<<< Dane tekstu >>>
Autor Artur Lubicz
Tytuł Mały bohater
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1931
Druk Drukarnia Zakładów Wydawniczych M. Arct
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

W OSADZIE SIUKSÓW.

Na środkowym placu osady, przy wielkiem ognisku, skończyła się właśnie narada wojowników.
Wódz plemienia Chytry Wąż i wszyscy starsi jednogłośnie uchwalili, że więźniowie zostaną wbici na pal.
Po skończonej naradzie uderzono w wielki bęben i zwołano wojowników, a równocześnie kazano wyprowadzić związanych więźniów.
Poprzednio już zostały wkopane w ziemię dwa grube pale, do których przywiązano jeńców i wkrótce miała się zacząć uroczystość.
Około przywiązanych rozpoczął się najpierw taniec wojenny. Siuksowie z tomahawkami w rękach kręcili się wkółko przy odgłosie bębna, uderzając ostrzami tomahawków przy spotkaniu się.
Czerwony Blask drżał na myśl, iż może jego syn zlęknie się mąk i strach wypłynie na jego oblicze. Byłaby to straszna hańba dla Komanczów, a triumf dla Siuksów.
Korzystając też z chwili, rzekł do syna:
— Niech Chyży Jeleń przecierpi mękę jak dzielny mąż.
— Nie bój się o Chyżego Jelenia, ojcze, pokaże on Siuksom, że jest prawym Komanczem.
Słowa te usłyszeli Siuksowie i, plując na niego, śmiali się głośno. Inni chcieli wyrwać mu język, ale Chytry Wąż nie pozwolił, bo chciał posłyszeć jęk boleści Chyżego Jelenia, gdy się zaczną prawdziwe męki.
Tymczasem tańczono coraz szybciej, dzikie skoki objawiały zapał, ogłuszające wrzaski oznaczały pieśń triumfu, wreszcie celniejsi wojownicy ustawili się w porządku i zaczęli rzucać do słupów tomahawkami. Ostre topory gwizdały tuż nad głową przywiązanych i z głuchym odgłosem wrzynały się w drzewo. Za każdym rzutem udatnym rozlegał się krzyk triumfalny: „Hugh!“ Chytry Wąż gwizdnął i wnet uszeregowali się młodzi Siuksowie z łukami. Wypuszczali na uwiązanych ostre strzały, które, świszcząc, grzęzły w słupie.
— Czy widzisz ty, wodzu niedołęgów i rabusiów, jak strzela nasza młodzież? — zapytał Chytry Wąż.
— Siuksowie są tchórze! — odpowiedział z pogardą Czerwony Blask.
Ale zgromadzeni wojownicy byli uradowani zręcznością swej młodzieży i na ich cześć krzyknęli kilkakrotnie „hugh!“
Przywiązani do słupów, mimo że śmierć czyhała już na nich, nie zmrużyli oczu, nie drgnęli nawet, a w duszy obaj pragnęli, by którakolwiek strzała, zmyliwszy drogę, trafiła ich, a tem samem uwolniła od przeczuwanych, okrutnych mąk. Ale śmierć nigdy nie przychodzi na zawołanie, strzały padały gęsto obok, żadna jednak nie drasnęła nawet ciała jeńców.
Uradowani Siuksowie, zakrzyknąwszy triumfalne „hugh!“, rozpoczęli na nowo swój dziki taniec.
Wtem zdala od strony lasu rozległ się okrzyk bojowy. Więźniowie poznali swoich i zawołali radośnie.
— To nasi wojownicy!
Pomiędzy Siuksami zapanowało chwilowe zamieszanie, gdyż nikt nie spodziewał się napadu. Z trudem udało się wreszcie Chytremu Wężowi uszeregować swych licznych wojowników i rozpocząć bitwę z nadbiegającymi Komanczami.
Było ich około pięćdziesięciu, a na czele szedł Postrach Niedźwiedzi i Złoty Sokół.
Dwaj myśliwi, jeden czerwony, drugi biały, wieczorem poprzedniego dnia przyszli do osady Komanczów. Złoty Sokół wypalił fajkę pokoju z zastępcą wodza i zaraz zapytał o Chyżego Jelenia, którego bardzo lubił. Odpowiedziano mu, że Czerwony Blask i Chyży Jeleń udali się do boru przed świtem w sprawie bardzo ważnej.
— A może to ich ślady były na polance? — zwrócił się myśliwy z zapytaniem do Postracha Niedźwiedzi.
Jego domysł okazał się słuszny, gdyż w osadzie byli wszyscy, prócz dwustu wojowników, którzy pod dowództwem Srogiej Burzy, brata wodza, wyszli na pomoc plemieniu sąsiedniemu, napadniętemu przez dzikich Pawnisów; brakowało jedynie Czerwonego Blasku i Chyżego Jelenia. Postrach Niedźwiedzi opowiedział o spotkanych śladach walki, a jego słowa potwierdził Złoty Sokół.
Natychmiast zwołano starszych na naradę przy ognisku i uchwalono wysłać wojowników, znajdujących się w osadzie, przeciw Siuksom. Gdy się obliczono, pokazało się, iż jest w osadzie sześćdziesięciu wojowników, z tych dziesięciu musiano zostawić przy wigwamach na wypadek jakiego niebezpieczeństwa, a pięćdziesięciu oddano pod dowództwo dwóch myśliwych: czerwonego i białego. Ruszono skoro świt ku osadzie Siuksów, a Postrach Niedźwiedzi czuł się wielce dumnym, że jest wodzem, i chociaż słuchał rozumnych rad Złotego Sokoła, nie stosował się do nich, zaufany w swą powagę i władzę.
Napróżno też radził Złoty Sokół Komanczom skryć się w lesie blisko osady Siuksów i tam oczekiwać nocy, pory najstosowniejszej do napadu wobec małych sił Komanczów; ci jednak, pełni zarozumiałości w swą odwagę i dzielność, rzucili się na osadę, skoro się do niej zbliżyli.
Wszczęła się bitwa, w której pięćdziesięciu Komanczów walczyło przeciw dwustu Siuksom.
Złoty Sokół nie brał udziału w bitwie, bokiem, ukrywając się za drzewami i rowami, skradał się do środka osady, pragnąc odnaleźć więzienie swych przyjaciół i przedewszystkiem wrócić im wolność.
Żył on oddawna z Indjanami i znał ich obyczaje, wiedział zatem, że w wigwamach ani w chacie nie znajdują się więźniowie, ale gdzieś na uboczu. Pośpieszył na plac zebrań i ujrzał swych przyjaciół uwiązanych do słupów. Skoczył — i w jednej chwili rozciął sznury, krępujące wodza Komanczów i jego syna.
Ci, pochwyciwszy porzucone wokoło tomahawki, biegli ku swoim; Siuksowie spostrzegli ich jednak dość wcześnie i rzucili się na nich gromadą. Wszczęła się zacięta walka, wkrótce jednak powalono na ziemię wodza Komanczów i Złotego Sokoła, tylko Chyży Jeleń, mimo szalonej pogoni, mknął jak strzała w kierunku lasu i zniknął w gęstwinie.
Tymczasem bitwa trwała dalej; Komanczowie widzieli, że muszą ulec przeważającej liczbie Siuksów, odwaga ich słabła, niektórzy uciekali, inni poranieni przestali się bronić, a klęska stała się zupełną, gdy został pochwycony Postrach Niedźwiedzi. Wówczas Siuksowie z okrzykiem: „hugh!“ zaczęli gonić uciekających Komanczów, urządzając sobie rodzaj polowania na każdego wojownika.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Gruszecki.