Mały bohater/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mały bohater |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wieczorem tegoż samego dnia, niedaleko halizny starego boru, na której bronili się bezskutecznie Czerwony Blask, i Chyży Jeleń, młody Indjanin gonił zapamiętale uchodzącego w tę stronę niedźwiedzia.
Młodzieniec ten z plemienia Komanczów znany był pod nazwiskiem Postrach Niedźwiedzi, gdyż w jego wigwamie wisiało trzydzieści pięć skór niedźwiedzi, upolowanych własnoręcznie.
Dziś od wczesnego ranka śledził wielkiego niedźwiedzia w puszczy leśnej, ale mimo wszelkich starań i podstępów, nie mógł się przybliżyć na odległość strzału. Wprawdzie w ciągu dnia słyszał gdzieś w głębi boru strzały, ale opanowany gorączką myśliwską, nie zważał na te odgłosy, śledząc gorliwie upatrzone zwierzę. Zwierz biegł wprost na polankę, znęcony prawdopodobnie zapachem krwi ludzkiej, rozlanej w walce Siuksów z Komanczami.
Gdy Postrach Niedźwiedzi wszedł na haliznę, spostrzegł natychmiast ślady wrogów, jak również i dwóch Komanczów. Na chwilę przystanął, ale owładnięty zapałem myśliwskim, postanowił wpierw zabić niedźwiedzia, a dopiero wrócić i zbadać znaczenie tych śladów.
Spojrzał wokoło i nagle o kilkanaście kroków zobaczył ogromnego niedźwiedzia, który, wspiąwszy się na tylne łapy, z groźnym pomrukiem zbliżał się do niego. Postrach Niedźwiedzi szybko zmierzył się strzelbą, wycelował w serce i pocisnął za cyngiel. Padł strzał i donośne echo zagrało w głębiach boru. Zwierzę pochyliło się i runęło na ziemię, ale wkrótce powstało z rykiem i, chwiejąc się, szło na myśliwca. Po chwili stanęło na dwóch tylnych łapach, ryknęło jeszcze głośniej, wyszczerzyło swe białe zęby i zbliżało się do Indjanina.
Ten stał w miejscu, trzymając w prawej ręce długi ostry nóż. Bywał już nieraz w podobnych opałach, z których zawsze wychodził cało, ale dziś czuł się zmęczony całodzienną gonitwą i przeraziła go wielkość niedźwiedzia. Już tylko kilka kroków dzieliło Indjanina od rozjuszonego zwierzęcia, które, usłyszawszy jakiś niezwyczajny szelest, zwróciło głowę w tym kierunku, ale mimo to wciąż zbliżało się do Indjanina. Właśnie miało go objąć w swój śmiertelny uścisk, gdy Indjanin szybko uskoczył wbok, lecz trafił na oślizłą ziemię i upadł. Niedźwiedź na jedną sekundę zawahał się. Wtem rozległ się strzał. Trafiony zwierz skoczył wgórę i z łoskotem runął na ziemię opodal Indjanina, który już się zerwał i, spoglądając na martwą zdobycz, zawołał:
— Znakomity strzał! W samo oko!
Równocześnie z pobliskich krzaków wychyliła się postać białego myśliwca z dubeltówką w ręku. Ubrany dostatnio, miał na głowie kołpak, ozdobiony złotem wyszyciem sokoła z rozpostartemi skrzydłami.
— Postrach Niedźwiedzi wita Złotego Sokoła i dziękuje mu za jego pomoc! — odezwał się Indjanin, podając rękę myśliwcowi.
— Złoty Sokół pozdrawia czerwonego brata i raduje się, iż mógł mu oddać przysługę.
Postrach Niedźwiedzi wyjął z mieszka kalumet, czyli fajeczkę z czerwonej gliny na krótkim cybuszku, nałożył tytuniem, skrzesał ognia, wypuścił kilka kłębów dymu i podał ją myśliwcowi, który ją kurzył przez kilka chwil. Gdy w ten sposób stwierdzona została obustronna przyjaźń, Indjanin zachęcał myśliwca, by zabrał sobie skórę ubitego niedźwiedzia.
— Przenigdy! — odparł Złoty Sokół — mój czerwony brat ma sam tylko prawo do tej skóry, gonił zwierzę dzień cały i byłby je zabił gdyby się nie poślizgnął. Niechże tedy Postrach Niedźwiedzi zabierze tę skórę.
Słysząc te słowa, Indjanin uśmiechnął się radośnie i szybko zaczął zdejmować skórę z niedźwiedzia. Po chwili Złoty Sokół zawołał:
— Co widzę!? Toż tutaj bili się Komanczowie z Siuksami!
— Mój blady brat dobrze widzi — odpowiedział Postrach Niedźwiedzi. — Jeżeli Złoty Sokół ma ochotę dowiedzieć się, kogo napadli ci zbóje, niech pójdzie ze mną do wigwamu.
— Będę z chęcią towarzyszył memu czerwonemu bratu, gdyż pragnę odwiedzić wodza Komanczów, a mego przyjaciela. Dawno już go nie widziałem!
W odpowiedzi na to Postrach Niedźwiedzi począł opowiadać z dumą o ostatnich wyprawach swego wodza.
Indjanin skończył wreszcie swą pracę, odciął łapy, ulubiony przysmak indyjski, i krwawe, odarte cielsko zostawił na ucztę dla wilków. Skórę zwinął, przewiesił przez ramię i, skinąwszy na myśliwca, ruszył przodem do osady Komanczów.