<<< Dane tekstu >>>
Autor Artur Lubicz
Tytuł Mały bohater
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

II.
NIEDŹWIEDŹ.

Wieczorem tegoż samego dnia, niedaleko halizny starego boru, na której bronili się bezskutecznie Czerwony Blask, i Chyży Jeleń, młody Indjanin gonił zapamiętale uchodzącego w tę stronę niedźwiedzia.
Młodzieniec ten z plemienia Komanczów znany był pod nazwiskiem Postrach Niedźwiedzi, gdyż w jego wigwamie wisiało trzydzieści pięć skór niedźwiedzi, upolowanych własnoręcznie.
Dziś od wczesnego ranka śledził wielkiego niedźwiedzia w puszczy leśnej, ale mimo wszelkich starań i podstępów, nie mógł się przybliżyć na odległość strzału. Wprawdzie w ciągu dnia słyszał gdzieś w głębi boru strzały, ale opanowany gorączką myśliwską, nie zważał na te odgłosy, śledząc gorliwie upatrzone zwierzę. Zwierz biegł wprost na polankę, znęcony prawdopodobnie zapachem krwi ludzkiej, rozlanej w walce Siuksów z Komanczami.
Gdy Postrach Niedźwiedzi wszedł na haliznę, spostrzegł natychmiast ślady wrogów, jak również i dwóch Komanczów. Na chwilę przystanął, ale owładnięty zapałem myśliwskim, postanowił wpierw zabić niedźwiedzia, a dopiero wrócić i zbadać znaczenie tych śladów.
Spojrzał wokoło i nagle o kilkanaście kroków zobaczył ogromnego niedźwiedzia, który, wspiąwszy się na tylne łapy, z groźnym pomrukiem zbliżał się do niego. Postrach Niedźwiedzi szybko zmierzył się strzelbą, wycelował w serce i pocisnął za cyngiel. Padł strzał i donośne echo zagrało w głębiach boru. Zwierzę pochyliło się i runęło na ziemię, ale wkrótce powstało z rykiem i, chwiejąc się, szło na myśliwca. Po chwili stanęło na dwóch tylnych łapach, ryknęło jeszcze głośniej, wyszczerzyło swe białe zęby i zbliżało się do Indjanina.
Ten stał w miejscu, trzymając w prawej ręce długi ostry nóż. Bywał już nieraz w podobnych opałach, z których zawsze wychodził cało, ale dziś czuł się zmęczony całodzienną gonitwą i przeraziła go wielkość niedźwiedzia. Już tylko kilka kroków dzieliło Indjanina od rozjuszonego zwierzęcia, które, usłyszawszy jakiś niezwyczajny szelest, zwróciło głowę w tym kierunku, ale mimo to wciąż zbliżało się do Indjanina. Właśnie miało go objąć w swój śmiertelny uścisk, gdy Indjanin szybko uskoczył wbok, lecz trafił na oślizłą ziemię i upadł. Niedźwiedź na jedną sekundę zawahał się. Wtem rozległ się strzał. Trafiony zwierz skoczył wgórę i z łoskotem runął na ziemię opodal Indjanina, który już się zerwał i, spoglądając na martwą zdobycz, zawołał:
— Znakomity strzał! W samo oko!
Równocześnie z pobliskich krzaków wychyliła się postać białego myśliwca z dubeltówką w ręku. Ubrany dostatnio, miał na głowie kołpak, ozdobiony złotem wyszyciem sokoła z rozpostartemi skrzydłami.
— Postrach Niedźwiedzi wita Złotego Sokoła i dziękuje mu za jego pomoc! — odezwał się Indjanin, podając rękę myśliwcowi.
— Złoty Sokół pozdrawia czerwonego brata i raduje się, iż mógł mu oddać przysługę.
Postrach Niedźwiedzi wyjął z mieszka kalumet, czyli fajeczkę z czerwonej gliny na krótkim cybuszku, nałożył tytuniem, skrzesał ognia, wypuścił kilka kłębów dymu i podał ją myśliwcowi, który ją kurzył przez kilka chwil. Gdy w ten sposób stwierdzona została obustronna przyjaźń, Indjanin zachęcał myśliwca, by zabrał sobie skórę ubitego niedźwiedzia.
— Przenigdy! — odparł Złoty Sokół — mój czerwony brat ma sam tylko prawo do tej skóry, gonił zwierzę dzień cały i byłby je zabił gdyby się nie poślizgnął. Niechże tedy Postrach Niedźwiedzi zabierze tę skórę.
Słysząc te słowa, Indjanin uśmiechnął się radośnie i szybko zaczął zdejmować skórę z niedźwiedzia. Po chwili Złoty Sokół zawołał:
— Co widzę!? Toż tutaj bili się Komanczowie z Siuksami!
— Mój blady brat dobrze widzi — odpowiedział Postrach Niedźwiedzi. — Jeżeli Złoty Sokół ma ochotę dowiedzieć się, kogo napadli ci zbóje, niech pójdzie ze mną do wigwamu.
— Będę z chęcią towarzyszył memu czerwonemu bratu, gdyż pragnę odwiedzić wodza Komanczów, a mego przyjaciela. Dawno już go nie widziałem!
W odpowiedzi na to Postrach Niedźwiedzi począł opowiadać z dumą o ostatnich wyprawach swego wodza.
Indjanin skończył wreszcie swą pracę, odciął łapy, ulubiony przysmak indyjski, i krwawe, odarte cielsko zostawił na ucztę dla wilków. Skórę zwinął, przewiesił przez ramię i, skinąwszy na myśliwca, ruszył przodem do osady Komanczów.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Gruszecki.