Młody Antioch
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Młody Antioch |
Pochodzenie | Poezye Studenta Tom I |
Wydawca | F. A. Brockhaus |
Data wyd. | 1863 |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom I |
Indeks stron |
Północ minęła — w cichej komnacie
Drży smutnem światłem lampa bladawa,
A z góry oknem po złotej kracie
Wziera księżyca źrenica mgława.
W środku, w osłonach młodzieńcze łoże —
W niem młody Antioch następca tronu,
Schnie jak liść młody, uschnąć nie może,
I pragnie życia — i pragnie skonu.
On co orężem władał już dzielnie,
Co dzikie konie dosiadał żwawo,
I młodej ręki drgnieniem śmiertelnem
Jak Bogów dłonią, mieczem ciął krwawo —
Dziś jak kwiat zwiędły on bez rumieńca,
Milczy i cierpi! — o! snąć głęboko —
Bo tajnym smutkiem drży pierś młodzieńca
I błędnie strzela młodzieńca oko —
To syn jedyny Antiocha Pana —
Jeźli on zgaśnie w młodości kwiecie
Biada Ci Syryo! — wojną szarpana,
Utracisz królów dom wielki w świecie!
Stary Heliodor po nocach czuwa,
Lekarz na wschodzie, mistrz wielkiej sławy,
Lecz próżne leki, próżna tu głowa,
Choć głowa biała — kona pan łzawy.
Na próżno sam król w smutku głębokim,
Próżno dwór cały bada przyczyny,
Antioch leży i tęsknem okiem
Patrzy konając, ach! syn jedyny! —
Antioch usnął — a czujnem uchem
Słyszy Heliodor każde snu tchnienie,
Powstaje — słucha — o! czujnem słuchem
Śledzi twarz bladą, w której cierpienie —
Uchybił zwolna łoża zasłony:
Blada twarz chłopca rumieńcem płonie,
Na twarz padł księżyc blady, omglony.
Zbiegłszy promykiem na białe skronie —
I senny Antioch podnosi głowę
Wzrok obłąkany toczy do koła,
Jak gdyby nie spał — śmiechy godowe
Na ustach jego — radość lśni z czoła —
«Kocham Cię branko Ty perskiej wiary,
Którą zaślubił ojciec mój stary!
Chodź tu — do serca — jam spojrzał na nią
I ona za mną — a ja mrę za nią.»
Zadrżała ręka — Heliodor w trwodze
Ruszył zasłoną, co blask zakryła;
Znów głowa spadła — dusza w snów drodze
Leciała dalej — i cicho śniła.
Heliodor pobiegł z sercem bijącem,
Przecz budzi pana — wszak nie świtało
«Syn twój o królu sercem gorącem
Pała ku brance twojej nieśmiało.» —
Antioch zadumał — namarszczył czoło,
Na brodę siwą łza mu upadła,
Idź Heliodorze! o pilnuj pszczoło
Dworu mojego — coś to odgadła!
Już biały ranek odbił o ściany,
Znikł oczom obraz co serce pieści!
Przymikał oczy — ale na próżno,
Choć życia, życiem marę chciał wrócić —
Biada! on marzy myślą podróżną
Kraj, w którym męki muszą się skrócić —
W tem pękły nagle złote podwoje
Szedł dwór z uśmiechem w godowej szacie,
Szło trzech służalców i dziewic troje —
Za niemi stąpał król w majestacie:
Miał płaszcz, koronę, berło — a za nim
Szła młoda branka z Perskiego kraju.
Muzyka cicha porannem graniem
Pieściła ucho, jak strumień raju —
Ona schyliła swe białe czoło,
W ziemię szafirów utkwiła oczy —
On krzyknął — dziwno pojrzał w około
A ojcu łza się po twarzy toczy:
«Oto mój synu tu Perskiej wiary
Branka, co Antioch poślubił stary.
Wstań zwiędłe dziecię — niech zagrzmią gody,
Niech brankę Antioch poślubi młody!
Niech ci jak słowik w palmowym cieniu
Śpiewa swe pieśni w gwiaździste nocy —
Łącz twe westchnienie w pięknej westchnieniu,
Żyj mi i króluj — w króleskiej mocy — —
Wyszedł król — dwór się wytoczył cały,
I tylko Perska branka została,
I Antioch młody — jak skamieniały — —
Tylko gra oczu ich rozmawiała —
I Przetarł oczy — nie sen — o Bogi!
I jak skrzydła podniósł ramiona — —
Tak kwiat wśród cienia zwiędły u drogi
Powstaje z słońcem lejąc woń z łona. —