Myśliwiec, znany z przechwałek, Tchórz wielki, a niby śmiałek, Na króla zwierząt powziął podejrzenie, Że mu wiernego rozszarpał legawca.
«Wskaż mi, rzekł do pasterza, kędy ma schronienie Obrzydły tej zbrodni sprawca; Przed moją zemstą nic go nie ochroni: Z tej mężnej dłoni
Zginie zwierz zuchwały. — Znajdziesz go u stóp tej skały, Rzekł pasterz; od roku blizko Ma tutaj swe legowisko.
Dla pożytku mej trzody wszedłem z nim w przymierze:
Co miesiąc, jako haracz, tłuste jagnię bierze, A za to, od krwawej wojny Jestem spokojny.» Ledwie to wyrzekł, Lew bieży zdaleka, A Strzelec, wybladły z trwogi: «Ratujcie, woła, o potężne Bogi!»
I co tchu, broń rzuciwszy, do domu ucieka.
Tchórz nikogo nie olśni szumnych słów nawałem,
Bo tylko czyn objawia prawdziwą moc ducha.
Niejeden, co przed bitwą grał wielkiego zucha, Zmyka za pierwszym wystrzałem.