[47]MODLITWA DO BOGA.
(Za moich prześladowców i możnych tej ziemi.)
Dajesz mię karać Boże — dajesz wrogom siłę,
Którzyby radzi żywcem wepchnąć mie w mogiłę.
Kląłbym ich niegdyś może — dziś, niech jak bądź podle
Czynią ze mną, ja raczej za nich się pomodlę;
[48]
Bo kto wie, gdy im przyjdzie ostatnia godzina,
Czy na tak litośnego trafia chrześcianina
Któryby chciał do skruchy im użyczyć chwili —
Czy są tacy, co by się za nich pomodlili,
Ty! wówczas ich tak nie karz jak oni zawinia,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.
Już się zbiera szatańska Trójca, sił natęża,
Na wszystkie ludy wolne gromadzi oręża —
Tylko chwili poręcznej do boju wygląda,
I kraj mój oszukaństwa zdradą uśpić żąda.
A nas tu własne ziomki, jąwszy się odłamu
Mającego zatonąć w przyszłej burzy tramu,
Pomagają carowi zagrzebać w więzieniach,
Lub po dalekich rozwiać krajach i przestrzeniach:
Nie karz ich za to Boże tyle jak zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.
Chcą w nas cierpieniem siły wytrawić nasiona,
Od pola walki mściwe oddalić ramiona.
Lecz bliski bój ostatni i ludu wygrana —
I nad Boga i Niego już nie będzie Pana.
Świat, cały jednym, wielkim, i otwartym spiskiem;
Katy możne, ostatnim bronią się uciskiem —
[49]
Im jednym obce zemsty powszechne wołanie,
Znać żeś na nich głuchotę Ty dopuścił Panie.
Więc nie karz ich w dzień sądu jak tutaj zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.
Ah! widzę straszne przejście do raju swobody,
Rzeki krwi przebudzone wyleją narody,
A na nich świeżą śmiercią, jakieś cielska zbite,
Pływać będą szmatami purpury obwite.
A szczątki berł, i koron, i blaszek, i wstążek,
Wziąwszy biedak z rynsztoków, za lichy pieniążek
Przeda dzieciom do fraszek i lalek ubrania,
Lub kuglarzom dla jakichś Carów udawania.
Tu ich ludzie ukarzą tyle jak zawinią,
Ty im sfolguj, gdyż oni nie wiedzą co czynią.
Czas wyznaczasz, gdy gruzy silne chłoną grody,
Czas wyznaczasz, gdy nikną potężne narody —
Dziś widać przyszła chwila na możne tej ziemi,
Że upadną i znikną w przekleństwa zacieni.
Tak jako owce błędne, gdy płomień w oborze
Gorą, nie wiedząc kędy wyskoczyć na dworze,
Tak oni odpychają poprawy zbawienie!
Znać żeś Panie dopuścił na nich oślepienie.
[50]
Więc nie karz ich w dzień sądu jak oni zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.
Tak czują skon swój bliski, że łotry się boją
Mnie, który mam dłoń zbrojną tylko lutnią moją.
Lecz brzęk stron mych nie zgaśnie nawet w kajdan brzęku,
I ten oręż mi z duszą chyba wydrą z ręku.
Jak wodospad wstrzymany niewolniczą tamą
Z większą mocą podziemną w górę tryska bramą —
Tak ma pierś silniej wniknie zdala w serca braci,
Głosząc wiarę i wolność w spojonej postaci.
Więc nie karz ich tak Boże, jak oni zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.
Sambym sobie wystarczył — dziś mam przyjaciela
Co mię bliski, uczucia me ceni, podziela —
I Boga, co mię karząc wspierać nie przestaje
I wrzuci nad tłum wrogom, którym w ręce daje
Więc skarzę ich modlitwą — dosyć jest do klęcia —
Bo kiedy śmierć im zimne otworzy objęcia,
Czy uproszą u sędziów swoich jednej chwili,
By za długie złe życie choć pacierz zmówili?
[51]
Więc nie karz ich tak Boże jak oni zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.
Hieronim Kajsiewicz.