Ludwik Lambert/20 września
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ludwik Lambert |
Pochodzenie | Komedya ludzka |
Wydawca | Biblioteka Boya |
Data wyd. | 1924 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
„Przywiodła mnie tutaj nauka, wiesz o tem; znalazłem tu ludzi naprawdę uczonych, po większej części zdumiewających; ale brak jedności w pracach naukowych unicestwia niemal wszystkie wysiłki. Ani nauczanie, ani wiedza nie mają swej głowy. Słyszysz w Muzeum profesora dowodzącego, że ów z ulicy św. Jakóba plecie skończone głupstwa. Uczony z Akademji medycznej policzkuje uczonego z Collège de France. Przybywszy tutaj, wybrałem się posłuchać starego członka Akademji, który wykładał pięciuset młodym ludziom, że Corneille jest to geniusz krzepki i dumny, Racine elegijny i czuły, Molier niezrównany, Wolter dowcipny, Bossuet i Pascal rozpaczliwie genialni. Profesor filozofji staje się znakomitością, tłómacząc, że Platon jest Platonem. Inny pisze historję słów, nie troszcząc się o myśli. Ten tłómaczy ci Eschyla, ów dowodzi dość niezbicie, że komuny to były komuny, a nie co innego. Te nowe i świetne spostrzeżenia, rozwałkowywane przez kilka godzin, stanowią ową wyższą naukę, która ma być krokami olbrzyma dla ludzkiego poznania. Gdyby rząd miał wogóle jakąś myśl, podejrzewałbym, że się obawia prawdziwych talentów, które zbudzone poddałyby społeczeństwo pod jarzmo inteligentnej władzy. Narody zaszłyby zbyt daleko, zbyt rychło, profesorowie są tedy obowiązani fabrykować głupców. Jak inaczej wytłómaczyć bakalarkę bez metody, bez myśli o przyszłości? Instytut mógłby być wielkim rządem świata moralnego i intelektualnego; ale złamano go świeżo rozdziałem na poszczególne akademje. Wiedza ludzka kroczy tedy bez przewodnika, bez systemu i buja na los szczęścia, bez wytyczonej drogi. Ta beztroska, ta niepewność, istnieją zarówno w polityce, jak w wiedzy. W porządku natury środki są proste, cel jest wielki i cudowny; tutaj, w nauce, jak w rządzie, środki są olbrzymie, cel jest mały. Ta siła, która w naturze idzie równym krokiem i która sumuje się sama ustawicznie, owo A + A które wydaje wszystko, w społeczeństwie jest destrukcyjne. Obecna polityka przeciwstawia sobie wzajem siły ludzkie aby je zneutralizować, zamiast je kombinować aby im kazać działać dla jakiegokolwiek celu. Biorąc tylko Europę, od Cezara do Konstantyna, od małego Konstantyna do wielkiego Atylli, od Hunów do Karola Wielkiego, od Karola Wielkiego do Leona X, od Leona X do Filipa II, od Filipa II do Ludwika XIV, od Wenecji do Anglji, od Anglji do Napoleona, od Napoleona do Anglji, nie widzę żadnej ciągłości w polityce, a nieustanne jej wstrząśnienia nie wydały żadnego postępu. Świadectwem wielkości narodów są ich pomniki, a świadectwem szczęścia — dobrobyt osobisty. Czy pomniki nowoczesne dorównują starożytnym? Wątpię. Sztuki, które wypływają bezpośrednio z jednostki, twory geniuszu lub dłoni ludzkiej niewiele zyskały. Rozkosze Lukullusa warte były z pewnością rozkoszy Samuela Bernarda, Beaujona lub króla bawarskiego. Wreszcie długowieczność ludzka zmalała. Dla kogoś, kto jest z sobą szczery, nic się tedy nie zmieniło, człowiek jest ten sam: siła jest zawsze jego jedynem prawem, powodzenie jedyną mądrością. Chrystus, Mahomet, Luter ubarwili jedynie rozmaicie arenę, w której młode narody odbywały swoje ewolucje. Żadna polityka nie przeszkodziła cywilizacji, jej bogactwom, jej obyczajom, jej zmowie silnych przeciw słabym, jej pojęciom i rozkoszom wędrować z Memfisu do Tyru, z Tyru do Balbek, z Tedmoru do Kartaginy, z Kartaginy do Rzymu, z Rzymu do Konstantynopola, z Konstantynopola do Wenecji, z Wenecji do Hiszpanji, z Hiszpanji do Anglji, — a wszakże nie istnieje żaden ślad Memfisu, Tyru, Kartaginy, Rzymu, Wenecji i Madrytu. Duch tych wielkich ciał uleciał. Żadne nie uchroniło się od ruiny i nie zrozumiało tego pewnika: Kiedy skutek przestaje być w stosunku do swojej przyczyny, następuje rozkład. Najsubtelniejszy geniusz nie może odkryć żadnego związku między temi wielkiemi faktami społecznemi. Żadna teorja polityczna nie ostała się. Rządy mijają jak ludzie, nie przekazując sobie żadnej nauki, i żaden ustrój nie rodzi ustroju doskonalszego niż poprzedni. Co sądzić o polityce, kiedy rząd oparty na Bogu wygasł w Indjach i w Egipcie, kiedy rząd miecza i tjary przeminął, kiedy rząd jednego ginie, kiedy rząd wszystkich nigdy nie zdołał się utrzymać przy życiu, kiedy żadne pojęcie siły intelektualnej, zastosowanej do materjalnych interesów, nie zdołało przetrwać i kiedy wszystko dziś trzebaby przebudować, jak we wszystkich epokach, kiedy człowiek krzyczał: „Cierpię!“ Kodeks, który uważają za najpiękniejsze dzieło Napoleona, jest dziełem najbardziej drakońskiem jakie znam. Nieograniczona podzielność gruntów, której zasada uświęcona jest równym rozdziałem dóbr, musi sprowadzić wyrodzenie się narodu, upadek sztuk i nauk. Ziemię zbyt rozdrobnioną zmienia się w warzywne ogródki, lasy, a z niemi strumienie znikają; przestaje się hodować woły, konie. Zbywa środków tak do ataku, jak do odporu. Niech przyjdzie najazd, lud jest zmiażdżony, stracił swoje wielkie sprężyny, stracił swoich przewodników. I oto dzieje pustyń! Polityka jest tedy wiedzą bez ustalonych zasad, bez możliwej stałości; jest duchem chwili, ciągłem stosowaniem siły wedle konieczności dnia. Człowiek, który widziałby na dwa wieki naprzód, zginąłby na placu publicznym, przywalony przekleństwami ludu, lub też, co mi się zdaje gorsze, smagany tysiącznemi biczami śmieszności. Narody są to jednostki które nie są ani mędrsze, ani silniejsze od człowieka, i losy ich są te same. Zastanawiać się nad człowiekiem, czyż nie znaczy zajmować się narodem? Patrząc na to społeczeństwo, bezustanku nękane w swoich podstawach jak i w swoich objawach, w swoich przyczynach jak i w swojem działaniu, społeczeństwo w którem filantropja jest wspaniałą omyłką a postęp nonsensem, zyskałem potwierdzenie tej prawdy, że życie jest w nas, a nie poza nami; że wznieść się ponad ludzi aby im rozkazywać, jest to, w powiększeniu, rola regenta w szkole, i że ludzie dość silni aby się wzbić aż do linji skąd mogą objąć okiem światy, nie powinni patrzeć pod nogi“.