[174]XX.
I zapragnąłem wszechświat wchłonąć w siebie —
i zapragnąłem poznać własną duszę!
W niezamąconem dotąd szczęścia niebie
blade się jęły pojawiać katusze
bezbrzeżnych tęsknót i pragnień niesytych,
które krzyczały, że ją posiąść muszę!
Co noc w księżyca blaskach złotolitych
z taką gwiaździstą nad czołem koroną
drżącą na falach w barwach rozmaitych
widzieć ją, blizką a niedoścignioną,
tak bardzo swoją a taką daleką;
myśleć, jak płonie jej dziewicze łono,
jakie się ognie palą pod powieką,
czuć, jak rozkoszą krew jej wzbiera, tętni,
gdy ją pieśń moja zbłąkana nad rzeką
[175]
w uścisk objąwszy ogniem roznamiętni,
wiedzieć, że szczęście jest w jej objęć szale
dla duszy, co się w łzach wieczystych smętni, —
a nie móc sięgnąć po nią tam — nad fale —
pieszczoty głodną, rozkochaną ręką
i jeno w pieśni zaklinać swe żale:
o! niezmierzona, niepojęta męko!