<<< Dane tekstu >>>
Autor Wolter
Tytuł Mikromegas
Podtytuł Historya filozoficzna
Pochodzenie Powiastki filozoficzne /
Tom pierwszy
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia »Czasu« w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Micromégas
Podtytuł oryginalny Histoire philosophique
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I. Podróż pewnego mieszkańca gwiazdy Syryuszowej na planetę Saturna.

Na jednej z planet kręcących się dokoła gwiazdy imieniem Syryusz, żył pewien młody człowiek, bardzo rozgarnięty, którego miałem zaszczyt poznać w czasie ostatniej podróży jaką podjął na nasze mrowisko. Nazywał się Mikromegas, które to imię bardzo jest właściwe dla wszystkich wielkości. Miał ośm mil wysokości; przez ośm mil, rozumiem dwadzieści cztery tysiące kroków geometrycznych, po pięć stóp każdy.
Ten i ów z geometrów, ludzi niezwykle użytecznych ludzkości, weźmie natychmiast pióro do ręki, i wykryje, iż, skoro p. Mikromegas, mieszkaniec sfery Syryusza, liczy, od głowy do nóg, dwadzieścia cztery tysiące kroków, co czyni sto dwadzieścia tysięcy stóp królewskich, my zaś, mieszkańcy ziemi, liczymy tylko pięć stóp, a nasza ziemia ma dziesięć tysięcy mil obwodu, znajdzie, powiadam, iż glob, który go wydał, musi bezwarunkowo posiadać ściśle dwadzieścia jeden milionów sześćset tysięcy razy większy obwód, niż nasza mała ziemia. Nic prostszego i bardziej pospolitego w naturze. Państwa niektórych mocarzy Niemiec lub Włoch, które można obejść w ciągu pół godziny, w porównaniu z cesarstwem tureckiem, moskiewskiem lub chińskiem są jedynie bardzo słabym obrazem zdumiewających różnic, jakie natura stworzyła między istotami.
Skoro postać Jego Ekscelencyi posiadała wzmiankowaną przezemnie wysokość, wszyscy rzeźbiarze i malarze zgodzą się bez trudności, że mógł on mieć w pasie jakie pięćdziesiąt tysięcy stóp obwodu; co stanowi proporcyę nader przyzwoitą. Ponieważ długość nosa wynosiła trzecią część pięknej twarzy, twarz zaś stanowiła siódmą część wzrostu pięknego ciała, trzeba się zgodzić, że nos Syryjczyka liczył sześć tysięcy trzysta trzydzieści trzy stóp królewskich z ułamkiem; co było do udowodnienia.
Co do umysłu, jest to jeden z najbardziej oświeconych jakie znałem; wie mnóstwo rzeczy; wynalazł też sam niejedno. Nie miał jeszcze dwustupięćdziesięciu lat i studyował, wedle zwyczaju, w najsłynniejszem kolegium jezuickiem swej planety, kiedy, siłą swego umysłu, odgadł więcej niż pięćdziesiąt twierdzeń Euklida, czyli o ośmnaście więcej niż Błażej Paskal[1], który, rozwiązawszy ich, wśród zabawy, trzydzieści dwa, został później dość średnim geometrą a bardzo lichym metafizykiem. Mając około czterystu pięćdziesięciu lat, na schyłku dziecięctwa, bawił się sekcyonowaniem owych drobniutkich owadów, które nie mają ani stu stóp średnicy i umykają się zwyczajnym mikroskopom. Napisał o tem nader ciekawą książkę, która ściągnęła nań nieco kłopotów. Mufti tego kraju[2], wielki wścibski i również wielki nieuk, znalazł w jego dziele twierdzenia podejrzane, nieprawomyślne, zuchwałe, heretyckie, cuchnące herezyą, i zaczął go prześladować. Chodziło mianowicie o to, czy zasadnicza istota pcheł na Syryuszu jest tej samej natury co ślimaków. Mikromegas bronił się z wielką ciętością; przeciągnął na swoją stronę kobiety: proces trwał dwieście dwadzieścia lat. Wreszcie, mufti uzyskał wyrok potępiający książkę z ust uczonych mężów w prawie którzy jej nie czytali; autor otrzymał rozkaz nie pojawiania się na dworze przez przeciąg ośmiuset lat.
Wygnanie z dworu, który roił się od intryg i małostek, nie zmartwiło go nadto. Ułożył bardzo ucieszną piosnkę na muftiego, co było temu dygnitarzowi dość obojętne; poczem, puścił się w podróż od planety do planety, aby wykształcić umysł i serce, jak to powiadają. Ci, którzy podróżują jedynie w karyolce pocztowej lub berlince, będą niewątpliwie zdumieni ekwipażami owych planet; my ludzie bowiem, na naszej kupce gliny, nie wyobrażamy sobie nic poza naszymi zwyczajami. Podróżnik ów znał doskonale prawa ciążenia, i wszystkie siły przyciągające i odpychające. Posługiwał się niemi tak zręcznie; iż, to przy pomocy słonecznego promienia, to za pośrednictwem komety, wędrował; wraz ze swą kompanią, od globu do globu, jak ptak buja z gałęzi na gałąź. Przebiegł, w krótkim czasie, drogę mleczną; zmuszony jestem wyznać, iż nie widział zgoła, poprzez gwiazdy jakiemi jest usiana, owego pięknego empiryjskiego nieba, które znakomity wikary Derham[3] ujrzał, jak się chlubi, na końcu swej lunety. To nie znaczy, bym twierdził, iż p. Derham źle widział, niech mnie Bóg zachowa! ale, ostatecznie, Mikromegas był na miejscu, jestto dobry obserwator, słowem, nie chcę się sprzeciwiać nikomu. Mikromegas, zasterowawszy umiejętnie, dostał się na Saturna. Mimo iż przyzwyczajony do oglądania nowych rzeczy, w pierwszej chwili, widząc małość globu i jego mieszkańców, nie mógł się wstrzymać od uśmiechu wyższości, jaki wymyka się niekiedy nawet najroztropniejszym. Ostatecznie bowiem, Saturn jest ledwie dziewięćset razy większy od ziemi, a obywatele tego kraju są to karły, mające ledwie tysiąc łokci wzrostu, lub coś koło tego. Zrazu, przybysz pożartował sobie z tego ze swoją świtą, tak mniejwięcej, jak muzyk włoski, przybywszy do Francyi, podśmiechuje się z muzyki Lulliego. Ale, ponieważ Syryjczyk miał nieco oleju w głowie, zrozumiał rychło, iż osoba obdarzona myślą może nie być śmieszną, mimo że ma tylko sześć tysięcy stóp wysokości. Napełniwszy z początku mieszkańców Saturna przestrachem i zdumieniem, zżył się stopniowo z nimi. Zawarł ścisłą przyjaźń z sekretarzem akademii Saturna, człowiekiem nader światłym, który, poprawdzie, nic nie wynalazł, ale zdawał bardzo dobrze sprawę z wynalazków drugich i z niejakim talentem uprawiał małe wierszyki i duże rachunki. Przytoczę tu, ku zadowoleniu czytelników, osobliwą rozmowę, jaką, jednego dnia, Mikromegas odbył z panem sekretarzem.





  1. Duch żarliwości religiinej jaki przenikał osobę i pisma Pascala, czynił go Wolterowi szczególnie antypatycznym.
  2. Teatyn Boyer, który prześladował Listy filozoficzne Woltera, za twierdzenie, iż własności duszy człowieka rozwijają się równocześnie z jego organami, tak samo jak właściwości duszy zwierząt.
  3. Uczony angielski, autor dzieła p. t. Teologia astronomiczna, w którem dowodzi istnienia Boga na podstawie cudów przyrody.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Franciszek Maria Arouet i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.