Małe niedole pożycia małżeńskiego/36
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Małe niedole pożycia małżeńskiego |
Wydawca | Biblioteka Boya |
Data wyd. | 1932 |
Druk | M. Arct S. A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Petites misères de la vie conjugale |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Oto ostatnie spostrzeżenie. Obawiam się bowiem, kochany czytelniku, iż dzieło zaczyna ci się wydawać nieco nużące, jak i sam temat, o ile jesteś żonaty.
Ta książka, która, zdaniem autora, jest dla Fizjologji małżeństwa tem czem historja dla filozofji, przykład dla teorji, miała swoją logikę, jak ją ma i życie, brane w wielkich linjach.
I oto, jaka jest ta logika: logika fatalna, straszliwa. W chwili gdy zamykaliśmy pierwszą część tej książki, której każdy żart kryje w sobie tyle głębi, Adolf, musieliście to zauważyć, doszedł do zupełnej obojętności matrymonjalnej.
Musiał czytywać powieści, w których autorowie radzą niedogodnym mężom aby się wynieśli na tamten świat, to znów aby żyli w przykładnej zgodzie z ojcami swoich dzieci, kochali ich i pielęgnowali; jeżeli bowiem literaturę mamy uważać za odbicie obyczajów, trzebaby przypuścić, że obyczaje uznają niedostatki wykazane przez Fizjologję małżeństwa w tej ważnej instytucji. Niejeden świetny talent wymierzył straszliwe ciosy w tę podwalinę społeczną nie mogąc jej naruszyć.
Adolf, przedewszystkiem, o wiele zanadto przewertował własną żonę i pokrywa swą obojętność głębokiem słowem: wyrozumiałość. Jest wyrozumiały dla Karoliny, widzi w niej tylko matkę swoich dzieci, dobrego kolegę, pewnego przyjaciela, brata.
W chwili gdy dobiegają do końca małe niedole kobiety, Karolina, o wiele sprytniejsza, nauczyła się korzystać z tej wygodnej wyrozumiałości; ale nie wyrzeka się przezto swego kochanego Adolfa. W naturze kobiet leży nic nie ustępować ze swych praw. Bóg i moje prawo... małżeńskie! jest jak wiadomo dewizą Anglji, zwłaszcza dziś. Kobiety mają tak wielką namiętność panowania, że moglibyśmy na ten temat opowiedzieć anegdotę, która niema jeszcze dziesięciu lat. Jak na anegdotę, jest przeto bardzo świeża.
Jeden z dygnitarzy Izby Parów, miał swoją Karolinę, lekką jak prawie wszystkie Karoliny. To imię przynosi kobietom szczęście. Dygnitarz ten, wówczas już bardzo stary, siedział po jednej stronie kominka, Karolina po drugiej. Karolina doszła okresu, w którym kobiety nie mówią już o swoich latach. Pewien przyjaciel przyszedł oznajmić obojgu o ślubie generała, który był niegdyś przyjacielem ich domu.
Karolina wpada w rozpacz, zalewa się łzami, wydaje głośne krzyki, kotłuje głowę sędziwemu dygnitarzowi tak, że ten próbuje ją pocieszyć. Wreszcie, po różnych próbach, wymyka się hrabiemu następujący argument:
— Ostatecznie, czego ty chcesz, moja droga! nie mógł się przecież z tobą ożenić!
Był to jeden z największych dostojników kraju, lecz był zarazem przyjacielem Ludwika XVIII, tem samem nieco w stylu Pompadour.
Cała różnica sytuacji Adolfa i Karoliny polega na tem: że o ile pan nie troszczy się już o panią, pani zachowuje prawo troszczenia się o pana.
A teraz, posłuchajmy tego, co się zwie opinją świata a jest zakończeniem tego dzieła.