Magja i czary/Wysoka Magja/Rozdział I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Magja i czary |
Podtytuł | Szkice z dziedziny wiedzy tajemniczej |
Wydawca | Biblioteka „Izyda” |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Olesiński, Merkel i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rzekł Pan do Łazarza, leżącego na marach: „Łazarzu! wstań!“ — i Łazarz powstał.
Czy możliwem jest wskrzeszanie umarłych?
Skoro Pismo Święte powiada nam: tak! — a historja na potwierdzenie przytacza liczne przykłady — wskrzeszanie umarłych jest rzeczą możliwą.
Przepraszam! — powie mi ktoś — ale te przykłady, czerpane z historji, działy się tak dawno! Tak dawno? Słuchajmy!
W 1799 r. żył w Paryżu, na przedmieściu Św. Antoniego, niejaki pan Leriche, który twierdził, iż jest adeptem wiedzy hermetycznej, i że przy pomocy uniwersalnego lekarstwa leczy wszystkie choroby, a nawet wskrzesza umarłych. Dnia pewnego przybiega doń tancerka Opery i z płaczem opowiada, że narzeczony zmarł przed chwilą. Imć pan Leriche idzie do domu żałoby, a gdy wstępuje na schody, ktoś z obecnych mówi: „zbyteczne iść, zmarł od sześciu godzin“. Tem nie mniej wchodzi do sypialni; ogląda trupa: jest skostniały, zaledwie w okolicach żołądka, zdawało się, zachował nieco ciepła. Leriche poleca rozpalić silny ogień, trze ciało gorącemi serwetami, naciera swem lekarstwem uniwersalnem (miał to być jakiś proszek merkurjalny). Przez cały czas kochanka zalewa się rzewnemi łzami, przywołując najczulszemi słowy zmarłego przyjaciela.
Po półtoragodzinnych zabiegach Leriche przykłada lusterko do ust nieboszczyka: daje się zauważyć, gdyby lekka mgła. Podwajają zabiegi i... po jakimś czasie symptomaty życia występują coraz wyraźniej. Wtedy kładą go do łóżka a w dwie godziny później całkowicie powrócił on do przytomności. Wskrzeszony nazywał się Coudy i żył szczęśliwie od tej pory, nie zapadając nigdy na zdrowiu. W 1845 r. mieszkał w Paryżu na placu Chevalier du Guet Nr. 6. Opowiadał wszystkim o swej cudownej przygodzie; a gdy w nią powątpiewano, dodawał: „śmiejcie się... ale wiem, że gdyby tajemniczy lekarz nie przyszedł... od czterdziestu sześciu lat leżałbym pod ziemią“.
Co się stało z cudotwórcą Lerich’em — niewiadomo.
O ile więc na początku niniejszego rozdziału wystąpiłem tak śmiało z twierdzeniem, że możliwem jest wskrzeszanie umarłych — może nie postąpiłem bezzasadnie.
Śmierć jest widmem niewiedzy, nieistnieje: wszystko żyje w naturze, a ponieważ wszystko żyje — przekształca się i zmienia.
Starość jest początkiem odrodzenia; jest pracą życia, co się odnawia a tajemnicę śmierci zobrazowali starożytni przez fontannę Juventiusa: topi się śmiertelnik w niej, by wyjść z wód, jako dziecko.
Ciało — powiada Eliphas Levi — jest szatą duszy. Skoro szata została całkowicie zniszczona, lub ciężko uszkodzona — dusza porzuca ją, by nie powrócić.
Lecz jeśli przez jakikolwiek wypadek — dusza uchodzi od powłoki zewnętrznej, nie zużytej i niezniszczonej — może pod pewnemi warunkami powrócić, czy to wysiłkiem własnym, czy też przy pomocy woli silniejszej i bardziej aktywnej, niźli własna.
To samo twierdzi Paracelsus: śmierć nie jest czem innem, jak snem, który staje się coraz to głębszym i ostatecznym; jest możliwem przerwać go na początku naciskiem woli, który zmusiłby oddzielające się ciało astralne do powrotu.
By stać się zrozumiałym, zaznaczam, że każda śmierć zaczyna się od letargu. Przytoczę parę przykładów:
Cesarz rzymski Zenon, podległy epileptycznym napadom, został był na skutek jednego z nich, za zmarłego uznany i pochowany. Ocknąwszy się, jęczał w swym cesarskim grobie, od którego wylękli pouciekali strażnicy. Gdy otworzono grobowiec, znaleziono nieszczęsnego, na dobre umarłego, z pogryzionemi palcami.
Drugi przykład.
Słynny anatom Versalius, razu pewnego, krajał ciało człowieka, przyniesionego z prosektorjum. Pozorny trup pod nożem chirurga ożył — po to, by za chwilę skonać.
Starano się wprawdzie dowodzić, że wypadek ten był tylko powiastką, wynalezioną przez wrogów doktora, aby go skompromitować, lecz dowodów na to niema. Za to historja cytuje dalej.
Gdy zmarł kardynał Espinoza, minister Filipa II, po krótkiej chorobie i gdy go rozcięto w celu nabalsamowania, serce zaczęło bić wyraźnie i schwycił chirurga za rękę.
Straszliwe przykłady! Dla tego też poeta amerykański, genjalny E. A. Poe twierdzi, że gdyby rozkopano groby, nie znalezionoby niemal żadnego nieboszczyka w naturalnej pozycji!
Lecz prócz tych znamy i mniej ponure.
Na jednym z obrazów Greuze’a przedstawił malarz następujący temat: syn wyrodny drze, koło łoża zmarłego ojca, testament, snać dlań nieprzychylny. Ojciec powraca do życia, porywa się, przeklina syna, poczem powtórnie umiera. Fakt podobny, świeższej daty, był nam opowiedziany przez naocznych świadków: przyjaciel pogwałcił ostatnią wolę nieboszczyka i zniszczył legaty. Na widok ten zmarły się budzi i pozostaje przy życiu, by bronić praw spadkobierców. Winny oszalał, zaś wskrzeszony był na tyle uprzejmy, że płacił koszta utrzymania w domu obłąkanych.
Dwie kategorje cytowanych przezemnie przykładów, nie są wzięte dowolnie. W pierwszym wypadku czy to cesarza Zenona, czy kardynała Espinozy mamy ocknięcie się ze stanu pozornej śmierci na skutek chłodu, bólu ect., czyli z przyczyn ściśle fizycznych.
W drugim — powrót do życia na skutek przyczyn ściśle psychicznych: zmarły wyczuwa, że jego obecność jest niezbędną na ziemi, że nie zaznałby, w tym stadjum, spokoju w zaświatach.
Znaczy to, że albo ocknięcie się następuje bez świadomości mniemanego nieboszczyka, czyli mamy do czynienia z typowym letargiem, lub też z całkowitą świadomością i wolą — co, sądzę, grubo granice zwykłego letargu przekracza!
Będzie to moja odpowiedź ludziom pozytywnej nauki, którzy twierdzić mogą, iż praktyki te nie będą wskrzeszeniami — tylko, w najlepszym razie, leczeniem ze stanów pozornej śmierci.
Mniejsza z tem! Jeśli uznajemy, że wskrzeszenia w dziejach świata miały miejsce, co dogmata religji podają za pewnik — powtarzam wskrzeszenia możliwe są!
Proszę o łaskawe zaprzeczenie!
A teraz bliżej rozpatrzmy przypadki.
Gdy Zbawiciel wskrzesza dziewczynę z Iaïr, wchodzi do komnaty, w asystencji trzech wiernych uczni i usuwa obecnych, którzy płakali, słowy: „Dziewczyna ta nie umarła — ona śpi!“ Następnie w przytomności ojca, matki i trzech uczni, t. j. w kole doskonałym miłości i wiary, ujmuje za dłoń leżącej i woła: „Dziewczyno! wstań!“ A dusza dziewczyny, która błąkała się niezdecydowana dokoła ciała, żałując być może, swego młodego, pięknego a zbyt wcześnie opuszczonego siedliska — dusza, na dźwięk głosu Pana, którego rodzice na klęczkach słuchają, kornie powraca. Wonczas Mistrz rozkazuje natychmiast dać jadło, by funkcje życia biegły ziemskim torem.
Te same momenty odnajdziemy w historji wskrzeszenia przez proroka Eljasza — sunamitki; przez Św. Pawła — Eutyki; przez Św. Piotra — Dorkasa, fakty szczegółowo opisane w „Czynach apostolskich“, fakty, które negować nie sposób. Apolonius z Tyany, miał czynić również podobne operacje.
Byłem, osobiście w Warszawie obecny przy eksperymencie jeśli nie identycznym, to bardzo podobnym, gdy śmierć nastąpiła na skutek udaru sercowego. Rezultat wypadł najzupełniej udatnie — o szczegółach z różnych przyczyn zamilczeć muszę, gdyż osoby o których piszę żyją, sam zaś przypadek był splątany z tragedją miłosną. Dla kół jednak, które panią I. B. nazywają „powtórnie narodzoną“ jestem wystarczająco jasny.
Jakie ztąd wnioski?
Eliphas Levi pisze: „by wskrzesić zmarłego należy zacieśnić nagle i energicznie najsilniejszy z łańcuchów atrakcji, który mógłby go przywiązać do formy, jaką przed chwilą porzucił. Koniecznem więc jest znać ten łańcuch, owładnąć nim, nakoniec spowodować takie napięcie woli, że skutek nastąpi niezawodnie. Wszystko jest to trudne, lecz nie niemożliwe... aczkolwiek tajemnica zmartwychwstania jest jedną z najwyższych tajemnic wysokiej inicjacji“.
Więc?
Wskrzeszenie zmarłego jest arcydziełem magnetyzmu, gdyż, aby je spełnić — należy wykazać coś w rodzaju wszechpotęgi-sympatji; przy tem możliwem tylko pod warunkiem, że ciało uszkodzonem nie zostało. Tedy w wypadkach śmierci na skutek uduszenia, z wyczerpania, anewryzmu serca ect.
Eutyka, która została wskrzeszoną przez Św. Pawła, gdy spadła z wysokości trzeciego piętra — nie miała zapewnie uszkodzeń zewnętrznych — śmierć nastąpiła na skutek strachu i przerażenia.
Otóż to w tych wypadkach, o ile mag czuje w sobie odpowiednią siłę i wiarę potrzebną, niechaj postępuje, jak apostołowie: niechaj zewrze w kontakt ciało z ciałem, specjalnie kończyny z kończynami i tchnie usta w usta, wszystko to, by wywołać ciepło. Potem, gdy powstanie, niechaj ujmie za rękę, podniesie ją żywo i zawezwie zmarłego gromkim głosem. A jeśli uda mu się uchwycić wielką nić łączącą umarłego z ziemią, jeśli operację swą uczyni ogromnym wysiłkiem woli i wiary — wielkie dzieło zmartwychwstania nastąpi![1]
Czuję, że rozdział ten nie wszystkim się może spodoba! W każdym razie nie przejdą nad nim czytelnicy do porządku dziennego: zmusi ich, może, do głębokiej refleksji.
- ↑ Eliphas Lewi dodaje następujący komentarz: „gdyby — powiada — w wypadkach tych chodziło o to, co nazywamy cudem, byliby zarówno Eliasz, jak i Św. Piotr, których systemy były identyczne, przemawiali i rozkazywali w imię Jehowy lub Chrystusa“. Tymczasem nic nam o tem kroniki nie mówią.