Lew, pół wieku dzierżący rząd swego mocarstwa,
Zgrzybiały, z sił opadły, sama skóra, kości,
Bał się śmierci. Któż śmiałby rzec Jego Lwiej Mości, Że na śmierć nie ma lekarstwa?
Pragnął żyć i być zdrowym. Więc wszystkie zwierzęta Do dostojnego pacyenta
Wysłały Eskulapów (za sutą zapłatę):
Wieprza alleopatę, Bobra hydropatę,
Motyla homeopatę, Chirurgów, Wilka z Tygrysem, Kozy z żętycą i Klacze z kumysem, I specyalistów tłumy niezliczone. Nurek doradzał powietrze ścieśnione; Niedźwiedź miód stary, a razem Trzy miesiące snu bez przerwy; Piecuch Kot twierdził, że zdrętwiałe nerwy Trzeba gorącem przypiekać żelazem. Każdy, jak zwykle, odmienne miał zdanie. «A gdzież Lis? pyta Lew chory, Dla czego Lisa nie ma do tej pory?»
Wilk cyrulik przyskoczył. «Najjaśniejszy Panie,
Lis, doktór obłąkanych, sam rozum postradał;
Nie pomnę, zkąd słyszałem, lecz wiem, że powiadał, Iż kto za twoje, Królu, ręczy zdrowie, Temu brak oleju w głowie. — Hej! wołać Tchórza, Lew rzecze; Niech mi waść tylko nie stchórzy, Niech Lisa z jamy wykurzy I za uszy go przywlecze!
Pan każe, sługa musi. Dopełnił rozkazu,
Lecz, że mściwego Lisa obawiał się psoty,
Przez drogę mu wyśpiewał wszystko, co do joty,
Co Wilk rzekł; nie opuścił ani pół wyrazu. Stają u dworu. Lis, z nizkim pokłonem Rzecze, machając ogonem: «Lękam się królu, że waszej Lwiej Mości,
Dano fałszywy powód mej nieobecności;
Wiedz zatem, iż w obawie o twe drogie zdrowie Odbyłem podróż po świecie,
I to, co mi najmędrsi rzekli doktorowie,
Jeśli każesz, powtórzę... lecz w wielkim sekrecie. Skutkiem starości krew twoja zakrzepła: Brak jej żywotnego ciepła;
Więc, by rozbudzić życie zdrętwiałej natury,
Potrzeba Wilka żywcem obedrzeć ze skóry
I, dopóki gorąca, użyć na okłady: To cię z pewnością uzdrowi.» Lew z apetytem usłuchał tej rady;
Sam, swą dostojną łapą zdarł skórę Wilkowi, I czyniąc leków sprawiedliwy podział, Mięso zjadł, skórą się odział.
Niech dla oszczerców będzie to przestrogą: Chcąc zgubić drugich, sami zginąć mogą.