Listy Annibala z Kapui/List Filipa Talducci
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Listy Annibala z Kapui, arcy-biskupa neapolitańskiego, nuncyusza w Polsce, o bezkrólewiu po Stefanie Batorym i pierwszych latach panowania Zygmunta IIIgo, do wyjścia arcy-xięcia Maxymiliana z niewoli |
Podtytuł | z dodatkiem objaśnień historycznych, i kilku dokumentów, tyczących się tejże epoki dziejów polskich oraz z 10 podobiznami podpisów osób znakomitych |
Wydawca | Ig. Klukowskiego Xięgarza |
Data wyd. | 1852 |
Druk | J. Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Aleksander Przezdziecki |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
LIST FILIPA TALDUCCI, AGENTA TOSKAŃSKIEGO W POLSCE, DO KAWALERA CONCINI Z HRABIÓW DELLA PENNA, WE FLORENCYI, Z OPISANIEM ŚMIERCI PODKOWY, WOJEWODY WOŁOSKIEGO,
w czerwcu 1578. pisany.
Król Jego Mość wyjeżdżając z Warszawy kazał zawieść Podkowę, niegdyś Hospodara Wołowskiego, do Rawy w ziemi Mazowieckiéj i trzymać go tam pod ścisłą strażą. Nakoniec kazał go sprowadzić do Lwowa, dokąd przyjechał był Czausz, nie w innym celu, (jak o tém publicznie mówiono), jak tylko dla domagania się głowy tego Podkowy. W tym samym celu zjawił się także Poseł od Hospodara Wołoskiego, który ofiarował Królowi 50 wołów, cztery beczki muszkatu, dwie beczki małych cytryn solonych, i pięknego rumaka. Poczem w Poniedziałek, który przypadł na 16 Czerwca, Król J. M. z rana wyjechał z miasta na dwa dni, nibyto dla łowów; a przed wyjazdem zostawił rozkaz aby całe miasto stanęło pod bronią; dał także rozkaz hajdukom swojéj straży, aby miasto było zamknięte; a pierwiéj jeszcze kazał był wyjechać Czauszowi, tak dla własnego jego bezpieczeństwa, jak dla oddalenia po części pozoru tego co miało nastąpić. Albowiem był trochę podejrzanym zjazd wielki ludzi zbrojnych przybyłych po części dla uczczenia Króla J. M., a po części może dla tego, że słyszeli o przywiezieniu Podkowy do Lwowa.
Po wyjeździe Króla J. M. i daniu wszystkich potrzebnych rozkazów, około czternastéj godzinie[2] przyprowadzono na rynek nieszczęsnego Xięcia; nie był jednak związany, ani też go kto trzymał; ponieważ wymówił był to sobie jako łaskę, gdy mu ogłoszono wyrok śmierci. Po rynku, gdzie huk bębnów i szum ludzi był wielki, przeszedł się dwa razy, głaszcząc się po brodzie, i spoglądając na lud bez żadnéj oznaki bojaźni; potém prosił o milczenie, co gdy otrzymał, wyrzekł następujące słowa:
„Panowie Polacy, idę na śmierć nie wiem za co, ponieważ nie pamiętam, abym w życiu mojém uczynił co zasługującego na taki koniec. To wiem dobrze, że zawsze biłem się mężnie i po rycersku przeciwko nieprzyjaciołom imienia Chrześciańskiego, i żem pracował zawsze na pożytek i dobro kraju; z mocném postanowieniem być dla niego murem i warownią przeciw niewiernym; tak aby oni w granicach swoich pozostali, i nie mogli przebyć Dunaju. Ten dobry zamiar nie przyszedł do skutku; Bogu to wiadomo dla czego; ale najbardziéj przeszkodził temu ten, na dobrą wiarę którego dałem się przywieść do tego kraju. Ale w Bogu mam nadzieję, że wkrótce jako pies zdradziecki, odniesie karę za moją krew niewinnie przelaną[3]. Nic więcéj nie wiem, tylko że mam umierać z ręki tego (pokazując kata); ponieważ Turek, pies poganin, rozkazał to waszemu Królowi, a swojemu poddanemu; a wasz Król, temu rozkazał. Nareszcie dla mnie jednego, to nie wiele znaczy; ale miejcie w pamięci, że nie zadługo, to co ze mną się dzieje, i wam się przytrafi, i że wasze majątki, wasze głowy, i waszych Królów, ile razy ten pies poganin rozkaże, do Carogrodu zawiezione będą.”
Potem zamilkł na chwilę, i obróciwszy się do ośmiu ludzi swoich, którzy przy nim byli, rzekł daléj:
„Proszę was, aby tym sługom i towarzyszom moim, którzy są tak zacni jak ja sam, po mojéj śmierci nic złego się niestało; ponieważ przedewszystkiém są to poczciwi ludzie; a potém dobrze zasłużeni téj Rzeczypospolitéj. A zatém nietylko wypada, aby żadnéj krzywdy nie doznali, ale nawet aby dostali nagrodę wedle zasług swoich.”
Potém dodał:
„O to jeszcze was proszę, abyście temu człowiekowi bez czci (pokazując kata) jako niegodnemu dotknąć się mego ciała za życia, nie pozwolili dotykać się go i po śmierci mojéj; ale żeby to zostawione było tym moim ludziom, którzy dla tego jedynie tu są, aby mi tę ostatnią przysługę oddać.”
Potém zamilkł; a lud cały płakał; płakało zwłaszcza wielu żołnierzy, którzy dla niego tylko tu przybyli, a nie mogli mu przyjść w pomoc, z przyczyny wielkich przygotowań uczynionych do odporu; ale na ich twarzach malował się smutek jaki w sercach czuli. Jeden z nich podszedł do niego z wielkim kielichem wina; a mówią niektórzy, że sam (Podkowa) o to prosił; dość, że chętnie przyjął kielich i wypił duży haust, obrócony do tego, który mu wino podał, powiadając wedle zwyczaju krajowego, że pije do niego za zdrowie jego i wszystkich towarzyszy jego. Poczem znowu przeszedł się dwa razy; a chcąc przybrać się do kaźni, zobaczył przygotowany pęk słomy, na którym miał uklęknąć. Co widząc głośno powiedział:
„O Boże mój, czyliż nie godzien jestem uklęknąć na czémś lepszém od tego!”
I obracając się do swoich ludzi dodał:
„Idźcie do moich rzeczy i przynieście mi dywan co mi jeszcze pozostał.”
Co gdy uczyniono, składnie ukląkł, pomodlił się i przeżegnał z Ruska (gdyż był tego wyznania); i zamknął oczy, oczekując ciosu śmiertelnego; a gdy kat nie uderzał, obrócił się do niego mówiąc:
„Co ty robisz?”
Na co mu kat odpowiedział:
„Panie, potrzeba pierwéj suknie tak ułożyć, aby nie zawadzały.”
Na to Podkowa:
„Bardzo dobrze.”
Sam ułożył suknie, powiedział katowi, aby wykonał swoją powinność, i polecając się Bogu, z wielką stałością odebrał cios śmiertelny. Ktoś z przytomnych (zapewnie umyślnie na to postawiony) dla pokazania, że sprawiedliwości zadosyć uczyniono, podniósł głowę i trzy razy ludowi pokazał. W tym momencie słychać było taki krzyk boleśny wśród ludu, że gdyby nie przygotowano odporu, można się było lękać rozruchu. Już nawet hajducy obawiając się czegoś, spuścili byli rusznice; ale jednak na niczém się skończyło. Ale wypadek ten sprawił w ogóle najgorsze wrażenie, i widać, że to J. Królewskiéj Mości wiele zaszkodzi w miłości narodu; chociaż w końcu wszystkiemu się zaradzi, i o wszystkiém się zapomina.
Ludzie Podkowy odebrawszy ciało jego, i przyszywszy do niego głowę, włożyli do skrzyni zielonéj, którą mówią, że sam przygotować kazał; zanieśli je do pobliskiéj Cerkwi Ruskiéj, i nic więcéj o tém nie słychać.
- ↑ Kopię autentyczną tego listu w języku Włoskim posiadam w moim zbiorze.
- ↑ Godziny z włoska rachowano od Zachodu Słońca, a więc godzina XIV wypadała przed południem.
- ↑ Rozumiał przez to pewnego Generała Ruskiego, na zapewnienie którego posłany był do Króla, pod obietnicą, że mu się nic złego nie stanie.
(Przypisek własnoręczny Filipa Talducci). Był to Janusz Xiąże Zbarazki, Wojewoda Bracławski. Ob. Albertrandego Panow: Stef. Bator. pod r. 1577.