List Samuela Naruszewicza, brata Adama

XVIII.

List Samuela Naruszewicza, brata Adama.




Najjaśniejszy Królu, Miłościwy mój Panie!

Podobało się W. K. M. wynieść brata mojego na stopień biskupi. Mógł on sobie zasłużyć na łaskę pańską, bo bliższy tronu losem pomieszkania w stolicy, a znajomszy przymiotami, umiał onych użyć do zjednania sobie szacunku monarchy w zakonnym stanie, a względów i promocyi wolny już od węzłów zgromadzenia swego. Mnie, z téjże krwie urodzonego, innym Opatraność poprowadzić raczyła torem. Osierocony od rodziców obu prawie w pierwiastkach dopiéro co dniéć poczynającego rozumu, gdy w zakonie bazyliańskim, z wielu miar ojczyznie pożytecznym, mniszy stan obieram, począłem zaraz doznawać przykrości i umartwienia. Nie ubolewam na nie, ani się żalę, bo wiek mój, naówczas śliski, a poznaniem rzeczy nieukrzepiony, mógł mnie na jakowy usterk narazić, który mi dał poznać, żem był płochy, lecz gruntu we mnie cnoty i honoru nie wzruszył. Słodko jest cierpiéć dla poprawy: jam doznał weksy i obelgi. Zerwano mnie z nauki, rzucano przez lat kilkanaście po najpodlejszych we wsiach klasztorach, a kiedy w drugich felix crimen desiit esse crimen, ja płakać musiałem, że płochości moich fortuna odstąpiła.
Ledwo przed kilką laty, gdyś W. K. M. brata mego dźwignął i ozdobił, jego promyczkiem błyskać począłem, dotąd w kryjówkach smutku i zarzucenia świata nieznajomy. Nauczyłem się zatym trochę retoryki, filozofii, matematyki i teologii. Ztymwszystkim kończąc rok życia trzydziesty piąty, czuję w sobie, że jako drzewo, bez dozoru krzosow i przesady, samo sobie przez długi czas w dziczy zostawione, już słodkich i okazałych owoców dać nie mogę.
W tych okolicznościach doszła mnie niedawno wiadomość, że W. K. M. raczyłeś mnie obdarzyć opactwem ławryszowskim. Zadziwiłem się nad koleją losów moich i w ulanéj łzami radości zawołałem w sercu, Quis ego sum, Domine! Ale, Najjaśniejszy Królu, przerwała wnet to moje wesele ostra nader brata mojego reprymenda, jakobym ja złemi mojemi postępkami miał sobie łaskę królewską nadwerężyć, a jego wstydu nabawić.
Wiem, Miłościwy Panie, że miedzy wysokiemi cnotami W. K. M. są i te, że ludzkie przeciwko sobie wykroczenia głęboko w sercu ukrywasz i że najzuchwalszym nawet złoczyńcom, gdy win swoich pokorne na podnóżku tronu składają wyznania, łaskawie darujesz; przetobym się chętnie do wszystkiego przyznał, gdybym co złośliwie i haniebnie wykroczył.
Człowiek jestem wprawdzie ułomny, humani a me nihil alienum puto, ale przecie honor i uczciwość kochający.
Te dwa cele, a razem łaska W. K. M. tak mi są miłe, że wolę być poczciwym nędzarzem, niżeli najbogatsze na głowie nosić tyary. Gotowy jestem jak najuroczyściéj usprawiedliwić się z pokątnych na mnie potwarzy, i znajdę może ludzi wiarygodnych, którzy dadzą świadectwo niewinności mojéj. Rzecz jednak dziwna, że dopiéro teraz źle słynąć począłem, gdym z daru W. K. M. został nominatem ławryszowskim. Ta archimandrya, zdawna do szafunku majestatu należąca, zostawszy pod królami Sasami, mało o kraju polskim wiedzącemi, zamieniona w monastyr, dała pochop mnichom, że chcąc ją ocalić, przedsięwzięli burzyć sławę moję. Czyliż dlatego ja mam być niecnotą, aby w Ławryszowie u(!) mnichów bezczynnych i nad teologią moralną pasących się jadło i piło? Doznał przede mną téjże nienawiści ks. Melecyusz Gedroić, na toż opactwo przed jedenastu laty od W. K. M. nominowany. Doznają podobno wszyscy inni opaci, ba, i biskupi nawet, tychże losów; owszem pewny jestem, że i kto inny na moim miejscu nominowany zostałby równie, jako ja, dla ocalenia klasztoru, ofiarą kalumnii i podłego oszczerstwa, oportet ut unus moriatur pro populo.
Bóg jest tarczą niewinności mojéj; W. K. M. bądź dla niéj drugą, a nie dopuszczaj, jako powszechny narodu ociec, upadać mi pod ciężarem smutku, który już skądinąd w samym kwiecie lat moich, widzę, zbliża rydel do wykopania mi grobu. Z łaski W. K. M. zostałem teraz wydobyty z-za kordonu rosyjskiego i przeniesiony z Połocka do Wilna. Życzyłbym sobie, Panie Miłościwy, abym z téjże litości pańskiéj mógł być przy boku biskupa, brata mego, któryby mi dopomógł do instalacyi mojéj i zupełnego już z daru W. K. M. korzystania.
List Jm. ks. nuncyusza, napisany do zwierzchności mojéj, aby mię uwolniła i do brata wysłała, uprzątnie wszystkie zawady dalszéj promocyi mojéj. Najmiléj zaś dla mnie będzie być poznanym od W. K. M., opowiedziéć ustnie wszystkie przypadki moje i ucałować rękę dobroczynną.
Jestem z najgłębszym respektem i najgruntowniejszym w całym biegu życia mego przedsięwzięciem.

Waszéj Królewskiéj Mości Pana mego Miłościwego
najniższy sługa i wierny poddany
Stanisław Samuel Naruszewicz, bazylian.

Z Wilna, 10 stycznia 1779.


KONIEC.