Mgła (Unamuno)/XXXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mgła |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Rój” |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia artystyczna |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Tytuł orygin. | Niebla |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Otrzymawszy telegram z zawiadomieniem o śmierci Augusta i dowiedziawszy się później o wszystkich szczegółach, zamyśliłem się głęboko. Zapytywałem samego siebie, czy postąpiłem dobrze, mówiąc mu to, co mu powiedziałem tego dnia, gdy przybył do mnie.
Zacząłem odczuwać wyrzuty sumienia, że go zabiłem. Pomyślałem, że miał rację, i że powinienem był mu pozwolić, odebrać sobie życie. A możeby go tak powołać do życia z powrotem?
— Tak, tak, trzeba będzie talk zrobić, aby zmartwychwstał. Niech później robi, co chce, niech się zabija, jeżeli mu się tak podoba! I z tą myślą, usnąłem.
August ukazał mi się we śnie. Był blady, blady, jak śnieg, na który padają promienie zachodzącego słońca. Spojrzał na mnie i rzekł:
— Oto przychodzę raz jeszcze!
— Czego chcesz odemnie?
— Pragnę się pożegnać z panem, don Miguelu, przed rozstaniem się naszem na wieczność.
Rozkazuję panu także, rozkazuję, nie proszę, aby pan napisał powieść o moich przejściach.
— Powieść tę już napisałem.
— Wiem! O wszystkiem pan już napisał. Chciałbym tylko zwrócić panu uwagę, że pański pomysł powołania mnie do życia z powrotem, poto, abym sobie później sam życie odebrał, jest absurdem, niemożliwością...
— Jakto, niemożliwością? — rzekłem.
— Wówczas, gdyśmy rozmawiali ostatni raz w pańskim gabinecie, powiedziałem panu, że my, istoty fikcyjne, jak pan nas nazywa, mamy swoją własną logikę, a ten, który nas stworzył nie może robić z nami tego wszystkiego, co mu się podoba. Przypomina pan sobie?
— Oczywiście!
— A teraz, chociaż pan jest Hiszpanem... to podoba mi się, lub nie podoba“ — nie jest zgoła groźne — nieprawdaż don Miguelu?
— Tak, ponieważ we śnie nie odczuwam nic, ani niczego nie pragnę.
— Kto śni, nie odczuwa żadnych pragnień. Ale pan, jak i wszyscy ludzie, śpiąc, śni. Śnicie, że macie jakieś pragnienia, podczas, gdy w istocie...
— Masz szczęście, że śpię — rzekłem do niego — w przeciwnym razie...
— W przeciwnym razie byłoby to samo. Podołanie mnie do życia z powrotem jest niemożliwe. Nic pan nie może, choćby pan nie wiem, jak chciał, albo śnił, że chce....
— Jakto?
— Może pan wydać na świat, może pan także zabić istotę fikcyjną, może pan, ją zabić, jako człowieka z krwi i ciała. Lecz skoro pan ją raz zabije, już jej pan nie odrodzi! Wydać na świat człowieka śmiertelnego, człowieka z krwi i ciała, to jest rzecz łatwa, bardzo łatwa, aż za łatwa, niestety! Zabić człowieka śmiertelnego jest także łatwo, aż za łatwo, niestety. Ale odrodzić go, to niemożliwe.
— To prawda — rzekłem — to prawda!
— Zupełnie to samo odnosi się do istot, które pan nazywa fikcyjnemi. Łatwo jest nas stworzyć, łatwo nas zabić! Ale kazać nam zmartwychwstać? Nikomu nie udało się jeszcze odrodzić istoty fikcyjnej, która naprawdę umarła. Czy pan sądzi, że mógłby pan powołać do życia Don Quichote’a?
— Tak, to niemożliwe!
— Stosuję się to do wszystkich istot fikcyjnych.
— A jeżeli zacząłem śnić ciebie na nowo?
— Nie można śnić dwa razy jednego snu. Ten, którego pan śnić teraz zaczyna, to już nie ja, to jakaś inna istota. A teraz, kiedy pan śpi i śni, teraz kiedy ja sam uznaję, że jestem tylko cieniem, powtórzę panu słowa, które pana kiedyś tak zirytowały: Niech pan się dobrze zastanowi, drogi panie de Unamuno. Niech się pan dobrze zastanowi! Może to pan jest tą fikcyjną istotą, która w rzeczywistości nie istnieje? Może pan jest tylko pretekstem, potrzebnym na to, aby moja historja, historja innych typów, jako też pańska własna historja mogły się pojawić na świecie? Gdy pan umrze, dusza pańska będzie żyła tylko dzięki nam... Nie, nie, niech się pan nie niepokoi... Śpi pan i śni, to prawda, ale jeszcze pan żyje! Żegnam pana!
August zniknął za czarną zasłoną mgły.
Śniło mi się później, że umieram. Obudziłem się w momencie, kiedy wydawałem ostatnie tchnienie. Obudziłem się z nieznośnym ciężarem na piersiach.
Tak skończyła się historja Augusta Perez.