[137]I.
Kołysz się, pieśni, jak palmy nadwodne,
świeć mi, jak nocne po lasach świetliki,
szerz się, jak niebo nad Hindją pogodne!
A cicho! cicho... niechaj bólów krzyki
głośniejszem echem na strunach nie jękną,
by snadź się znowu duch nie zbudził dziki
i jak rumaki, co się gromu zlękną,
nie uniósł, krwawe skruszywszy wędzidła
i wzniósłszy w górę głowę szałem piękną!
O cicho! cicho... Duch mój złożył skrzydła
i śpi, jak orzeł, na skalistym szczycie —
i jeno wspomnień wpółsenne mamidła,
jak lekkie chmurki na niebios błękicie,
płyną i lecą przed uśpionym ptakiem,
unosząc z sobą w dal bezkresną — życie!
[138]
O, pieśni moja! leć-że za tym szlakiem
ginącym cicho w mglistym nieboskłonie,
wstrzymaj go, zaklnij dawnej mocy znakiem,
niechaj raz jeszcze me płonące skronie
owieje tchnieniem minionego czaru:
niechaj znów czuję lotosowe wonie,
widzę znów fale złote od pożaru
miesięcznych ogni, — niech gwiaździste róże
znów na me włosy lecą z nieb bezmiaru,
niechaj znów słyszę dawnej pieśni burzę,
której skrzydłami niesiony po toni
szedłem w królewskiej pieśniarza purpurze
po sen, po szczęście, ból a śmierć... Pieśń dzwoni...