[202]MNOHAJA LITA!
Wiersz napisany z powodu wyboru Teofila Merunowicza na posła z mniejszych posiadłości lwowskiego okręgu.
Choć nasz samorząd idzie jak po grudzie,
Jednak ja powiem, że się kształcą ludzie,
I, że jak kropla deszczu, co przewierca
Pokład granitu, wnika zwolna w serca
Posiew swobody, — i mimo podmuchy
Zawistnych mocy, zapuszcza już w duchy
Wiośniane kiełki, na ludu ugorze,
Gotując Polsce — przyszłe żniwo Boże!
Już dziś ten kmiotek, którym nakształt frygi
Kręciły Jura Świętego intrygi,
Wo imia miahkich, ili twiordych znaków,
Każąc mu stronić od braci Polaków; —
Już dziś ten kmiotek — powtarzam — co wczora
Zawistnem okiem patrzał w stronę „dwora“,
Odwraca ucha od podszeptów zdrady,
Co pchnąć go chciała w Żeleźniaka ślady,
[203]
Żar nienawiści budząc w nim zawzięty
I wstaje jakby z snów ciężkich ocknięty. —
Patrz! przetarł oczy, spojrzał w lewo, w prawo,
I porównywa to, co spostrzegł, z łzawą
Piosnką swych nianiek, — i szukając prawdy
Widzi, że fałszem go karmiono zawdy,
Że go po stepu wodzono rozłogach,
I pragnie stanąć dziś na własnych nogach!
I patrzcie, jako mimo zdrady trudu,
Pozostał zdrowym instynkt tego ludu,
Popatrzył w siebie w głąb własnego serca
I spostrzegł, że tam nie mieszka morderca;
Gonta-okrutnik — ryzuń-hajdamaka!
Że Lach i Rusin to vira odnaka,
Odnaka nużda i jedno wesele,
Że obu braci wspólne łączą cele,
Że im to samo Boże słonko świeci,
Jednako ziemia się ta święta kwieci,
Co plon im jeden daje — i mogiły,
I że łącznemi im pracować siły!
I spojrzał potem w stronę swych Sakalów
Zkąd go zalatał wstrętny płacz szakalów
Wrzekomo w jego płakany obronie,
I widział jako Moksy Pisydonie
Do jego krzywdy przykładali dłonie,
W przymierzu z Niemcem waląc nań to brzemię,
Co pracę jego uciska i ziemię; —
[204]
l widział jako jego zastupnyki
Niby to w imię „wyższej polityki“
Na piersiach jego złą ciężący zmorą;
Przeniewierzyli mu się każdą porą,
Bając mu duby, wmawiając weń zawiść,
Której nie czuje; — szczepiąc weń nienawiść,
Której on nie zna. — Więc słysząc tę mowę,
Kmieć po zwyczaju poskrobał się w głowę,
A widząc jakim torem rzeczy idą,
Splunął ze wstrętem i rzekł: Szczezaj bido!
I zwrócił oczy łzą zamglone w końcu
Ku stronie pracy, co kroczyła w słońcu,
Cicha i skromna, lecz szczera, miłośna,
Nie szukająca wrzawy, nie rozgłośna,
Mrówczana, skrzętna, nie szczędząca trudu,
A której hasłem jedno: „dobro ludu!“ —
I patrz jak pełen ufności, ku stronie
Tej cichej pracy wyciąga swe dłonie, —
Jak jej swe serce miłośnie odmyka,
Jak ją za swego obiera sternika,
Jak ją zapału pełnem sercem wita,
Jako jej składa hołd — Mnohaja lita!
— Mnohaja lita! tobie praco cicha,
Którą kieruje nie ambitna pycha,
Lecz miłość bratnia, co nie szczędzi trudu!
Cześć tobie! kluczem tyś do serca ludu,
[205]
I ty jedynie, ty jesteś to ziarno,
Którego posiew nie przepadnie marno,
Lecz na serc ludu pleniąc się ugorze,
Zgotuje Polsce — przyszłe żniwo Boże! —
29. 5. 1881.
* Teofil Merunowicz, jeden z najzasłużeńszych publicystów galicyjskich, obrał sobie jako zakres działania naprawę naszych spółecznych stosunków. Zasługi jego uznał lud wiejski, z własnej inicyatywy stawiając jego kandydaturę na posła do Sejmu, która to kandydatura utrzymała się przy wyborach pomimo silnej agitacyi świętojurskiego stronnictwa i żydów. Był to w naszych prowincyonalnych dziejach pierwszy objaw samodzielności naszego ludu. Rozrzewniającym był widok, gdy po dokonanym wyborze włościanie składali elektowi życzenia: Mnohaja lita!
Skan zawiera grafikę.