Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki/Xięga III/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym |
Wydawca | U Barbezata |
Data wyd. | 1830 |
Miejsce wyd. | Paryż |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
III. Nie spodziewałem się nigdy, lubo nie dawno w tak okropnej zostający sytuacyi, żeby mnie jeszcze los okropniejszy czekał. Owo strzelenie z armaty, którem mniemał hasłem życia, było wyrokiem nieszczęścia mojego. W porównaniu teraźniejszej sytuacyi, śmierć, której prawie cudownie uszedłem, zdawała mi się być portem najszczęśliwszym po przykrej żegludze. Łzy były moim pokarmem, a rozpacz, która mnie z początku wprawiła w stan nader gwałtowny, zostawiła mnie nakoniec w zapomnieniu i nieczułości.
Po kilku dniach przyszedłem nieco do siebie, żal ciężki nastąpił po rozpaczy i nieczułości. Myśl niespokojna szperała ciekawie w dalszych moich obrotach. I lubo byłem przeświadczony, iż po to wieziony byłem, ażebym w wnętrznościach ziemi kruszce kopał; przecież głos jakowyś wewnętrzny powtarzał niekiedy, iż przyjdzie czas taki, w którym się to zakończy. I to mnie nie pomału orzeźwiło, gdym sobie przypomniał, że miałem zaszyte w szkaplerzu wexle owe, którem był w okręcie zdobył. Na tym fundamencie ułożyłem plantę uwolnienia mojego, mając nadzieję, iż kiedyżkolwiek człowiek jaki miłosierny nawiedzi nasze podziemne mieszkanie, a natenczas upewniwszy go wprzód o znacznej nagrodzie, dam mu wexel do zmienienia, i temiż pieniędzmi przez niego niby wykupionym zostanę.
Łatwo mi było zgadnąć przyczynę nieszczęścia mojego, pochodzącą z łakomstwa kapitana, który zapewne chcąc ze zdobytych skarbów korzystać, musiał udać przed swoimi ludźmi, iż poznał z papierów moich, jako byłem z liczby zbójców morskich, albo tych, którzy zakazane w tamtych stronach towary przewożą. Przypomniawszy sobie ucieczkę z Nipu, stan mój uznałem sprawiedliwą karą niewdzięczności, a umocniony reflexyami, postanowiłem znosić jak najcierpliwiej przykrość niewoli, i ile możności, korzystać z tej próby, którą na mnie los srogi przepuścił.
Jakoż przyznać mogę, iż ten stan najlepszą był szkołą życia mojego; czego Xaoo nie dowiodł, kajdany hiszpańskie wyperswadowały. Nauczyłem się tam, jak należy przestawać spokojnie na tem, co los zdarza, nie szukając fantastycznych plant i projektów przyszłego szczęścia; jak niestateczność umysłu jest źródłem wewnętrznego niepokoju, i istotnych nieszczęśliwości. Na koniec, jak zbytnia chciwość dobrego mienia przywodzi do ostatniej nędzy tych, którzy nie umieją sobie powiedzieć, że już dosyć.
W tych i podobnych uwagach strawiłem cały czas podróży mojej. Przewlókł się jej termin dla niestatecznych wiatrów, a tymczasem głodem, niewczasem i rozmaitemi niewygodami strudzeni niewolnicy umierali codziennie. Gdyśmy u brzegów hiszpańskiej Ameryki stanęli, ledwo ich trzecią część do pracy zdatnych rachowano.
Stanęliśmy u portu, tam nie długo zabawiwszy, zaprowadzono nas do Potozu. Największem osłodzeniem nieszczęścia mojego naówczas było, zapatrywanie się na ten świat nowy. Każdy widok był niezwyczajny; zwierzęta, ptactwo, drzewa, zioła, owoce, wszystko różni się od naszych, i w porównaniu wszystko zapewne nas przewyższa.