Lot ponad sercem Italji

<<< Dane tekstu >>>
Autor Filippo Tommaso Marinetti
Tytuł Lot ponad sercem Italji
Pochodzenie Literatura włoska
Wielka literatura powszechna T. 2
Wydawca Trzaska, Evert i Michalski
Data wyd. 1933
Druk Jan Świętoński i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Porębowicz
Tytuł orygin. Le Monoplan du pape
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LOT PONAD SERCEM ITALJI
(w oryginale po francusku)

Wstrętna komora, o sześciu ścianach jak trumna.
Wstrętna ziemia! Glob błotnisty
U moich ptasich szponów. Chcę ujść,
Upoić się lotem!... Monoplan, monoplan!

Przez szczelinę murów gwałtownie rozdartych
Mój monoplan wielkoskrzydły węszy niebieski strop.
Przede mną trzask stali
Kraje światłość, a gorączka w mózgu
Śruby poryka naokół.
Zadrżałem, tańcząc na kołach uświadomionych,
Sieczony wiatrem zachceń oszalałych,
Podczas gdy w logicznej czarności kajuty
Mechanicy wstrzymują tylne sprężyny,
Jak się trzyma lub popuszcza latawca.
Naprzód, w lot.

Odczuwam potężne szczęście być nakoniec tem,
Czem jestem:
Drzewem zhuntowanem, co się wykorzenia
Wysiłkiem woli i tak wylatuje
Na rozdzierzganem, szumiącem listowiu,
Wyrzucając prosto, prosto pod wiatr
Kłąb swych korzeni — pod wiatr.
Rozwiewa mi się pierś, jak wyżlobiony lej,
A wszystek lazur nieba gładki, świeży, nawalny,
Rozkosznie w nią się wciska.
Jestem oknem rozwartem, zakochanem w słońcu,
Lecącem ku niemu.
Któż zdoła powstrzymać dziś
Okna spragnione chmur
I pijane balkony,
Co się oderwą dziś wieczór od starych domów,
Ażeby w przestrzeń paść?

Odzyskałem mą tęgą odwagę,
Odkąd me stopy przyziemne
Przestały ssać lęku zachowawczy sok
Z gleby ostrożnej.

Wzwyż ku pełnemu niebu. Oto się wspieram
Na prawach elastycznych powietrza. Ah!...
Zawieszony pionowo nad miastem
Z jego swojskim nieładem
Domów stojących jak meble służebne.
———————————
Wyżej i dalej, poza te mury.
Tam sfora krzyżów. Oto się zbliżają
Między szeregi cyprysów strażniczych
Ogrody mogilne, różem i zielenią
Krzyczące; marmury jak chusty rozwiane.
Dzisiaj umarli radzi lecieć ze mną.
Dziś umarli pijani, umarli weseli.
Byłem umarły jak wy — dzisiaj wskrzesłem!...
———————————
W przestworzu słona woń — to morze!
Niezliczone szeregi kobiet, jak bławaty,
Rozpinające gorset. Oto piana
Wiotkich nagości, splecionych i chciwych
Ostatniego haustu blasku
W okrężnem pustkowiu nieba.
Ah, śmiać się muszę z was, żaglowce wbite
W piasek, owady wywrócone, próżno
Silące się — tak śmiesznie — powstać na nogi!
Wyspy pretensjonalne swym płaszczem zielonym,
Jesteście w oczach mych płatami kwiecia
Bagien, gryzionemi przez otyłe muchy.
Przelatam nad wami jak wichr
I pieszczę raźnym ruchem dłoni
Niezmierny glob atmosfery,
Potworny grzbiet druzgoczącej grozy,
Co mię dzieli od morza...
———————————
Ah, ah, mroczny afrykański wietrze,
Ociężały wietrze, obłudnie powolny,
Czyhasz na moją rozrywkę?
Naco pozorować podstępne zawroty?
Ja zażyć cię potrafię,
Wzlatam w twych ramionach włóknistych, zawilgłych;
Tysiąc metrów niżej czernieje z wściekłości
Morze; — wracamy. Czyż ziemia ma swoją woń?...

Lecz skąd ten odór zatęchłej piwnicy?
Z trudem rozglądam mapę, schylony nad busolą.
Ten miękki zapach grobowy — to Rzym,
Moja stolica! Ah! ba, ogromne kretowisko,
Stosy papierów gryzionych powoli
Zębami szczurów i drzewnych korników.
Kopuły! Rozbujałych kolosów wydęte brzuchy
W oparach fioletowych wieczoru!
Z wszystkich tryskają złocone iglice,

Sztylety drżące jeszcze w rozebrzmiałych ranach
Nad żałobnemi gmachami ciemności!...
———————————
Tam pakeboty w rozsypce,
Rzekłbyś, wgórę uniesione kuźnie
Dymiące, z szybami w ogniu,
Jakby je cyklon gwałtowny.
Wyrwał ze szczętem,
Ślizgają po żywej czarności morza,
Jak wielkie młyny do mielenia gwiazd.
Maszty pompują niebo, a naokół
Mąka gwiazd sypie się przez luki statków.
Potrzeba mi się oprzeć wszystkim ciosom wichru,
Co mię wstrzymuje; nachylam się dzióbem,
Kołyszę się, aparat dzierżę w równowadze,
Prostując obie kierownice.
Wystarczy jeden ruch pompy, by wskrzesić
Mruk jedwabisty napojonych komór.
Z rezerwoaru niechaj tryśnie fala,
Jak z rany bohatera!

(F. T. Marinelli. Le Monoplan du pape, Paris 1912.)




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Filippo Tommaso Marinetti i tłumacza: Edward Porębowicz.