. „Nie wiém co się stało, odpowiedział, ale nie czuję żadnéj boleści; zdaje mi się owszem, iż jakiś chłód przyjemny rozlewa się po ranie, jakby ją mokrą obłożono płachtą; i wszelkie palenie ustało.“ — „Ponieważ leki moje tak dobrze zaczynają skutkować, rzekłem, wracaj pan teraz do domu, odrzuć precz wszystkie bandaże, i dobrze oczyściwszy ranę, nie wystawiaj jéj na zbyteczne zimno ani gorąco. Wieść o tém co się stało, doniosła się natychmiast do księcia Buckingham i od niego do króla. Obadwaj chcieli widzieć szczegóły mego działania. Dla usunięcia więc wszelkiéj wątpliwości, tegoż dnia po południu, wydobyłem z wody podwiązkę, i rozwiesiłem ją przed wielkim ogniem. Ale zaledwo zaczęła nieco wysychać, gdy wpadł służący p. Howell, wołając, iż pan jego cierpi znowu straszne boleści, a mianowicie palenie, jakby rękę trzymał nad żarem. Rozkazałem mu powiedzieć swemu panu, ażebył spokojny, gdyż to wkrótce ustanie. Jakoż włożyłem znowu podwiązkę do wody, i nim służący wrócił do p. Howell, ten już nie czuł żadnego bólu, i po dniach kilku całkiem uzdrowiony został.“ — Sir Kenelm Digby, na żądanie króla, odkrył mu swą tajemnicę; sam zaś nauczył się jéj od pewnego karmelitańskiego braciszka, który ją przywiózł: z Persyi czy z Armenii, gdzie przez lat kilka przebywał. - ↑ Major Domus.
- ↑ Różna liczba i względne położenie tych ogniów, tworzących linię telegraficzną między granicą a Edymburgiem, miały swoje pewne znaczenie. I tak, akt parlamentu z r. 1455 stanowi: aby zapalono jeden sygnał, gdy się Anglicy do granicy zbliżają; dwa, gdy już przejdą granicę; cztery, jeden przy drugim, gdy są w wielkiéj liczbie. Cały kraj na to hasło powinien był stawać do broni; i dosyć było kilku godzin czasu, do zebrania kilkotysiącznego oddziału jazdy.
- ↑ To było hasło wojenne klanu Skottów.
- ↑ Na szczytach wielu gór szkockich dotąd widzieć się daje pewny gatunek piramid, ułożonych z kamieni, i będących jak się zdaje, pomnikami dawnych grobowców.
- ↑ Trzy hrabstwa w Szkocyi noszą to imie: Lothian średni czyli Edymburg, Lothian wschodni czyli Linlithgow, i Lothian zachodni czyli Haddingtown.
- ↑ Tak nazywano opłatę składaną pogranicznym rabusiom, aby się od ich łupieży i okrucieństwa zasłonić.
- ↑ Margrabia Dundee (z familii Grahamów), wódz powstania w sprawie wygnanych Sztuartów, poległ w bitwie pod Killikrankie. — (Jest on ten sam, który pod imieniem Claverhousa gra jedną z głównych ról w romansie Waltera Skotta, p. t. Purytanie Szkoccy).
- ↑ Za zbliżeniem się Anglików, pograniczni mieszkańcy Szkoccy uciekali zwykle do lasów lub na niedostępne bagniska; często téż kryli się w podziemnych lochach i jaskiniach, u wejścia których Anglicy zapalali niekiedy wielkie stosy liści suchych i słomy, i tym sposobem ukrytych wewnątrz albo dusili dymem, jak lisów, albo przymuszali do wyjścia.
- ↑ W dzieciństwie mojém słyszałem wiele powieści o tym człowieku, odznaczającym się męztwem, dowcipem i trafném strzelaniem z łuku. Był on z professyi szewcem, i sługą familii Buklejów; ale wolał włócznię niż szydło. Razu jednego, angielski kapitan okręgowy, w hrabstwie Kumberlandzkiém, wpadł do Szkocyi i znaczne poczynił grabieże. Uwiadomiony o tém Watt Tinlinn, dognał go, odebrał łupy i sam uciekającego kapitana ścigał przez bagna pełne niebezpiecznych trzęsawic. Anglik jednak wydobył się z nich na brzeg twardy, i widząc grzęznącego w nich jeszcze Tinlinna, który zmuszony zsiąść z konia, za cugle go w ręku prowadził; zawołał nań z urąganiem: „Szewcze! patrz, czy dobrze przyszyłeś podeszwy; bo ci woda najdzie do bótów!“ Za odpowiedź Tinlinn wypuścił strzałę, która trafiwszy w nogę kapitana, przeszła ją na wskroś i przybita do siodła. „Widzisz, zawołał natenczas, że umiem ćwiekować skórę, choć podeszew dobrze nie szyję.“
- ↑ Mieszkańcy Pogranicza mało przywiązywali wartości i upodobania do sprzętów domowych, które w każdéj chwili zabrane lub spalone być mogły. Głównym przedmiotem ich zbytku były różne błyskotki i stroje, ktoremi lubili zdobić swe żony.
- ↑ Wiliam Lord Howard, trzeci syn księcia Tomasza Norfolk, dziedzic zamku Nawortu i wielkiej baronii tegóż imienia w hrabstwie Kumberland, żył rzeczywiście w początkach panowania królowéj Elżbiety. Surowość, z jaką poskramiał pogranicznych rabusiów, będąc sam Lordem Nadgranicznym ze strony Anglii, uczyniła go sławnym w tradycyach gminnych. — Znane powszechnienie imię Dacre, winno jest swój początek męztwu jednego z jéj rodziny, który podczas krucyaty Ryszarda Lwie Serce, odznaczył się przy oblężeniu Akry, czyli Ptolomaidy. Jedna z gałęzi téj rodziny posiadała nadgraniczną baronią Gilsland, a naczelnicy jéj mieli tytuł: „Strażników zachodniéj granicy.“
- ↑ W wojnach ze Szkocyą, Henryk VIll i jego następcy, używali powszechnie i w znacznéj liczbie wojsk najemniczych, z cudzoziemców, a zwłaszcza z Niemców złożonych. Na obrazach bitew dawnéj szkoły Flamandzkiéj widzieć można, iż Niemieccy i Niderlandzcy żołnierze, idąc do szturmu, prawe kolano mieli zawsze nagie, by się łatwiéj wdzierać na mury.
- ↑ Sir Jan Skott z Tirlestanu żyt za panowania Jakóba V., i gdy król zgromadziwszy przedniejszych baronów Szkockich i ich wassallów, oświadczyl chęć wtargnienia do Anglii, czemu wszyscy byli przeciwni: on jeden tylko okazał się gotowym pójść za rozkazem królewskim; i téj to właśnie wierności winien byt wspomniane w tekście nagrody.
- ↑ Sir Walter Skott z Hardenu, żyjący za panowania królowéj Maryi, był jednym z najsławniejszych dowódzców pogranicznych rabusiów szkockich, a pieśni i podania gminne zachowały mnóstwo szczegółów jego życia. Obronny jego zamek, położony był nad samym brzegiem mrocznego i przepaścistego wąwozu, w którego najskrytszych zakątkach pasły się trzody i przechowywały się wszelkiego rodzaju łupy, na nieprzyjaciołach zdobyte. Gdy zaś bydła i żywności zabrakło, para ostróg, podana do stołu na zakrytym półmisku, była znakiem dla goszczących w zamku wassalów, że trzeba było siąść na koń i nowych szukać zdobyczy. Sir Walter żonaty był z krewną swoją Maryą Skott, któréj dobroć i wdzięki, łagodząc nieraz surowy męża charakter, zjednały jéj w pieśniach imię „Róży Yarrowu.“
- ↑ Posiadłość tego imienia, położona u źródła Bortwiku, była środkowym punktem ogólnych posiadłości klanu Skottów, i ztąd często służyła za miejsce i za hasło zebrania.
- ↑ Słowa pieśni narodowéj szkockiéj.
- ↑ Najemni awanturnicy, których hrabia Cambridge prowadził w pomoc królowi portugalskiemu przeciw Hiszpanom w r. 1380, podnieśli bunt z powodu nieregularnéj wypłaty żołdu. Na jedném zgromadzeniu ich wodzów, Sir Jan Soltier, syn naturalny Edwarda, zwanego księciem Czarnym, w te słowa przemówił do nich: „Rada moja jest: dobrze się naprzód porozumieć nawzajem; podnieść sztandar św. Jerzego i ogłosić się przyjaciółmi Boga, a nieprzyjaciółmi całego świata; bo gdy się nas nie będą obawiać, skończy się na tém, że nie będziemy nic mieli.“ — Rada ta podobała się powszechnie, i sam dawca jéj wodzem okrzykniony został.
- ↑ Rękawica na ostrza włóczni była godłem dobréj wiary u dawnych mieszkańców Pogranicza, i gdy kto z nich nie dotrzymał słowa, podnoszono ten znak na pierwszém zgromadzeniu ogólném, i ogłaszano go „człowiekiem bez czci i wiary.“ Obrzęd ten był straszny dla wszystkich.
- ↑ W razach wątpliwych zwyczaje pograniczne dozwalały oskarżonym usprawiedliwiać się przysięgą, albo z orężem w ręku niewinności swojéj dowodzić.
- ↑ Sławna w dziejach Szkocko-Angielskich bitwa pod Ankram-Moor, zaszła w r. 1545. Anglicy, dowodzeni przez Sir Ralfa Evers i Sir Briana Latoun, zostali zupełnie pobici, i obaj ich wodzowie polegli. Wodzami Szkotów byli: Archibald Duglas, Lord Buccleuch i Lesly.
- ↑ Jedwood.
- ↑ Herb Howardów.
- ↑ Mowa tu jest o jednym z najsławniejszych pogranicznych minstreli, nazwiskiem Wilie, który zabiwszy w pojedynku swojego współtowarzysza, został skazany na śmierć i ścięty w Dżedwudzie (Jedwood). Śmierć jego jest przedmiotem wielu pieśni i ballad gminnych.
- ↑ W r. 1468 Wiliam, hrabia Duglas, zwoławszy na ogólne zgromadzenie Lordów, właścicieli i starszych wiekiem mieszkańców Pogranicza, obowiązał ich pod przysięgą, zebrać i ułożyć porządkiem na piśmie, wszystkie ustawy, przepisy i urządzenia wojenne, wydane niegdyś przez dwóch przodków swoich Duglasów; poczém sam, wraz ze wszystkimi, ścisłe, ich zachowanie poprzysiągł.
- ↑ Sławny w dziéjach Szkocyi król Robert Bruce, polecił umierając jednemu z Duglasów, aby wyjęte zeń serce zaniósł do Ziemi Świętéj, dokąd zawsze za życia tęskniło. I odtąd to „krwawe serce“ stało się herbem tego domu.
- ↑ Tak zwano siedmiu synów Sir Dawida Home z Wedderburny, który zginął pod Flodden.
- ↑ Familia Swintonów jest jedną z najdawniejszych w Szkocyi. W bitwie pod Baugé, we Francyi, książę Klarencyi, brat Henryka V, z domu Plantagenetów, został pokonany i zrzucony z konia przez Sir Jana Swinton.
- ↑ Familia Home (czyt. Hom), pochodząca od hrabiów z Dunbaru, była zawsze w ścisłych stosunkach z domem Hepburnów, których ostatnim szczepem był zbyt głośny w dziejąch szkockich Bottwell, mąż królowéj Maryi Sztuart.
- ↑ Gra w piłkę była niegdyś ulubioną w Szkocyi, a zwłaszcza na Pograniczu, i nieraz stawała się powodem zawziętych kłótni i nawet krwi rozlewu.
- ↑ Pomimo ciągłych prawie wojen i często popełnianych okrucieństw, mieszkańcy Pogranicza, nakształt przednich straży dwóch wojsk nieprzyjacielskich, skorzy byli do wzajemnych stosunków i zabaw, tak dalece, że z różnych postanowień rządu w obu krajach, zabraniających handlu i związków małżeńskich między angielskimi i szkockimi mieszkańcami granic, wnosić można, iż się lękano nawet, iżby te stosunki zanadto się ścisłemi nie stały.
- ↑ Jednym z najdziwaczniejszych przesądów między ludem Szkockim, było mniemanie, że się widziadło żyjącego człowieka ukazywać może niekiedy; co przypisywano sprawie szatana, i uważano za bardzo złą wróżbę.
- ↑ Złupiony przez pogranicznych rabusiów, puszczał się zwykle w pogoń z przyjaciółmi swemi i psami, których osobnym sposobem do tego rodzaju łowów wprawiano; i jeśli psy szły ciągle po tropie, miał nawet prawo przekroczyć za niemi granicę; przywilej, który był nieraz krwi rozlania powodem.
- ↑ Po zaprowadzeniu w Szkocyi reformy Kalwina, gorliwi jéj zwolennicy, a mianowicie Purytanie, prześladowali zapalczywie wszystkie sztuki piękne, a zwłaszcza muzykę, jako najbardziéj działającą na zmysły.
- ↑ W Anglii.
- ↑ Opinia gminna, jakkolwiek przeciwna nauce Kościoła, czyniła wielką różnicę między czarnoksiężnikami, czyli magami, a nekromantami, czyli czarownikami, i przechylała się stanowczo na stronę pierwszych. Rozumiano bowiem, że mają moc rozkazywać złym duchom, kiedy przeciwnie drudzy, słuchać ich tylko lub być z niemi w związku musieli.
- ↑ Damy wysokiego rodu, jako też baronowie i rycerze podczas pokoju, przy wszelkich uroczystych obrzędach, mieli zwykle na pięści sokoła.
- ↑ Paw, w wiekach rycerstwa, uważany był nie tylko jako najdelikatniejsza, lecz i jako szczególnie obrzędowa potrawa, bez któréj żadna większa uroczystość obejść się nie mogła. Po upieczeniu odziewano go na nowo piórami, i do pozłoconego dziobu kładziono gąbkę napojoną palącym się wyskokiem winnym. W chwili, gdy go podawano na stół, awanturniczy rycerze, zwykli byli czynić publiczne śluby dopełnienia jakiego czynu rycerstwa, „w obliczu Pawia i Dam.“
- ↑ Na jeziorze Św. Maryi, blisko źródła rzeki Yarrowu, dają się widzieć dotąd stada dzikich łabędzi.
- ↑ Głowa dzika należała także do obrzędowych potraw w wiekach średnich. W Szkocyi otaczano ją mnóstwem chorągiewek, mających barwy, herby lub godła gospodarza domu.
- ↑ Przygryźć palec swój lub rękawicę, znaczyło na Pograniczu, nietylko pogardę, lecz i ślub nieubłaganéj zemsty.
- ↑ Jan Groem lub Graham, drugi syn hrabiego Montheit, zwany powszechnie „rycerzem błyszczącego miecza,“ wpadłszy w niełaskę u szkockiego dworu, usunął się z wielką częścią krewnych swych i wassalów na Pogranicze Anglii, i zajął kraj tak zwany „spornym,“ to jest, do którego oba kraje prawo własności rościły. Następcy przeto jego, nie ulegając żadnemu z nich, stali się najstraszniejszymi rabusiami granic, i tak Anglią jak Szkocyą bez różnicy łupili. Kraj sporny podzielono nakoniec na dwie równe części, sądem polubownym. — Piosnka Alberta Groem (czyt. Grem) w tekście, jest naśladowaniem gminnéj.
- ↑ Waleczny i nieszczęśliwy Henryk Howard, hrabia Surrey, był niezaprzeczenie najdoskonalszym rycerzem swojego czasu. W sonetach jego znajdują się piękności godne złotych wieków poezyi. Zalety i sława jego wzbudziły podejrzenie i zawiść Henryka VIII, z domu Tudor, który go w r. 1546 ściąć kazał. — Mówią, że podczas jego podróży, sławny alchemik, Kornelius Agrippa, pokazał mu w czarnoksięzkiém zwierciedle, pozostałą w kraju kochankę jego, Geraldinę, na któréj cześć swój oręż i lutnię poświęcił.
- ↑ Rodzina Saint-Clair (Sę-Kler) jest pochodzenia Normandzkiego; osladłszy w Szkocyi za panowania Malkolma, została znacznie zbogaconą nadaniami królów, a mianowicie Roberta Bruce. W rzędzie pierwszych jéj posiadłości była baronia Roslin, z zamkiem tegoż imienia; następnie zaś przez związek małżeński z córką hrabiego Orkney, (inaczéj hr. Orkad), doszła do posiadania tychże wysp i tytułu, nadanego jéj przez Hakona, króla Norwegii, w r. 1379. Tytuł ten, po ustąpieniu Norwegów, potwierdzili Saint-Clairom królowie Szkoccy, ale samo hrabstwo zostało przyłączone do korony w r. 1481. — Imię Rozabella, było prawie dziedziczném imieniem niewiast w téj rodzinie.
- ↑ Dowódzcy skandynawskich rozbójników morskich, nawiedzający często brzegi Szkocyi, równie jak całą naówczas Europę, przybierali szumny tytuł „Królów Morza“ (Soekonungr) okręty zaś ich w nadętym stylu Skaldów, (kapłanów i bardów Skandynawskich) zwane były „Smokami Oceanu.“ Odin, było imię najwyższego Boga w mitologii Skandynawskiéj. — Runy: tajemnicze znaki albo litery (rodzaj hieroglifów), używane w napisach i religijnych obrzędach Skandynawskich. — Saga, od imienia tak zwanego Skandynawskiéj bogini historyi, zwała się każda tradycya historyczna w tych krajach.
- ↑ Piękna kaplica w Roslinie, gdzie były groby familijne Saint-Clairów, założone w r. 1446, do dziś dnia jeszcze się utrzymuje. Dawniejsi baronowie grzebani byli bez trumien, lecz ich odzianych we zbroje, kładziono wprost na kamiennej podłodze w grobach, pod kaplicą będących. Tradycya gminna zapewnia, że ile razy kto z téj rodziny miał umrzeć, cała ta kaplica i zamek jaśniały jakimś tajemniczym blaskiem i zdawały się być jak w ogniu.
- ↑ Żubr, nie znajdujący się już nigdzie w Europie, oprócz jednéj Białowieżskiéj puszczy w Litwie, częstym niegdyś był zwierzem w Szkocyi, i tém różnił się od litewskiego żubra że był całkiem biały, prócz brody, pysku i rogów czarnych, i że miał długą grzywę, do lwiéj podobną.
- ↑ Obacz przypisek na końcu.
- ↑ Morton, jeden z zabójców Dawida Rizzio, którego z rozkazu piérwszego męża Maryi Sztuart, w oczach jéj zamordowano.
- ↑ Knox, pierwszy krzewiciel reformy w Szkocyi, któréj sam Rejent był najgorliwszym stronnikiem.
- ↑ Lindsaj, najdzikszy i najokrutniejszy z fakcyi Rejenta, użyty przez niego do wymuszenia na uwięzionéj królowéj zrzeczenia się tronu, wykonał to polecenie z największą surowością i grubiaństwem; i gdy nieszczęśliwa Marya, zalana łzami, w chwili podpisania abdykacyi, odwróciła na chwilę oczy, przymusił ją do kończenia, ściskając gwałtownie jéj rękę rękawicą żelazną.
- ↑ Zamek Smajlhome (Smejlhom albo Smajlholm-Tower) w hrabstwie Roxbury, w Szkocyi, sławny z pięknego położenia i widoków, leży pomiędzy dzikiemi skałami, z których jedna nosi nazwisko strażniczéj (Watchfold). Treść ballady opiera się na podaniu miejscowém.
- ↑ Bitwa zaszła pod Aukram-Moor, w r. 1545, Wódz Anglików, Lord Evers z synem, i przeszło 800 ludzi, między tymi wielu najznakomitszych rycerzy, poległo ze strony angielskiéj.
- ↑ Przesądy i zwyczaje, na których się treść niniejszéj ballady opiera, znajome powszechnie są i między naszém pospólstwem. Przeciąg czasu, między dniem pierwszym Bożego Narodzenia a świętém Trzech Królów zawarty, jest zwykle czasem, w którym młode wieśniaczki, przez rozmaite sposoby, pragną dociec, jak i kiedy za mąż pójść mają. — Między wielu innemi, dwa są celniejsze, które tu pokrótce przytoczymy.
Osoba chcąca się dowiedzieć przyszłości, siada w samotnéj izbie o północy, pomiędzy dwoma, lub choćby przed jedném zwierciadłem, w które się bezprzestannie wpatrywać powinna: a czyja się w niém postać, jakoby przechodzącéj przez izbę osoby, patrzącemu okaże, z tym go prędzéj czy późniéj niezawodne czeka małżeństwo.
Drugi sposób jest taki. — Wróżący powinien własną ręką nałożyć ogień, przyprawić i gotować przy nim wieczerzę, z trzech potraw, i samych tylko jarzyn składać się mającą. Poczém sam na dwie osoby nakrywszy do stołu, wychodzi na środek i woła: „Ty, co mi jesteś przeznaczony, lub przeznaczona, w małżeństwo, w Imię Ojca i Syna i Ducha Św. proszę ciebie na wieczerzę, Amen.“ — Postać osoby przeznaczonéj, jakkolwiekby natenczas dalekiéj, nieznanéj lub jeszcze nieurodzonéj, ukaże się przy stole, i obszedłszy go dokoła po trzykroć, znika. — Wzywający niech się strzeże, aby nakrywając do stołu, nie kładł noża ani widelca, gdyż te w ręku widziadła mogłyby stać się narzędziom zemsty i śmierci. Pomimo śmieszności tych przesądów, gmin, przynajmniéj na Rusi i w Litwie, niezachwianą do nich przykłada wiarę. - ↑ Każda z młodych wieśniaczek, odliczywszy pewną ilość ziaren z jakiegobądź zboża, a szczególniéj pszenicy, sypie je na podłogę, w jedną zmiecione kupkę. Kupki te formują koło, w środku którego sadzą koguta, lub innego jakiego domowego ptaka, niekarmionego całą dobę i z zawiązanemi oczyma. Po zdjęciu zasłony, ptak z skwapliwością zaczyna jeść ziarna; gdy się nasyci, liczą pozostałe. Dziewczyna, któréj ziaren najmniéj się zostanie, najpierwéj ma pójść za mąż, i tak koleją.
- ↑ Z któréj strony wiatr szumi najbardziéj, z téj niezawodnie do podsłuchującéj przyjadą swaty.
- ↑ Wosk lub cynę, po roztopieniu, wlewają do zimnéj wody, z form, jakie w niéj przybierze, rokując przyszłość dla téj, która je topiła na ogniu.
- ↑ Po wrzuceniu pierścionków, śpiewają nad niémi rozmaite piosnki, po każdéj strofie wyciągając jeden. Strofa poprzedzająca, staje się przepowiednią dla téj, czyj pierścionek wyjęto.
- ↑ Czas w téj powieści mógłby się zdawać za krótkim na wypadki, lecz każda z wysp Egejskich leży o kilka tylko godzin żeglugi od lądu, a łaskawy czytelnik raczy sobie wyobrazić wiatr taki, jakiego ja sam nieraz w istocie doznałem.
- ↑ Orlando Furioso. Pieśń X.
- ↑ W nocy, szczególniéj pod cieplejszą strefą, za każdém uderzeniem wiosła, za każdém poruszeniem czółna lub okrętu, daje się widzieć pewna mdła jasność, która jak błyskawica z wody wynika.
- ↑ Słyszałem zarzut, że wejście Konrada, przebranego za szpiega, jest niezgodne z naturą. Być może. — Coś podobnego jednak w historyi znalazłem.
„Chcąc przekonać się własnemi oczyma o sile Wandalów, Majorian przemieniwszy kolor swych włosów, udał się sam do Kartaginy w charakterze własnego posła swojego; i Genserik nie pomału żałował, gdy się potém dowiedział, że podejmował i wypuścił Cesarza rzymskiego. Podanie to możnaby za zmyślone uważać; ale jest to zmyślenie, które tylko w życiu bohatera użyte być mogło.“ (Gibbon).
Że charakter Konrada nie jest całkiem w sprzeczności z naturą, najlepszym tego dowodem są niektóre podobieństwa historyczne, z któremi się już po napisaniu „Korsarza“ spotkałem.
„Ezzelin prisonnier, dit Rollandini, s’enfermait dans un silence menaçant; il fixait sur la terre son visage féroce, et ne donnait point d’essor à sa profonde indignation. — De toutes parts cependant les soldats et le peuple accouraient; ils voulaient voir cet homme, jadis si puissant, et la joie universelle éclatait de toutes parts“
„Ezzelin était d’une petite taille; mais tout l’aspect de sa personne, tous ses mouvements indiquaient un soldat. Son langage était amer, son déportement superbe — et par son seul regard, il faisait trembler les plus hardis“ (Sismondi)
„Gizericus (Genserik, król Wandalów, zdobywca Kartaginy i Rzymu) statura mediocris, et qui casu claudicans, animo profundus, sermone rarus, luxuriae contemptor, ira turbibus, habendi cupidus, ad solicitandas gentes providentissimus“ etc. etc. (Jornandes de Rebus Geticis).
Pozwalam sobie przytoczyć to fakta na usprawiedliwienie mego Korsarza i Giaura. - ↑ Almy — tanecznice.
- ↑ Derwisze dzielą się na zakony rozmaitych reguł jak mnisi.
- ↑ Powszechny i wcale nie nowy objaw gniewu Muzułmanów (Patrz Pamiętniki księcia Eugeniusza na karcie 24). „Seraskier został ranny w udo, i gniewny że z bitwy ustąpić musiał, wyrwał sobie całą swą brodę.“
- ↑ Gulnara, imię niewieście, znaczy dosłownie: kwiat granatnéj jabłoni
- ↑ N. p. Tomasz Morus na rusztowaniu, i Anna Boleyn więzieniu, gdy obejmując dłonią swą szyję, zrobiła uwagę: „iż jest za nadto cienka, aby mogła mistrzowi wiele trudu przyczynić.“ — W czasie rewolucyi francuzkiéj stało się prawie modą, aby ginąc pod gilotyną, jakie „bon mot“ po sobie zostawić. I zbiór tych wszystkich dowcipnych słówek, w ciągu całéj rewolucyi rzeczonych, utworzyłby bez wątpienia książkę znacznéj objętości.
- ↑ Sokrates wypił cykutę nieco przed zachodem słońca (czasem naznaczonym), pomimo próśb uczniów swoich, aby się wstrzymał, nim słońce nie zajdzie.
- ↑ Zmrok w Grecyi jest bez porównania krótszy niż u nas — dni są dłuższe w zimie, krótsze zaś w lecie.
- ↑ Kioski, są to letnie mieszkania Turków — Nurt Cefizu jest w istocie bardzo wązki — a Ilissus wcale bez wody.
- ↑ Cała strofa téj pieśni pod n. 1. jest tu może nie wiedzieć po co, i należała do innego poematu, nie ogłoszonego choć drukowanego, a była napisana na miejscu, wiosną 1811 r. — Czytelnik więc, ja sam nie wiem dla czego, musi przebaczyć, jeśli może, że ją tutaj znajduje
- ↑ Kombolojo, albo różaniec muzułmański, zawiera ziarn dziewiędziesiąt dziewięć.
- ↑ Na Wschodzie jest zwyczaj rozsypywać kwiaty przy ciałach zmarłych, i dawać bukiet w ręce młodych osób.
- ↑ Że uczucie honoru, które jest cechą charakteru Konrada, nie wykracza z granic prawdopodobieństwa, mogłaby tego dowieść niejako następująca historyczna wiadomość o jednym amerykańskim rozbójniku morskim z r. 1814.
Czytelnicy nasi słyszeli bez wątpienia, o wyprawie przeciwko rozbójnikom morskim w Barrataryi; że jednak nie wszyscy mogą być dokładnie uwiadomieni o położeniu, historyi i naturze tego zakładu, kładziemy tu następujące opowiadanie naocznego świadka, spodziewając się, że to dla wielu czytelników obojętném nie będzie.
„Barratarya jest to zatoka, a raczéj wązkie długie ramię odnogi Meksykańskiéj. Rozciąga się wzdłuż żyznego lecz bardzo płaskiego kraju, i aż o milę tylko do rzeki Mississipi dochodzi, 15 mil poniżéj miasta nowego Orleanu. Zatoka ta dzieli się na niezliczone gałęzie, w których przed najścislejszém poszukiwaniem, bezpiecznie ukryć się łatwo. Prócz tego ma jeszcze związek z trzema jeziorami, leżącemi na południowo zachodnim jéj brzegu, i łączącemi się z czwartém, także Barratarya zwaném, które przytyka do morza, i właśnie w miejscu zetknięcia się tworzy wyspę, z dwóch stron témże jeziorem, zresztą morzem oblaną. W roku 1811 wschodni i zachodni brzeg téj wyspy od strony lądu, zostały umocnione warownią przez bandę zbójców morskich, pod dowództwem niejakiego Monsieur La Fitte, niegdyś kapitana w wojsku Napoleona. Banda ta po większéj części składała się z téj klassy mieszkańców Luizyany, którzy uciekłszy z wyspy St. Domingo, podczas zamieszań tamże wynikłych, udali się byli naprzód na wyspę Kuba; lecz wnet z niéj, z powodu wojny Francyi z Hiszpanią, wygnani, przybyli nieproszeni do Zjednoczonych Stanów i prawie wszyscy w kraju Luizyany osiedli.
Wyspa Barratarya leży pod 29 stopniem szerokości a 92 długości geogr. i słynie zdrowém powietrzem i wielką obfitością ryb wszelkiego rodzaju. Naczelnik bandy, na wzór Karola Moora w tragedyi Szyllera, obok wielu występków posiadał niektóre cnoty. W r. 1813 zuchwałość i łupieztwa jego hordy, zwróciły na nią baczność wielkorządzcy Luizyany, który aby ją tém łatwiéj mógł zniszczyć, pozbawiając wodza, ogłosił 500 dolarów nagrody za głowę Lafitta, znanego dobrze mieszkańcom Nowego Orleanu, już to przez swoje z nimi związki, już to z powodu, że był niegdyś w tém mieście sławnym nauczycielem sztuki fechtowania. — Na to ogłoszenie wielkorządczy, Lafitte odpowiedział wzajemném, obiecującém 15,000 dolarów za głowę wielkorządcy. Ten naówczas wysłał oddział wojska z rozkazem zdobycia wyspy Lafitta, zniszczenia ogniem wszelkiéj własności zbójców, i przywiedzenia ich samych do Nowego Orleanu. Oddział ten, pod dowództwem dawnego niegdyś wspólnika i najzaufańszego przyjaciela Lafitta, podstąpił pod samą wyspę od strony lądu, nie widząc żywéj duszy, ani słysząc głosu ludzkiego. Lecz nagle usłyszano gwiznienie, podobne do hasła majtków, i cały oddział ujrzał się otoczonym przewyższającą siłą zbrojnych ludzi, którzy nań z zasadzki wypadli. W téj okoliczności, nowy Karol Moor rozwinął szlachetne rysy swego charakteru. Nie tylko bowiem darował życie człowiekowi, który go zdradził, który na życie jego i na wszystko co mu drogiém było nastawał; lecz nadto ofiarował mu taką summę pieniędzy, iż mu na przystojne aż do śmierci utrzymanie się wystarczyć mogła, i choć ją ów z pogardą odrzucił, bezpiecznie mu do Nowego Orleanu powrócić dozwolił. — Wypadek ten i kilka podobnych, przekonały, że wyspa korsarzy od strony lądu niezdobytą była. — Postanowiono więc uderzyć na nią od morza. Z razu siła morska, przy tych brzegach będąca, nie była dostateczna do tego przedsięwzięcia, i ze stratą przez Lafitta odpartą została. — Lecz ściągnąwszy posiłki, ponowiono napad, który się nareście zupełném zniszczeniom bandy korsarzów zakończył. — (Z gazety Amerykańskiéj).
W dykcyonarzu biograficznym Grangera, kontynuowanym przez Noblego, w życiu arcybiskupa Blackbourne, znajduje się szczególne miejsce, które ponieważ ma niejaki związek z rzemiosłem bohatera mego poematu, nie mogę oprzeć się pokusie, umieszczenia go tutaj.
Jest coś tajemniczego w historyi i w charakterze doktora Blackbourne. Piérwsza, nigdy dokładnie znaną nie była; lecz biegały wieści, że był niegdyś korsarzem, i że jeden z jego braci w rzemiośle, powróciwszy do Anglii, rozpytywał się głośno o dawnym swoim towarzyszu Blackbourne, i nie chciał wierzyć gdy mu powiadano, że został Arcybiskupem w Yorku. Ta wieść jednakże, zdaje się być tylko bezzasadną potwarzą. Jako arcybiskup, postępował on zawsze z wielką roztropnością, i jako stróż dochodów dyecezalnych na powszechny szacunek zasłużył. — Wprawdzie szeptano pokątnie, że zachowywał jeszcze wiele błędów młodości, i że uwielbienie dla płci pięknéj trzymało nie ostatnie miejsce w liście jego słabości. — Lecz gdy przy tylu oskarżeniach, o nic istotnie przekonanym nie był, wszystkie te wieści uważam tylko za skutek zawistnéj złośliwości. — Bo czyż podobna, aby rozbójnik morski mógł być tak uczonym człowiekiem, jakim bez zaprzeczenia był Blackbourne? On, który posiadał tak doskonałą znajomość pisarzów starożytnych, mianowicie tragików greckich, iż był w stanie czytać ich z równą łatwością jak Szekspira, musiał poświęcić wiele pracy nauce języków starożytnych, i mieć na to wiele czasu i dobrych nauczycieli. Jakoż niewątpliwie wiadomo, że odbierał nauki w Oxfordzie. Przyznawano mu powszechnie, że był bardzo w społeczeństwie przyjemnym, z czego nawet zrobiono przeciw niemu zarzut, mówiąc, że więcéj serc niż dusz pozyskał.“ — - ↑ Czytaj Gijafir.
- ↑ Sadi, jeden z najsławniejszych poetów perskich. — Leila i Mejnun, para kochanków, sławna na Wschodzie, jak w Europie Romeo i Julia, lub Abelard i Heloiza.
- ↑ W Turcyi uderzenie w bęben ogłasza wschód, południe i zachód słońca.
- ↑ Turcy nienawidzą Arabów, którzy im w dziesięcioro odpłacają się wzajemnością, więcéj nawet niż chrześcijan. —
- ↑ Wyrażenie to uległo zarzutom. Nie odpowiadając na nie krytykom „niemającym muzyki w duszy“ proszę tylko czytelnika, aby przypomniał w myśli na chwilę, rysy najpiękniejszéj, jaką znał, kobiety. A jeśli wtenczas jeszcze nie zrozumie tego, co mój wiersz słabo wyraża, wyznaję, iż będę żałował nas obu.
W dziele „O Niemczech“ (Tom III roz. 10), napisaném przez kobiétę, przewyższającą geniuszem kobiéty wszystkich wieków, znajduje się bardzo wymowny ustęp, o podobieństwie zachodzącém między malarstwem a muzyką; i porównanie tych obu sztuk, wynikające z tegoż podobieństwa. Czyżby więc podobieństwo muzyki nie miało być większe z oryginałem jak z kopią? z kolorytem natury, jak sztuki? Wreście jest to rzecz, która się więcéj daje czuć niż wyrazić. Jestem pewny, iż znajdzie się zawsze kilka osób, które to wyrażenie moje zrozumieją, a przynajmniéj któreby zrozumiały, gdyby widziały twarz, któréj mówiąca harmonia tę myśl mi natchnęła. Wyrażenie to bowiem nie jest wzięte z wyobraźni; znalazłam je w mojéj pamięci — w tém zwierciadle, które smutek rzuca o ziemię, a patrząc na jego szczątki, widzi w nich tylko pomnożone odbicie. - ↑ Karasman-Oglu, albo Kara Osman Oglu, jest najznakomitszym dzierżawcą dóbr ziemskich w Turcyi; a zarazem rządzcą Magnezyi. Timariotami zowią się ci, którzy niejako lenném prawem posiadają ziemie, z obowiązkiem służenia wojskowo. Służą pospolicie w jeździe, jako Spahi, i obowiązani są własnym kosztem uzbroić pewną liczbę żołnierzy, stosownie do rozciągłości posiadanéj dzierżawy.
- ↑ Jeśli Basza czuje się dosyć potężnym aby się oprzeć Sułtanowi, rozkazuje pospolicie udusić posłańca, który mu rozkaz śmierci i stryczek przywozi. Niekiedy pięciu lub sześciu podobnych posłańców ginie jeden po drugim na rozkaz zbuntowanego Baszy. — Lecz jeśli przeciwnie Basza czuje się słabym, lub nieposłusznym okazać się nie chce, natenczas schyla głowę, całuje podpis Sułtana, i pozwala się udusić z pokorą. W r. 1810, wystawiono nad bramą Seraju, głowy wielu razem Baszów, którzy podobnego losu doznali; a między innymi głowę Baszy Bagdadu, dzielnego młodzieńca, który po długim oporze przez zdradę nakoniec zamordowanym został.
- ↑ Turcy klaszczą w dłonie wołając na sługi. Nie lubią trwonić próżno głosu, a dzwonków nie znają.
- ↑ Cybuchy bogatych Turków, a często i same lulki, oprawne bywają w najdroższe kamienie. Munsztuczek jest tylko pospolicie z bursztynu.
- ↑ Kislar-Aga jest to tytuł naczelnika czarnych stróżów Seraju. —
- ↑ W Turcyi do wypróbowania szabel używają pospolicie złożonych w kilkoro wojłaków z pilści, albo téż bardzo twardych turbanów; i żadna inna szabla, oprócz najlepszéj tureckiéj, nie zdoła ich przeciąć od razu. Walka na stępione dziryty, ulubione igrzysko jazdy tureckiéj, przedstawia bardzo ożywiony i malowniczy widok.
- ↑ „Ollah! Alla ii Allah!“ są to zwykłe okrzyki Tureckie, któremi na lud milczący, zanadto szczodrze szafują, zwłaszcza podczas walk na dziryty, na łowach, a najwięcéj śród bitwy. Ożywienie Turków w otwartem polu, z powagą ich w izbie, przy lulce lub różańcu, zabawną wystawia sprzeczność.
- ↑ Miłostki słowika i róży, są ulubioném zmyśleniem poetów wschodnich. —
- ↑ Azrael. Aniół śmierci.
- ↑ Mają to być zaklęte skarby Sułtanów, przed Adamem jeszcze żyjących. —
- ↑ Egrippo; tak Turcy nazywają Negrepont. Podług krajowego przysłowia, Turcy z Egrippo, Żydzi z Saloniki, a Grecy z Aten, są najgorszymi, każdy ze swego plemienia.
- ↑ Czokader nazwisko sługi, poprzedzającego zwykle orszak znakomitych Turków. —
- ↑ Aleksander W. przed wyprawą do Persyi, zwiedził grób Achillesa, i uwieńczył laurem wystawiony przez siebie na cześć jego ołtarz. Naśladował go w tém Karakalla, cesarz Rzymski. Jest podanie, że ten ostatni otruł umyślnie przyjaciela swego Festusa, aby mieć powód ponowienia igrzysk, jakie niegdyś Achilles na cześć Patrokla wyprawił. Widziałem pasące się owce na grobach Esyeta i Antilocha; piérwszy z nich leży w środku równiny.
- ↑ Różaniec turecki, zowie się w ich języku „Kombolojo;“ składające go ziarna bywają u bogatszych z drogich kamieni, albo z bursztynu, który potarty lub w ręku rozgrzany, wydaje z siebie wonność, nie mocną, ale przyjemną. —
- ↑ Wiara w amulety, rznięte na drogich kamieniach lub w puszkach złotych zamknięte, jest dotąd powszechną na Wschodzie. Napis ich składa się z kilku wierszy Alkoranu. Noszą je zawieszone na szyi, lub zamiast bransoletek na ręku. Wiersze z drugiego rozdziału Alkoranu, opisujące własności Najwyższego, stanowią najskuteczniejsze amulety, i są najczęściéj używane.
- ↑ Wszystkie rękopisma wschodnie, a mianowicie Alkoran, ozdobione są z wielkim przepychem i zbytkiem. — Kobiéty Greckie są pospolicie trzymane w zupełnéj ciemnocie i niewiadomości; ale wiele młodych Turczynek odbiera bardzo staranne wychowanie; wprawdzie, nie mogące się równać z wychowaniem europejskich kobiet.
- ↑ Galjongi. Majtek. Na flotach tureckich majtkami są Grecy, żołnierzami Turcy. Ubiór Galjongich jest bardzo malowniczy; widziałem w nim nieraz samego Kapudana Baszę, który go nosił wychodząc incognito. — Nogi ich jednak są nagie po kolana. — Opis obówia i zbroi w tekście jest podług stroju Arnautskiego rozbójnika, u którego mieszkałem w Morei: ma się rozumieć, że już był wtedy swojéj professyi zaniechał.
- ↑ Na wszystkich prawie szablach tureckich znajdują się napisy, czasem wyrażające tylko nazwisko robotnika lub miejsca gdzie były robione; ale częściéj jeszcze jaki tekst z Koranu, wypisany literami złotemi.
- ↑ Wiedzieć trzeba, że wszelkie alluzye tak do osób, jak do wypadków w Starym Testamencie opisanych, równie są powszechne u Muzułmanów, jak u Żydów. Turcy nawet przechwalają się z tego, że wiedzą więcéj o życiu Patryarchów, niż to, co nasze Pismo Święte o nich podaje; i nie przestając na Adamie, mają szczegółowe biografie Patryarhów przed nim żyjących. — Salomon jest przez nich uważany jako największy mędrzec, mający nawet władzę nad duchami; Mojżesz zaś, jako Prorok, niższy tylko od Chrystusa i Mahometa.
- ↑ Paswan-Oglu, Basza Widdinu, podniósł bunt przeciw Sułtanowi, i przez wiele lat zagrażał całéj potędze Porty Ottomańskiej.
- ↑ W r. 1811 Giaffir Basza Scutari został otruty przez Albańczyka Alego, sposobem opisanym w tekście. Trucizna była w sorbecie, którym Muzułmani po wyjściu z łaźni ochładzać się zwykli. W kilka miesięcy po dokonanéj zbrodni, Ali pojął w małżeństwo córkę zamordowanego przez siebie Giaffira, —
- ↑ Turcy nie znają prawie innych wysp, oprócz Archipelagu Greckiego.
- ↑ Lambro Canzani, sławny naczelnik powstania Greckiego w 1789 — 90r. Zawiedziony w nadziei wybicia się z pod tureckiego jarzma, został korsarzem, i długo był postrachem Turków, na Archipelagu. On i Riga, są dwaj najsławniejsi powstańcy Greccy, przed ostateczném wybiciem się Grecyi.—
- ↑ Noe.
- ↑ Noe. — Sposób życia koczujących Arabów, Tatarów i Turkomanów, opisany jest szczegółowo przez wszystkich podróżujących na Wschodzie, jako mający dla nich szczególniejszy powab. Młody jeden Francuz, renegat, opowiadał sam panu Chateaubriand, że ile razy, jako Farys, czwałował na koniu, sam jeden w pustyni, doświadczał zawsze niewypowiedzianéj rozkoszy, która się do zachwytu zbliżała.
- ↑ Januat-al-Eden, tak się zowie raj Muzułmanów.
- ↑ „Przyszedłem na miejsce urodzenia mojego, i zawołałem: Przyjaciele młodości mojéj, gdzie są? — Echo odpowiedziało „gdzie są?“ (Wyciąg z rękopismu arabskiego).
- ↑ And airy tongues that syllable men's name. Milton.
(I powietrzne głosy, wymawiające imiona ludzi).
Mniemanie, że dusze umarłych przybierają niekiedy kształt ptaków, nie na samym tylko Wschodzie jest znane. Powieść o księżnie Kendal, wierzącéj i przekonanéj, że dusza Jerzego I, przylatywała do jéj okna w postaci kruka; jako też wiele innych podobnych powieści, przekonywają nas, że to mniemanie znajduje się i u nas (w Anglii). — Niejaka Lady Worcester, uroiwszy sobie, że dusza jéj siostry przeszła w jakiegoś śpiewającego ptaka, całe swoje oratorium w kościele napełniła podobnemiż ptakami, zamkniętemi w klatkach. Ponieważ była to pani bogata i wiele na ozdobę kościoła łożyła, nie sprzeciwiano się jéj dziwactwu. - ↑ Rok 1812.
- ↑ Waga dawna hebrajska.
- ↑ Księgi Enocha, zachowane u Etyopczyków, miane są przez nich za przedpotowe.
- ↑ Czyt. Samijasa.
- ↑ Iran, imię ogólne Persyi
- ↑ W okolicach Trebizondy znajduje się gatunek Rododendronów, których kwiat chciwie jest poszukiwany przez pszczoły, a miód z nich wyssany ma własność, że ludzi wprawia w szaleństwo.
- ↑ Królowie wschodni noszą czaple piorą po prawéj stronie turbanu, jako oznakę swojéj godności.
- ↑ Źródło, albo Fontanna Młodości, podług tradycji Mahometanów, płynie gdzieś między najdzikszemi górami na Wschodzie. —
- ↑ Utrzymują na Wschodzie, że gdy wąż wpatrzy się w blask szmaragdu, natychmiast ślepnie.
- ↑ Góra ta uważana była powszechnie za niedostępną.
- ↑ Zal, sławny bohater Perski, w pierwszych wiekach tego państwa, ojciec sławniejszego jeszcze od siebie Rustama, urodził się z białemi włosami. Zdarzenie wspomniane w tekście, sławne jest w poezjach perskich.
- ↑ Dla odróżnienia się od bałwochwalców Indyjskich, Gwebrowie opasują się pasem, skórzanym, i tak wielką do tego stroju przywiązują wagę, że bez niego chwili być nie mogą. —
- ↑ Gwebrowie utrzymują, że tron Najwyższego jest w słońcu, i dla tego tylko cześć mu oddają. —
- ↑ Barein i Kiszma, wyspy na Zatoce Perskiéj.
- ↑ Selania, albo Sełemek, jest to właściwie nazwisko przylądku, zwanego pospolicie Musseldom. Indyanie płynąc około niego, rzucają w morze owoce i kwiaty, dla otrzymania szczęśliwéj żeglugi.
- ↑ Franklin, mówiąc o klimacie Szyrazu, powiada: „Rosa tak jest czysta, że najlepsza stal, przez całą noc zostawiona na dworze, nie zardzewieje od niéj.“ —
- ↑ Talpot albo Tapilot. Piękny ten gatunek palmy, rosnącéj w głębi największych lasów, może się policzyć do najwyższych drzew; a gdy rozkwita, wydaje łoskot podobny do wystrzału z działa.
- ↑ Arabowie noszą odzież z kapturem, podobnym do kapturów mniszych.
- ↑ Imię jednego z najdawniejszych królow perskich, którego dziwne przygody i bohaterskie dzieła słyną w poezyach wschodnich. Gryf Symurg, który go sam na pustyni wykarmił, dał mu na ozdobę kilka piór swoich, które go niezwyciężonym czyniły, i przeszły spadkiem do jego następców.
- ↑ Rzeka ta, mówi Dandini, ztąd tylko zowie się świętą, że płynie pomiędzy cedrami, które są miane za święte.
- ↑ Ptaki te, podług dawnego mniemania śpią na powietrzu, i są bardzo pospolite na Przylądku Dobréj Nadziei.
- ↑ Świątynie Gwebrów były pospolicie budowane w miejscach gdzie się znajdują ognie podziemne. —
- ↑ Rustam, — syn Zala, najsławniejszy bohater perski. Pomiędzy Gwebrami są jeszcze ich potomkowie.
- ↑ Lampart czatuje siedząc i czając się na drzewie, i z góry skacze na zdobycz. Russel
- ↑ Pomiędzy innemi obrządkami, Magowie na wierzchołkach swych świątyń kładli rozliczne owoce i kwiaty, któremi, jak mniemano karmiły się Perie i dusze zmarłych bohaterów. —
- ↑ „Każdego poranku Gwebrowie idą tłumem do świątyń składać cześć wschodzącemu słońcu; na każdym ołtarzu znajdują się poświęcone sfery, zrobione za pomocą czarów, wyobrażające okrąg i twarz słońca — Sfery te, gdy słońce wschodzić zaczyna, rozjaśniają się same przez się, i obracają się wkoło z wielkim łoskotem. — Obecni maja wszyscy kadzielnice w ręku, i ofiarują kadzidła. — Robbi Benjamin.“ —
- ↑ Morze to podczas burzy iskrzy się jak ogień.
- ↑ Kerna, gatunek trąby. — Takich trąb używano w wojsku Tamerlana, których dźwięk, podług opisów, miał być dziwnie przerażający, i tak głośny, że się na kilka mil (angielskich) wkoło rozlegał.
- ↑ Mahomet miał dwa hełmy, jeden z nich zwal się Al-Mawaszah, co znaczy wieniec albo korona, i zdobił czoło Proroka w sławnéj bitwie pod Ohod.
- ↑ Arabia szczęśliwa.
- ↑ Jezioro Asfalt, znane pod tém imieniem, zawiera w sobie taką ilość soli, i tak szkodliwe wydaje wyziewy, że ani ryby w jego wodzie, ani zwierzęta na brzegach żyć nie mogą; przelatujące nawet nad wodą jego ptaki upadają bez życia. — Na brzegach jego znajduje się gatunek jabłoni, których owoce świeże i piękne na pozór, wewnątrz są pełne popiołu, jak purchawki. Tevenot.
- ↑ Znane są złudzenia oka na piaszczystych pustyniach, pochodzące ze drżenia przepalonego skwarem powietrza. Najmniejszy wzgórek, drzewo, lub jaki inny przedmiot, przybiera nieraz w oczach podróżnych kształt obszernego miasta, lasu, albo jeziora. Zjawisko to, zdarzające się niekiedy i na morzu, zowie się u naturalistów Fata Morgana.
- ↑ Mieszkańcy Wschodu puszczają się zwykle w podroż przy odgłosie muzyki.
- ↑ Nazwisko Bramy-Łez, nadane zostało ciaśninie Babel-Mandel, z powodu niebezpieczniéj żeglugi, i częstego w niéj rozbicia okrętów w tém miejscu. Płynący przez nią uważani już byli za zgubionych, tak dalece, że równo z ich odjazdem, kładziono po nich żałobę.
- ↑ O tym, dziwnym instynkcie sępów, przeczuwających blizką śmierć ludzi i zwierząt, świadczy wielu podróżnych na Wschodzie. „Ledwo zwierz lub człowiek padnie trupem na polu, natychmiast zjawia się jeden lub kilka sępów, których przedtém nigdzie nie było widać.“ Pennat.
- ↑ Gołębie babilońskie lub bagdadzkie, sławne są z przenoszenia listów, które się im przywiązują pod skrzydło.
- ↑ Żona cesarsa Jehan-Guir, bawiła się zwykle karmieniem małych rybek w sadzawkach swego ogrodu. — Niektóre z nich, aby nie rosły, kazała oplatać całkiem delikatną siatką ze złota. Harris.
- ↑ Jasny Kanopus, niewidzialny w Europie.
- ↑ Drogi kamień Indyjski, zwany u starożytnych: Ceranium, gdyż jak mniemano, znajdowano go tylko w tych miejscach, gdzie piorun uderzył. — Tertulian mówi, że się tak połyskuje z wierzchu, jak gdyby wewnątrz był ogień. — Najpodobniéj do prawdy że to jest opal.
- ↑ Oprócz skórzanego pasa, będącego charakterystyczną cechą Gwebrów, można ich jeszcze rozpoznać po ciemno-żółtym kolorze ich szat, naśladującym ogień. Czapki Persów są ze skór owiec tatarskich.
- ↑ W okolicach Kermanu właściciele nie zbierają daktyli, które wiatr z drzewa otrząśnie, lecz zostawują je dla podróżnych.
- ↑ Monkir i Nadir, dwaj straszliwi czarni aniołowie, zwani Zwiedzicielami Grobów. Obowiązkiem ich było przestrzegać dopełniania wszelkich przepisów wiary Mahometa, i karać nieposłusznych.
- ↑ W podróżach wschodnich Perrego, znajduje się opisanie Iszmonii, miasta skamieniałego w wyższym Egipcie, gdzie jeszcze dają się widzieć skamieniałe postaci mężczyzn i kobiét.
- ↑ Po persku Jezus.
- ↑ Gwebrowie utrzymują, że gdy Abraham, wielki ich Prorok, rzucony został w ogień z rozkazu Nemroda: płomienie zamieniły się w róże, na których on usnął spokojnie. Tavernier.
- ↑ Koncha zwana Siiankos, pospolita w Indyach, w Afryce, i na brzegach Śródziemnego morza. — Używano jéj zamiast trąby do dawania hasła, gdyż głos jéj jest niezmiernie mocny i donośny.
- ↑ Największą ozdobą konia w Persyi, jest sześć długich, białych, powiewnych ogonów bawolich, (od białych Indyjskich bawołów), złączonych z sobą u góry i przymocowanych z tyłu do siodła.
- ↑ Aniół Izrafil, ze wszystkich stworzeń Boskich mający najwdzięczniejszy i najharmoniniejszy głos.
- ↑ Gole, Diwy, nazwiska Perskie złych duchów.
- ↑ Behendi, prawowierny.
- ↑ Wąż ten sławny w powieściach „Tysiąca nocy“ gdy się ruszy, wydaje z siebie elektryczną jasność.
- ↑ W lasach nad Jordanem znajdują się rozmaite gatunki dzikich zwierząt, które nagle wezbrana rzeka często porywa i unosi. To podało Jeremiaszowi myśl tego porównania: „Przyjdzie na was wróg wasz, jako lew niesiony falą Jordanu.“
- ↑ Peri, duchy dobre; stopniem niższe od aniolów, ale równéj piękności. — Mieszkają, na powietrzu i w wodzie, gdzie im się podoba; w zaczarowanych ogrodach lub kryształowych pałacach: żyją wonią kwiatów i rosą.
- ↑ Samur, wiatr południowy, tak rozstraja stróny narzędzi muzycznych, że dopóki wieje, żadnego dźwięku wydać nie są zdolne.
- ↑ Największą osobliwością zatoki Perskiéj, jest ryba zwana Gwiazdą Morską. Kształt jéj jest okrągły; a w nocy tak jest błyszczącą, że się wydaje jak księżyc w pełni, otoczony promieniami.
- ↑ Zbiór daktyli w Persyi, odbywa się z równą wesołością i uroczystościami, jak w niektórych krajach Europy winobranie.
- ↑ Niektórzy naturaliści byli niegdyś tego zdania, że bursztyn jest skamieniałością łez ptaków.
- ↑ Peri, w mitologii wschodniéj, są to duchy dobre, stopniem tylko niższe od Aniołów, chociaż równéj piękności. Niegdyś wygnane z Raju, mieszkają na powietrzu, w wodzie, i w najpiękniejszych okolicach na ziemi: w zaczarowanych napowietrznych ogrodach, lub w kryształowych na dnie morskiém pałacach. Żyją wonią kwiatów i rosą.
- ↑ W Tybecie.
- ↑ Błękitny kwiat Champaka, tak zwany w języku Braminów, podług ich podań kwitnie tylko w Raju.
- ↑ Muzułmanie mniemają, iż spadające gwiazdy, są to ogniste pociski, któremi Aniołowie odpędzają złych duchów, gdy się z nich który z przepaści ku Niebu przybliżyć ośmieli.
- ↑ Tak Persowie nazywają miasto Persepolis. Podług ich podań, był tam pałac zbudowany przez Geniuszów, dla ukrycia w podziemnych jego lochach nadzwyczajnych skarbów, które tam się dotąd znajdują.
- ↑ Cudowny ten puhar, napełniony „żywiącą i gojącą wodą,“ ma się także znajdować w ruinach Persepolis.
- ↑ Świątynie Indyjskie.
- ↑ Mahmud, Sułtan Gazny, ulho Ghisni, który spustoszył i podbił Indye na początku XI wieku. Psiarnia jego, którą prowadził za sobą, składała się z 400 ogarów, które, na urągowisko, kazał ubierać w klejnoty zdarte z bożyszcz Indyjskich. Każdy z tych psów miał obrożę złotą, sadzoną dyamentami, i kapę do okrycia, naszywaną perłami.
- ↑ Mantes Lunae, w starożytności. U stóp ich mają być źródła Nilu, zwanego u Abissyńczyków Abby albo Alawy, co znaczy olbrzym.
- ↑ O niezliczonych pomnikach i grotach, w górach Wyższego Egiptu, pokrytych całkiem hieroglificznemi napisami, mówi obszernie między innymi podróżnikami, p. Perry, w dziele swojém View of the Levant.
- ↑ Gaje w dolinach Rozetty, napełnione są turkawkami. — Sonnini.
- ↑ Savary wspomina o pelikanach na jeziorze Mocris.
- ↑ Wspaniała palma, któréj szczyt schyla się zlekka, jak czoło pięknéj dziewicy, kiedy ją sen morzyć zaczyna.“ Dafard et Hadad.
- ↑ Piękny ten ptak, z najpiękniejszym błękitem na skrzydłach, z purpurowemi nogami i dziobem, był ulubioną ozdobą Greckich i Rzymskich pałaców i świątyń; a z powodu wspaniałéj postawy i świetności kolorów, na Wschodzie imię Sułtanki otrzymał. —
- ↑ Simom albo Simum, wiatr gorący, wiejący od strony pustyń.
- ↑ Podług podań na Wschodzie, ptak Fenix, po przeżyciu tysiąca lat, układa sam sobie stos z najwonniejszych gatunków drzewa, i pali się na nim ogniem słonecznym, wpośród najrozkoszniejszéj woni i harmonii głosu, którą sam przed skonaniem wydaje.
- ↑ Suristan, kraj róż. Tak się nazywa Syrya, od niezmiernéj ilości tego rodzaju kwiatów, zwanych w języku krajowców: Suri.
- ↑ „Widzisz tam (w Syryi) nieprzeliczone mnóstwo osobliwszego gatunku motyli, których piękność kształtu i barwy, zjednała im nazwisko panien“ — Sonnini.
„Liczba błyszczących jaszczurek, którą widziałem na ruinach świątyni słońca w Balbeku, dochodziła do wielu tysięcy; ziemia, gruzy i stojące jeszcze ściany ruin, były niemi prawie okryte. Bruce. - ↑ Gołębie syryjskie, latające ogromnemi stadami, odznaczają się osobliwszym blaskiem różnokolorowych piór swoich. Bruce
- ↑ Syrinx, albo piszczałka bożka Pana, jest dotąd pasterskim instrumentem w Syryi. Russel.
- ↑ Brzegi Jordanu po obu stronach okryte są małemi, pięknemi gaikami, w których kryje się tysiące słowików. Thedenot.
- ↑ Świątynia słońca w Balbeku.
- ↑ Nucta, albo „Cudowna Kropla,“ padająca w Egipcie w sam dzień S. Jana, w czerwcu, ma mieć jakoby własność powstrzymania morowéj zarazy.
- ↑ Pierwszy przekład, wykonany przez Andrzeja Brodzińskiego, brata Kazimierza, drukowany był w Warszawie w r. 1821, nakładem Zawadzkiego i Węckiego, i po wielekroć wystawiany na scenie.
- ↑ Słowa te, oznaczone cudzosłowem, wyjęte z processu Joanny d’Arc, są przekładu P. Kazimierza Bujnickiego, przytoczone przezeń w artykule o Joannie d’A rc, umieszczonym w Atheneum, Oddziale III Zeszycie IV z roku 1843.
- ↑ Joanna urodziła się w r. 1411.
- ↑ „Przez to rozumieć trzeba, że Joanna w tym języku, jako jéj ojczystym, słowa Świętych rozumiała, nie zaś aby one koniecznie po francuzku mówiły. Dziewica w zachwyceniu ducha, widziała, słyszała i pojmowała duchownie, co jéj duchowe objawiały istoty. Zmysły nic tam zapewne do czynienia nie miały.“ (Bujnicki).
- ↑ „Dussé je user mes jambes jusqu’aux genoux.“
- ↑ Podczas téj choroby, czując się blizką zgonu, prosiła aby ją po śmierci ubrano w suknie niewieście; a kiedy ją pytano o przyczynę téj prośby, dodała za całą odpowiedź: „Błagam tylko, aby ta suknia była bardzo długa.“
- ↑ Wszystkie powyższe szczegóły i słowa Joanny, wzięte są z Historyi Książąt Burgundzkich, przez Baranta, i z Historyi Francuzkiéj, przez Micheleta, którzy je czerpali z akt jéj processu i dwukrotnéj jego rewizyi w latach następnych.
- ↑ René, zwany dobrym hrabia Prowancyi, z domu Adagaweńskiego (Anjou). Ojciec jego i brat byli królami neapolitańskimi, i on sam, po śmierci brata, rościł prawo do tegoż tronu, ale nie mógł dopiąć zamiaru. Wielki miłośnik staréj prowanckiéj poezyi i czasów rycerskich, usiłował w państwach swoich przywrócić jedno i drugie. Ustanowił, a raczéj przywrócił tak zwany Trybunał Miłości (Cour d’Amour), na czele którego stał najwyższy sędzia, z tytułem Księcia Miłości (Prince d’Amour), rozstrzygający ostatecznie w rzeczach miłości i rycerskiéj grzeczności dla dam. W tymże duchu romantyczności, sam z żoną przebrał się za pasterzy i wiódł życie pasterskie.
- ↑ Gens d‘armes, ówczesna jazda francuzka.