Listy ze Szwecyi/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Listy ze Szwecyi |
Wydawca | Salomon Lewental |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Drukarnia S. Lewentala |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dnia siódmego sierpnia, o godzinie drugiéj z południa, zebrali się członkowie kongresu na otwarcie jego uroczyste w sali, w któréj szlachta przedtém sejmowała, gdy każdy stan osobno odbywał narady. Sala ta dosyć obszerna, za całą ozdobę, ma ściany okryte od góry do dołu niezliczonemi herbami szwedzkiéj szlachty, malowanemi na blasze. Z tych niektóre są i nam znane, bo wiele z tych rodzin miało indygenaty. Między innemi i herb Engeströmów do liczby ich należy. Prezes komitetu hrabia Hamilton zajął krzesło, a dawni prezesowie przeszłych kongresów i członkowie rady, umieścili się przy biórze, posiedzenie otwarte zostało mową hr. Hamiltona, Prof. Capellini (ten który pierwszy podał myśl tych zjazdów w Spezyi) wniósł obiór jednogłośny tymczasowego prezesa, jako prezydującego sesyi całéj — co téż natychmiast spełniono. Następnie pozdrowił zgromadzenie w imieniu ks. Humberta, protektora Kongresu Bolońskiego, sekretarz odczytał listy delegowanych różnych krajów i stowarzyszeń naukowych, i rzut oka na rozwój archeologii w Skandynawii i przystąpiono do wyboru prezesów, wice-prezesów, Rady i sekretarzów. Wybór ten, jak się domyślać łatwo, jest formalnością tylko, gdyż z góry ułożona lista, przez tych, którzy zwykle przewodniczą kongresom i rozporządzają niemi, — zostaje zawsze przyjętą nawet bez obliczania głosów. Nie będziemy wymieniali tych osób znanych już z przeszłych posiedzeń, jako pp. Capellini, Worsaae, Virchow, Quatrefages, Desor, Dupont, Bertrand i t. p. Pewna liczba Szwedów tylko weszła do składu Rady, mogącéj się nazwać honorową, gdyż nie ma ona żadnéj czynnéj roli, ten tylko przywiléj zyskuje, że zasiada bliżéj stołu, biura i mównicy, — lepiéj widzi i słyszy. Na tém skończyła się ceremonia otwarcia, a kongres poszedł obiadować do Grand Hôtel, o ile się tam pomieścił. Na godzinę szósta wieczorem, wszyscy członkowie zaproszeni byli przez miasto Stockholm na podwieczorek i kolacyę do Hasselbacken, sławnego ogródka i restauracyi ulubionéj Szwedom, zkąd jest prześliczny widok na miasto i oblewające go wody. Przyjęcie w Hasselbacken było gościnne, wspaniałe i ożywione; ogródek przystroił się w kwiaty, w chorągwie, w lampy, muzyka brzmiała i mównica nie próżnowała. Przemówił z niéj najprzód bardzo piękném powitaniem baron af Ugglas prezydent miasta, a po nim liczni mówcy dziękujący za gościnność. Jeden z niemieckich gości wyrwał się z niemieckim toastem na cześć Gustawa Adolfa, ale go niedość sympatycznie przyjęto. Naostatek w pięknéj mowie pozdrowiono oddaloną a pobratymczą Islandyę. Wieczerza, toasty, mowy, fajerwerki, poncz szwedzki i wesołe pogadanki trwały do późna w noc.
Nazajutrz w sobotę, o dziesiątéj, rozpoczęły się naostatek, rzeczywiste prace kongresu. Na programie stało pytanie: — Jakie są najstarsze ślady istnienia ludzkiego w Szwecyi? — P. Torell stosownie do tego założenia czytał rzecz o formacyach geologicznych kraju, w których się znajdują najdawniejsze ślady bytu i pracy człowieka. Według niego trudno przypuścić, ażeby tu ludzie mieszkali w epoce lodowników; wiek kamienia łupanego nie istnieje właściwie w Szwecyi, najstarsze ślady sięgają epoki kamienia gładzonego.
Poparł go rozprawą swoją baron Kurek, który wiele kopał i poszukiwał sam, przez ciąg lat dosyć długi. Według niego także kamień łupany nie znajduje się w Szwecyi, nawet w Skanyi i prowincyach południowych, samoistnie. Kurek nie dzieli wieku kamienia na dwa wieki odrębne; znajdował on łupany i gładzony kamień razem ciągle pomięszane. Z obu tych rozpraw wynika, że zabudowanie Szwecyi przyszło dosyć późno i że nastąpiło w końcu wieku kamienia.
P. Worsaae uczony duński, jeden z głównych pracowników około archeologii skandynawskiéj (świéżo mianowany ministrem oświecenia) bronił swéj teoryi podziału epoki kamiennéj — i znajdował, że go należało do Szwecyi zastosować, któréj część przynajmniéj zaludnioną była w czasach kamienia łupanego. Według niego, w grobach z tego czasu, znajduje się tylko nieobrobiony kamień i kości zwierząt, nigdy gładzony. Na to odpowiedział Evans, uczony archeolog angielski, stojąc przy pierwszych i dowodząc, że krzemień choćby niegładzony, może do późniejszéj należéć epoki, jeżeli typy narzędzi mają jéj charakter. Nie szlifowano ich często, nie dla nieumiejętności i niemożności, ale dla oszczędzenia sobie pracy. Oznaczenie epoki, do jakiéj należą wyroby, powinno się opiérać téż, na szczątkach fauny, która im towarzyszy. We Francyi i Anglii obok narzędzi epoki paleolitycznéj znajdowano kości zwierząt okresu czwartorzędnego. W Szwecyi, gdzie lodowniki dłużéj z powodu klimatu trwać musiały, prawdopodobnie człowiek osiedlił się téż późniéj, niż w innych krajach Europy. P. Worsaae świadczył się pomnikami paleolitycznemi w muzeach i nastaje téż na znamiona typów charakteryzujących epoki, na co i p. Evans się zgadza.
Wśród tych rozpraw dosyć ożywionych, p. Hamy przypomina, że niegdyś głoszono o odkryciu śladów człowieka w Szwecyi w epoce czwartorzędnéj, że p. Karol Martina znalazł tu, w okolicy Södertelie, szczątki zasypanéj chatki rybaka, w warstwach żwiru i zapytuje o wyjaśnienie tego faktu, którego ważność dla nauki popiéra prof. Desor, wątpiąc, czy tak dawne ślady mogą się znaléźć w Szwecyi, gdy daleko bardziéj na południe posunięte kraje, miały naówczas klimat północny? Sekretarz p. Hildebrand wyjaśnia ten fakt odkopania chaty rybaczéj, jako nadzwyczaj niepewny i niemogący nauce służyć za podstawę wniosków. Chata, jak się okazuje, zasypana oberwanym żwirem, była stosunkowo daleko późniejszą.
Co do klimatu ostrego w téj epoce we Francyi i Szwajcaryi, p. Bertrand innego jest zdania, niż p. Desor, nie sądzi, ażeby mógł być zbyt surowym, gdyż w nim też same zwierzęta znalazł pastor Frossard, (pieczary Pyreneów) jakie tam i teraz istnieją, z wyjątkiem dwóch tylko (renifera między innemi).
P. Howorth (Anglik), dodaje uwagi o formach narzędzi kamiennych i pierwszych bronzowych i o następstwie epok po sobie, popiérając je analogią z Zelandyą. Przypuszcza on, że w téj epoce (kamienia) Skandynawia, Jutlandya, wyspy duńskie, stanowiły jeszcze jeden ląd stały i były z sobą połączone.
Po nim p. de Quatrefages mówi o klimacie różnym krajów płaskich i górzystych, który mógł się różnić wielce na wyżynach. Co do form narzędzi pierwotnych, utrzymuje, że bez naśladownictwa i bez wzoru, instynkt człowieka przy jednostajności materyału, wpadać musiał na formy jedne, które o stosunkach ludności różnych krajów nie koniecznie świadczą. (Była to i dawniéj myśl p. Klemma). P. Howorth stwierdza ją zupełném podobieństwem narzędzi kamiennych Maorisów i europejskich.
Po tym wstępie wrócił p. Desor do obrony swojego twierdzenia o klimacie Europy zachodniéj, w epoce paleolitycznéj, przeciwko p. Bertrandowi, wskazując tu faunę północną bardzo wybitną. P. Engelhardt mówił jeszcze o nowych odkryciach w Danii, wskazujących nowy okres przejścia między Kjökken-möddingsami a Dolmenami, i o stacyach wyrobów na wyspie Oland, na ostatku p. Zawisza z Warszawy odczytał sprawozdanie swe o poszukiwaniach w grocie Mammuta. Na tém zakończyło się ranne posiedzenie, na popołudniowe przypadało pytanie: Jakiemi drogami bursztyn z północy dostawał się starożytnym narodom? — Rozpoczęto jednak od rozprawy o pokładach czwartorzędnéj epoki, w okolicach Paryża, około Grenelle, które p. Hamy, opiérając się na poszukiwaniach Martina, uważa za typ najlepszy następstwa warstw po sobie we Francyi. — Dzieli on je na trzy okresy i wskazuje w nich trzy typy osobne plemion ludzkich, im właściwych. — Po téj rozprawie dopiéro zaczęto mówić o bursztynie. Czytał o nim p. Stolpe, wymieniając najprzód źródło zkąd się bursztyn dobywał, wybrzeża Bałtyku, morza północnego, pokłady trzeciorzędne w Polsce, Galicyi i Prusach; — bursztyn Sycylijski około Katany i t. p. — Wystąpił natychmiast prof. Capellini z dowodem w ręku, że bursztyn znajdował się także w okolicach Bolonii i że Rzymianie, bodaj nie bardzo potrzebowali z północy go ściągać, bo go mieli u siebie. Przynajmniéj co do bursztynu w Villanowa i Marzabotto, Capellini utrzymuje, że jest boloński. — Ten nowy fakt na chwilę zdumiawszy słuchaczów, nie wywołał zrazu oppozycyi, bo Dr. Wiberg wstąpił na mównicę dla odczytania uczonéj rozprawy o drogach handlowych, jakiemi bursztyn się dostawał do Rzymu. Wskazał on tu gościńce po nad Elbą, nad Renem, Rodanem i t. p. Praca ta, na źródłach oparta, zresztą w głównych swych zarysach była już znaną.
Zaledwie dokończył czytania, Dr. Virchow powstał, aby się oprzéć Capelliniemu, co do pochodzenia bursztynu, którego pewne rodzaje cenniejsze, musiały być z północy przywożone, bo o tém historya świadczy zgodnie. Obaj ci uczeni, Capellini i Virchow mówili o rodzajach i odmianach bursztynu, zapomniawszy co o nim i o najcenniejszych jego w starożytności barwach pisze Pliniusz. Virchow opalowy, białawy bursztyn stawił jako najdroższy, przeciwko brunatnemu (polychrom) przejrzystemu Bolońskiemu. (Pliniusz mówi wyraźnie — Summa laus Falernis, a vini colore dictis.)
Miał zaś zupełną słuszność Virchow, wykazując wyrobami przemysłu etruskiego na północy, handel jaki Rzymianie prowadzili z temi krajami, które im nic innego dać niemogły za ich bronzy i kość słoniową, jak futra i bursztyny. Capellini jednak obstawał przy bursztynie włoskim, przywodząc nazwanie wysp elektrycznych za dowód, które wedle Virchowa mogły być nie źródłem, ale targowiskiem bursztynu.
Virchowa poparł p. Howorth, zaczęto bursztynu śladów szukać i przywodzić jego wykopane szczątki w różnych krajach, w Anglii i t. p. Posiedzenie skończyło się, zaledwie dotknąwszy téj kwestyi, któréj Capellini nadał zwrot nowy.
Następnego dnia, 9 sierpnia, oglądaliśmy Muzea. Należałoby im poświęcić chyba osobną kartę, aby dać o nich wyobrażenie. Gmach znacznych rozmiarów, mieści w sobie wszystkie zbiory, począwszy od galeryi obrazów i odlewów, broni, majoliki, aż do starożytności przedhistorycznych, dla nas najciekawszych. — Epoka kamienia jest tu najliczniejszemi i przepysznemi okazami reprezentowaną. Takiego doboru, takich szeregów narzędzi kamiennych, nie spotyka się nigdzie prawie, oprócz Kopenhagi i Stockholmu. Natomiast epoka bronzu czystego, pierwotnego, jest stosunkowo mniéj obfitą. Są tu osobliwości, jak resztka wózka bronzowego do wożenia (zataczania) naczyń ofiarnych, podobna do znalezionéj w Meklemburgu, i ozdoba naczynia, znaleziona w Balkakra około Ystad, ale ta ostatnia czy istotnie należy do właściwéj epoki bronzu, jest dla nas rzeczą bardzo wątpliwą. — Ażeby o téj epoce w różnych krajach, z całą rozmaitością jéj typów wyrobić sobie jakieś pojęcie, należy koniecznie porównać zabytki mnogie w muzeach: Kopenhagi, Stockholmu, Lundu, Kiel, Stralsundu, Szwerin’a, Poznania, Krakowa, Pesztu (szczególniéj) Pragi, i t. p. — Okres żelazny jest w Stockholmie, równie jak kamienny, bardzo licznemi szczątkami uprzytomniony. Tu są typy nadzwyczaj piękne i ciekawe, z bronzu, srebra, złota i t. p. Pominąwszy te epoki przedhistoryczne i przejście od nich do bliższych nas, Muzeum ma aż do odrodzenia rozmaite zabytki przemysłu i kunsztu, także godne bliższego rozpatrzenia. Wiele z tych wyrobów złotniczych, dawnych, dostało się tu z Polski, w XVII wieku. Lecz opisać to, wymienić nawet główniejsze przedmioty, jest prawie niepodobieństwem...
W salach malowidłom poświęconych, szczególniéj nowa szkoła szwedzka ściąga uwagę, pięknemi obrazami rodzajowemi, które nieustępują nowym niemieckim, ale — ślady Monachijskiéj i Düsseldorfskiéj szkoły na sobie noszą. Nie ma wątpliwości, że sztuka ma tu przyszłość i talenta, na które rachować może. Pomniki, jakiemi przyozdobiony jest Stockholm, poświadczają téż o rzeźbiarzach jak najkorzystniéj.