Listy (Krasiński, 1882-1887)/Tom III/Listy do Edwarda Jaroszyńskiego/VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Krasiński
Tytuł Listy
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1882-1887
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
VIII.


Warszawa, d. 14 Stycznia 1844.  


Mój drogi Edwardzie! List twój kochany i taki dobry wczoraj odebrałem, ale powodu milczenia twego nie pojmuję dotąd. Od roku 1839 w lecie, kiedyś był łaskaw mi pieniędzy przysłać, ja pewno z piętnaście razy do ciebie pisałem, a nigdym odpowiedzi nie odebrał. Wreszcie przed trzema miesiącami, odsyłając ci owe tysiąc rubli, także pisałem, i pisałem jak do tego samego zupełnie, z którym na łódce pożegnałem się wśród błękitów morza i nieba 1835 r. Widzisz ztąd zaraz, że ani przestrzeń, ani czas najlekszej odmiany nie przyniósł do serca mego, i żem wiecznie tak samo cię kochał i ufał tobie. Lecz i na ten list nie odpisałeś nic, tylko rewers z podpisem twoim bankier mi przysłał. Wtedy coś gorzkiego wstąpiło mi do duszy. Nie myśl, by jak a gorycz przeciwko tobie, o nie, ale sroga przeciwko losom moim; bo wydało mi się, że nosisz w samej głębi serca jakiś wyrzut ku mnie, i że on przeszkadza ci mówić ze mną. Wtedym oznajmił Skibickiemu żal mój, i prosiłem go, by do ciebie o nim napisał! Nie porozumiemy się, Edwardzie drogi, aż się obaczym i głosem żywym nie martwą literą się pojednamy! Ten wyraz nie znaczy jakobyśmy poróżnionymi być mieli; ale tylko to, że przez martwy papier dojść nam nie sposób do wyższej, świeżej jedności duchów naszych! Mogłeś i słusznie bardzo mieć przyczynę pewnego żalu do mnie, do ducha mego! Słyszałeś o mnie, nie dotykałeś się mnie, nie możesz więc łańcucha ogniwów, zwanych zdarzeniami zewnętrznemi i uczuciowo wewnętrznemi, a z których żywot ludzki się ogniwi, obliczyć dokładnie w piersiach moich! Ale jeślim dbał o czyj sąd, to o twój, bo ciebie szanuję i kocham! Sąd ten kiedyś wydasz o mnie, mnie samemu, gdy się spotkamy, i gdy się połączym grą wspólną myśli, gdyby grą światła! Do tej godziny, przezemnie upragnionej, polegajmy jeden na drugim, wierz mojemu przywiązaniu, jak ja twojemu wierzę.
A co, panie Edwardzie, czy stanowisko Hegla nie przekroczone w jednym kierunku piekielnie, bo osobistość Boża i ludzka zaprzeczone przez szkołę wielkiego Mistrza, a w drugim kierunku anielsko, bo są ludzie, którzy dalej rzecz powiedli: wsparli się na logice jego, ale wykazali, że ona prowadzi do innych wyników niż jego własne, bo do Czynu opatrznego, bo do uznania konieczności religijnej, bo do nowych wieków ludzkości.
Czyż sądzisz, że Chrystus nadaremno obiecywał Pocieszyciela? I czyż epoka tego Pocieszyciela nie nadchodzi? Trzecia, ostatnia na planecie, korona historyi, dopełnienie się proroctw i żądzy nieskończonej ducha człowieczego?
Napomykam tylko o tem, bo tomy nie ćwiartki o tem pisać, — jeśli pisać; jeśli uczuć, to i ćwiartki nie potrzeba, jedno trzeba w własny spojrzeć głąb, i spojrzeć w wewnętrzny świat.
Przyszlij mi twój dokładny adres. Żonie, proszę, złóż moje uszanowanie i najserdeczniejsze ukłony jej, jak sobie samemu od jej siostry ciotecznej, od Elizy. Do obaczenia się Edwardzie drogi, twój na zawsze

Zygmunt.  

Każ tam czasem u siebie mszę odmówić za duszę Konstantego.














Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zygmunt Krasiński.