Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki/Xięga II/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym |
Wydawca | U Barbezata |
Data wyd. | 1830 |
Miejsce wyd. | Paryż |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
VII. Namieniłem wyżej, iż osądzony za dzikiego, oddany byłem gospodarzowi mojemu na naukę. Nimem miał satysfakcją słyszyć jego maxymy, przez czas dość długi odbywałem wszystkie powinności parobka bardziej, niż ucznia. W tej szkole nauczyłem się pierwej, żąć i kosić, niż reguł, według których siać i kosić trzeba. Widząc lud gospodarny, pytałem się raz wśród roboty mistrza mojego: czyli też owi spekulizają nad agronomią i mają swoje ephemerydy? Spójrzał na mnie z zadziwieniem, i strząsnąwszy głową, żął jak w najlepszą.
Gdyśmy około południa w cieniu drzew jedli, pytał mnie się, co to ja rozumiałem przez agronomią? Odpowiedziałem, iż to jest nauka arcypotrzebna, przez którą kunszt się rolnictwa doskonali, bogactwa przymnażają; zgoła, cokolwiek do uszczęśliwienia w powszechności kraju, w szczególności obywatelów należy, wszystko to ta nauka w sobie zawiera. Szkoda, rzekłem dalej, iż ten skarb był dotąd zakopany, zapewne nie byłoby tyle na świecie nieszczęść i rewolucyj, ile nam historye nasze opowiadają.
Któż ten kunszt rolnictwa wydoskonalił, rzecze Xaoo? zapewne jaki pracowity rolnik, który długiem doświadczeniem poznał niektóre w tej mierze innym jeszcze współrolnikom niewiadome tajemnice. Mylisz się, rzekłem, te rzeczy są opisane w xięgach, a nasi rolnicy pisać nie umieją. Ci, którzy nam te tajemnice odkryli po większej części może i nie widzieli, jak się grunt uprawia, i z tej samej przyczyny, tym większego uwielbienia godni, że samem umysłu swojego natężeniem dociekli tego, czego ich przodków ustawiczna praca dokazać nie mogła.
Śmiech jego przerwał mój dyskurs; rozgniewałem się na takie wytwornych wieku naszego wynalazków nieuszanawanie; pomyśliwszy jednak sobie, że trzeba mieć kompasyą nad prostotą, nie chciałem go zawstydzać i upakarzać niezwyciężonemi argumentami: poszliśmy zatem do snopków, które on prosty starzec lubo niewiadomy agronomji, przecież lepiej i prędzej wiązał, niż ja.
Że do rolnictwa doskonałego wykwintnych spekulizacyj nie potrzeba, nauczył mnie przykład Nipuanów. Mieli oni proste swoje, ale doświadczone obserwacye. Były zaś wszystkie do pojęcia łatwe, w sposobach nie kosztowne, w wykowaniu nie trudne, skutek usprawiedliwiał dobry ich sposób gospodarowania: nie było tam słychać o głodzie. Jeżeli zaś rok który nie był urodzajny, nie dał się uczuć niedostatek zapaśnym w przeszłoroczne krescencye.
Zabawa rolnictwa jak pożądane za sobą prowadzi skutki, uczułem własnem doświadczeniem. Praca, która z początku zdawała mi się nieznośna, stała się zczasem zabawą przyjemną. Spazmy, wapory, reumatyzmy, z których mnie nie mogły wyprowadzić wody Salcerskie i Karlsbadzkie, ustąpiły dobrowolnie z rzęsistym potem. Apetyt, który, soczystemi bulionami musiał wzbudzać i krzepić z początku mój kucharz Chrystyan Niemiec, dalej Jmć Pan Sosancourt Francuz, sam się powrócił; a rzepa po pracy lepiej smakowała, niż przedtem podlaskie kuropatwy.
Praca, i myśl wolna wzmocniły słaby niegdyś mój temperament. W niedostatku zwierciadła, gdym się w wodzie przezierał, postrzegłem płeć moję, prawda, przyczernioną, ale twarz pełną, i rumieniec żywy. Sen smaczny, a nieprzerwany orzeźwiał strudzone dzienną robotą członki, a czerstwość sama się pracą pomnażała.