Lepsze czasy/Bajka
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Lepsze czasy |
Rozdział | Bajka |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1925 |
Druk | Zakłady Graficzne „Drukarnia Bankowa“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W chłodny, słoneczny, suchy dzień grudniowy kroczył przez gwarne ulice Londynu wielbłąd — dromader. Jego cienka szyja, przyczepiona do niekształtnego kadłuba, jak gryf do pudła basetli, górowała dumnie nad tłumem, jego wąskie zamglone oczy patrzyły marząco wdal. Ciżba ludzi falowała u nóg jego, groźne ryki trąbek samochodowych rozlegały się wokół, ale on nie zwracał na to uwagi. Szedł wyniosły, dumny i tylko chwilami ruszał pogardliwie zaślinionemi wargami: „rozstąp się, nędzny tłumie, — ja idę“.
Nie myślcie, że ta wzorzysta dera, okrywająca jego wyliniały kadłub, była powodem tej dumy. Nie.
Przyczyna leżała głębiej. Do prawego przedniego kopyta przyczepiono mu oto dziś rano pieczątkę gumową z napisem: „Pears soap“ — „mydło Pearsa“ i korab pustyni, krocząc przez Regent-Street w stronę Trafalgar-skweru, odbijał te słowa na asfalcie ulicy. I to go napawało dumą.
Albowiem, idąc, nie mijał bez śladu. O nie! Pozostawiał po sobie długi szereg drukowanych liter:
Pears soap.
Pears soap...
— Hallo, Harry! — ucieszył się osioł. Dawno cię nie widziałem, przyjacielu, co porabiasz? How-do-You do? ça va la petite santé? Wie geht’s?
Dromader zmierzył go pogardliwym wzrokiem.
— Nastąp się! — rzekł zwolna. — Zejdź z drogi. I nie mów do mnie. Czyż nie widzisz, że mi przeszkadzasz?
— W czem? zdziwił się osioł.
Wielbłąd majestatycznym ruchem ogona wskazał wtył, poza siebie, na długi szereg liter...
— W pracy literackiej! — odrzekł. — To wszystko tam wyszło z pod mego kopyta. Odsuń się albowiem, jak widzisz, jestem dziś w natchnieniu.
I to mówiąc, ruszył dalej w stronę Trafalgar-skweru dumny, pogardliwy, wyniosły, a za każdem jego stąpnięciem nowe „Pears soap“ zwiększało olbrzymią litanię.
Osioł stał jak wryty, spoglądał na znikający w oddali ogon przyjaciela, to znów na długi szereg drukowanych słów.
— Szczęśliwe bydlę! — westchnął wreszcie. — Pozostawia po sobie ślad. Przejdzie do potomności... Że też to mnie Pan Bóg nie dał literackiego talentu...
I westchnął raz jeszcze głęboko.