Ludwik Lambert/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ludwik Lambert |
Pochodzenie | Komedya ludzka |
Wydawca | Biblioteka Boya |
Data wyd. | 1924 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
„Jakto, najdroższa istoto, już żadnych przeszkód? Będzie nam wolno należeć do siebie wzajem, każdego dnia, o każdej godzinie, każdej chwili, zawsze! Będziemy mogli trwać, przez wszystkie dni naszego życia, szczęśliwi, tak jak jesteśmy szczęśliwi ukradkiem, rzadko, na chwilę? Jakto! nasze uczucia tak czyste, tak głębokie, przybiorą kształty tysiącznych pieszczot o których marzyłem? Twoja drobna nóżka rozzuje się dla mnie, będziesz zupełnie moją! To szczęście zabija mnie, miażdży! Głowa moja jest zbyt słaba, pęka pod gwałtownością moich myśli. Płaczę i śmieję się, szaleję. Każda rozkosz jest dla mnie niby rozpalony grot, przeszywa mnie i pali! Wyobraźnia moja wodzi cię przed mojemi zachwyconemi, olśnionemi oczyma, pod niezliczonemi postaciami jakie przybiera rozkosz. Słowem, całe nasze życie jest tu, przedemną, z jego strumieniami, spoczynkami, radościami; kipi, rozlewa się, zasypia, poczem budzi się, młode, świeże. Widzę nas dwoje, złączonych, idących jednym krokiem, żyjących jedną myślą, wciąż serce przy sercu, rozumiejących się, słyszących tak jak echo przejmuje i oddaje dźwięki w przestrzeni! Czy można żyć długo, pochłaniając w ten sposób życie swoje w każdej godzinie? Czy nie umrzemy w pierwszym uścisku? I czemże on będzie, skoro dusze nasze stapiały się już w tym słodkim wieczornym pocałunku który nas pozbawił sił: pocałunek bez trwania, rozwiązanie wszystkich naszych pragnień, bezsilny tłómacz tylu modlitw wydzierających cię mej duszy w czasie godzin rozłąki i ukrytych w głębi mego serca jak wyrzuty? Ja który spieszyłem położyć się w zaroślach aby słyszeć szelest twoich kroków, kiedy wracałaś do zamku; ja będę mógł tedy podziwiać cię dowoli, jak krążysz, śmiejesz się, igrasz, rozmawiasz!... O radości bez końca! Nie wiesz ile ja odczuwam szczęścia patrząc na twoje poruszenia; trzeba być mężczyzną, aby doznawać tych głębokich wzruszeń. Każdy twój ruch daje mi więcej rozkoszy niż może czuć matka patrząc na swoje bawiące się lub uśpione dziecię. Kocham cię wszystkiemi rodzajami miłości naraz. Wdzięk twego najmniejszego gestu jest dla mnie wciąż nowy. Zdaje mi się że trawiłbym noce na wchłanianiu twego oddechu; chciałbym wcisnąć się we wszystkie czynności twego życia, być samą istotą twych myśli, chciałbym być samą tobą. Słowem nie rozstanę się już z tobą! Żadne ludzkie uczucie nie zmąci już naszej miłości, nieskończonej w swoich przeobrażeniach i czystej jak wszystko co jest jednością; miłość nasza szeroka jak morze, szeroka jak niebo! Jesteś moja! zupełnie moja! Będę mógł tedy patrzeć w twoje oczy, aby zgadywać w nich drogą duszę która się w nich kryje i odsłania naprzemian, aby śledzić twoje pragnienia! Ukochana moja, wysłuchaj czegoś czego nie śmiałem ci dotąd powiedzieć, ale co mogę ci wyrzec dzisiaj. Czułem w sobie jakąś wstydliwość duszy, tamującą pełny wyraz moich uczuć; siliłem się je odziać w kształty myśli. Ale teraz chciałbym obnażyć moje serce, opowiedzieć ci cały żar moich marzeń, odsłonić ci kipiącą ambicję mych zmysłów przedraźnionych samotnością w jakiej żyłem, wciąż rozpłomienionych nadzieją szczęścia i obudzonych przez ciebie, tak słodką, tak pociągającą! Ale czyż podobna wyrazić jak bardzo spragniony jestem owych nieznanych upojeń jakie daje posiadanie kochanej kobiety i którym dusze złączone miłością muszą użyczać siły wściekłego zespolenia! Wiedz, Paulino moja, często trwałem godziny całe w odrętwieniu spowodowanem gwałtownością mych namiętnych pragnień, zatracony w uczuciu pieszczoty jak w otchłani bez dna. W tych chwilach myśli moje, całe moje życie, moje siły, topią się, jednoczą w tem co nazywam żądzą, w braku słów dla wyrażenia szaleństwa bez nazwy! I teraz mogę ci wyznać, że w dniu kiedy odmówiłem ujęcia ręki którą podawałaś mi tak ładnym ruchem (smutny rozsądek, który kazał ci wątpić o mej miłości!), znajdowałem się w owym stanie szaleństwa, w którem jest się bliskim mordu byle posiąść kobietę. Tak, gdybym uczuł ten rozkoszny uścisk równie żywo jak głos twój rozbrzmiewał w mem sercu, nie wiem dokąd byłaby mnie zawiodła gwałtowność mych uczuć. Ale mogę milczeć i cierpieć wiele. Poco mówić o tych cierpieniach, skoro marzenia moje mają się stać rzeczywistością. Będzie mi tedy wolno uczynić z całego naszego życia jedną pieszczotę! Kochanie moje, zdarza się czasem jakiś błysk światła na twoich czarnych włosach, któryby mi pozwolił trwać, ze łzami w oczach, przez długie godziny, w kontemplacji twej drogiej osoby, gdybyś mi nie rzekła w końcu odwracając się: „Przestań, ja się wstydzę.” Jutro więc, miłość nasza stanie się jawną! Ach, Paulino, te cudze spojrzenia, ta publiczna ciekawość, wszystko to ściska mi serce... Schrońmy się do Villenoix, zostańmy tam zdala od wszystkiego. Pragnąłbym, aby żadna ludzka twarz nie zajrzała do sanktuarjum w którem będziesz moją; chciałbym nawet aby po nas ono nie istniało, aby zostało zniszczone. Tak, chciałbym odjąć całej przyrodzie szczęście które my jedni wolni jesteśmy odczuć, a które jest tak olbrzymie że rzucam się w nie aby w niem zginąć: to otchłań. Nie przerażaj się łez, które zwilżyły ten list, to łzy radości. O ty, moje jedyne szczęście, nie opuścimy się już tedy nigdy.“