Lucyper — literatem
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Lucyper — literatem |
Pochodzenie | Piosnki i satyry |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1879 |
Druk | Józef Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Nie zgadniecie — powiem zatem:
Lucyper jest literatem;
Odczytuje chciwie
Utwory przeróżnéj treści,
Dzienniki, mowy, powieści...
Tylko że właściwie
Nie sam czyta; pańskim wzorem,
Posługuje się lektorem.
Wtem jednak różny od panów,
Że nieznosi szarlatanów,
Zwłaszcza nikczemności.
Biedny lektor strzedz się musi,
Bo ledwo podłość wykrztusi,
Lucyper się złości,
Pieni, zżyma, łaje, gdera,
Klnie, a w słowach nie przebiera.
Owóż pewnego wieczora,
Król ten, rzecze do lektora:
Patrz, co mi przysłali;
Z Krakowa, same nowości,
Proszę siadać jegomości,
Będziemy czytali.
Najprzód tego tam sławnego
Z akademii, Walewskiego.
Lektor czyta... a wtem wrzaśnie
Lucyper: cóż to za baśnie!
Co to za androny!
To to pan Walewski taki!
Czekaj, zażyję tabaki!
To hultaj skończony!
Akademja wstydu niema,
Że takiego łotra trzyma!
Rzuć to! czytaj co innego,
Irlandję Domagalskiego.
Lucyper siadł słucha...
Ale po krótkim momencie,
Brzydkie wygłasza zaklęcie
I strasznie wybucha.
No, woła, tego człowieka
Bastonada chyba czeka!
Spalić to! teraz waćpana
Proszę o mowy Goljana.
Lektor bierze, czyta...
Król nasłuchuje ciekawy,
Lecz nagle zrywa się z ławy
I za łeb go chwyta.
Kłamiesz! krzyczy, toż ksiądz, Boże!
Takich głupstw gadać nie może!
Przestań bo mnie biorą mdłości!
Lepiej już proszę waszmości,
Przeczytaj „Czas“ oto;
Wprawdzie nędzne to piśmidło,
I porządnie mi obrzydło;
Lecz czasem głupotą.
Bawi jak kuglarska sztuka.
No, czegóż tam wasze szuka?
Lektor słysząc taką mowę,
Podrapał się tylko w głowę,
I schwycił za czapkę.
Nie ufa Lucyperowi!
Zna, co czytać „Czas“ królowi;
Niechce wpaść w pułapkę!
Jęczy że go głowa boli,
I wymyka się powoli.
Niewiem co się dalej stało,
Tylkom to, z pewnością całą
Słyszał od szatanów,
Że Lucyper, z furją wściekłą,
Poprzysiągł na całe piekło,
Że wszystkich tych panów
Dostanie w swoje pazury,
I każe odrzyć ze skóry.