Lutnia. Piosennik polski. Zbiór trzeci/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor anonimowy
Tytuł Lutnia. Piosennik polski. Zbiór trzeci
Wydawca F. A. Brockhaus
Data wyd. 1874
Druk F. A. Brockhaus
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


LUTNIA.


PIOSENNIK POLSKI.


ZBIÓR TRZECI.



LIPSK:
F. A. BROCKHAUS.

1874.



PRZYPOMNIENIE.

Gdym ci śpiewał, ludu Piasta:
«Powstań» — wstały wsie i miasta
Wzleciał orzeł twój —
Krwawa łuna zajaśniała,
Walka burzą ci powiała —
Zawrzał straszny bój!

Ale podłość ludów świata
Opuściła Piasta, brata:
Drżeli na huk dział!
Wróg poniszczył polskie łany,
Nadział pęta i kajdany —
I padł orzeł biał.

Na ulżenie twojej męki
Wziąłem lutnie znów do ręki:
Zabrzmiał nowy dźwięk —
Słabym głosem ty z niewoli
Jękłeś — gdzie cię rana boli —
Wróg zagłuszył jęk.


By oszukać ludy świata,
Niby on się z tobą brata,
Twój śmiertelny wróg!
Męcząc, wola na Stawiany,
Żeś ty rodem pobratany,
Że wam wspólny Bóg!

Dziś, gdy twoja matka w grobie,
Poraz trzeci śpiewam tobie:
Wroga od się pchnij!
Chwyć się pracy na twej niwie,
By ocalić kraj szczęśliwie
Od zjadliwych żmij.

Tysiącletni ludu Piasta!
Ocuć polskie wsi i miasta
Pieśń ludową nuć —
Wyrwij członki z otrętwienia
Siły z pętów — i z uśpienia
Zbudź się, ludu, zbudź!
E. K.





PIEŚŃ WSTĘPNA.
Słuchajcie mię wyspy, a narodowie dalecy pilnujcie! Pan zaraz z żywota wezwał mię, zaraz z żywota matki mojej uczynił wzmiankę imienia mego.
IZAJASZ ROZ. XLIX w. 1.

Słuchajcie wyspy, morza i lądy,
Ludzie dalecy i bliscy!
Oto ja Pańskie głoszę wam sądy,
Przeto słuchajcie mię wszyscy!

Pan mię powołał w dni mych początku,
I w matki żywocie jeszcze
Znak mi uczynił, i mnie chłopiątku
Natchnienia dawał już wieszcze.


Miecz mi dał w usta, napełnił grzmotem
Piersi swojego śpiewaka,
Lotnej mię strzały uczynił grotem
Do swego włożył sajdaka.

I rzekłem: «Panie! pracuję marnie —
«Napróżne moje wołania,
«Jeśli twa łaska ich nie ogarnie,
«Jeśli im nie dasz słuchania.»

A Pan rzekł: «Ciebie za sługę wziąłem
«I pójdzie ci ku nagrodzie,
«Do ciebie będą garnąć się społem,
«Tobą się chlubić w narodzie.

«Nie jeno Juda słuchać cię będzie —
«Narody oświecisz cudze;
«I będzie głos twój słyszany wszędzie,
Dam chwałę mojemu słudze.

«Cień mojej ręki tobie puklerzem —
«Drogi przed tobą rozbłyszczę,
«Pieśń twoja ludu będzie przymierzem
«A co zapowiesz, ja ziszczę.»





W BOGU NADZIEJA.


ANTYFONA.

Nad Litwą i Ukrainą
Powiewa całun ponury —
Ciemne, gradowe wciąż chmury
Z północy płyną a płyną.

Od Ukrainy i Litwy —
Od rozśpiewanych dni tyle —
I rozśpiewanych tak mile —
Szept jeno słychać modlitwy.

Na Litwie i Ukrainie
Straszne bezludzie, bezchlebie! —
Ale Bóg żyje na niebie —
To i to minie — hej minie! —


Błogosławiony kto wytrwa
Panu swojemu w modlitwie!
Błogosławioneć obydwie,
I Ukraina i Litwa! —

Dla rozmodlonych sióstr obu
Dla Litwy i Ukrainy,
Pan skraca szare godziny,
Świeci w ciemnościach im grobu. —

Kończym zaledwie modlitwę —
A już na drzewach pąkowie —
Wracajcież swojscy ptaszkowie,
Na Ukrainę i Litwę! —
Bohdan Zaleski





BARANKU BOŻY!
(Poświęcone Albertowi.)

O czysty, jasny, z pokrwawionem runem,
Jako powstałeś z pod katowskich noży,
Tak Polska moja wstanie z Twym piorunem,
Baranku Boży!


We łzach i prochu, na braci kurhanach,
Z szatą skrwawioną łzami, na kolanach,
O patrz na Polskę wstającą z pod noży,
Baranku Boży!

Tobie ojczyznę mą we łzach wspominam,
Nią pieśń mą kończę — i nią pieśń poczynam,
czysty, jasny, wstający z pod noży,
Baranku Boży!

Do Ciebie Barscy obracali oczy,
Mrąc z protestacją, której śmierć nie trwoży;
Tylą niewinnych wróg Twe runo broczy,
Baranku Boży!

Ale dzień idzie, wróżon ludu śpiewką,
O dzień, gdy wstaniesz w Polsce z pod Twych noży,
I wrócisz na świat z polską chorągiewką
Baranku Boży!

Niechaj drży ziemia! — pękają marmury,
To sprawiedliwość powstaje z pod noży,
Witaj wśród gromów trzasku, krwi purpury,
Baranku Boży!


Patrz, to szkielety powstają z pod ziemi!
Wygnańców kości, uszłe wrogów noży,
Spieszą odpocząć między rodzinnemi,
Baranku Boży!

Jak Ty na krzyżu, ot! wisi rozpięta,
Zabita fałszem, od szatańskich noży —
Jak Ty, powstanie Polska nasza święta,
Baranku Boży!

Lecz śpiesz się ku nam z manną nieba świętą,
Bo kamienieje, kto się o kraj trwoży,
Kto widział matkę na krzyżu rozpiętą,
Baranku Boży!
Paryż 1866.
Ernest Buława.





DO BOGA.

Wszechmocny Boże! ojców naszych Panie,
W Tobie nadzieja nasza i odwaga;
O wsparcie Twoje, o swe zmartwychwstanie,
Twój lud Cię błaga.


O! zbaw nas Panie, przyjm żebrzące glosy,
Wzmóż siłę naszą, daj nam zgodę, męstwo:
W Twem świętem ręku, składamy swe losy,
Daj nam zwycięstwo,

Już nas od dawna srogie jarzmo ciśnie,
Dziedzinę naszą wrogi rozszarpały:
Niech po dniach kary, dzień łaski zabłyśnie,
Wróć nas do chwały.

Krwi nie wołamy, zdobyczy nie chcemy,
Nic chcemy mordów, do łupiestw niezdolni:
Tylko odzyskać Ojczyznę pragniemy,
Tylko być wolni.

Ty, co przed wieki był z ojcy naszemi,
Racz wrócić wnukom Dziadów ich spuściznę:
O! Boże, polskiej pobłogosław ziemi,
Zbaw nam Ojczyznę.

Niech przed Twym ludem, wrogi się ustraszą,
W młodzieńczych sercach tchnij rycerzy męstwo:
Za Twoją chwałę i za wolność naszą,
Daj nam zwycięstwo.

Bard nadwiślański z 1832 r.




DO BOGA WOJNY.

O ty! co lubisz słuchać gdy bębnów, trąb brzmienie
Głuszy jęk konających, kartaczów świśnienie,
I w pośród kłębów dymu, mordów, i pożogi,
Mile patrzysz na szyki idące bez trwogi.
Każ już ryknąć armatom, krwi strumieniom płynąć
Boże wojny! twe dzieci nie mają gdzie zginąć.

Czyż pozwolisz, by w wiecznych zmienione tułaczy,
Skończyły nędzne życie wśród łez i rozpaczy,
Niewdzięcznych cudzoziemców przebiegając błonic;
Rycerze jak żebracy wyciągali dłonie!
O! zlituj się co w bojach rządzisz kul lotami,
Tylko równo narody podziel orężami.

A wtenczas nie w Antwerpji, nie w Ankony murze!
Postaw Alpy na Alpach, i na takiej górze
Wolność ludów w kajdanach niechaj wróg jej strzeże,
Niech tam wszystkie swe siły, wszystkie gromy zbierze —
A Ty jednych do szturmu wyszlij polskich męży,
Niechaj świat nie pomaga, ujrzym kto zwycięży.

1831.A. G...




DO KRÓLOWEJ KORONY POLSKIEJ.
(Westchnienie.)

Królowo Polskiej Korony,
W żałobnych szatach, ze łzami,
Błaga Cię naród strapiony:
Wstaw się do Boga za nami
Królowo Polskiej Korony!

Sto lat już w hańbie dobija,
Jak Wolnej Pani śsie łono
Potrójna niewoli żmija —
Jak nam swobodę skradziono
Sto lat już w hańbie dobija!

Krwi i łez rzeki już całe,
Głębsze od Niemna i Wisły;
— Niech będą Bogu na chwałę! —
Z ran i z ócz polskich wytrysły
Krwi i łez rzeki już całe!

Siedemkroć siedem boleści,
A każda jak nóż zatruty
Co ze swą raną się pieści,

Przejmują naród okuty
Siedem kroć siedem boleści!

Czy ojców ciężkie tak grzechy,
Że choć pokuta tak sroga,
Dotąd ni kropli pociechy,
Ni zbawczej wieści od Boga? —
O, ciężkie ojców znać grzechy!

Czy my tak grzeszni, wyrodni,
Że, mimo krwawe ofiary,
Spojrzenia Boga niegodni?
Och, czyż gniew boski bez miary,
Czy my tak grzeszni, wyrodni?!

Szczęśliwsze inne narody,
W zgodzie, głosami wolnemi
Nucąc pieśń jasną swobody,
Na wolnej pracują ziemi —
Szczęśliwsze inne narody!

Nie przeto grzesznie biadamy,
Choć wrogi bluźnią do koła,
Choć krzyż z ołowiu dźwigamy,
My wznosząc ku niebu czoła,
Modlim się, a nie biadamy!


Lecz i modlitwa dziś wzbronna!
I trzykroć w grodzie wiślanym
Krew się polała bezbronna —
O Pani! twoim poddanym
Już i modlitwa dziś wzbronna!

Więc przez twój obraz skalany
Pijanej dziczy batami,
Przez znieważone kapłany,
Przez krzyż carskiemi mieczami
Przez jego hordę zrąbany —

Królowo Polskiej Korony,
W żałobnych szatach ze łzami
Błaga cię naród strapiony,
Wstaw się do Boga za nami,
Królowo Polskiej Korony!

Wszakżeśmy byli Ci wierni!
Z Tobą na szablach i zbrojach,
Sławni rycerze pancerni
W ostrych wzywając się znojach,
Wszak zawsze‘m byli Ci wierni!

I będziem wierni Ci zawsze!
Innej znać Pani nie chcemy!

Czasy łaskawsze, czy krwawsze
Napłyną na nas — będziemy
Wierni Ci wszędzie i zawsze!

A jakoś na Jasnej-Górze
Błękitnym płaszczem świeciła
Nad garścią obrońców w górze,
I wraże kule gasiła,
Tak jako na Jasnej-Górze —

Dziś zaświeć i krwawe trudy
Płaszczem opieki osłaniaj,
Pokrzepiaj łask swoich cudy,
Podszepty piekła odganiaj,
Nam nad krwawemi świeć trudy!

Błogosław braci cierpiących,
Z domów po nocach skradzionych,
W niemieckich piekłach mdlejących,
W śniegi Sybiru rzuconych,
Błogosław braci cierpiących!

Błogosław braci tułaczy
Stęsknionych pośród obczyzny,
Co się nie dając rozpaczy
Bojują w sprawie ojczyzny —
Błogosław braci tułaczy!


Błogosław tę garstkę mężną,
Iskry ludowej kapłanów,
Drobną lecz duchem potężną.
Tę zmorę naszych tyranów,
Groźną im, choć bezorężną.

Błogosław kosy wieśniacze
Na kośbę sprosnego ziela,
Co krwawe narodu płacze
Zmienią w łzy błogie wesela.
Błogosław kosy wieśniacze!

Wlej w zdrową pierś dzieci lackich
Ducha Kościuszków, Czarneckich,
Ducha Kilińskich, Głowackich,
Rejtanów, Skargów, Kordeckich,
W kipiącą pierś dzieci lackich!

Wszak nam się wolno spodziewać
Po walk i cierpień kolei,
W cześć Twą i Polski zaśpiewać
Pieśń już ziszczonej nadziei,
Wszak nam się wolno spodziewać?!

Bogarodzico-Dziewico,
Królowo Polskiej Korony,

Ku Tobie z łzawą źrenicą
Patrzy się Naród strapiony
Bogarodzico-Dziewico!

Dumki Ludomira.




HYMN DZIĘKCZYNNY.
(Te Deum laudamus.)

Śpiewajmy chwałę Panu!
Gdy lud go w pętach wzywał,
Już cichy zdrój Jordanu,
Niewoli dom podmywał.

W niewoli ręka była!
Lecz w sercu miłość stara,
W sercu nadzieja żyła,
I wieczna w Polskę wiara.

Z Twego to Boże cudu,
W grobie nam iskra tlała,
Śpiewaj o Polski ludu,
Chwała Jehowie, chwała!


Gdy Polak pęta zrywał,
I podniósł miecz na wroga,
Pomocy świata wzywał,
Swych Ojców wzywał BOGA.

Radzili nam mocarze,
Pod nogi paść tyrana —
Ojczyzny czcić ołtarze,
Był wyrok Panów Pana.
Z Twego to Boże cudu,
Polska dziś z grobu wstała! Śpiewaj etc.

Swej krzywdy wsparty mocą,
Polak, sierota świata,
Z Dawida wyszedł procą,
Zwyciężać Goliata.

Z wrogiem co się go kajał,
Trzy dni się w boju mierzył;
Że walczy, każdy łajał,
Że żyje, nikt nie wierzył.
Z Twego to Boże cudu!
Polska w boju dotrwała! Śpiewaj etc.

Wskazany palcem Boga,
Wódz nowy, wódz pogromu,

Wyszedł i goni wroga,
Z świętego Piastów domu,

I wznawia ci Warszawo,
Zygmunta tryumf stary,
Gdy cię tu karmił sławą,
Wiodący Hetman cary.

Z Twego to Boże cudu,
Polska zwyciężać śmiała;
Śpiewaj o Polski ludu:
Chwała Jehowie, chwała!

Te hufce, których stopy,
Podbity świat zdeptały,
Ów pogrom, strach Europy,
Przed nami dziś pierzchały!

Ich brańców pędzą tłumy,
Wozów się pcha gromada,
I na sztandary ich dumy,
Proch naszych ulic pada.
Z Twego to Boże cudu,
Polska tryumfem pała! Śpiewaj etc.

Te śpiże których koła,
Stratować Polskę miały,

Schyliwszy korne czoła,
Wolności hymn śpiewały.

Zgubne ich wczoraj paszcze,
Naszą dziś są zdobyczą,
Lud je nasz dłońmi głaszcze,
Dzieci je nasze liczą.
Z Twego to Boże cudu,
Polska tę zdobycz miała! Śpiewaj etc.

Póki nie zgnieciem wroga,
Daremne z królmi targi!
Kończ Wodzu w imię BOGA —
Głoś mieczem nasze skargi.

W ogniu zwycięskich bojów,
Nieś braciom ogień życia,
Chrztem z Dniepru, z Dźwiny zdrojów,
Zmyj klątwę ich podbicia.

Z Twego to Boże cudu,
Polska dźwignie się cała!
Śpiewaj o Polski ludu:
Chwała Jehowie, chwała!

1832.K. S...




HYMN POKUTNIKÓW.

Boże w dobroci nigdy nieprzebrany,
Oto my dzisiaj jęczymy przed Tobą,
My, dzieci grzeszne, zakute w kajdany,
Sromem niewoli okryte — żałobą!
Odpuść nam straszne namiętności winy
Zmiłuj się, zmiłuj, o Boże jedyny!

Zgrzeszylim przeciw Tobie i bliźniemu
Lekkomyślnością — winą tego świata —
Przebacz ludowi Twemu nieszczęsnemu,
Serdeczna prośba z serc naszych ulata!
A łzy goryczy, co razem z krwią cieką,
Niech osobną, starte Ojcowską opiekę.

Dziś, gdy w męczarni liczym nasze winy,
Liczym i wroga pastwy długie lata —
My jemu za te katusze nie lżymy,
Boś Ty nam kazał modlić się za kata.
Odpuść nam, Panie, ze skruchą błagamy,
Jak winowajcom naszym odpuszczamy!

Ale, o Panie, Twa rózga kurząca,
Niechaj nie chłosta dłużej naszych kości,

Bo spłynie ze krwią i miłość gorącą,
Skona w zwątpieniu iskierka ufności.
Słabi my, Panie, miej wzgląd na Twe dzieci,
Niech im na nowo Twa łaska zaświeci.

Dozwól na nowo zatknąć sztandar kraju,
By widok jego uleczył z zwątpienia,
Przeniósł z cierpienia do radości raju,
Ziścił wiekowe narodu marzenia.
Pod jego cieniem Tobie służyć będziem,
Serca narodów dla Ciebie posiędziem.

Chętnie popiołem pruszym nasze skronie,
W worek pokuty otulamy członki.
Lancetem kary, co tkwi w naszem łonie,
Dziś wycinamy namiętności mrzonki —
Abyś nam czystym raz przebaczyć raczył,
I nowe drogi postępu naznaczył.

Kiedy Twa łaska na czole zajaśni,
W pokory cnocie, bez rodowej huty,
Bez chęci zemsty i z wrogiem bez waśni,
Zrzucim przed Tobą ten worek pokuty —
Zarządzim Polską Chrystusową, Panie!
Na szczęście ludów — wrogom przebaczanie!


Lipsk, 1873. E. K...





JĘK BOLEŚCI.
„I tylko mu łaski potrzeba jedynej,
I tylko jedynej mu tarczy.
By choć w boleści ochłoną głębiny,
A rozpacz go głazem obarczy —
Pojmował swą mękę — śród świata bez celu,
Cel własny w męczeńskim pościgał weselu.“
Karol Szajnocha.

O Boże! w ciemnościach, śród mętów i kału,
Rozbitkom wskaz drogę i łodzie bezpieczne —
Od pokus rozpaczy, od zwątpień nawału
Niech wiary nas chronią kotwice stateczne!

Bo otośmy w ciężkiej godzinie przesileń,
Gorączka mózg pali, a zamęt w rozumie,
Śród groźnych przyjaciół a zdrady przymileń,
Już prawdy od fałszu rozróżnić nie umie.

Co innym na szali policzą się cnoty.
Co czcią ich otacza w sławy Panteonie —
To samo nas wiedzie pod pręgierz sromoty,
I kolcem cierniowym rozrania nam skronie.


Co wielkie, co zacne, w pamięci żyć godne,
To w więzach, lub ginie od stryczka, od kuli —
A podłe robactwo, służalstwo wyrodne,
Pod siły skrzydłami bez szkody się tuli.

O Boże! wszak Tyś nas pomiędzy narody,
I wyżej nad inne postawił w swobodzie,
A dziś my niewoli trądami i wrzody
Okryci, jak Joby na własnej zagrodzie! —

Z daleka, od ludów, przez lądy i morza,
Głos ku nam się zrywa spółczucia w boleści,
Lecz głos ten u tronów padając podnoża,
Przebrzmiewa jak echo i kona bez wieści —

Zawistni, niezgodni — więc radzą i piszą,
I sprawę gmatwają jaśniejszą od słońca,
I myślą, że ludów sumienie uciszą,
Gdy zamiast dział grzmiących z depeszą ślą gońca!

Toż zwiecie pomocą? — o srodzy szyderce!
Czyż, zdala się naszej przypatrując męce,
Doczekać się chcecie, aż pęknie nam serce,
A potem z Piłatem umyjecie ręce? —

Polska w 1863 roku.






KOLĘDA.

Pan z nieba: z łona ojca przychodzi.
Oto się z Marji dziś nam Jezus rodzi,
Łaskę przynosi,
Kto o nią prosi,
Odpuszcza grzechy,
Daje pociechy!
O dajże nam Panie,
Niech Polska powstanie!

Usłysz nasze łkania dzieciątko Jezusie
Utrwaj że nas w Twej lasce, nie oddaj pokusie!
Niech skruszy pęta
Łaska Twa święta,
Upadnie sroga
Niewola wroga —
O dajże nam Panie,
Niech Polska powstanie!

Uśmierz Panie wrogów, co nas ciężko dręczą
Za modły do Ciebie więzieniem nas nęcą —
Połącz Twe ludy
Miłością świętą,

Umocnij wiarą
Ojców zwichniętą —
O dajże nam Panie,
Niech Polska powstanie!

Przez Twe narodzenie, Jezu drogi Panie,
Dajże całej Polsce świetne zmartwychwstanie.
Zwaśnionych braci
Połącz jednością
A nas obdaruj
Świętą wolnością.
O dajże nam Panie,
Niech Polska powstanie!






LITANJA PIELGRZYMSKA

Kirie elejson. Chryste elejson.
Boże Ojcze, któryś wywiódł lud Twój z niewoli Egipskiej i wrócił do ziemi świętej —
Wróć nas do Ojczyzny naszej.
Synu Zbawicielu, któryś umęczony i ukrzyżowany, zmartwychwstał i królujesz w chwale —
Zbudź z martwych Ojczyznę naszą.

Matko Boska, którą ojcowie nasi nazwali Królową Polski i Litwy —
Zbaw Polskę i Litwę.

Święty Stanisławie, opiekunie Polski —
Módl się za nami.
Święty Kazimierzu opiekunie Litwy —
Módl się za nami.
Święty Józefacie opiekunie Rusi —
Módl się za nami.
Wszyscy święci Opiekunowie Rzeczypospolitej naszej —
Módlcie się za nami.

Od niewoli Moskiewskiej, Austryjackiej, i Pruskiej,
Wybaw nas Panie.
Przez męczeństwo trzydziestu tysięcy rycerzy Barskich, poległych za Wiarę i Wolność —
Wybaw nas Panie.
Przez męczeństwo dwudziestu tysięcy obywateli Pragi, wyrżniętych za Wiarę i Wolność —
Wybaw nas Panie.
Przez męczeństwo młodzieńców Litwy, zabitych kijami, zmarłych w kopalniach i na wygnaniu —
Wybaw nas Panie.


Przez męczeństwo obywateli Oszmiany, wyrżniętych w kościołach Pańskich i w domach —
Wybaw nas Panie.
Przez męczeństwo żołnierzy zamordowanych w Fischau przez Prusaków —
Wybaw nas Panie.
Przez męczeństwo żołnierzy zaknutowanych w Kronstadzie przez Moskali —
Wybaw nas Panie.
Przez rany, łzy i cierpienia wszystkich niewolników, wygnańców, i pielgrzymów Polskich —
Wybaw nas Panie.

O wojno powszechna za Wolność Ludów
Prosimy Cię Panie.
O broń i orły narodowe —
Prosimy Cię Panie.
O śmierć szczęśliwą na polu bitwy —
Prosimy Cię Panie.
O grób dla kości naszych w ziemi naszej —
Prosimy Cię Panie.
O niepodległość, całość i wolność Ojczyzny naszej,
Prosimy Cię Panie!
W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen.

Adam Mickiewicz.





MODLITWA BOJOWA
(podług Körnera[1]).

Ojcze, ja wołam Cię!
Z paszczy dział grzmiących kłęby dymu
Zbroje żegoczą, iskrzą się i świecą,
Bój w Twoim ręku, ja wołam Cię!
Ojcze, Ty prowadź mnie!

Ojcze, Ty prowadź mnie!
Prowadź do zwycięstw, na śmierci razy
Święte są dla mnie Twoje rozkazy,
Kędy chcesz Panie poprowadź mnie,
Boże poznaję Cię!

Boże poznaję Cię!
Tak w szumie liści jesieni smutnych,
Jak i w piorunach bitew okrutnych,
Wszechźródło łaski poznaję Cię!
Ojcze błogosław mnie!

Ojcze błogosław mnie!
Twojej opiece poruczam życie,

Tyś dał, Ty możesz odebrać życie,
Żyć czy umierać — błogosław mnie!
Ojcze ja wielbię Cię!

Ojcze ja wielbię Cię!
Nie dla czczej rzeczy bój rozpoczęto,
Lecz za ojczyznę, za wolność świętą
Zwyciężę, czy padnę uwielbiam Cię!
Tobie poddaję się! —

Tobie poddaję się!
Gdy spadną śmierci pioruny grzmiące,
Gdy krew wytoczą rany bolące;
Tobie mój Boże! poddaję się —
Ojcze ja wołam Cię!

L. D.





MODLITWA DO BOGA.
(Za moich prześladowców i możnych tej ziemi.)

Dajesz mię karać Boże — dajesz wrogom siłę,
Którzyby radzi żywcem wepchnąć mie w mogiłę.
Kląłbym ich niegdyś może — dziś, niech jak bądź podle
Czynią ze mną, ja raczej za nich się pomodlę;

Bo kto wie, gdy im przyjdzie ostatnia godzina,
Czy na tak litośnego trafia chrześcianina
Któryby chciał do skruchy im użyczyć chwili —
Czy są tacy, co by się za nich pomodlili,
Ty! wówczas ich tak nie karz jak oni zawinia,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.

Już się zbiera szatańska Trójca, sił natęża,
Na wszystkie ludy wolne gromadzi oręża —
Tylko chwili poręcznej do boju wygląda,
I kraj mój oszukaństwa zdradą uśpić żąda.
A nas tu własne ziomki, jąwszy się odłamu
Mającego zatonąć w przyszłej burzy tramu,
Pomagają carowi zagrzebać w więzieniach,
Lub po dalekich rozwiać krajach i przestrzeniach:
Nie karz ich za to Boże tyle jak zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.

Chcą w nas cierpieniem siły wytrawić nasiona,
Od pola walki mściwe oddalić ramiona.
Lecz bliski bój ostatni i ludu wygrana —
I nad Boga i Niego już nie będzie Pana.
Świat, cały jednym, wielkim, i otwartym spiskiem;
Katy możne, ostatnim bronią się uciskiem —

Im jednym obce zemsty powszechne wołanie,
Znać żeś na nich głuchotę Ty dopuścił Panie.
Więc nie karz ich w dzień sądu jak tutaj zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.

Ah! widzę straszne przejście do raju swobody,
Rzeki krwi przebudzone wyleją narody,
A na nich świeżą śmiercią, jakieś cielska zbite,
Pływać będą szmatami purpury obwite.
A szczątki berł, i koron, i blaszek, i wstążek,
Wziąwszy biedak z rynsztoków, za lichy pieniążek
Przeda dzieciom do fraszek i lalek ubrania,
Lub kuglarzom dla jakichś Carów udawania.
Tu ich ludzie ukarzą tyle jak zawinią,
Ty im sfolguj, gdyż oni nie wiedzą co czynią.

Czas wyznaczasz, gdy gruzy silne chłoną grody,
Czas wyznaczasz, gdy nikną potężne narody —
Dziś widać przyszła chwila na możne tej ziemi,
Że upadną i znikną w przekleństwa zacieni.
Tak jako owce błędne, gdy płomień w oborze
Gorą, nie wiedząc kędy wyskoczyć na dworze,
Tak oni odpychają poprawy zbawienie!
Znać żeś Panie dopuścił na nich oślepienie.

Więc nie karz ich w dzień sądu jak oni zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.

Tak czują skon swój bliski, że łotry się boją
Mnie, który mam dłoń zbrojną tylko lutnią moją.
Lecz brzęk stron mych nie zgaśnie nawet w kajdan brzęku,
I ten oręż mi z duszą chyba wydrą z ręku.
Jak wodospad wstrzymany niewolniczą tamą
Z większą mocą podziemną w górę tryska bramą —
Tak ma pierś silniej wniknie zdala w serca braci,
Głosząc wiarę i wolność w spojonej postaci.
Więc nie karz ich tak Boże, jak oni zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.

Sambym sobie wystarczył — dziś mam przyjaciela
Co mię bliski, uczucia me ceni, podziela —
I Boga, co mię karząc wspierać nie przestaje
I wrzuci nad tłum wrogom, którym w ręce daje
Więc skarzę ich modlitwą — dosyć jest do klęcia —
Bo kiedy śmierć im zimne otworzy objęcia,
Czy uproszą u sędziów swoich jednej chwili,
By za długie złe życie choć pacierz zmówili?

Więc nie karz ich tak Boże jak oni zawinią,
Ludzie ci bowiem sami nie wiedzą co czynią.

Hieronim Kajsiewicz.





MODLITWA DO BOGA
żołnierzy polskich zaprzęgniętych do taczek po fortecach pruskich.

Boże! przed Carem niezgięte kolana,
Z twarzą na ziemi, przed Tobą schylamy,
Chociaż Cię z cierpień i kar tylko znamy,
Mówimy wiecznie: «Błogosławmy Pana».
Z pętem przerosłem w ciało musim chodzić —
Nie dźwigną miecza potargane dłonie:
Opasz żelazem tem katów na tronie,
Lub w grot przekutem daj nam w nich uderzyć.
A wszak w tem, jak i w rzeczy wszelkiej Panie!
Niech się Twa wola, a nie nasza stanie.

Jak gdzieś rdzewiące tam w pochwach pałasze,
Rdzewieją w powiekach wilgotnych źrenice;
A gdy ku Tobie wzniesieni z lochów lice,
Jasność Twa znowu łzawi oko nasze.

Lecz niech my cierpim — a niech nasze dzieci,
Kobiety, starce, czasem się rozśmieją,
Niech Ci się modląc, pocieszą nadzieją,
I niech Twa łaska, im kiedyś zaświeci.
A wszak w tem, jak i w rzeczy wszelkiej Panie!
Niech się Twa wola, a nie nasza stanie.

My błogosławim, Ty błogosław Boże!
Tym, którzy wszczęli myśl kraju zbawienia;
Niech wiarę braci wzmacniają cierpienia,
By powitali krwawe zemsty zorze —
A którzy uszli śmierci rąk i kata.
I błądzą tęskni po dalekiej ziemi,
Niech legną błogo w walkach z wrogi swemi,
Lub w dom wróciwszy, żyją w długie lata.
A wszak w tem jak i w rzeczy wszelkiej Panie!
Niech się Twa wola, a nie nasza stanie.

Boska dziewico! Ziem naszych Królowo!
Nieś przed tron Pana Twoich dzieci łkania —
I nie licz katom nasze biczowania,
Jezu, ozdobion koroną cierniową!
O! nie racz gniewu całego wywierać!
Nad ziemi rządcy, słabemi Hetmany,
Którzy szczędzili krwi raz ślubowanej,
A dziś nam dają pod kijem umierać.

A wszak w tem, jak i w rzeczy wszelkiej Panie!
Niech się Twa wola, a nie nasza stanie.

O! Panie, jeśli nasze męki w stanie
Okupić braci — jeśli nie ujrzemy
Już pola — daj, niech tu umrzemy!
I w niebie nasze dosłuchaj błaganie.
A spraw to, aby wrogi, nasze ciała
Gdzieś bez pogrzebu rzucili na błonie,
To choć z nich prochy wiatr do Polski wionie,
I złoży tam, gdzie myśl nasza została.
A wszak w tem, jak i w rzeczy wszelkiej Panie!
Niech się Twa wola, a nie nasza stanie.

Hieronim Kajsiewicz.





MODLITWA DO MATKI ZBAWICIELA.
(A... L... 1 Sierpnia.)

Matko! o wejrzyj na tyle cierpienia
Synów, co wiernie od wieków Ci służą,
I z każdej piersi szlą codzień westchnienia
Tak w dnie burzliwe jako i przed burzą.

Wejrzyj na nasze żony, siostry, matki,
Na ich boleści i trwogi w pokorze.
Wejrzyj na małe i niewinne dziatki,
Na ojców starych i na sługi Boże!
Naród Cię cały o litość uprasza
O! Matko nasza!

Pani! co rządzisz nawet Opatrznością.
Gdyż twe życzenia są roskazem w niebie,
Pani najsłodsza! która Twą litością
Obdarzasz hojnie wzywających Ciebie!
Ratuj! o ratuj kraj nasz i rodziny,
Wyzwól wygnanych i więźniów z rąk kata,
I od męczeństwa zachowaj Twe syny,
Które codziennie tyrana dłoń zmiata.
Naród klęczący modły do Cię wznasza
O! Pani nasza!

Królową nieba zwą Cię Aniołowie,
Gdyż tam panujesz równie jak na ziemi!
Niech ofiar świętych, dziś nasi posłowie
Wołają: «Pani! O króluj nad niemi!
Weź rządy kraju, jak już rządzisz serce,
Wlej w dusze mężów wytrwałości siłę,
Zgodę, jedności — nawróć przeniewierce,
Daj nam zwycięstwo — zwróć swobody miłe!»

Naród w pokorze modłów Cię ogłasza,
Królowo nasza!

Książe Benedykt Iliński.





MODLITWA
NAPISANA DLA KAROLA LEVITTOUX.

Ojcze! oto z krwawym znojem
Siejem plon na przyszły czas.
Wejrzyj na nas okiem Twojem —
O Boże! wysłuchaj nas.

Żadnej siejby nie puść marno!
Każda swój niech wyda kwiat,
Każdy kwiat obfite ziarno —
Prosim za nas i za świat.

Kto, jako wąż podły, zdradnie
W serca braci leje jad,
Na skroń własną niech mu spadnie
Twardy owoc jego zdrad.


Słowa prawdy kto rozsiewa,
By przyspieszyć słońca wschód,
Daj mu dożyć, by do żniwa
Zmartwychwstały powiódł lud!

Ach! nie jeden zasiew drogi
Śpi zbyt długi w ziemi czas!
Zbudź go! lud Cię błaga mnogi —
O Boże, wysłuchaj nas!

Z męczenników tylu kości,
Posianych od tylu lat,
Niech wznijdzie drzewo wolności
I ocieni cały świat!

Roman Zmorski.





MODLITWA O WYBAWIENIE.
Obyś rozdarł niebiosa i zatopił, aby się od
oblicza twego góry rozpłynęły.
IZAJASZ ROZ. LXIV. w. I.

Obyś, o! Panie, rozdarł swe niebiosa!
Jak woda wre od płomienia —
Niech się od Twego spojrzenia
Góry rozpłyną jak rosa!

Obyś strach rzucił na nieprzyjaciela!
Niechaj zatrwożą się ludy!
Obyś uczynił jak wprzódy
Twe cuda dla Izraela!

Bo czyliż kiedy słyszał człowiek który,
Czy dusza widziała żywa,
Jakie czyniłeś nam dziwa,
Gdy rozpływały się góry?

Póki po Twoich drogach naród chadzał,
Przed Twem obliczeni nie grzeszył,
To się weselił i cieszył,
A Tyś mu hojnie nagradzał.


Ale Tyś gniewem zapalił się świętym
Żeśmy twych dróg odstąpili,
Obcym się Bogom skłonili —
Jednak nas nie gub ze szczętem!

Nieczysty duch nasz, sprawiedliwość nasza
To szata plugawa iście,
Więc opadamy jak liście,
A grzech jak wiatr nas unasza.

I teraz nawet nie śledzim Twej woli,
Ani nawrócim się sami,
Gdy twarz Twą skryłeś przed nami,
Kiedy niszczejem w niewoli.

Aleś Ty naszym Ojcem! myśmy gliną —
Ty naszym twórcą o! Panie!
Powściągnij swoje karanie,
Z naszą się nie licz przewiną.

Nad naszym Panie ulituj się trudem,
Wysłuchaj sieroce jęki;
Wszak myśmy dziełem Twej ręki,
Wszak myśmy wszyscy Twym ludem!


Pustką, o! Panie, Twoje święte miasta!
Od naszej Jerozolimy
Wieją popioły i dymy,
Burzanem Sion porasta!

Ogniem spalony kościół naszych ojców!
Dom Boży pogorzeliskiem,
Ołtarze gruzów zwaliskiem,
Skarby łupieżą zabójców!

Izaliż Panie nas się nie użalisz?
Zamilczysz na te zniewagi?
Czyż nie powstrzymasz Twej plagi?
Kiedyż nas Panie ocalisz?!

Adam Pajgert.





MODLITWA PAŃSKA.

Ojcze nasz, któryś jest w niebie,
My, biedni, prosimy Ciebie
Woli Twojej znosim znoje,
By przyszło królestwo Twoje.

W niem, o zbudź królestwo nasze
Polskie, ludzkie, lecz nie lasze.

Bądź wola Twoja, o Panie!
Pokorne nasze wołanie,
Jak na ziemi tak i w niebie
Słuchać pragniem tylko Ciebie.
Lecz jeśli jest w onej woli,
Zbaw nas od wrażej niewoli!

Powszedniego daj nam chleba,
Co go rodzi polska gleba,
Ale święć go nam dopóty,
Aż nie będzie krwią zatruty —
I uprawny z wroga złości
Przez niewoli naszej kości.

I odpuść nam winy nasze,
Wycinane na pałasze —
I nie wódź nas w pokuszenie,
Daj nam polskie wybawienie.
Zbaw nas od dusznego złego
I od zaboru wrażego.

Amen, amen — niech się stanie
Łaska Twoja, wielki Panie —

Niechaj prędko nam zaświeci
Ponad korne Polski dzieci —
A kochany Twój lud stary
Wskrzesi czystość starej wiary!

E. K...





MODLITWA.

Smutno mi Boże! Nie wiem dla czego,
Same do oczu moich łzy biegą?
I pierś stłumione nadrywa łkanie?
Smutno mi Panie!

Jutro o świcie dzwon się rozbuja,
Uderzy w serca na Alleluja;
Radosnem pieniem zadrży przestworze —
Mnie — smutno Boże.

Panie! Tyś męką swoją krzyżową,
Świat pokalany obmył na nowo.
A dzisiaj w piersiach tyle znów brudu!
O! Panie — cudu!


O cudu, cudu! Czyż czekać długo,
Aż krew na nowo pociecze strugą?
Czy aż ofiara krwawa rozbudzi,
Upadłych ludzi?

Panie! my z rzędu tych co Twe ciernie
Nosili długo — dotrwali wiernie;
Aż kolce onych wpiły się w kości —
Panie! litości!

Już niedowiarki krzyczą przed światem,
Żeś Ty nie ojcem naszym lecz katem!
A my podnosząc pęta zabójcze
Wołamy Ojcze!

Tyś nas o Panie, rozdarł na troje —
Jednak nie szemrzem na sądy Twoje!
Bo jak Ty jeden choć w trójosobie,
My jedni w Tobie.

Nowy Izrael wśród życia puszczy,
Ku najgrawaniu rzucony tłuszczy
Idzie pokorny, cichy — bo czuje:
Bóg się zlituje.


Człowieku — Boże — Synu niewieści,
Przez wszystkie Twoje straszne boleści,
Przez Matki Twojej bolesne noże:
Litości — Boże!

Łez nam już brakło — krew tryska z powiek!
I Tyś o Panie cierpiał jak człowiek,
Toć i zrozumiesz ten ból człowieczy
Co nas kaleczy.

A skoro jutro dzwon się rozbuja,
Radosnym hymnem na Alleluja,
Górować będą w akordzie tonów,
Serca miljonów.

Poznań, w noc Wielko-Sobotnią, 1870 r.
Władysław Bełza.





MODLITWA.

Wejrzyj ku nam z niebios Panie
Z łaską Twą —
Idziem po Twe zlitowanie
Z łzą i krwią!

Co cierpliwość Twoją strudzi
Sprawiedliwość co obudzi?
Wróg bezbronnych ścina ludzi
A Ty gromy w ręku masz,
Boże nasz!

Patrz na co się już ośmiela
Hardy wróg —
My się modlim, a on strzela
Do Twych sług.
Na poczucie wielkiej doby
Nie dasz że nam już żałoby
Nieść na ojców sławne groby!
A Ty żałość nasza znasz,
Boże nasz!

Ach, piekielnej serca męce
Koniec zrób!
Jasny oręż daj nam w ręce
Albo grób.
Nadziejamiś błyskał z dali
Śród łez fali i krwi fali —
Tyle lat my wiernie stali
A Ty wiarę naszą znasz,
Boże nasz!


W górę dłonie! niech okowy
Brząkną wraz
Okrzyk wrogom ponad głowy:
Boże, czas!
Czas nam Boże strząść kajdany,
Czas poleczyć nasze rany;
Bo już szydzą z nas szatany!
A rozpaczy moc Ty znasz,
Boże nasz!

Panie, chylim Ci się w skrusze,
Wielkim krwią!
Ty ucieszysz sług’Twych dusze
Zorzą Twą!
Kornie gniemy w proch kolano:
Bądź pochwalon krwią rozlaną —
Wnet mściciele z niej powstaną.
A Ty grom nam w ręce dasz,
Boże nasz!






NIESZPORY.

Sprawiedliwość Twoja, Boże pocieszenia
Ukarała grzechy lackiego plemienia —
Widzisz Twą chłostę, znoszących w pokorze;
Widzisz jak cierpień wypijamy morze.

Racz już sprawiedliwość na litość zamienić;
Nie dozwól Twych wiernych ze szczętem wyplenić.
Nie daj po naszej wrogom deptać ziemi,
Okryj ją znowu skrzydłami Twojemi.

Wrogi już nas liczą za zgubnych na wieki,
Twierdząc żeśmy Twojej nie warci opieki;
Pokaz im Panie żeś nas tylko smucił,
Żeś nas napomniał ale nie odrzucił.

Jeżeli za dawne pokutujem czyny,
Jeżeli dług Ojców odpłacają syny —
Połóż o Panie kres cierpkim naukom,
Rany Ojczyzny daj zagoić wnukom.






OREMUS[2]
w rocznicę rzezi 1846. roku.

Módlmy się bracia, dziś bólu dzień święty!
Jęk mordowanych jak dzwon rozpęknięty
Dzwoni nam w ustach i z uśpienia woła:
W żałobnych szatach modlitwy anioła.

Módlmy się bracia, my Pańscy wybrani,
W myśl zmartwychwstania jak w szatę odziani;
Przeszłości chwała zdobi nasze skronie,
krwawy kielich męczeństw dzierżym w dłoni.

Módlmy się bracia — ot ołtarz Golgoty —
A na nim białych męczenników roty,
A krwi przepaska wszyscy sobie krewni,
A od łez czyści, a tęsknotą rzewni.

Módlmy się bracia — niechaj każda rana
Bezbronnej piersi, od wroga zadana,
Wyssie nam z duszy słabości i męstwo
Niech nam napisze na czole zwycięstwo.


Módlmy się bracia! patrząc w dziejów kartę
Trony na ludach milczących oparte,
Chwieją się dzisiaj pod ich wrzącą falą —
Chwila już bliska kiedy si rozwalą.

Módlmy się z wiarą, iż się wkrótce stanie
Trzeci dzień chwały — nasze zmartwychwstanie;
Ale zbawienie u nas, nie za nami:
Kamień grobowy musim podnieść sami.

Módlmy się bracia, módlmy, ale szczerze!
Nie nam dewocja, bezduszne pacierze;
Lecz jak rycerze módlmy się przed bitwą,
Aż znów szczęk szabel będzie nam modlitwą.






PIEŚŃ BAZYLIAŃSKA W RZYMIE.

Panie pokornie w proch głowy chylim,
Grzeszni, modlimy łzami co płyną,
Z ojcem zakonu Wielkim Bazylim,
Z matką zakonu świętą Makryną.


Kiedy Carogród zszedł na bezdroża,
Na Rzym bluźnierskie niecąc hałasy,
W swobodnej Polsce latorośl Boża,
Posła przez wieki w pełni swej krasy.

Z pnia, co ocieniał połowę Polski,
A który runął oto przemocą,
Ten rękojemny szczep apostolski,
Tulim tu w Rzymie z troską sierocą.

Panie! car broi w kraju bezczelnie,
Ku schyzmie Naród kusi, lub musi —
Zbory chwalebne, święte pustelnie,
Znosi niezbożnik, w Litwie i Rusi.

Herod okrutny, w obliczu świata
Katuje, pędzi w śniegi Sybiru;
Sojusznik carski, ksiądz apostata
Siemaszko, braciom nie daje miru.

Toż świętej Unji zasiewców słowa
Na wiatr polecą? zamrą nam w ziarnie?
Krew cudotworna Józefatowa,
Daż się na zawdy deptać bezkarnie?


Bogarodzico! azaż w pustkowie
Zamienią cerkwie Twego Imienia?
Toż w Żyrowicach i w Poczajowie,
Schyzma zagości na pokolenia?

Panie! o Panie! ucisk nasz wielki,
Lecz i tem większa po nim otucha:
Łaska Najświętrzej Twej Rodzicielki
Doda nam serca i wzmoże ducha.

Stoim w ucisku mocni, niezłomni.
A kiedy w Ludzie zapłonie wiara,
O krew męczeńską Bóg się upomni,
O łzy upomni nasze u cara.

Pochwalmyż bracia Pana! pochwalmy!
Podnośmy w Niebo serca i ręce,
Społem śpiewając chóralne psalmy,
I klaszcząc społem Panu w podzięce.

Panie! przed Tobą w proch czoła chylim,
Grzeszni modlimy łzami co płyną,
Z ojcem zakonu Wielkim Bazylim,
Z matką zakonu świętą Makryną!

Bohdan Zaleski.





POBUDKA LUDU BOŻEGO.
Powstań, objaśnij się, ponieważ przyszła
światłość twoja,  a chwała Pańska weszła
nad tobą.
IZAJASZ, ROZ. LX. w. I.

Zbudź się i powstań! Rozjaśnij lice!
Nie tobie więdnąć żałobą!
Pan już nad tobą rozwiał ciemnice,
I Pańska chwała nad tobą!

Ciemność narodom padnie sąsiednim
Aż się ku tobie zgromadzą,
Byłeś i będziesz narodem przednim,
Króle ci hołdy oddadzą.

Podnieś twe oczy! Patrz jaką zgrają,
Jak stado morskiego ptastwa,
Płyną okręty — to powracają
Twoi synowie z tułactwa.

Aż się zdumiejesz, aż się rozszerzy
Serce od tego widoku!
Gromada synów ku matce bieży,
Córki zostaną przy boku.


Z Madjan i z Efy ciągną wielbłądy,
Z Cedor barany i bydło;
Złoto dalekie znoszą ci lądy,
Saba ci niesie kadzidło.

I rzekniesz: «Którzyż, skąd to się snują
Jako obłoki tu ku mnie?
Lub jak gołębie, co się zlatują
Do swoich okien tak tłumnie?

Na mnie to czeka i wiatr i fala,
I wyspy ze swoją flotą,
By twoich synów przywiodły zdala.
I miedź, i srebro i złoto.

Rękoma królów zbuduje mury
W Sionie grodzie mym świętym,
A gdy ci lud się sprzeciwi który,
Lud ten zatracę ze szczętem.

Bo jakom w gniewie kar ci nie skąpił,
Jakiem cię zgnębił i pobił,
Tak gdyś pokutą łask mych dostąpił,
Będę cię wznosił i zdobił.


W sosnę i bukszpan i cedr libański
Będę cię zdobił widocznie,
Abym uwielbił przebytek Pański,
Miejsce gdzie stopa ma spocznie.

Synowie twoich ciemiężycieli
Do ciebie przyjdą w pokorze;
Tych, którzy ciebie w pogardzie mieli,
Pokłonem u nóg twych złożę.

Tłumy śród miast twych będą się wiły
Pośród weselnych obchodów,
Królów cię piersi będą karmiły,
Ssać będziesz mleko narodów.

Ani się łupem staniesz zaborców,
Drapiestwa w tobie nie będzie,
Bowiem spokojnych dam ci dozorców
I sprawiedliwych w urzędzie.

Ani twych granic dotknę zniszczeniem,
Ani cię klęski spustoszą;
Ale twe mury nazwą zbawieniem,
U bram twych chwałę ogłoszą.


Ani cię blaski oświecą słońca,
Ani w noc promień księżyca —
Bóg tobie wieczny światłem bez końca,
Pańska nad tobą źrenica.

Boś już dokonał dni utrapienia,
Czas odziedziczysz wesela;
Tyś latoroślą mego szczepienia,
Ja Pan twój, Bóg Izraela.

Ludu wybrany, ludu mój wierny!
Ja cię wywiodę i zbawię,
W naród rozmnożę ciebie niezmierny.
Ja, Pan twój, rychło to sprawię.

Adam Pajgert.





POCIESZENIE NARODÓW.
Słuchajcie mię, którzy naśladujecie
sprawiedliwości, którzy szukacie Pana.
IZAJASZ, ROZ. LI w. I.

Słuchajcie wy mię, o! sprawiedliwi!
Wy, co strzeżecie dróg Pana,
Wy mordowani, a jednak żywi,
Słuchajcie głosu kapłana!

Pojrzyjcie oto na Abrahama,
Na ludu waszego zaród,
Jak ręka Boża wiodła was sama,
Jak Pan rozmnożył was w naród.

On znów uczyni w Sionie radość,
Pustynie zrobi ogrodem,
Śpiewów wesela będzie w nim zadość —
Pan znów ze swoim narodem!

Oto Pan mówi: «Pilnuj mię ludu!
Tyś lud mój, moja rodzina!
Słuchajcie, oto bliski dzień cudu,
Sądu się zbliża godzina.


Podnieście oczy, w niebo, do góry!
Spojrzyjcie na ziemię, na dół!
Niebo zniszczeje jak dymu chmury,
Ziemi rozsypie się padół.

I wszelki ziemski naród zaginie
I słońca zgasną promienie;
Lecz sprawiedliwość moja nic minie.
Trwa wiecznie moje zbawienie.

Więc ty narodzie czystego serca,
Ty, któryś zakon strzegł Boży —
Darmo urąga tobie szyderca,
Niech cię złość wroga nie trwoży.

Jak wiotką szatę pożrą je mole,
Robak je zgryzie jak wełnę,
Ale na wieki Ja cię wyzwolę —
Zbawienie twoje zupełne!»

Więc się już ocuć, o! Pańskie ramię!
Uzbrój się w siłę jak z dawna!
I jako Egipt złamałeś, złam je!
Niech będzie twoja moc jawna.


Azaż nie twoje ramię to, Boże!
Głębokość fali rozwarło?
I sucho lud swój wiodło przez morze,
A nieprzyjaciół podarło?

Niech się pocieszą, niech się nie smucą!
Nie trapią tęsknem wzdychaniem!
Niech do Sionu radośni wrócą,
Z wesołym śpiewem i graniem!

Takiem wzywałem Pana modleniem,
A Ty mi odrzekłeś Boże:
«Ja cię otoczę ręki mej cieniem,
Me słowa w usta ci włożę.

Jam jest Stworzyciel, obrońca dzielny,
Ja was wywiodę i zbawię!
Przecz ciebie człowiek straszy śmiertelny
Który podobny jest trawie?

Oto przezornie dostąpią chwały
Płaczący w Jerozolimie;
Ja dzielę morza szumiące wały,
A Pan zastępów me imię.


Ocuć się, ocuć, grodzie mój święty!
Jerozolimo ty moja!
Do dna ty piłaś gniewów mych męty
Z trucizny śmiertelnej zdroju.

Kto cię pocieszał, gdy nad twym grodem
Dzikością wróg się rozszalał?
O! spustoszona mieczem i głodem!
Kto się nad tobą użalał?

Po rogach ulic twoi synowie
Legli omdleli na siłach,
Dymy nad tobą, w tobie pustkowie,
Twoi obrońcy w mogiłach!

A teraz słuchaj, o utrapiona!
Pijana, ale nie winem!
Pan cię zasłania — w Panu obrona,
Bóg ci zbawieniem jedynem!

Biorę od ust twych, odejmę z ręki
Zapalczywości mej czarę,
Męty trucizny, kubek tej męki,
Z którego piłaś nad miarę.


Wezmę od ciebie, podam do picia
Tym, którzy ciebie gnębili;
Niechaj rozpaczne zawiodą wycia
Ci, którzy twoją krew pili —
I krzyk ku tobie rzucali srogi:
«« Nachyl się nam niewolnico!»»
A żeś im grzbiet swój zgięła pod nogi,
Przechodniom byłaś ulicą!»

Adam Pajgert.





SUPLIKACJA.

Z padołu płaczu do Cię wołamy,
Rozkuj niewoli srogie kajdany,
Przyjmij pokorne ludu wołanie —
Usłysz nas Panie!

Wybaw nas Panie z grzechu podłoty,
Wypędź z narodu wszelkie niecnoty,
W wszechmocy Twojej daj zmiłowanie:
Wybaw nas Panie!


Wysłuchaj jęków naszej męczarni,
Ratuj nas, niechaj duch się nie zmarni,
Niechaj w pokorze, znów zmartwychwstanie —
Wysłuchaj Panie!

Niech namiętności w obliczu wroga
Zaćmi i zniszczy Wszechmocność Boga.
Miłość bliźniego wrogom w karanie —
Przebacz im Panie!

Ojcze niebieski, narody ziemi
Niechaj się staną bracią rodnemi;
Zdejm z nas niezgody i złości nękanie,
Oświeć nas Panie!

Zniszcz chytrość rządów świata, duchowych
Daj nam przewódców czystych, ludowych,
Niechaj despotyzm ludzkości nie rani:
Żal się nad nami!

Bądź nam miłościw, wysłuchaj nas Boże,
Miłościw ludom na świata przestworze —
Ciebie prosimy, wysłuchaj wołanie,
Wybaw nas Panie.

E. K...





WEZWANIE DO ŁASKI.
Nuż, wszyscy pragnący pójdźcie do wód!
I wy co nie macie pieniędzy, pójdźcie,
kupujcie a jedzcie!
IZAJASZ, ROZ. LV w. I.

Nuże, pragnący do zdroju!
Nuże, łaknący do chleba!
Pociesz się, rzeszo ty moja!
Bierzcie co komu potrzebą.

Przecz się frasujesz mój ludu?
W pracy niszczejesz o głodzie?
Zaniechaj smutku i trudu,
Rozraduj się mój narodzie!

Słuchaj mię: Pan cię przybierze
W zbawienia chwalę i blaski!
Z tobą uczyni przymierze,
Na ciebie zleje swe łaski!

Jeno szukajcie Go pilnie,
A Pan nie będzie z daleka;
Wzywaj Go, ludu, usilnie,
Póki jest blisko i czeka.


Niech się nawróci grzeszący!
Pokutny niech nie rozpacza!
Oto nasz Pan miłujący,
On, co skruszonym przebacza.

Pan mówi: «Z myśli waszemi
Wy nie równajcie dróg Boga!
Jak wyższe niebo od ziemi,
Wyższa myśl moja i droga.

Jak deszcze, gdy spadną z chmury
Na spiekło słońcem zagony,
Krople nie wrócą do góry
Lecz ziemię użyźnią w plony. —

Tak moje gdy padnie słowo,
Napróżno do mnie nie wróci.
Orzeźwi suszę wiekową.
Narody świata ocuci.»

Pan mówi: «Wyjdziesz w weselu
Ludu mój, wrócisz w pokoju.
Rychło ty dojdziesz do celu
Po długim boju i znoju.»


Pan cię powróci do chwały!
Błogo ci będzie i jasno!
Góry ci będą śpiewały,
Drzewa rękami poklasną.

Ciernie wyrosną na jodły,
W mirt sir przemienią burzany —
Ludu! do Pana wznoś modły!
Zbawi cię Pan nasz nad pany!

Adam Pajgert.





NAPRZÓD!


ALEKSANDER II.

Chcesz bym ci postać nakreślił cara —
Patrz! oto w jaskrawej łunie,
Na zgliszczach kraju, jak Boża kara,
Z wilczem spojrzeniem, okropna mara,
Powstaje w krwawym całunie!
I nocne widmo błądzi nad tobą,
Po śnieżnych stepach bez końca;
Aż zdjęty wreszcie serca chorobą
Upadasz, z wieczną w duszy żałobą,
W dali od naszego słońca!

I wołasz, straszną zmorą znękany,
O twej Ojczyzny ratunek;
A tu do koła samotne ściany,
Wygnanie, Paryż zbytkiem skalany —
Tam rzeź, pożoga, rabunek!

A dziki potwór w carskiej postaci,
Ściga cię we dnie i w nocy,
Cały zbroczony krwią twoich braci;
I świat się korzy, gną się magnaci,
Przed tem straszydłem Północy!

Łzy polskich matek dla niego niczem,
Zdrada, bezczelność, orężem;
To wnuk Iwana z dzikiem obliczem:
On, jak Dżyngiskan, ludzkości biczem,
Zbrodni kochankiem i mężem!
Z tej zacnej pary na świat wynika,
Jak z łona piekieł otwartych,
Za sprawą kata jej pomocnika,
Na hańbę dziejów, na cześć Ruryka,
Nowy szczep Iwanów czwartych!

Długą męczarnią pierś twa złamana,
W niebie nie znajdzie odporu;
Próżno zażegnać chciałbyś tyrana,
Bo krzyż, przed którym drży moc szatana
Bezwładny w obce potwora!
Wszakże są dotąd wolne narody,
Gardzące Moskwy straszydłem;
Choć za niem pędzą Bismarka trzody,

Mamy swobodnych synów swobody:
Ci nas osłonią swem skrzydłem!

Francja nas kocha jak siostra tkliwa,
I wiecznie pomoc przyrzeka;
A wróg nas niszczy, i czas upływa,
Jej oręż za to Meksyk zdobywa —
Polska niech jeszcze zaczeka!
Na co te skargi, żale i gniewy
Na zdrady obcych mocarzy?
Myśl naszą struły fałszu wyziewy,
Namiętnych wieszczów bluźniercze śpiewy,
Zaprawne żółcią potwarzy.

Car Aleksander drugi z porządku —
Zapytaj ludzi poważnych,
Co się panoszą w obcym majątku,
Jest-to monarcha znany z rozsądku,
Pełen pomysłów odważnych!
Bywały w carskiem gnieździć wyrodki
Lecz tem podobny do stryja —
Jak on, potulny, uczciwy, słodki,
Gwałtem się brzydzi, a ostre środki
W cienką bawełnę obwija.


Ja, com go widział zbliska i zdala,
Skreślę ci jego postawę:
Kozacki hetman z miną kaprala,
Twarz ma powabną, jak na Moskala,
Oko szerokie i łzawe
A zatem mętne — dla tego właśnie,
Myśl nigdy nie lśni w tem oku;
Lecz na przeglądzie, kiedy was głośnie,
Mars dumny przed nim pełza i gaśnie
A wam ktoś mówił o smoku!

Wiecznie w mundurze, co go tak dławi
Jak rodzinny stryk Orłowa,
W nim śpi, poluje, z dworem się bawi,
Bo w nim się zrodził, w nim świat zostawi
To jego duszy połowa!
A co za zuchy, owi dworacy,
Adlerbergi, Baranowy!
Hulankę lubią, wprawdzie po pracy;
Więc rabusiami zwą ich Polacy,
Zawsze skorzy do obmowy!

Z czynownikami car się nie wdaje,
Znanymi z płaskich wykrętów;
Uczonym chętnie rękę podaje,

Lecz za niesforne, złe obyczaje,
Nie bardzo lubi studentów.
Serce ma ludzkie, rumiane lica,
Usta skłonne do kielicha;
Odkąd krwią zmokła jego stolica,
On wyschnął, spłowiał, jak szubienica —
Czasami płacze i wzdycha!

Gdy mu frejlina, lub dworska pani,
O Polce jakiej powiada,
Której mąż zginął, bracia skazani,
A ona sama, w życia otchłani
Z rozpaczą w duszy przepada —
Wtedy monarcha, litością zdjęty,
Na współczucie się zdobywa;
Lecz kat Murawjew, moskiewski święty,
Grozi mu szarfą — a car podcięty,
Grafem go za to nazywa.

Jakiego zwykle car ten koloru?
Nie łatwo zgadnąć od razu;
Zmienna w nim barwa, według humoru:
Jest to nic w gruncie, wszystko z pozoru,
Osobistość bez wyrazu.
Tak przed śniadaniem, w kawiar obfitem,

Aleksander jest służbistą;
Gdy dwa półmiski zje z apetytem,
Już jest czerwonym — gdy łyknie przytem,
Staje się aż komunistą!

I to co Prudhon bajał przed gminem,
Mieniąc plagą Stworzyciela,
Własność kradzieżą — car stwierdza czynem,
Czułej wdzięczności zdobiąc wawrzynem
Rzezimieszka Wieszatela!
Jednak on szczerze Polaków kocha;
To przybrane jego dzieci!
A Moskwa nasza wierna macocha —
Chociaż się na nią żali młódź płocha,
I ogadują poeci.

Naczelnik wiary w carskim obrzędzie,
Myśli o naszem zbawieniu;
Panslawizm głosi zawsze i wszędzie —
A karać musi tych, co w obłędzie
Widzą przyszłość w zaburzeniu.
Gdy nawet karze tych wichrzycieli,
Długich im cierpień oszczędza;
Rodziców z dziećmi on nie rozdzieli:
Nigdy jednego, lecz z cytadeli
Krocie na Sybir zapędza!


Bo też młodziuchny jedynak matki
Sam, mógłby zginać od nudów,
Jak tęskny orzeł wzięty do klatki,
Gdzieś tam, w bajecznych stepach Kamczatki,
Gdzie nie ma słońca i ludów!
Przeto już dzisiaj osadę mamy
Z łaski cara na Sybirze;
Tam więźniów strzegę spiżowe bramy —
W podziemiach silniej kraj nasz kochamy,
Razem nam lżejsze są krzyże!

Wierz mi, że nie jest krwiożerczym wcale
Ten olbrzym świata — gliniany,
Którym miotają w złowrogim szale
Dzikie bałwany — raczej Moskale,
Dziś już wolni jak Brytany —
Car ma dla Polski ojczyma chęci;
Lecz go zrozumieć nie mogą,
1 nawet nie chcę, słudzy przeklęci,
Ludzie zwierzęta, na łup zawzięci,
Żyjący krwią i pożogą —

Fałsz więc że niby ten car stu-oki,
Jest samowładnym despotą;
Nim rządzą świętej Moskwy proroki:
On podpisuje tylko wyroki,

Kto zginie, mniejsza już o to!
On sam by zginął — — Posłuchaj przecie
Co też Moskwa mu powiada:
Polska ją krzywdzi, znieważa, gniecie,
Więc ja w Rutkowskiej grzebią gazecie,
A trup wciąż straszy sąsiada!

Słowo bez czynu nie ma zalety;
Car pozwala swej czeladzi
Starce i dzieci brać na bagnety:
Tak rozum stanu każę — niestety,
Tak cień Katarzyny radzi!
Car miłosierny idzie za zdaniem
Swej wielkomyślnej prababki;
Lud kłócić, wszak to rządców zadaniem,
Usprawiedliwiać mordy powstaniem,
Myśl godna moskiewskiej Szwabki!

Tak zawsze w dobrej wierze despota,
Lud na Litwie, Ukrainie,
Podniecał żartem, jak psa i kota —
Nie zrozumiała tego hołota,
Myśl spełzła na drobnym czynie!
Jednak miejscami gawiedź podszczuta
Podniosła noże na panów,
Na Padlewskiego, Kruka, Narbutta,

Co lud uwolnić chcieli od knuta,
Słowiańszczyznę od tyranów!

Gdy się carowi przy tym zaborze
Jakoś nie gładko udało,
Gdyż prosty Rusin ma światło Boże,
I Moskwy strawić, jak my, nie może,
Tak pełne trądu jej ciało —
Spiesznym ukazom na tych bluźnierców
Wysłał monarcha łaskawy,
Przebrane tłumy swych ludożerców,
Hordy Baszkirów i starowierców —
Nie dla zysku — dla zabawy!

Lecz dziś wiadomo jak wykonano
Ojczyma cara pomysły:
Bezbronną młodzież wymordowano,
Wieszano księży, kraj zrabowano,
Od brzegów Dniepru, do Wisły!
Gdy tak łagodnie car nas obdziera,
Zwyczajom wszystkich despotów,
By ujść przed światem za bohatera,
W imieniu wiary sam składkę zbioru
Dla walczących Kandjotów.


Ta szczodrobliwość dla obcych ludzi,
Niepodobna do zbadania,
Gdy tu powszechny wstręt w sercach budzi,
Tam, za górami, prostaczków łudzi,
I zachęca do powstania.
W ten sposób nawet Stambuł owładnie,
Już Carogrodem nazwany;
Z królikiem greckim zakończy snadnie,
A Zachód przed nim pokotem padnie,
Uzna go panem nad pany!

Tak niknie z dymem zawziętość nasza,
Przed wschodnio-północnym tronem;
Wyrok nasz cara wszak nie zastrasza —
A Thiers z trybuny dziś go ogłasza
Słowiańszczyzny Salomonem!
Salomon sądzi ludy żelazem:
Więc Polskę rozciął na dwoje,
Jak tamten dziecko, śmierci rozkazem,
Gdy się dwie matki stawiły razem,
Chcąc każda mieć je za swoje!

Salomon lubi równość pod batem:
Uwalnia więc i niedźwiedzi —
Za lat pięć bartnik, z Moskalem bratem,
Obywatelem, później magnatem,

Może sam Paryż odwiedzi! —
Tak zrównał z bydłem swój lud kozaczy,
Dla większej caryzmu sławy —
Ten mały ustęp niech mi wybaczy,
I ze mną słuchacz powrócić raczy,
Do Wilna i do Warszawy.

Kijów ominąć możemy śmiało,
Tam gdzie nasz jaśniał Batory;
Wszystko zginęło co kraj kochało —
Z polskiej zarazy nic nie zostało,
Oprócz dumek Wernyhory —
Bo Judasz Bezak nie śpi na Rusi:
Murawiewskim idąc torem,
On z krnąbrną szlachtą dziś skończyć musi
Więc Lach zwalczony już krwią sir krztusi,
Pod niezbłaganym liktorem!

Do litewskiego zajedźmy grodu;
Z nim sprawa może trudniejsza,
Moskwa tam więcej dozna zawodu,
Boć trudno zabić duszę narodu,
Gdy ją męczeństwo nie zmniejsza!
Prożno Murawiew, archirej katów
Przy pomocy swego syna,
Nowych Siemiaszków i apostatów,

Moskiewskiej wiary godnych prałatów,
Jął zdzierać skórę z Litwina!

Uparty Litwin nie bity w ciemię,
Nieraz i Lacha zawstydzi,
Wytrwałej znosząc ucisku brzemię;
Trudniej wytępić Olgierda plemię,
Moskal z Litwina nie szydzi!
Gdy tak Wieszatel Wilno nawracał
Na wiarę knuta i stryka,
Gdy buntowników krocie zatracał,
A wdowim groszem Moskwę zbogacał,
I swą kieszeń namiestnika —

Co czynił wtenczas w swem Carskiem-Siele
Aleksander zbawca ludów?
Rozdawał chresty, klęczał w kościele,
Lub z dworzanami, nie myśląc wiele,
Stał się myśliwcem od nudów.
A cóż się z nasza dzieje Warszawą,
Z tą polskiej ziemi pochodnią?
Tam codzień słońce zachodzi krwawo —
Tam zbójcy, wszelkie zdeptawszy prawo,
Zwią miłość Ojczyzny zbrodnią!


Tam nie ma ojców, matek i synów,
Tam cześć rodziny zatarta;
Z pomocą Bergów i Milutynów,
Tych wykonawców szatańskich czynów,
Car zawstydza nawet czarta!
Kto pod ich rządem żył jedną chwilę,
Ten był na własnym pogrzebie;
Bo tak przebolał, przejęczał tyle,
Że ostygł sercem, jak trup w mogile,
I prawie zwątpił o niebie!

Warszawa! na to jedno wspomnienie,
Straszna zemsta duszą miota;
Warszawa! to krwi bratniej strumienie,
To niestłumione ludu sumienie,
To mej Ojczyzny Golgota!
Do zmarłych synów krzyża przykuta,
Modli się za swych siepaczy;
Lecz jej modlitwa żółcią zatruta —
A zbiry pragną pogwizdem knuta
Zagłuszyć jęk jej rozpaczy!

Głos jej nareszcie doszedł do ucha
Petersburskiego pół-boga;
I pomazańca napadła skrucha —
„Precz z szubienicą! rzekł z miną zucha,

Wszak wytępiliśmy wroga!
Trzy lat grabieży — mam na to świadków
To godna Moskwy zaplata;
Zostawmy przecie, choć dla podatków,
Dobrze myślących, jak mówi Katków,
Niech też wypocznie dłoń kata! — “

W tem nieskończenie rozumnem słowie,
O jaka dla nas zachęta!
Car w swej opiece ma ludzkie zdrowie;
On nawet, myśli o swym Katkowie,
O naszych katach pamięta!
Monarcha w łasce niewyczerpany! —
Choć krwią przesiąkła purpura,
Chciałby zagoić zbyt świeże rany;
Więc kazał jeńcom puścić się w tany,
Z hołubcem uciąć mazura!

„Polska się z Moskwą chętniej zespoli,
Jak za czasów Mikołaja;
Młódź się z przesądów gminnych wyzwoli;
A niech też piękna płeć poswywoli,
Gdy świat się w igły uzbraja!“
I patrz! nad Wisłą, po tym wyroku,

Zgraja służalców bez duszy,
W koło szubienic, wśród łez obłoku,
Hula i tańczy, z uśmiechem w oku,
Gdy lud nasz kona w katuszy!

Czyż to Polacy w carskich galonach,
Na poległych skaczą grobie?
Skądże te larwy z kwiatem na łonach? —
Ja wiem kto buja po twych salonach,
Biedna Warszawo w żałobie!
Kilka zalotnic i kawalerów,
Do których młódź się nie zbliża;
Grono hrabiątek, rój oficerów,
Stek neolitów i bohaterów
Z Petersburga i Paryża!

Bo jakże nazwać ten tłum stugłowy,
Okryty hańbą i złotem?
On nie ma nazwy wśród ludzkiej mowy!
Jest to wcielony bezwstyd krajowy,
Zmięszany z Moskwy pomiotem!
Gdy ci twa horda stawia ołtarze,
Za mej Ojczyzny męczeństwo;
Gdy ci Wschód cały przynosi w darze,
Moim podarkiem, wszechmocny carze,
Wzgarda i ludów przekleństwo!

Józef Prawdomir.






CHATKA LEŚNIKA.

W pośród zamierzchłych puszcz Litewskich cieni,
Wesoła zbożem niwa się zieleni,
Słychać ryk trzody, wabią się cietrzewie,
Dzięcioł gdzieś stuka po spruchniałem drzewie;
Las czasem skrzypnie — słychać bieg strumyków,
A tam gdzie cicha chateczka leśnika,
Wleci jaskółka, i znów wylatywa,
Jakaś staruszka przedąc w progu śpiewa:

«Czy już wróciłaś jaskółeczko mała,
Gdzieżeś ty była i co ty widziała?
Robisz tu gniazko tak jak w dawnej dobie,
Rób sobie śmiało, nie przeszkodzim tobie.

Nie wiesz jak teraz wróg nas ciśnie srodze;
Czy nie spotkałaś Francuzów po drodze;
Za którą oni tam górą, czy rzeką,
Tak dawno idą — już gdzieś niedaleko.

Idą czekajcie! «Moskal się z nas śmieje,
A my jak mamy, tak mamy nadzieję.
Taki ich pułki stąpią po tej błoni,
Powiedz jaskółko czy już blisko oni?


Czy się z synami nie widziałaś memi,
Gdzie oni teraz; pewno idą z niemi,
Starości biednej matki nie zasmucą,
Tak jak przystoi z bronią w ręku wrócą?

Wrócą, bo młodzi, bo Bóg sprawiedliwy,
Lecz czy doczeka czyj już wiek sędziwy?
Zostałam jedna, nagle śmierć zaskoczy,
Nikt ani ujrzy, jak ja zawrę oczy. — »

Tu łez staruszce pociekły strumienie;
Jaskółka zda się dzielić jej cierpienie.
Ustawnie nad jej odzywa się głową,
Ledwo odleci, znów wraca na nowo.
Płynie nad stawkiem, skrzydełka popłócze
I znów powraca, wszystko coś świegocze.
Może zna wiele, powiedziała siła;
Lecz któż zrozumie — ? swą mową mówiła.
1831.
A. G..





CHOLERA.

W Państwie wszechłgarstwa
Wszech podłych zdrad —
W niewoli Carstwa
Wylęgły gad:
Już zieje jad!
Do nas się wdziera,
Całun śmierci rozpościera:
Cholera!

To brzask
Wszechmoskiewskich łask!
To znak
Wszechmoskiewskich plag!

Bo i czemże, czem?
Panmoskiewska ta ojczyzna?
Wszechzłem!
Nihilizmu to trucizna!
A Moskalem — z ciała — ducha —
Ten kto kradnie — Cara słucha!

Bo i czemże, czem?
Panmoskiewski Car!
Wszechzłem
Wszechobrazem kar!
Jego symbol?
Ból!
A atrybut?
Knut!

Bo i czemże, czem?
Panmoskiewski duch?
Wszechzlem!
To zaborczy ruch
Wszechsłowiańskich ziem!
To prąd,
Co wre!
To trąd,
Co żre!
Rozbieżałą Słowiańszczyznę
Aż roztoczy ją w zgniliznę!

Bo nie myślcie, wy Czechowie
— W nieczułości, czy zwątpieniu —
Wy Serbowie, Bulgarowie,
I niemcy, szyzmatycy,
Wy Rusini, wy «Krzywiccy»

By w tem z Moskwą połączeniu,
Jednym skuci z nią łańcuchem,
I pod carskim tym obuchem —
Żyć wam dano własnym duchom,
Swojskim, zdrowym, narodowym.
Byście w ojców mowie, wierze,
Odmawiali swe pacierze;
By ten Moskal był wam bratem —
Bo jak Car jest jemu katem,
Jak przed carskim on obliczem
Tylko płazem, prochem — niczem,
Tak dla słabszych będzie biczem —
Tak was, słabszych, wtłoczy w peta
Jak bydlęta!

Przyszłość wasza? zmoskwiczenie!
Wiary, mowy odszczepienie!
Myśl wam wnurzy w wieczną noc,
Wolę złamie carska moc!
Przenaturzenie
Wam!
Zezwierzęcenie
Tam!

Życie wasze «po ukazu»
Carska służba, Carski «czyn» —

Ty — na czatach gór Kaukazu —
Lub w polarny zagnan świat,
Gdzie nie taję lód ni śnieg —
Nad Batłykim «sprawnik» brat!
Na Amurze «sołdat» syn!
Drugi syn twój z Omska zbieg!
Trzeci w Polsce — może szpieg!

Bez idei!
Bez nadziei!
Wiara?
W Cara!
Car wam Bogiem
I batogiem!
Człowieczeństwu wbrew —
Carska własność — wasza krew!
Miłość wasza? — coż nią jest?
Carski chrzest!

W państwie wszechłgarstwa,
W przepodłych zdrad —
W niewoli carstwa
Wylęgły gad —
Już zieje jad!
Do nas się wdziera,
Całun śmierci rozpościera:
Cholera!

To przestroga!

Nie — na Boga!
Nam nie z Moskwą jedna droga — —

Związek wolny,
Federalny
Pod sztandarem
Polski starym:
Wspólbraterstwa i miłości —
Tylko zdolny —
Idealny,
Byt wytworzyć
Sławiańszczyznie i ludzkości!
Wszechmorderstwu kres położyć.

Ojców Boże!
My nie godni!
My od małpy dziś pochodni!
Ale kiedyś? kiedyś może —
Daj choć wnukom tego dożyć?

Marjan K...





CZEŚĆ MŁODZIEŻY POLSKIEJ.
Nóta: « Wanda leży w naszej ziemi.»

Polska młodzież niech nam żyje!
Nikt jej nie przesadzi.
Bo jej ręka dobrze bije,
Głowa nie źle radzi.

Pognębieni, zapomnieni,
Od całego świata;
Własnych baliśmy się cieni,
Brat unikał brata.

Ledwie Polskie bronie błysły!
Polskie wstały dzieci!
Więzy nasze jak szkło prysły,
Złota wolność świeci.

Każdy dzień żołnierzy rodzi
Mnożą się obrońce:
Świetna zorza! — po niej wschodzi
Najświetniejsze słońce! —

Niech do boju każdy biegnie!
Piękno tam skonanie:

Za jednego który legnie,
Stu mścicieli stanie.

Zawsze Polak miał nadzieje.
W mocy Niebios Pana;
On w nas, jedność, zgodę wleje,
A przy nas wygrana.

Bard nadwiślański z 1832 r.






CZEŚĆ POLSKIEJ ZIEMI CZEŚĆ.

Cześć Polskiej ziemi cześć,
Ojczyźnie naszej cześć,
Cześć Polsce cześć.
Kto się jej synem zwie,
W kim polska dusza wre,
Niech stanie w grono te,
Pieśń chwały wznieść.

Nie zawsze jarzma srom
Uciskał Chrobrych dom.
Był lepszy wiek!

Nie zawsze Lew ten spał,
Trzy berła w ręku miał,
Tysiączne klęski siał,
Nim w boju legł.

Nie zawsze obcy lud,
Bój z naszą hańbą wiódł,
Wśród naszych.ścian.
I Polak w Moskwie był,
I on był groźnym z sił,
I przed nim czołem bił,
Dzisiejszy pan.

Nie chełp się wrogu nasz,
Że nas w swych ręku masz,
Jak jeńców swych.
Do bram Zamościa bież,
Gostyńskich spytaj wież,
Niech rzekną jeśli chcesz,
Kto siedział w nich![3]


Złyś Caru obrał dach,
Gdzie mieszkał stary Lach,
Zły ten dom wasz:
Tu nigdy nie był Rus,
Lecz gdzie zwalony stós,
Dominikańskich gruz,
Tam tron jest wasz[4].

Dwugłówny Carów znak
I nasz wolności ptak,
Źle z sobą współ;
Naszego noc ta ćmi,
Wasz zaś przed światłem drży:
Kto spoił związek zły,
Sam wpadnie w dół.
Chcesz Niemcze zniemczeć nas,
Chcesz by z innemi wraz
Duch Polski zgasł?
Wszakże winieneś nam,
Że nie sturczałeś sam,
Wszak byt Wiedeńskich bram,
Trwa dotychczas.


Zły płodzie obcych strat,
Coś pierwszy skłonił świat
Rozszarpać nas —
Nie długo będziesz rósł!
Wiesz jaki zbrodni los,
I w ciebie zemsty cios,
Paść musi raz.

Odzyskać trzeba cześć,
Kościuszki szablę wznieść,
Na wrogów zgon —
Bracia! przysiężmy raz,
Że wolem zginąć wraz,
Niż znosić w pośród nas
Ten obcy tron.

Feliks Frankowski.





DO BRACI WŁOŚCIAN.

Bracia włościanie! z jednego my ziarna,
Bożym się chlebem łamiemy,
Jedna w nas wiara, jedna ziemia czarna,
Na której Bogu służemy.


I jednakowa dla nas padła troska,
I jedna droga zbawienia,
Jedna się za nas Matka Częstochowska
Modli, za wszystkie cierpienia!

Jednakie serca Bóg w pierś naszą włożył,
I jednym natchnął je duchem,
I jednakowych dla nas łask przysporzył,
I jednym okuł łańcuchem.

Czemuż my w waśni żyjemy pospołu
Ze wzrokiem pełnym zawiści?
Razem do trudów spieszmy i mozołu,
A Bóg zbawienia czas ziści.

Tylko miłością, wiarą i nadzieją,
Wskrzesim Ojczyznę kochaną.
Niech się raz jeno te burze rozwieją,
Co waśnią kontusz z sukmaną!

Pan Bóg wybaczyć dawnym winom raczy.
Skoro miecz pójdzie przy radle.
Wszak kord szlachecki, jak i pług wieśniaczy,
Na jednem kute kowadle.

Władysław Bełza.






DO BRONI.

Padły turmy, spadły pęta,
Wolnym słońce świeci:
Ledwo do cię matko święta,
Serce nie wyleci.

O Ojczyzno święta!
Stargane twe pęta;
Niech bęben bije,
Ojczyzna żyje!

Hej, słuchajcie w cztery strony,
Wy bracia dalecy! —
Rzućcie jarzma, rzućcie brony,
A kosy na plecy.

Dalejże co dyszy,
Już cię śpieg nie słyszy.
Dzieci z okoła,
Ojczyzna woła.

Cnoty naszej nie stłumili,
Złotem ani batem,

Będziemy czemeśmy byli,
Przed ździwionym światem.

Do korda Lechowie,
Kto mężem się zowie,
Bij w imię Boga,
Ojczyzny wroga.

Kazimierz Brodziński.





DO EMIGRACJI 1864 ROKU.

Byle z Bogiem, to aż lubo,
Dumka idzie w skład,
Byle w cnocie to i z chlubą
Człek gotów do strat.

Z wiarą w siebie, bo statecznie
Gdzie myśl i gdzie wiek
A z zapałem, to koniecznie
Celu dojdzie człek.

I my dojdziem przyjaciele
Pokąd pierś nam strwa;

Przebrodzimy trosk topiele,
A Bóg siłę da.

Gdyby razem! — Lecz któż zgadnie
Co tam zrodzi czas?
Może czarna gałka padnie
I rozdzieli nas.

Może — — gorzka myśl mnie dręczy.
Gdy się spełnią sny —
Który z nas nie ujrzy tęczy
Z zagrobowej mgły.

O, bo już nie jeden stercy
Przyjacielski grób,
Bo już los nam przeniewierczy
Zdarł nie jeden ślub.

Pamiętajcie — wspomnieć miło —
Nasze gniazdo wprzód
Ilu to nas ptaszków było —
Równa myśl i ród!

Jeden rychłe zaczął pienia
A od serca piał,
I skrzydełka jak z promienia —
Złote piórka miał.


Toż uleciał śród zachwytu
Do gniazda i zórz —
Umiłował świat błękitu
I nie wrócił już.

Lecz do działań przez to więcej
Pozostawił nam;
Toż i działać nam goręcej
By mu sprostać tam.

Ha, więc weźmy to w podziele,
Ale idźmy wraz —
W imię tego, przyjaciele:
Ja pozdrawiam was!






DO EUROPY.

Ziemio! jaśniał Orzeł Biały,
Jako słońce twoim dniom,
Jak grom był lot jego chwały —
Nie sięgły go serca skrzepłe,
Nie sięgły wzroki oślepłe,
Błysnął i zniknął jak grom.


Burza przeszła — lecz tej burzy,
Odgłos w piersi twojej grzmi —
Czekaj, rychło się powtórzy.
Tak miecz zemsty, jak grom kary.
Wstrząsną wnętrzem twem pożary,
Nim zagasną w twojej krwi.

Znieważona i okuta,
Drżąc, wyglądasz sądu dnia;
Czekaj, nim Cię ciężar knuta,
W dzikiej dłoni Tamerlana,
Padającej na kolana,
Przeznaczenia nowe da.

Ludy! na stepach Sybiru,
Z niedźwiedziami walki wieść;
To wasz los, a całun kiru,
Co na wasze padnie głowy,
To będzie nasz głaz grobowy,
Będzie polskim prochom cześć.

I w ponurych dniach goryczy,
Rozpacz wydrze jęki wam;
I wzleci wzrok niewolniczy,

Pod nieswoich Nieb sklepienia —
Czy znów z mieczem wybawienia,
Nie wzbił się nasz Orzeł tam.

Darmo! potwór tam dwugłowy,
Ciska na dół oka rzut:
Czy nie spadły wam okowy?
Dzika pierś jego i krwawa,
Dla Europy w szponach prawa,
Łańcuch, Kamczatka i Knut.

Jeszcze pora — jedna chwila.
Ziemio! zbudź się z twardych snów;
Życie smoka się przesila!
Biały Orzeł jął go szponą —
Uderz, uderz w pierś skrwawioną,
I doniszcz potwór dwóch głów.

Obecna ziemio i dobo!
W twojej dłoni dola twa;
Duch przeszłości po nad tobą,
A przed tobą leżą wieki,
I surowy świat daleki,
Co twe czyny sądzić ma.


Biały Orzeł padł pod ciosem,
I Bóg jego krwi się mści;
Za krew jego klątwy głosem,
Woła przyszłość przelękniona,
Woła ludzkość znieważona —
Ziemio! biada, biada ci!

Ziemio! dobo niewolnicza,
Straszny sądu przyjdzie czas;
I Bóg groźny z przed oblicza,
Odtrąci was bezsumienne,
Za te krople krwi bezcenne,
Co napiętnowały was.

Zmyje winy łza, pokuta,
My giniemy! żyjcie wy;
Zmartwychwstańcie z pod praw knuta,
Wolne tylko i swododne,
Ludy przebaczenia godne,
Za krew naszą i za łzy.


1831. Maurycy Gosławski.




DO LITWY.

O! cześć ci Litwo! cnót wielkich skarbnico!
O! cześć ci Litwo! na kresach strażnico!
Nieustraszona! — choć przemoc cię smaga,
Wielka potęgą — jak twoja zniewaga!

O! cześć ci Litwo! w męczeństwie twych dziatek!
W rozpaczy ojców! w łzach sierót i matek.
W mękach twych synów i w doli tułaczy,
I w każdym jęku, co piersi krwią znaczy!

Córo Chrystusa! jako Mistrz twój święty
Dotrwał w boleści wielki, nieugięty.
I tyś nie drżała przed żadnem cierpieniem,
Ani mak własnych zdradzałaś — westchnieniem.

O! cześć ci Litwo! z tym krzyżom z Golgoty,
Cześć ci pochodnio wiary — wśród ciemnoty!
Nie tyle prawdy słońca nam rozświecą
Ile ty Litwo, dziejów przodownico!

O! cześć ci Litwo, z tej pochodni żarem,
Coś niewolniczo nie padła przed carem.

Ale z ufnością świętą i modlitwą,
Szłaś naprzód w przyszłość. —
O! cześć tobie Litwo!

Władysław Bełza.





DO LUDÓW
(wedle Berangera).

Nadchodzi chwila odżycia Narodów,
Z tyrańskiej skały pryśnie swobód zdrój;
Pocznij żyć ludu i pośród twych grodów,
Powitaj wolność! dla niej ramie zbrój.
Między ludami niech zgasną niezgody,
Jednaki wawrzyn niech ozdabia skroń —
Świętem przymierzem łączcie się narody,
Podajcie sobie dłoń.

O godni żalu przez tak długie lata,
Dla dumy władców duch zawiści tlał;
Człowiek człowieka, brat zabijał brata,
Gdy Ojciec ludu, Lud ujarzmić chciał.
Dziś nie dla królów ale dla swobody,

Dziś dla ludzkości podniesiemy broń,
Świętem przymierzem łączcie się narody.
Podajcie sobie dłoń.

Za myśl szlachetną o prawach człowieka.
Męki, wygnania, lub sromotny zgon;
Lecz mężne serce prawdy się nie zrzeka,
Padnie pod ciosem, ludzkość zbiorze plon.
Chlubnie wytępiać przesądów zarody,
I siłą myśli żyjąc, ciemięzcy broń:
Świętem przymierzem łączcie się narody,
Podajcie sobie dłoń.

Świat nowy różnic rodu nie uznaje,
Król, szlachcic, chłopek! — to jednaki twór;
Bez stępla ludzi natura wydaje —
Niech prawa rządzą, nie monarszy dwór.
Jednakie wszystkim przyznajmy swobody,
A wyższość duszy niech uwieńcza skroń;
Świętem przymierzem łączcie się narody,
Podajcie sobie dłoń.

Prawo i praca oto wiara ludów!
Jedna jest wiara i jeden jest Bóg!
Oby w nagrodę naszych krwawych trudów.
Umysł był władcą, a szlachectwem pług.

Niech jednem uśmiechem karmi świat młody,
Niech krzew oliwny strzeże naszą błoń.
Świętem przymierzem łączcie się narody,
Podajcie sobie dłoń.


Bard Nadwiślański z 1833 r.





DO NIEPRZYJACIÓŁ OJCZYZNY NASZEJ.

Czyliż widzicie szalone wrogi
Lotnego ptastwa powietrzne drogi?

Albo ślad złotej ryby na stawie?
Albo wężową ścieszkę na trawie?

Czyliż wy wiecie gdzie lecą wonie,
I kędy gwiazda ostatnia płonie?

Czyście zgłębili otchłanie morza
Nad którym złota pali się zorza?

Czy wam żywioły jak miecze służą?
Wyż to rządzicie ciszą i burzą?


Czy w waszej sile, czy w waszej mocy
Wstrzymać poranek po ciemnej nocy?

Czy wam wiadome wszelkie westchnienie;
I kędy bierze swa moc stworzenie?

I czyli wiecie gdzie się obraca
Wszelkie westchnienie, wszelka łez praca?

Gdym się was pytał, wyście milczeli —
A skądże wiecie że my zginęli?

Teofil Lenartowicz.





DO ORKI.

Do orki bracia, do orki.
Pora czas wskrzesić miniony —
Chudobę wzięły pomorki,
Odłogiem leżą zagony.

Do orki dzielny mój ludu,
Orz swoje łany prześliczne,

A z potu twego i trudu
Wystrzelą kłosy pszeniczne.

Do orki dziewczę liljowe,
Orz pilnie ściegi na płótnie,
Trza biednym oddać połowę.
Co Bóg dał Tobie rozrzutnie.

Do orki bracia pieśniarze,
Kwiaty rozkwitły już z kiści,
Drży przestwór w ptasząt rozgwarze:
Czyż zasną bracia lutniści?

Do orki ojcze kapłanie,
Miłości weźmij pług z nieba,
Bóg posiał ziarna na łanie,
Jeno podorać potrzeba.

Do orki bracia, do pilnej,
A gdy się chętnie przyłożeni,
Może z tej ziemi mogilnej
Ziarno lub szablę wyorzem.

Władysław Bełza.





DO POLEK.

Cześć wam zacne Polki, cześć!
Cześć wam kwiaty naszej ziemi —
Wy sercami dziś naszemi.
Chcecie duszę w górę wznieść —
Ponad poziom, nad ułudy
W serce chcecie żary wnieść,
By zajaśnić potem cudy —
Cześć Wam, Polki, cześć!

Po cierniowej ścieżce życia
Wy ścielecie kwiat i róże
Od kolebki, od powicia
Wy, anieli, święci stróże;
Do niedoli zapoznanej
Wy łzy wasze dziś mieszacie
Do goryczy nam podanej
Czar balsamu przelewacie.

Bóg natworzył cudów wiele
I świat ubrał w szato cudu
Aż na cudów swoich czele
Stworzył Polkę pośród ludu.
Kwiaty, perły, rosy zbierał

Nadpowietrzny promień zwlókł.
Z niebios, tęczy barwę ścierał
Żeby Polkę stworzyć mógł.

O, zaprawdę! nie zaginie
Naród, co ma matki takie!
Matki czucie przetrwa w synie
Kownie silne i jednakie.
Przenajświętszy, nieskalany
Duch ten będzie niepodzielny,
Naród brudem niezmazany
Pozostanie nieśmiertelny.

A więc czołem, kornem czołem
Przed światowym tym aniołem
Na podziękę laur mu spleść,
Z zwrotek hymnu społeczeństwa
Z czynów godnych człowieczeństwa,
Cześć wam, Polki, cześć!






DO SOKOŁÓW.

Świta już — bracia sokoły!
W przestrzeń szybujcie bez końca
Stopami ziemi — a czoły
Dotykać nieba i słońca!

Wzrośli wśród tylu zawodów,
Żaliż zadrżemy w złej chwili?
My — cośmy sercem narodów
I piersią obronna byli?

Dziś oglądamy się smutnie,
Bez sił padamy — samotni —
I patrzym na świat pokutnie,
Jakby grzesznicy sromotni!

O! krew do głowy uderza,
Kiedyż z tej wstaniem nicości?
Orzeł do słońca domierza,
A wszak my syny światłości! —


Drżę cały — rychło grom zleci,
I niebo padnie słoneczne!
Polsko! — gdzież szukać twych dzieci,
Kędyż twe syny waleczne?

Władysław Bełza.





DO WTÓRU!
(NA ŚWIĘTO HORODELSKIE.)

Do wtóru bracia, do wtóru!
Drgnieniem serc oto tajemnem,
Lud wielki wstaje do chóru
Nad Wisłą, Dnieprem i Niemnem:
Przy wiekopomnem tam święcie
Bieży spłakana rodzina,
Litwin w Polaka objęcie,
Polak w objęcie Litwina.

Bratni nasz sojusz och! stary,
Mnogie już przetrwał pokusy;
Przetrwa i czudzkie on Cary,
I samozwańskie ich Rusy:

Sojusz ten wzmógł się w niewoli; —
Pieczęć świętego ma miru,
W krwi Kuncewicza, Boboli,
W łzach katorżników Sybiru.

Spólna’ć nam w Niebie Królowa,
I spólni święci Patroni.
I spoina chwata bojowa.
Pod znakiem Orła-Pogoni:
Darmo car czudzki, car wraży,
Zwaśnić nas dzisiaj się kusi
Litwa dostoi na straży
Polskiej, zaleskiej swej Rusi.

Wiary, wolności my dzieci,
Siedzący na czas w omroce —
Wyjdziem z wiekowej zamieci,
By walczyć ciemne jej moce:
Całe nas piekło nie zmoże,
Ni się ojcowie z nas zgorszą,
Wystąpim w Imię znów Boże,
Jak pod Grunwaldem i Orszą.

W kościele my się zbratali,
W kościele gniemy kolana;
Wszelki duch Pana bo chwali,

Wszelki duch patrzy na Pana:
Jeszczeż ofiary potrzeba? —
Nasza’ć rok-roczna, stuletnia,
I oto woła do Nieba,
Świeża z Lutego i Kwietnia.

Skinienia’ż Pańskiej wszechmocy
Wiarą, miłością pancerni,
W jęk nawołujmy sierocy,
Gardząc groźbami tam czerni! —
O! Litwo, siostro i drużko,
Pierwsza ty ujrzysz znak cudu,
Wódz Ludu — twój to Kościuszko,
Twój to Mickiewicz — wieszcz Ludu.

Bohdan Zaleski.





DO WYCZEKINIERÓW.

On został i czemuż? wszak tamci pobiegli,
Z ochotą, z zapędem, na trudy i znoje —
I jedni się biją, a drudzy polegli!
Bo czemże Polakom są trudy i boje,

Gdy woła ojczyzna, a polska królowa
W niebiosach dla dzielnych nagrody nam chowa.

On został, i czemuż? on może się kocha
I chciałby pozyskać to serce tak miłe,
I chciałby się żenić? Lecz któraż tak płocha,
Że pierwej nie skryje to serce w mogile,
Niż odda je temu, co go los ten czeka,
Że w oczy bez wstydu nie spojrzy człowieka.

On pójdzie! bo polska krew czysta w nim płynie?
A Polak od wieków ma umysł tak twardy,
Że wszystko porzuci, a nawet i zginie,
Nim da sie pochańbić uśmiechem pogardy!
I prędzej przeniesie męczarnie i blizny,
Nim stanie się synem wyrodnym ojczyzny.

Edmund Slaski.





DUMKA NA DZISIAJ.
Poświęcona
Polce Kornelji.

Noście świty i sukmany,
A zrzucajcie szaty pychy!
Bo dzień zbliża się, dzień lichy,
Dawno wam zapowiedziany.

Noście świty! noście świty!
A zrzucajcie pańskie szaty,
Carskie znaczki i zaszczyty,
Herby, hafty i szkarłaty!

Noście świty z dobrej woli!
To znojnego szaty trudu,
To naszego szaty ludu,
A lud to co dziś nas boli.

Noście, młodzi przyjaciele,
Na znak pracy bożej, cichej,
Co ma zmienić dzień ów lichy
W Alleluja i wesele!


Noście, na znak się zaprzania
Pańskiej pychy i próżności,
Dla postępu i miłości,
Na znak z ludem pojednania!

Noście — dziś nie po zaszczytach,
Nie tytułów pustym dźwięku,
Lub kupieckim złota brzęku,
Nam poznawać się po świtach!

Dziś na duszy strój i ciała,
Nie strój galski, frak niemiecki,
Ani kontusz tam szlachecki,
Jeno świta nam przystała!

O, nie darmo, zawsze, wszędzie,
Świtą królów sny się straszą!
Wam nie straszna! Ona waszą
Szatą wojny jutro będzie!

Na dziś w świcie, myśl i życie!
Bracia moi, zrozumiejcie
Myśl mą, chciejcie i umiejcie
Choć bez świty być jak w świcie!


Ej wy, bożej myśli ptacy,
Między dobrych ludzi zlećcie,
Z iskr podziemnych płomień niećcie,
Czas do pracy, hej do pracy!

Ostrzcie kosy! ostrzcie kosy!
Chwast moskiewski się rozplenił,
Kwiat się polski zcudzoziemił,
Czas i wielki na pokosy!

Będziem kosić te bodjaki,
Podlewane krwią i łzami
A kwitnące koronami,
I dworacki chwast wszelaki!

Kujcie dzidy! Kujcie dzidy!
Będzie miotła z dzid, co zmiecie
Szwabskie i moskiewskie śmiecie
I sławiańskie wszystkie biedy.

Lejcie kule! Lejcie kule!
Będą z nich ogniste grady
Na bagnetem zbrojne gady,
Pasożytne ludów móle.


Lecz bez ducha, co po broni?!
Co po sercu bez krwi żywej,
Bez miłości a prawdziwej?
Drewnem szabla w chłodnej dłoni!

A więc, bracia, krzepcie dusze,
Stulcie serca na wytrwanie,
I na siebie się zaprzanie,
Na czyscowe choć katusze.

Noście świty! Ostrzcie kosy!
Lejcie kule! Kujcie dzidy!
Gnębią ludzkość setne biedy,
Czas, i wielki na pokosy!

Ej, wy bożej myśli ptacy,
Braciom serc płomieniem świećcie!
Gdzie wy, gdzie wy — odpowiedzcie?!
Będzież co z tej naszej pracy?

Na Wołyniu 1858 r.

Dumki Ludomira.





DZWON ZYGMUNTOWSKI.

Dzwoń miły Zygmuncie, dzwoń!
Po wszystkiej polskiej ziemi —
Niech przed hymny świętemi
Wróg nasz i szatan oniemi
Dzwoń, dzwoń,
Dzwoń Zygmuncie, dzwoń.

Dzwoń miły Zygmuncie, dzwoń!
Usłyszą cię daleko,
Za stepem górą i rzeką,
Po rosie tych łez co cieką
Dzwoń i. t. d.

Dzwoń miły Zygmuncie, dzwoń!
Sercem w piersi spiżowej
Zrozumią serca mowę
Ubogie dzieci Piastowe.
Dzwoń i. t. d.

Dzwoń miły Zygmuncie, dzwoń
Nad tą śmiertelną głuszą!

Aż się popioły wzruszą,
Aż z jedną powstaniem duszą.
Dzwoń i. t. d.

Dzwoń miły Zygmuncie, dzwoń!
Odkupienie się zbliża;
Twój lud zstępuje z krzyża
W zbroi świętego rycerza.
Dzwoń, dzwoń,
Dzwoń Zygmuncie, dzwoń.






ECCE DOLOR.[5]

Jako liście co wiatr miecie,
Tak rozwiani my po świecie!
W domu własnym myśmy gośćmi!
A gdzie stąpim to za nami
Drogę naszą krwią i łzami,
Lub własnymi znaczym kośćmi!


Gdy Pan na nas był łaskawy,
To się snuły nasze sprawy.
Jak wód polskich jasne wstęgi!
A w dniach zgrozy na skaranie,
Rozkazałeś nam o Panie,
Dzieje w czarne zamknąć księgi!

Więc je znaczym miecza błyskiem,
Krwią męczeńską i uciskiem,
I sromotą i wygnaniem.
Własną znaczym je niedolą!
I grabieżą i swywolą
Wrogów naszych — i skonaniem!

Lecz przed Twoją mocą Bożą,
Czoła nasze w proch się korzą!
W niebo płynie jęk i łkanie!
A pieśń ludu błagająca
Aż o tronu stopnie trąca:
Miłosierdzia Panie! Panie!

Władysław Bełza.





HASŁA POWSTANIA.
...„A jakżeż zmartwychwstaną serca
umarłe. Jeśli ich nie ukochają żywe
i krwi im swojej nie udzielą połowy?...“
Sen Cezary.

Nadszedł dzień trzeci krwawej serc żałości,
Ponurej pracy, skupienia i ciszy,
Rozpamiętywań dreszcz przeniknął kości.
A ucho głosy wołające słyszy:

„Przeszłości mojej wiekowe filary,
Starszyzno moja, rycerska, dostojna!
Oto dzień prośby, ostatniej ofiary,
Powstań — jak niegdyś orężna i hojna!

„Tyś zawsze wielkie miała u mnie względy,
I w sercu długo dzierżyłaś pierwszeństwo,
I mimo grzechy, występki i błędy.
Kładłam na skroni twej błogosławieństwo —


„Więc i dziś pierwszem obsyłam cię hasłem,
I zwę cię młodszej przewodniczką braci,
I zatrę plamy w klejnocie przygasłym,
Gdy w odrodzonej ujrzę cię postaci. —

„O wy! co pługiem orzecie Piastowym,
I krwawe skiby urodzajnej roli
Rozpłodu ziarnem zasiewacie zdrowem,
Wstańcie do pracy żniwiarze niedoli!

„Wstańcie z miłością, w nadziei i wierze,
Bo wielkie dla was gotują się gody,
I w macierzyńskiej obdzielę was mierze,
Gdy z krwi ocieknie chrzest waszej swobody —

„I ty po miastach zamieszkały ludu,
W codziennej pracy nie znający wczasów,
Ludu żałobny a spragniony cudu,
Powstań z twą pieśnią do krwawych zapasów!

„Oto przykładem i świetnym ci wzorem
Starej Warszawy bohaterskie plemię,
Nieustraszone północy upiorem,
Co krwią wyssaną zalewa mu ziemię —


„I wy, co godła przybraliście cudze,
Nie dla wątpliwej kondotierów sławy,
Lecz by ku przyszłej Ojczyzny wysłudze
Zebrać plon nauk i wojennej wprawy:

„O! czas już obce porzucić sztandary,
Czas wam już młode, stęsknione orlęta!
Stanąć w obronie Ojczyzny i Wiary,
Gdzie was powinność powołuje święta! —

“A wyż, tułactwa trawieni piołunem,
Samotni moi na puszczy prorocy!
Tulący głowy pod matki całunem,
A snem nie zdjęci w długiej cierpień nocy:

„O! zrzućcie szaty okryte popiołem,
i stańcie wielkiem natchnieniem promienni,
Przeobrażeni wyrazem i czołem,
A tylko sercem, miłością niezmienni!

„O! wszyscy moi synowie, rycerze,
Nieznane wojska, wodze, bohatery!
Synowie kajdan, nie ostygli w wierze,
O! wstańcie twórcy nowej czasów ery! —“


Tak drżą w powietrzu, ponad ziemią, płyną
Owe tajemne, zagrobowe głosy,
I drżą w zamieci i skargą matczyną
Jak łzami cieką i płyną w niebiosy —

I zda się na świat znów te czasy idą,
Kiedy nad żłóbkiem śpiewali anieli,
A pastuszkowie prostotą i biedą
Witali Zbawcę na siennej pościeli —

O biada! biada! komu głosy one
Brzmią jako puste szelesty jesienne —
Biada! gdy padną na czoła schylone
Wyroki matki, przekleństwem brzemienne!

Polska w 1863 roku.






HRAMOTA ZŁOTA.
„Z dziadowską kosą ściągną Polanie,
Z strzelbą lud celny, lasowy;
Z toporkiem w ręku górski lud stanie,
A konno, z dzidą stepowy.
............
............
............
............
A o ciemięzcach i o tyranach.
I o zapasach z tym wrogiem,
Wieść pozostanie, jak o szatanach.
Co na bój śmieli iść z Bogiem.“
Widzenie Janusza.

Płynie Dniepr siny stepowym krajem,
Ruś cała szumi zielonym majem,
Zarżały konie, błyszczą lanc groty,
Mirowi złote głoszą hramoty.

Odkąd Dniepr siny sadzi przez progi,
Odkąd pług orze czarne rozłogi,
Szczęśliwszej wieści, milszej nowiny
Nie słyszał nigdy lud Ukrainy.


Wolność i własność pisma te głoszą,
I czynią rozbrat z dolą macoszą,
A jako słowa staną się czynem,
Świadczą się Bogiem w Trójcy jedynym.

I że chowane mają być święcie,
Z Bogarodzicą na to pieczęcie,
Gdzie obok Orła, obok Pogoni
Archanioł Michał praw Rusi broni —

O ludu! ludu! czyż przeciw zbawcom
Dasz się uzbroić twoim oprawcom?
Czyż tym, co kruszą twoje okowy,
Utopisz w sercu nóż kaimowy! —

O! jeszcześ nie dość karał nas Boże!
Jeszcze krwią bratnią broczą się noże,
I wstają z grobów straszliwe mary,
Nieprzebłagane wiekami kary.

Nowe męczarnie gotuje piekło:
Wróg na nas psiarnię rozpuszcza wściekłą,
I bluźniąc Bogu, szydząc z narodów,
Zgrzybiałych w mordach śle nam Herodów!


Wiara występkiem, polskość mu zbrodnią:
Tępi je mieczem, stryczkiem, pochodnią,
I radby w jednym Wszech-Polski zgonie
Zdusić ostatni płód w matki łonie!

Ale my pomni, że bez męczeństwa
Nie ma tryumfu, nie ma zwycięstwa:
Więc idziem śmiało na stos ofiary.
Miłości pełni i pełni wiary.

O, bo te ziarna głoski złotemi
Posiane przez nas, wyrosną z ziemi,
I krwi męczeńskiej żywione rosą,
Na całą przyszłość plony przyniosą.

Opadną ćmiące prawdę zasłony.
Lud dziś zbłąkany, fałszem pojony,
Raz się wytrzeźwi, i zgrozą zdjęty
Od ust szatańskich odepchnie męty.

Ku tym mogiłom, gdzie nas grzebiono,
Pójdzie on rzeszą nieprzeliczoną,
I paląc Moskwy ślady przeklęte,
Pomordowane poczci jak święte!


I Bóg mu ześle swe zmiłowanie:
Złota hramota prawdą się stanie,
I wieść po świata pójdzie kończynach
O Polsce wolnej i o jej synach!


Polska w 1863 roku.





HYMN MARSYLCZYKÓW.

Jdźmy Ojczyzny Synowie!
Wybija godzina chwały!
Już Tyrani na nas w zmowie,
Już sztandary ich powiały!

Rozpuszczają swe zagony,
Słychać wściekłość ich żołnierstwa,
Jdą nam brać dzieci, żony,
Jdą czynić mordy, zdzierstwa!

Do broni Obywatele,
Śpieszmy wśród walecznych szyków'
Jdźmy! niechaj się zaściele,
Ziemia trupem najezdników.


Czegóż niewolnicy chcecie?
J ty zdrajców podła zgrajo!
Czyż ci, których jarzmo gniecie.
Nam dadź jarzmo przybywają?

Zniesiemyż tę hańbę wolni,
Klękać przed niewolnikami?
Czyż bylibyśmy zdolni'
Żyć, i brząkać kajdanami?
Do broni obywatele! etc.

Czyż te podłe najemniki,
Prawa by nam nadawały?
Naszych dziadów niewolniki,
Przemódz by nad nami miały?

Nasze głowy, o sromoto!
Pod jarzma byśmy poddali.
Jak to, przed podłym Despotą,
Kolana byśmy zginali?
Do broni obywatele! etc.

O, zdrajców dusze przedajne,
Od przodków waszych odrodni,
Drżyjcie! wasze spiski tajne,
Wezmą karę godną zbrodni!


Wszyscy będziem żołnierzami,
Gdy padną nasi rycerze;
Gotowych do walki z wami,
Tysiące się razem zbierze.
Do broni obywatele! etc.

Miłości ojczystej ziemi!
Kieruj mścicielów żelazem!
Luba wolności! ty razem
Walcz z obrońcami twojemi.

Niech powstanie głos twój męski
Zwycięstwo Cię czekające,
Niechaj twóy tryumpf — swe klęski,
Widzą wrogi konające!

Do broni obywatele,
Śpieszmy wśród walecznych szyków,
Idźmy! niechaj się zaściele,
Ziemia trupem najezdników.


Bard nadwiślański z 1832 r.





INSTRUKCJA DLA POLAKÓW.

Polsko, wszak Moskal Twój wróg,
Uzbrojon od głów do nóg
Ma bagnety, krocie dział —
A jednak jak listek drżał,
Gdy śpiew słyszał: «Boże daj,
By nam wrócił trzeci Maj
Boże, cierpienia nam skróć
Ojczyznę i wolność wróć.»

Gdy go taki trwoży miecz,
Więc moralną drogą siecz!
To dla niego straszna broń
Jak go spotkasz, wszędy stroń —
Ironję niech czyta z ócz
Jak od dżumy na bok skocz.

Gdy by kilku razem szło
Nos zatykaj, bo ci mgło
Sprawia dziegciem straszny swąd —
Więc umykaj w lada kąt.
Lecz gdy idzie pułków rój
Wtedy z hardą miną stój —


Wąs pokręcaj, w górę czub —
Jak byś ich zjadł — miną rób.
Potem kij swój w ręku zwarz
I chichotem wzgardy karz.

Jeśli twój zamieszka dom,
Rób w nim dniem i nocą róm —
Urządź gdzie sekretny dzwon
Niech do djabła zmyka won.
Są co mają i swój gmach
Niechaj w nim nie mieszka Lach
Niechaj stoi tylko Rus,
Szpieg lub stado świń i kóz. —

Jeśli tytoń bratku ćmisz,
Pal najtańszy, choćby peż
By go tylko rodził kraj.
Niech Moskal, co pije czaj,
Żukowa w swą trubkę pcha —
Bo on na to dzięgi ma,
Co nam z portmonetek skradł,
Gdy mu kto w noc w łapy wpadł.

I zegarka nie noś już
Bo cię ten moskiewski stróż
Wnet zapyta który czas,

I zegarek zniknie wraz.
I kapelusz swój w kąt wrzuć
A do prostej czapki wróć,
Bo jak ci wiatr wzruszy puch,
Pierwszy lepszy ruski zuch
Powie że żałobę masz,
Choć mu tysiąc przysiąg dasz;
Choć dasz tysiąc próśb i słów —
Z kapeluszem już bądź zdrów.

Rękawiczki zdejm pan brat —
Niech je nosi tylko kat
Co krwią zafarbował dłoń —
My co mamy nosić broń,
By odkupić polski lud,
Rzućmy zbytek wszelkich mód.
I lakierki rzućmy precz
Bo i to zbytkowna rzecz.
I z krynolinami won —
Niech te zostaną dla żon
Gaficerów ruskich step —
Tem odróżnim polski szczep
Od czysto moskiewskich dziw
I cór sybirskich niw.


Ty płci piękna jako kwiat
Której cnoty wielbi świat
Coś w żałobę skryła wdzięk
Na biednej ojczyzny jęk —
Wszak nie dopuścisz, by wróg,
Przestąpił kiedy twój próg.
O, bo wtedy Boże broń
Ojca, męża, brata dłoń
Ukarze chańbą ten czyn —
Przeklnie cię rodowy syn!
Będziesz jak żyjący trup:
Ziemia ci odmówi grób.

Niechaj głodny chuci Rus
Szuka swych stepowych muz,
Szuka kawiarnianych arf
I z ulicznej tłuszczy larw.
Gdy mu taki wbijem klin
Musi zmykać sukin syn —
Po nad Wołgę, Newę, Boh,
Pić czaj, żreć z kapustą groch —
A wtedy nasz wolny kraj,
Pieśń zaśpiewa «Trzeci Maj!»

Wincenty Pol.





KAMPINOSY.
«Kto sercem ochoczy,
Niech naprzód wyskoczy,
A pójdziem za jego przewodem!»
Werbel.

Hej rodacy! kto u wroga
Nie chce szukać losu,
Komu święta wolność droga:
Śpiesz do Kampinosu!

Sypią śniegi, deszcze sieką,
W nocy smalą mrozy;
Ależ gorzej, gorzej pieką
Szynel i powrozy.

Płaczą matki, siostry, żony
Nad złą naszą dolą:
Lecz gdy carskie chwycą szpony,
Czyż serca nie bolą? —

Choć my zziębli, choćmy głodni,
A kij naszą bronią,
Nie zadrżemy jak wyrodni
Przed wroga pogonią.


Niezadługo nasze kije
Zdobędą bagnety.
A bagnetem toć odbije
Działa i lawety.

Skrycie chłopek nas pożywi
I chichem i kaszą,
A nikt pewnie się nie skrzywi
O tę strawę laszą.

Niechno wiara się w obozie
Ze służbą oswoi,
To pod śniegiem i na mrozie
Cała się ostoi.

Od Warszawy, od Łowicza
Ciągną liczne roty.
Szydzi horda najezdnicza,
Że nas zjedzą słoty.

Ale polskie ciała twarde,
Deszcz ich nie rozmoczy,
I te dusze polskie harde
Choć bieda zaskoczy.


Opasali nas łańcuchem,
Chcą wpędzić do Wisły,
Ale doszły nas już słuchem
Zdradzieckie zamysły.

Przejdziem Wisłę bez zawodu,
Choć lód trzeszczy kruchy. —
A w Sierocku zadrwim z lodu,
i z Moskala .....

Jest tam przecie ktoś u wiosła,
Jest i sternik łodzi:
Choćby fala nas uniosła.
Nie zginiem w powodzi

Hejże bracia! w imię Boże
Śpieszcie w nasze ślady,
A gdzie człowiek sam nie zmoże,
Doda Pan Bóg rady!


Polska w 1863 roku.





KONWÓJ NA SYBIR.

Smętny, łzami zalany,
A w strój czarny odziany
U rogatki lud biedny się roi;
A tam w polne obszary
Legi tłum Dońcow bez miary:
Sto kibitek w pośrodku nich stoi!

Co nie padło w walk błysku,
Lub szubienic uścisku;
Co nie kryje fortuny mogiła —
Wróg, spełniając czyn kata,
Kajdanami oplata
I w pustynie Sybiru wysyła.

Na kibitkach rój wiary,
Wielki postrach na Cary,
Smętno patrzy za Wisłą do miasta;
A tu Dońców gromada
«W pochód» — na koń już siada
I spis tysiąc ku niebu wyrasta.


«Żegnaj Polsko — rodzino —
Czy też kiedy, przeminą
Te dni holów i męczarń tak wieku!
Czy powrócim do chatek,
W uścisk ojców, sióstr, matek —
Czy odżyjem w powitań weselu?“

A tłum, łzami zalany,
Bierze więźniów kajdany,
Do ust ciśnie, i żegna rodaków —
A czasem w nim tak jękło,
Jakby serce gdzie pękło,
Że aż wzrusza w pół-dzikich kozaków.

Jeden tylko z gromady,
Prawie dziki i blady,
Sam w kibitce — bo nikt o’ń nie pytał.
Rzucił łzawy wzrok w tłumy,
I znów pełen zadumy,
W jasny błękit się nieba zaczytał.

«Kto pożegna, uściśnie,
I łzą żalu zabłyśnie,
Gdy sierota, sam jeden na świecie?

Kto tam westchnie, kto za mnie?
Ej! — wyszeptał — nie dla mnie
Łezka żalu, to bujne serc kwiecie!»

A wtem z tłumu powodzi
Dziewczę jakieś wychodzi,
W cudnych licach tęsknoty znać piętno;
Mały krzyżyk w dłoń wzięła,
U kibitki stanęła
I spogląda na więźnia twarz smętną.

«Pan sam jeden? — Nie znana,
Lecz jak siostra ja Pana
Żegnam w imię ojczyzny — rodziny —
Weź ten krzyżyk dla siebie!
Będzie wsparcie w potrzebie;
On mi został po matce jedynej.

«Weź» — i modli spojrzeniem,
Więzień przyjął ze drżeniem
Ten krzyżyk i zawiesza na szyję —
Chciał coś rzec — lecz kozaki
Krążą w koło jak ptaki —
Darmo — chwila rozdziału już bije!


Potem koła sztuknęły,
Dońce drogą pomknęły:
Sto kibitek pośród nich — i dalej!
W Sybir, w Sybir wygnańce!
Het na świata tam krańce,
Pod katorchę i knuty Moskali!

A tłum patrzał w ich ślady,
Cichy, smętny i blady —
Tylko dłonie z wściekłością zaciska —
A śród niego nieznane
Stoi dziewczę spłakane —
Z oczek łeska spółczucia mu tryska!


∗                ∗

W kwartał potem w Warszawie,
Na wysokiej podstawie
Szubienica wyciąga ramiona —
W kół rój carskich siepaczy
I lud pełen rozpaczy —
A na krzyżu męczennik już kona!

Zbiegł z sybirskiej ziemicy,
I znów ostrzem szablicy
Słał trupów moskiewskich tam krocie.

Aż go znowu pojmano,
W białą szatę odziano,
I wieszają na polskiej Golgocie.

Lud poklęknął, i smutny,
Patrząc na czyn okrutny,
Z boleści a rozpaczy obmiera —
A śród niego nieznane
Stoi dziewczę spłakane
W męczennika twarz bladą spoziera —

«To on» szepce «poznaję —
Już pod stryczkiem — już staje —
Ten sam krzyżyk na piersiach — twarz blada
Ten sam uśmiech tęsknoty
I włos jasno-bląd, złoty —
Już w powietrzu! ach Boże — już spada!»

I umilkła — a dłonie
Skrzyżowała na łonie,
Cisną serce — snąć aby nie pękło!
Jako ptaszę lasowe —
Wtył schyliła swą głowę,
Tylko w piersi coś strasznie zajękło —


I umilkła — a oczy —
Jak gdy lampa roztoczy.
Nim zagaśnie — promienie jaskrawsze —
Zajaśniały w świat! zdroje;
I tych cudnych ócz dwoje
Jako lampa zagasły na zawsze!

A pytania w kół płyną,
«Kto tą zmarłą dziewczyną?»
I rozliczne wnet krążą powieści —
Różne zdania po tłumie —
Kto tam zgadnie, zrozumie —
Czy kochała? Czy jak Polka — z boleści! —

Feliks Kozłowski.





KOSYNIERY.
(Nota: Alboż my to jacy tacy.)

Wej Tatulu co to znacy,
Co to idą za chłopacy;

Niosą kije wytocone,
I zelazem nasadzone,
I spicaste, i końcaste, i świcące i błyscące,
Wsędzie wraz po ctery?

Wzdyć to nie są pasi-brzuchy,
To są Maćku wielkie zuchy;
Jdą żywo choć piechotą,
I nie z musu, a z ochotą;
Jdą śmiali, na Moskali, niosę kosy, na ich nosy,
Wzdyć to Kosiniery.

Cóz im Moskal wzdyć ucynił,
Co im zbroił, co zawinił;
Za co niosą na nich kosy,
Za co mają ciąć im nosy?
Bo gdzie kosa, tam dzą łytki, a bez nosa, cłowiek bzydki,
Powidzta Tatulu?

Bo ty nie wies co Moskale,
Co te Miemcy, te drągale;
Do Ojcyzny nasej wpadli,
Zrabowali i okradli.
Wyrabiali breweryje, i deptali nase syje,
Na zgorsenie świata.


Wej la Boga co ja słysę,
Lećwa skrócić te urwise;
Niech ich wierna spotka zguba,
Choćwa frycom natseć cuba.
Choćwa, bijwa, łotrów tnijwa, siecwa nosy na bigosy,
Spieswa na wojenkę.

Kosiniery zapaleni,
Juz Moskali nie raz cieni,
Zabierali im harmaty,
Bo to kazden zuchowaty.
Niech wzdyć sobie wspomnę fryce, Racławice, Kościelnice,
Końskie i Dubienkę.

Wej dziś jesce te złodzieje,
Maja chętkę i nadzieję,
Nam po karkach jeździć dumnie,
I panować nie rozumnie.
Sumić, hukać, burcyć, fukać, hałasować, kraść, plondrować,
A to głowy puste!

Nie ma Pana Tadeusa
Pan Sksynecki tęga dusa;

Nas powiedzie na Moskali,
By oddali co zabrali.
Bo inacy, my junacy, jak wpadniewa, prec potniewa,
Wsystkich na kapustę.

Bard nadwiślański z 1833 r.






KRAKOWIAK.
(z 1831.)

Kto krwi skąpi, życia szczędzi,
Kiedy może, kraj swój wzkrzesić,
Nie wart na grób ziemi piędzi —
Więc nad ziemią go powiesić.

Na tej ziemi rosną jodły,
A konopie dają stryczki —
Dalej na nie każdy podły,
Na ich czele Krukowiecki!

Moja Zosiu prządź czemprędzej,
Prządź od rana do wieczora;
Warta stryczka ciężkiej przędzy
Szyja pana dyktatora.


Kto najświętsze obowiąski
Zgwałcił, by się z błotem zmięszać,
Ten jodłowej wart gałąski —
Godzien, ażeby go wieszać.

Prządź i w święto i w niedzielę.
Święta nie powinny mięszać,
Kiedy stryczków trzeba wiele,
Kiedy łotrów trzeba wieszać.

Moja Zosiu, ja ci modlę
Jeden stryczek miej w zapasie!
Jeśli ja się kiedy spodlę,
To i na mnie stryczek zda się.

Maurycy Gosławski.





KRAKOWIAK.

Trzy mogiły pod Krakowem wznoszą się do nieba,
A każda z nich nas naucza jak kraj kochać trzeba.
Dana moja dana, ojczyzno kochana.


Trzy funciki mięsa to masz na śniadanie,
A polewka i kosteczki na obiad zostanie.
Dana moja dana, etc.

Miły ojciec, miła matka, miła i dziewczyna
A najmilsza z nich ze wszystkich ojczysta kraina.
Dana moja dana, etc.

Maszerując od Warszawy modlińskim gościńcem,
Lepszy tutaj kawał chleba, niż być ruskim jeńcem.
Dana jeno dana, etc.

Uszyjcie nam trzyfarbiste chorągiewki czyste,
A od każdej się powali po tysiąc moskali
Dana jeno dana. etc.

Franciszek Kowalski.





KRAKOWIAK KOSYNIERÓW.

Głupi Moskal myśli, że mu będziem służyć,
Pójdziem da powstania, aż się będzie kurzyć;

A choćby się Moskal postawił na głowie,
Będziem mieli Polskę jak nasi ojcowie.


Jak nasi ojcowie, jak nasi pradziady,
Będziem mieli Polskę bez kłótni i zwady.

Dziewczyno kochana, czegoś zapłakana,
Ojca ci zabili, brata powiesili.

Głupi Moskal myśli że to będą żarty,
Latają za nami jak by wściekłe charty.

Moskalu, moskalu, jeszcze Bóg jest z nami.
Oj będziesz ty wisieć do góry nogami.

Bodajcie Moskalu ciężki smutek spotkał,
Zabrałeś nam chłopców, któż nas będzie kochał.

Nie płaczcie dziewczęta, powrócą chłopięta,
Po skończonej wojnie, każdy swoją pojmie.

Uważajcie tylko jak im macie sprzyjać,
Czy umiał bohater szabelką wywijać.

Bo to czasem bywa do miłości szczery,
Do szabli ani rusz — to uciekiniery.

Do serca, do myśli, przy czapce kokarda,
A miękkoszom hańbą, i wieczysta wzgarda.






KRAKOWIAK.
(z 1845 r.)

Krakowiacy to junacy
I raźne chłopaki,
Czy to w stroju, czy to w boju
Zawsze krakowiaki.

Krakowiacy to junacy
I chłopki nabite
I sierdziste i ogniste
Nie rosłe lecz syte.

Był Łokietek szczupłej ręki,
Jako ludzie wierzą;
Ale człeka Bogu dzięki
Korcem też nie mierzą.

Był Łokietek mały wzrostem,
Lecz miał wolę silną —
I zbił wrogów kordem prostym
I dziatwą przychylną.


Po Łokietku nam panował
Kaźmierz z Piastów rodu —
Co i Polskę odmurował
I żył dla narodu.

Kaźmierz Wielki był kochany
I stąd jego sława.
Że był królem chłopków zwany
I napisał prawa.

Stoją mury Kaźmierzowe
I prawa nadane,
Ale mocniej stoją owe
W sercach napisane.

Starych murów Kazimierza
Wisła nie pominie;
Prawo ludziom kto wymierza
Tego pamięć słynie.






KRAKOWIAK
(na nutę polityki pojednawczej).

Hulaj synu Polski, bo to czas po temu.
Wolno przecie hasać człeku zgnębionemu.
Czapeczka czerwona, dana jeno dana,
A choćby i biała, krwią zafarbowana!

Na co nam się biedzić, wszak u brata Rusa
Taka, jak i u nas, zrogaciała dusza!
Pełno tam u niego dla naszej przyjaźni,
Podarków, łańcuszków, tiurem — a i kaźni.

Ściskajże się bracie z kraju najezdnikiem,
Bo on wszystkich ściska po kołnierzu strykiem.
«On nasz brat kochany», woła car moskali,
«Nigdyśmy się tyle, co dziś, nie kochali!»

Przyjmij bracie święte, ruskie bohomazy,
Całuj bracie popa po łapciach bez skazy.
Wszakże car łaskawy zadął w dudę — roga
Że w Polsce i Moskwie tegoż mamy Boga.


Ucz się grażdankami tego Boga chwalić,
Pomóż Moskwie polskie kościoły obalić.
Ruskaja istorja sumiennie dowodzi,
Iż każdy Sławianin od Moskwy się rodzi.

Zapomnij Polaku twojego języka,
Jest to dziś najlepsza dla nas polityka.
My Polski nie zbawim, co nam po tej bucie:
Przyszłość w panslawizmie, i przy Moskwy knucie.

Przebierz się mój miły w łachmany kacapie
Liż każdego draba — sprawnika po łapie.
Daj się smagać bykiem po szlachetnym grzbiecie,
A dobrze ci będzie na tym nowym świecie.

Kiedy tak prawornie skacapicie duszę,
Nowa krew zakipi w starej polskiej jusze.
Wtedy car wspaniały chrestem pierś ozdobi,
A lucyfer w piekle kocioł przysposobi.

Matka żywa w pętach darmo jęcząc wieki,
Skona i uleci w horyzont daleki —
I gdy z carem śpiewać będziecie zwycięstwo,
Ona przed tron Boga zaniesie przekleństwo!

E. K...





KRAKOWIAK OBOZOWY.

Dopókiż nas będzie dławić,
Najezdników horda,
Trzeba jej tu łaźnię sprawić,
Więc dalej do korda,
Do korda do korda; korda, korda, korda.

Nie czas siedzieć tu w komnacie,
Nowa teraz scena,
Za karabin chwytaj bracie,
Śmiało pal Palena,
Palena, Palena! śmiało pal Palena

Hejże na koń już do bitwy.
Wybiła godzina,
Dążmy naprzód w lot do Litwy,
Czwałem na Sakina,
Sa sa sa Sakina; sa, sa sa Sakina.

Nie uważaj z resztą wcale,
Małego Rożenka,
Byłeś tylko dostał w dziale,
Szpadki lub Rożenka,
Rozenka, Rozenka, szpadki lub Rożenka.


Niechaj sobie Moskwa cała,
Zachowa Dybicza.
Na takiego Generała,
Dosyć będzie bicza,
Hej bicza, hej bicza, bicza na Dybicza.

Gejzmarom i Paszkiewiczom,
Dość stawić Mazura.
Wnet im nasi grzbiet wyćwiczą,
Hej Krakusy hura!
Hej hura, hura; hura, hura, hura.

Rajnold Suchodolski.





KRAKOWIAK.
(z 1845 r.)

Patrzcie no na te chłopaki!
Pozrucali kuse fraki
Wzięli dawną ferezyje
I dziś polskiem życiem żyją —
Aż się dusza krzepi.


Bo już ustał i gniew Boży,
Już się na nas nikt nie sroży.
Wiecie co się w święcie dzieje —
Miejmy przez to tę nadzieję,
Że nam będzie lepiej.

Niechaj kto chce głowa kręci,
Ty żeś Polak miej w pamięci:
Nie zaczepiaj cudzych krajów,
Twych się trzymaj obyczajów,
A nic nie wykręci.

Choć pamiątki zgruchotane,
Choć napisy pościerane,
Niech się darmo nikt nie sili,
Żebyśmy się odmienili —
Będziem czemśmy byli!

Z pod Krakowa trzy mogiły
Aż tu do nas przemówiły —
Ta najwyższa Tadeusza,
A ta druga to Krakusa —
A trzecia dziewica.

Patrzcie dziatwo, na dolinie
Stara nasza Wisła płynie

Jakby jaka srebrna wstęga,
Jednem końcem w morze sięga —
Tam nasza granica.

A więc w pomoc proście Boga,
Żeby cofnąć w stepy wroga,
Żeby ulżyć tej niedoli,
Wyrwać braci z tej niewoli —
W pomoc prosić Boga.

A tam dalej Dniestr wspaniały
A nad Dniestrem kamień biały
A tam Dnieper, a tam Dźwina
Dawną Polskę przypomina:
To nasza kraina.

Tę krainę nam rozdarli,
Czartoską trójkę zawarli
Wlekli z każdego ruszenia
Od więzienia do więzienia —
Aż na szubienicę.

Bo dziś świat się dźwignął cały,
Ludy się porozumiały;
Wszystko bratnią pomoc daje,
A więc Polska zmartwychwstaje:
Wolność niechaj żyje!


Chociaż wróg nas oszukuje
I zdradzieckie spiski knuje,
Myśląc że ma plecy w chłopie:
Lecz kto pod kim dołki kopie,
Sam w nie pewno padnie.

Na Moskala padła kreska,
Świat na niego jadem pryska.
Niech się więc tylko odważy,
A piwa mu się naważy:
Skąpie się po uszy.

Prusakowi przyjdzie chwila!
Bo kto na bezbronnych strzela.
Ten nie wart ni czci ni wiary —
Dozna pewno strasznej kary
Od Boga i ludu.

A więc chłopcy, dziś wesoło
Z śliczną Polką dalej w koło —
Kto wie co jutro otula!
Może z nami wróg pohula;
Wiwat Krakowiaki!






KRZYK SARMATKI.

Kocham wichry! kocham burze!
Rada leciećbym na chmury,
Oddam złoto, perły, róże.
By rozwalać skał marmury! —
Tam mąż! syny me na stosach —
Choć się jeży śmierć w mych włosach,
Jam szczęśliwa! o jam dumna! —
Nie ugięta! jak kolumna!
Ja orlica! gołębica!
I od gromu ma gromnica
Się zapala, kiedy słońca
Gasną — aby iść — do końca! —
Ja chcę ramię mieć Samsona,
Chcę siłą walczyć Centaurów,
Niech walka dla mnie nie kona! —
Nie chcę spokoju — ni laurów! —
Wszystko rozdeptać, rozwalić,
Co ludzie zowią zaporą —
Letnich i zimnych w wulkan zapalić,
I dumną podnieść pokorą! —
Gdy mnie dziś płazy nazwą warjatką,
Jutro lud pojmie dla czego!
Bo kocham wolność! bom jest Sarmatką!
Bo czuję ducha Bożego! —


Paryż, 1867. Ernest Buława





KU MŁODZIANKOM POLSKIM.

Boje a znoje nam — bracia, na długo!
Głos archanielskiej trąby gęśl oniemia:
Ograna’ż pieśni moja, srebrna strugo,
Wróć w katakomby, w święte swe podziemia!

Słyszycie nowy rytm? rytm różnowzory
W chrzęst kos — w grzmot strzałów — co siołami bieży?
Słyszycież chorał — w którym klaszczą bory
Ślesina, Kępinosa, Białowieży?

O, bohaterscy wychowańcy pieśni
Mickiewiczowskiej — Narburcie, Koziełło,
Wszyscy stepowi wojacy i leśni,
Kończcież co w duchu wieszczów się poczęło!

Kończcie trud trudów! — Ktoś gęśl znów ostruni,
Z rytmem ja nowym zestroi wspaniale,
Was — boleśni wolności zwiastuni!
Na wysokościach rozraduje w chwale.


Krwi jako wody, i łez jako wody,
I codzień słonych tych przybywa fali;
Pan oto chrzci nas pomiędzy narody,
Byśmy na wieki już nie umierali.

Ludy i króle nie spieszą z pomocą,
Rycerstwu wiary skąpią nawet broni;
Azaż i wolność z synów osierocą? —
Biedniśmy bracia! — lecz biedniejsi oni.

U Wisły, Dniepru, u Dźwiny i Niemna,
Słuchajcie! huczą groźnie roki Boże!
Wre z carską czernią walka nierozjemna,
Piekło z nią całe — lecz Bóg nasz je zmoże.

Patrzcie! — tam pośród bojów zawieruchy
Pomiędzy zbrojną garstką — ciżba w bieli,
Błyskawicują bezcielesne duchy —
Och! Młodziankowie Polski — jej anieli.

Bliżej się ku mnie, bliżej tu przysuńcie,
Hetmańskie, świeżo pożegnane mary —
Mój Sierakowski Zygmuncie! Zygmuncie
Padlewski! Drohomirecki Makary!


Pokój wam, pokój wieczny, przyjaciele!
Niedawnom ściskał męskie wasze dłonie,
Błogosławiłem was młodziuchnych w ciele,
Dziś ku promiennym — siwą głowę kłonię.

Drogie wy perły Polski; toż was niżę
Na zwrotki Dumy — z popielnicą w ręku;
Wieszcz namogilny, zdobię niemi krzyże!
Lecz nie uronię łzy — ni łzy — ni jęku.

Boje a znoje nam — bracia, na długo!
Głos archanielskiej trąby gęśl oniemia:
Ograna pieśni moja, srebrna strugo,
Wróć w katakomby, w święte swe podziemia.

29 Czerwca 1863 r. Bohdan Zaleski.





LECHITA.
Śpiew na nótę: Do broni bracia, do broni.

Wielka uderza godzina,
Powstaje z grobu Lechita,
Dawną Polskę przypomina,
I o jej swobody pyta.


Krzywoprzysięzcy zadrżeli,
Spłonęli sromem ohydy;
Lechita głosem Temidy,
Wołał do przywłaszczycieli:

Nie kupujcie nam wyrodków:
I podłości, co lud kala.
Jak za naszych sławnych przodków,
Niech przeważa cnoty szala.

Ponówcie na głowy wasze,
Trzykroć gwałconą przysięgę,
Czcijcie wolność, prawa nasze:
Miejcie berła i potęgę.

My nie pragniem waszych tronów,
Niech tylko bratnie narody,
Pośród ojczystych zagonów,
Świętej doznają swobody.

Za nie umrzeć każdy gotów —
Ilu Sławian tylu braci!
Miliony śmierci grotów,
Ostatniego nie zatraci.


W nim męki ducha nie zgaszą,
Duch jego swobody chciwy,
Na ziemi zlanej krwią naszą,
Znów podetnie szczep oliwy.

A gdy go zgładzi bój nowy,
Dla was koniec na tym łupie,
Gdy na wielkim Sławian trupie,
Nosząc w tryumfie okowy.

Tron z naszych kości stawicie,
Krew wytryśnie pod siekierą,
Szkielety życia nabierą,
I wolności dadzą życie.

Stanisław Bratkowski.





LITWINKA.
(Hymn legjonistów litewskich.)

Wionął wiatr błogi na Lechitów ziemię
I Litwa czeka przychodnia,
Wzdycha za nim, czeka do dnia

Gościu przylatuj, bratnie odwiedź plemię!
Uwolni wielkiego z więzów niewolnika
Olbrzymim ducha udziałem,
Najeźdźców uściele wałem
I straż im wydrze świętego pomnika.
Hop, hop, koniku, do Litwy
Podkóweczka tęgo kuta
Jest i szablica do bitwy,
Szablica niby Kiejstuta!
Jedźmy powitać litewskie doliny,
Gdzie nas czekają, gdzie zyszczem wawrzyny.

Pierzchnie z niewoli i udręczeń morze.
Godzina zmarłym zadzwoni
I niebios światło uroni
Wiosenne swobód przebudzone zorze.
Ty tam pośpieszaj na łono twej matki
Szczepie świetnego narodu,
Legjonie z Lechitów grodu
Ty błogosławieństwa poniesiesz zadatki.
Hop, hop, koniku, etc.

Litwo! skarbnico młodości pamiątek!
Droższa cię odtąd zobaczę,
Bo już wolną łzą zapłaczę
Pośród wolności narodowych szczątek.

Uwielbień pełne, waleczności cudów
Niebo ci życie udzieli —
Błyśnie z grobowej topieli
Zgubiona kropla w oceanie ludów.
Hop, hop, koniku, etc.

Święta miłości kochanej ojczyzny.
Święta synowi Litwina —
Zemstą jego tchnie dziedzina
Tylu niewoli naznaczona blizny.
Przenikł serc tysiąc wolnych głos wesoły
I nieskalane Litwiny
Krwią kupionemi wawrzyny
Uciszą ziemię naddziadów popioły.
Hop, hop, koniku, etc.

Cywiński.





ŁZY.

Bóg nas nawiedził. Bracia! rozpaczą —
Ale naznaczył jej bliski kres:
Więcej że — więcej — o! więcej łez —
Błogosławieni bo, którzy płaczą! —


Na wodach życia, które podsyca
Fale po fali — miłość to ból —
Z łez skrysztalonych dla ziemi sól,
Albo perłowa pieśni macica.

Na wodach życia — o! moja Polsko,
Bez liku słonych tam twoich fal
Płynie a płynie w omgloną dal,
Niby zaciężne w pochód gdzieś wojsko. —

O moja Polsko, dostój pod krzyżem —
Więcej — o więcej łez jeszcze lej!
Tyś solą ziemi ckliwej i mdłej —
Macicę pereł — które jej niżem.

O mój Narodzie, znają cię ludy!
Mężnieś bojował przez tysiąc lat!
To z przerażeniem spogląda świat,
Aza już kona lew z rodu Judy?

Jako co stoi tutaj i waży,
Pan Odkupiciel sam jeno wie —
On ciebie wybrał lechicki lwie!
Swojej wolności świętej ku straży.


Na wodach życia, które podsyca
Fala po fali — miłość to ból,
Z łez skrzysztalonych — dla ziemi sól,
Albo perłowa pieśni macica.

Polsko! twe perły, jeśli tam w głębi
Zamrą — umilknie ptaszęcy śpiew;
Od pól spłowiałych, od nagich drzew,
Wrzask się rozlegnie sów a jastrzębi.


Jeśli sól ziemi w tobie zwietrzeje —
Padnie na ludzi przestrach i mor;
Dzikie zwierzęta wylezą z nor,
Zaszumią wszędzie stepy a knieje. —

Bóg nas nawiedził, Bracia, rozpaczą,
Ale naznaczył jej bliski kres;
Więcej że — więcej — o więcej łez,
Błogosławieni bo, którzy płaczą! —

Bohdan Zaleski.





MARSYLIJKA GALICYJSKA.

Kraino wesoła,
Wesoła choć goła,
My ciebie ocalim od zguby;
Niech świat się zawali,
My zdrowi i cali,
Tyś cały o kraju nasz luby!

A co nam po wojnie!?
My siedzim spokojnie —
Bóg z czasem to wszystko urządzi.
A kto sam pracuje,
Choć kona, spiskuje,
Ten Boga obraża i błądzi.

A co nam po bitwie!?
Ot, przykład na Litwie:
Jak Moskal rozbija, morduje;
Popali wsie, wioski;
Wtem widać miecz Boski
Na tego, kto skrycie spiskuje.


A co nam po sprawie?
Ot, przykład w Warszawie:
Ni czapek ni butów tam nosić.
My nosim żupany,
Jak dawne hetmany,
Ni bać się potrzeba, ni prosić.

Et, głupstwa im w głowie!
Ot przykład w Kijowie:
Ilu ich tam siedzi w fortecy.
Pisali, prawili,
To się też zgubili —
My tego wszystkiego dalecy.

Bo któż się tam bije?
Porwali za kije
I kijem armaty zdobyli. —
At, gdzie im do szabli,
Niech porwą ich djabli,
Tak honor szlachecki splamili!!

I jak się to trzyma?
Bo to to nic nie ma —
I w głodzie, i w chłodzie, i w nędzy.
Więc do nas że dalej,
Nas braćmi nazwali,
Wołają, o bracia, pieniędzy!


A jakim brat tobie?
Że to tej chudobie
Ta śmiałość do głowy przychodzi?
Tam kijem wojować,
Mnie bratem mianować —
«Ma parole» a to się nie godzi!

Pieniędzy nie damy,
Bo sami nie mamy. —
Zdobądźcie jeżeli możecie. —
Ni u nas bankiety,
Pasztety, ni wety,
Dwa konie w poszóstnej karecie.

Gdy tłuszcza zgnębiona
Opuści ramiona
Już w potok zanurzy się krwisty
My wykrzykniem weseli:
Przecież djabli ich wzięli!
Precz z buntami! — Galilea vicisti!!






MARSZ CZACHOWSKIEGO.

Już was żegnam niskie strzechy, ojców naszych chatki,
Już was żegnam bez powrotu ojcowie i matki!
Marsz, marsz, marsz, Polonjo, marsz dzielny narodzie,
Odpoczniemy po swej pracy w ojczystej zagrodzie.

Już was żegnam bracia, siostry, krewni, przyjaciele!
Póki w ręku jest miecz ostry, nie zginie nas wiele.
Marsz, marsz, etc.

Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, bedziem Polakami —
Dał nam przykład nasz Kościuszko jak zwyciężać mamy.
Marsz, marsz, etc.

Kiedy zagrzmi trąbką nasza, pocwałują konie,
Powiedzie nas nasz Czachowski na ojczyste błonie.
Marsz, marsz, etc.


Marsz przytomnie, śmiało, dzielnie, jako przynależy.
Godnym synom ojców naszych, Polaków rycerzy.
Marsz, marsz, etc.

Uderz śmiało, mężnie, dzielnie, a najgłówniej składnie,
Nie zadrżyj choć toż przy tobie nawet brat twój padnie.
Marsz, marsz, etc.

Polak pada dla narodu, dla matki ojczyzny,
Chętnie znosi głód i trudy, a najczęściej blizny.
Marsz, marsz, etc.

Marsz na Lublin i Warszawę, wypędzim Moskali.
Czas okazać męstwo nasze, dalej bracia, dalej!
Marsz, marsz, etc.

Łączmy ramię do ramienia bracia Galicjanie,
Gdy uderzym wszyscy razem, Polska zmartwychwstanie.
Marsz, marsz, etc.

Będą błyszczyć po Rosyi szańców naszych groty,
I staniemy gdzie Batory rozbijał namioty.
Marsz, marsz, etc.


A gdy nieprzyjaciół naszych dumo poskromiemy,
Kochajmy się, żyjmy razem, nigdy nie zginiemy
Marsz, marsz, etc.






MARSZ.

Dalej bracia topór w dłonie,
Ciąć przemocy harde czoło,
Lud nasz biedny we łzach tonie,
Płacz i jęki słychać w koło —
Dalej bracia dźwignąć lud,
Ten nasz biedny, polski lud.

Dalej bracia dłoń do dłoni,
Dźwigać naszą biedną ziemię,
Niech nam cały świat się skłoni
Dziwuje to Boże plemię —
I dziwuje niby cud,
Zmartwychwstały polski lud!

Tam za nami, byt jałowy,
Lat dwadzieścia mniej lub więcej,
Byt niewoli, byt zwierzęcy,

Klątwa dziejów nam na głowie.
A przed nami, chwal cud, cud,
Zmartwychwstały polski lud!

Biednych wspierać, przemoc chłostać,
Walczyć przesąd, światło szerzyć,
A w tej walce królów dostać —
To nasz zakon, w ten nam wierzyć.
Choć by życiem, wieńczyć trud,
Byle zbawić polski lud!

Mąż wśród walki nie truchleje,
Chociaż w kuźni tylu braci,
Bo gdzie walka, krew się leje,
Wolność ludu krew tę spłaci.
A więc i ten krzyż za lud,
Za nasz biedny polski lud!






MARSZ
LEGJI LITEWSKO-WOŁYŃSKIEJ.
(Nóta: Nad strumykiem przy krzewinie.)

Dalej bracia, wszyscy razem!
Słońce świecić nam zaczyna;
Dzielną dłonią i żelazem,
Rozpędzimy Moskwicina —
Zwłoka, zwłoka, rzecz to stara,
Dalej na koń — za mną wiara!

Marsz do Brześcia, Uściługa!
Skruszmy braci swych niewolę;
Tam czekają nas z za Buga,
Litwa, Wołyń i Podole.
Moskwa próżna dla nas mara,
Dalej na koń — za mną wiara!

Wszak to piękne, znane raje,
Które przemoc nam wydarła;
Ach! te nasze, nasze kraje,
Podłym wrogom wydrzem z gardła.
Naszych klęsk przebrana miara,
Dalej na koń — za mną wiara!


Naszych trudów kres już bliski,
Tam jest szczęście i dostatek!
Tam czekają nas uściski,
Żon, kochanek, ojców, matek.
Tam roskoszy naszej czara,
Dalej na koń — za mną wiara!

Z chorągiewką wiatr swawoli,
Brzęczy szabla, konik tańczy;
Śpieszmy — i na naszej roli,
Zdepczmy, zgniećmy, tłum szarańczy!
Zwłoka, zwłoka, rzecz to stara,
Dalej na koń — za mną wiara!


Bard nadwiślański z 1832 r.





MARSZ.
(Nóta: Marsz Księcia Poniatowskiego.)

Już nadchodzi boju czas,
Sprawie naszej sprzyja Bóg,
Nieśmy szabel, grotów las,
Na widok ich zadrży wróg.

Smutny był nasz los,
Lecz już woła zemsty głos!

Miecz nasz Polski zapomniany,
Potrafi zgromić ty rany,
Miecz nasz Polski zapomniany,
Śmiertelny im zada cios.

Już zagrzmiała trąba śmiała,
W nas krew mężna zemsta wre;
Już pierzchają, całą zgrają,
Rąbmy, sieczmy tłumy te.

Grzmi tam ryk dział, lecz Lecha ród,
Co powstać śmiał, idzie wprzód.
Gdy dzielny wódz, idzie na bój,
Zdołamy zmódz wrogów rój.


Bard nadwiślański z 1832 r.





MARSZ OBOZOWY.

Bracia! do boju nadszedł czas,
Trąba wojenna wzywa nas,
Do boju, do boju —
Pośpieszajmy wszyscy wraz!


Zdradny sąsiad myśl natężył,
Jakby zniszczyć polskie plemię,
Wziął w opiekę, uciemiężył,
Rwał na części nasze ziemie —
W mściwą dłoń, chwyćmy broń,
Zniknie moc tyrana —
Bij, śpiewaj o wolności,
A przy nas wygrana.

Każdy odważnie czoło staw,
Idźmy w obronie naszych praw,
Do boju, do boju —
Za świętość naszych praw!
Srodze przemoc nas gnębiła,
Podeptano nasze prawa,
Ojców naszych, nasza sława,
Pośmiewiskiem wrogów była,
W mściwą dłoń, chwyćmy broń, etc.

Precz stąd tyranie, precz stąd, precz!
Bracia, wolności wznieśmy miecz,
Do broni! do broni!
Za wolność wznieśmy miecz.
Ufność znikła między nami,
Uprawniano fałsze, zdzierstwa,
Otoczono nas szpiegami,

Poklask miały przeniewierstwa,
W mściwą dłoń, chwyćmy broń, etc.

Roty najezdzców trzeba znieść,
Do Litwy! do Litwy!
Odzyskać Litwie cześć!
Litwa dotąd jarzmo dźwiga —
Wróg tam pastwi się bezkarnie,
Jakież serce się nie wzdryga,
Na bezprawia na męczarnie!
W mściwą dłoń, chwyćmy broń, etc.

Bard nadwiślański z 1832 r.






MARSZ UŁANÓW.

A kto chce roskoszy użyć
Niech idzie do wojska służyć,

Tam on roskoszy użyje
Krwi jak wody się napije.

Tam mu dadzą mundur nowy
A na mundur kij dębowy.

Tam mu każą maszerować
Jeszcze lepiej niż tańcować.


Na wojence jak to ładnie,
Kiedy ułan z konia spadnie.

Koledzy go nie żałują
Jeszcze końmi go tratują.

Wachmistrz trumnę zrobić każe,
Rotmistrz z listy go wymaże.

A gdy go już pogrzebali,
Trzy razy mu ognia dali.

A za jego trudy lata
Zatrąbią mu: taratata.

Popamiętają Moskale,
Jak dostali w skórę w Skale.

Wyginęła ich połowa
Reszta zemkła do Miechowa.

Z Miechowa ich wypędzimy,
Aż za Radom się oprzemy.

A z Radomskiej okolicy
Pójdziem prosto do stolicy.


A dla naszej większej sławy
Wiwat adjutant z Warszawy.

A dla naszej większej troski
Zginął jenerał Czachowski.






MARSZ ZUCHÓW.
(Z obozu Czachowskiego.)

Wrony konik w lot biega,
Głos się wodza rozlega — w las!

Wtem z za boru znienacka
Błyska czapka kozacka — tuż.

Sunie wiara za niemi
Bo któż polskiej dziś ziemi — tchórz!

Błysnął ostrzem swej szabli,
Bracia wiara czas nagli — czas.

I wykrzyknął «do broni!»
Bo już Moskal tuż goni — nas.


I wykrzyknął w zapale
Kto ucieka w łeb walę — sam!

Co wystrzeli, to pali,
Z konia Moskal się wali — zbój!

Hej, Czachowski, tobie cześć,
Kraj rodzimy musi nieść — twój.

Cześć i młodszej twej braci,
Co za wolność krew traci — krew.

A o głodzie na mrozie,
Nuci wiara w obozie — śpiew!






MAZUR.
(Na nutę Dąbrowskiego.)

Dalej bracia do oręża!
Kto Polak, kto żyje,
Odważny zawsze zwycięża,
Mężny zawsze bije.
Marsz marsz z żelazem,
W kim serce, w kim męstwo,

Przysięgnijmy wszyscy razem,
Śmierć albo zwycięstwo.

Lecha syny jak Spartanie,
Wrogów swych nie liczą.
Rota wolnych zbić jest w stanie,
Zgraję najezdniczą.
Marsz marsz etc.

Walczyć chcą starzy i młodzi,
Drżą nieprzyjaciele —
Mąż waleczny nam dowodzi,
Dwernicki na czele.
Marsz marsz etc.

Wznowimy w bojowym szyku,
Granicę Sarmatów,
Brzeg Dniepru, Odry, Bałtyku,
I szczyty Karpatów,
Marsz, marsz etc.

Litwę, Wołyń i Podole,
Wyniszcza morderca,
Śpieszmy znieść braci niewolę,
Złączyć pierś i serca.
Marsz marsz etc.


Dalej żywo, dalej za broń,
Gedymina syny,
Ostrzyć szablę, siadać na koń,
Z nami po wawrzyny.
Marsz marsz etc.

Niech Orzeł Biały z Pogonią,
Odnawia przymierze,
Polak z Litwinem, dłoń z dłonią,
Niech się łączy szczerze.
Marsz marsz etc.

Nie pójdziemy na podboje,
Cudzych państw i murów,
Ale śpieszmy odbić swoje,
Z drapieżnych pazurów.
Marsz marsz etc.

Śpieszmy znieść zaborów ślady,
Zniszczyć dziczy hordy,
Skarać podstępy i zdrady,
Pomścić krew i mordy.
Marsz marsz etc.

Zwycięskie znaki odnowi,
Szczerbiec Bolesława,

Król Polski Moskwie zapowie,
Batorego prawa.
Marsz marsz etc.

Bądźcie zdrowe, myślcie o nas,
Wy polskie Spartanki,
Z końcem walki, wrócim do was,
Po serca i wianki.
Marsz marsz z żelazem,
W kim serce, w kim męstwo,
Przysięgnijmy wszyscy razem:
Śmierć albo zwycięstwo!


Bard nadwiślański z 1831 r.





MAZUR Z 1831.
(Wiwaty.)

Hej Polacy, hej rodacy
W tak szczęśliwej dobie
Stańmy w koło i wesoło
Zaśpiewajmy sobie!


Przeszły chwile, w których tyle
Cierpieliśmy razem —
Dziś uderzmy i odbierzmy
Ojczystem żelazem.

Niech wróg godny wzgardy
Ciągnie tłuszcze mnogie
Pójdziem śmiało walczyć z chwałą
Za swobody drogie.

Szczerbcem błyśniem, kulą świśniem,
Działami zaryczym —
Pierwej mieczem w pień wysieczem
Potem wrogów zliczym.

Wszak wśród świata nasz Sarmata
W męstwie nie zadrzymał —
Nikt mu w bitwach, ni w gonitwach
Placu nie dotrzymał.

My przykładów z naszych dziadów
Dosyć w dziejach mamy —
Wieść nie brednia co do Wiednia
I Kijowskiej bramy.


Ojców godne, nieodrodne
Wolnych przodków plemię —
Głupiej dumie bić nie umie
Czołem w własną ziemię.

Gdy stal szczęknie, wróg zajęknie,
Warkną śmierci groty —
W duchu bratnim trzy łby płatniem —
Niech giną despoty!

Dziś w pokoju, nim do boju
Polecim na blizny,
Kielich w górę, odgłos w chmurę:
Za wolność ojczyzny!

Teraz w kolej, wina dolej,
Zagrzmi pieśń wesoła:
Niechaj żyje, z nami pije
Podchorążych szkoła!

Po raz trzeci za was leci
Cni akademicy,
Coście żwawo, z chlubą, sławą
Bronili stolicy.


Kielich czwarty któż uparty
Niech wychyli duszkiem:
Wam cześć chwała, wdzięczność cała
Pułaski z Kościuszkiem.

Teraz basta wnuki Piasta —
Skończone wiwaty.
Pić nie wiele waczyć śmiele,
To moda Sarmaty.






MAZUR.
(z 1831 r.)

O wy młodzi wojownicy
Korzystajcie, póki czas!
Śpieszcie lotem błyskawicy
Tam gdzie sława wzywa nas.

Wam nie trzeba ducha męstwa;
Chwyćcie tylko szablę w dłoń —
A w znak sławy i zwycięstwa
Uwieńczycie waszą skroń.


Niech poznają ci mordercy
Cu gnębili dotąd nas,
Że gdzie walczy broń i serce,
Tam zwycięstwo wzywa nas!

Tam gdzie tłuszcza niewolnicza,
Gdzie poddanych leci rój,
Gdzie za pędem tylko bicza
Bieży każdy staczać bój

Tam sił nie ma w sercu w dłoni:
Zimne serce, słaba dłoń —
Lecz kto swobód kraju broni,
Ten zwycięską chwyta broń.

Śmierć jest hasłem lub ojczyzna —
Polak nie chce w jarzmie żyć!
Walczcie mężnie, a świat przyzna,
Że Lech umiał wrogów bić.






MYŚL O OJCZYŹNIE.

Ojczyzno moja kochana!
O jak mnie to srodze boli,
Że pod bułatem tyrana,
Dotychczas jęczysz w niewoli.

Gdy się obejrzę w te lata,
Kiedy ci szczęście sprzyjało,
Kiedy cny istniał Sarmata,
Walcząc za twe prawa śmiało.

Jeszcze widzę to równiny,
Krwią pohańców sfarbowane;
Przodków cieszyły wawrzyny,
Ciebie korzyści nadane.

Poznał nieprzyjaciel męstwo,
Nie miał hufców do obrony;
Na każde nasze zwycięstwo,
Zadrżały carstwa i trony.

Wprawdzie były te momenta,
Gdzie odżyła cześć Ojczyzny;

Chcieli potargać swe pęta,
Nie pomnąc na krwawe blizny.

Gdyby wszyscy tak myśleli,
I synowie byli tacy;
Ojczyznę znów byśmy mieli,
I istnieli by Polacy.


Bard nadwiślański z 1832 r.





MYŚLIWY LITEWSKI.

Wietrzno, zimno na dworze,
Mróz do kości przejmuje,
Grom wystrzałów gra w borze,
Ktoś na zwierza poluje —
To litewski myśliwy.

Nie w polu, nie do zwierza,
On wciąż strzela do deski,
W drewnianego żołnierza —
Drżyj żołdaku moskiewski;
Myśliwca strzał szczęśliwy.


Jego strzelba jak żmija,
Trafnie zdobycz ucela,
W lot jaskółki ubija,
W kartach assy wystrzela,
I to kulą nie śrotem.

Hola! wola Pan sługi,
W lamusie jest broń pono;
Zdejm z kołka muszkiet długi,
I janczarkę sadzoną,
Kamieniami i złotem.

A wy muszkiety swoje,
Opatrzcie dobrze sami;
Z kul grandkulek naboje,
Do dna wbijcie stęplami;
Niech nabój ostro bierze.

Mieć mi kule w sakiewce,
W torbie worek śrotowy,
Suchy proch na panewce —
Na krwawe pójdziem łowy,
Na ptaszki, nie na zwierzę.

Oj! te ptaszki jak żmije,
Maja żądła z żelaza;

Każda krew naszą pije,
W ich oddechu zaraza —
Są to wrogi moskale.

Gdy ich z Polski pogonią,
Na gościńcu za rowem,
Zaczaiwszy się z bronią,
Ja z półkurczem gotowem,
Pierwszy do nich wypalę.

Ho, ho, rży koń przy żłobie,
O bruk bije podkowy;
O mój koniu co tobie?
I ty tęsknisz na łowy,
Czekaj mój biało-grzywy.

Pomnij strzelać Litwinie,
W sam łeb nieprzyjaciela,
Za to w polskiej krainie,
Będą mówić, tak strzela,
Brat nasz Litwin myśliwy.


Bard nadwiślański z 1833 r.




NA DZIEŃ PRZYSZŁY.

Powstań! o Polsko w grobie leżąca!
Trąba Anioła na niebie grzmiąca
Ożywia twoje ciało kamienne,
Rozbudza twoje lica wpółsenne,
Otwiera oczy twoje promienne —
Powstań dziewico w kajdanach śpiąca,
Wstań! męczennico niebiosy śniąca.

I oto wschodzi powiewna święta,
Szatą pąsową w pół przesłonięta,
W ręku zerwane niosąca pęta;
A w drugiej dłoni sztandar wolności,
Na którym orzeł srebrnej białości —
Do wszystkich ludów dłoń wyciągnięta
I uśmiech boskiej piękności.

Niechaj zakonnik wyjdzie z swej celi,
Rybak zostawi niewód w topieli,
Rolnicy oto z pługiem stanęli;
Uderzmy siłą z orężem w dłoni,
Aż się od mieczów droga rozpłoni,
Z światłem idący po krwawej toni,

Z płomieńmi w klingach jak Archanieli
Idźmy na wroga — do broni!

Niech głos ten przejdzie w ubogie chaty,
W świetne pałace, złote komnaty,
W mury klasztorów, za więzień kraty,
Niechaj ożywia, błaga i wzywa,
Ogniem zapala, wstydem okrywa;
Niechaj ostatnią iskrę dobywa,
Wolność niosąca schodzi na światy
Ojczyzna święta i żywa. —

W burzliwą czasów dzisiejszych mętnią,
Lica się bladem płaczem nie smętnią,
Serca w zwątpieniu nie obojętnią;
Na każdym czole gwiazda rozbita,
Każdy z zapałem swą matkę wita —
Krople krwi polskiej piorunnie tętnią,
Dłoń prędka za głownie chwyta.

Z nóg opadają twarde łańcuchy,
W sztuki się łamie miecz wroga kruchy,
Lwim głosem ryczą powstałe duchy;
Nabiera życia kraj opuszczony,
Z wierzchołków katedr huczące dzwony
Roznoszą głosy w dalekie strony,

Wojennej wrzawy ognia podmuchy —
Za polskę świętą niech giną trony.

Burza młodzieży, ogień niebiosów,
Pełno ogromnych czynów i głosów;
Na zmianę świata, na zmianę losów
Słychać zgrzyt mieczów, a w jasnej dali
Zorza przyszłości różą się pali,
Brylantują się bramy niebiosów
I w słońcu groby tych co powstali.

Teofil Lenartowicz.





NA EMIGRACJI.

Czemu smutek serce tłoczy
I zachmurza moją brew?
Czemu we łzach gasną oczy,
Czemu moja stygnie krew?

Wszak tu pięknie pod ten kraniec,
Jakby drugi ziemski raj —
Ja wiem tylko żem wygnaniec,
A ten piękny nie mój kraj!


Czy poranek świta w wiośnie
Czy też nowy pada zmrok,
Ja ku Polsce wyschłe dłonie
I stęschniomy zwracam wzrok!

Tam swoboda upragniona
Tam i pociech płynie zdrój;
Tam została moja żona,
Z nią maleńki synek mój.

Ty, co wskrzeszasz ziemskie ludy,
Ty wszechmocny Boże, daj
Znieść tułactwa ciężkie trudy
I mój własny ujrzeć kraj.

Radbym widzieć niską chatkę,
Do ojcowskich bieżyć stron —
Radbym widzieć ojca, matkę,
I rodzinny słyszeć dzwon!






NA POGRZEB POWSTAŃCÓW.

Lud się polski z każdej strony
Tłumnie garnie do kościoła,
Choć kościelny dzwon nie woła —
Czy to dzisiaj dzień święcony?

Jakież dziwne dzisiaj święto?
Czemu milczą polskie dzwony?
Czemu lud tak zasmucony,
Jakby mu pół szczęścia wzięto?

Temu milczą polskie dzwony,
Że ojczyzna dziś w żałobie,
A lud temu zasmucony,
Że swą dziatwę grzebie w grobie.

Bo w kościółku, gdzie lud bieży,
Kilkanaście trumien czarnych
Rzędem stoi, a w nich leży
Kilkanaście ciał ofiarnych.

Po nich straszne, ciężkie rany,
Znać się Moskwie w znaki dali!

Każdy z przodu cios zadany,
Znać że kroku dotrzymali!

O, nie wsiąka w ziemię marno
Krew ta, co za wolność płynie,
Taka krew jest krwią ofiarną!
Nie umiera kto tak ginie!

Znać się im o Polsce marzy
W śmierci śnie, w sosnowej trumnie,
Bo z ich bladej, zwiędłej twarzy,
Coś tak patrzy śmiało, dumnie!

O czem wy tam w trumnach śnicie?!
Mówcie — czy z krwawego dzieła
Będzie co? — ha, wy mówicie
Przez swe rany: «nie zginęła!»


W Stanisławowskiem, w listopadzie 1861 r.

„Dumki Ludomira.“




OBÓZ W OJCOWIE.
«O wolności i sławie
Nuci młodzież po Warszawie,
A pod Kownem gwar» —
Pieśni Janusza.

Od Krakowa, ode Lwowa
Biegła młodzież do Ojcowa,
Gdzie Kurowski stał;
Dniem i nocą chrzęstem broni
Gwarem, pieśnią, rżeniem koni
Brzmiał skalisty wał.

Grajcie echa, grzmijcie skały
Narodowy hymn wspaniały,
Matce Polsce cześć!
Niech obleci okrzyk ziemię,
Że się polskie wolne plemię
Nie da wrogom zgnieść!

W koło zima wichrzy światem,
A tu, jakby wiosną, latem,
Kwiat wytryska róż;

Kwiat dorodny polskiej młodzi
Z każdym rankiem świeżo wschodzi
Z pod śniegu i burz!

Koroniarze i Litwini,
Krakowiacy i Rusini
Jakby jeden ród!
Jedna myślą duch się korzy —
Ach! czyż kiedy Pan Bóg stworzy
Drugi taki cud!

Grajcie echa, grzmijcie skały
Narodowy hymn wspaniały,
Wieczną Bogu cześć!
On tę jedność wpoił w serca,
By nas nie mógł wróg morderca
Rozerwać i zgnieść!

O Ty władco losów bitwy!
Przyjm gorące senc modlitwy:
Miej w opiece kraj!
Krwawo wschodzą ranne zorze,
Pójdziem, pójdziem przez krwi morze,
Tylko wodza daj! —


Polska w 1863 roku.




OCZY CZARNE.
(Tęsknota w obozie.)

Czemu wy nie moje, piękne, czarne oczy,
Ta pieszczona mowa, ten uśmiech uroczy!
Te wodniste fale, kruczych włosów zwoje,
Czemu wy nie moje? Czemu wy nie moje?

Czemu wy nie moje? Ach smutno, boleśnie,
Ja o was śnić będę na jawie i we śnie;
Dla was moje tchnienie i me drogie chwile,
Ja o was śnić będę nawet i w mogile.

Ach smutno, boleśnie mnie rozstać się z wami,
Wy w cudzych objęciach, a ja sam ze łzami!
Wy cudne sokoły biegnijcież w te strony —
Ja tu jak pacholę w łzach nieutulony.

Piękne, czarne oczy, wyście mnie zdradziły,
Wyście moją miłość drogo opłaciły.
Ja was tak kochałem jak Boga samego,
Wyście mnie zdradziły — wy niewarte tego.






OPĘTANIE.

Wiele złego na jednego
W mocy jarzma piekielnego,
Aż trzech, aż trzech!

Ach! trzy czarty, to nie żarty,
Ale gorszy jeszcze czwarty,
Nasz grzech, nasz grzech!

Póki grzechu w nas nie było,
Trzem się djabłom ani śniło
Leźć w nas, leźć w nas —

Alić skoro grzech w nas ożył,
Wszystkim zaraz wstęp otworzył
W zły czas, w zły czas.

Żebyć to grzech zabić w sobie,
Pogrześć w sercu, a na grobie
Wznieść Krzyż, wznieść Krzyż —

Djabli wnet by w skok uciekli,
Wprzód niżbyśmy sami rzekli:
«A kysz! a kysz!»






ORZEŁ BIAŁY.
(Powieść.)

Z łona Chrobatów ziemicy
Urodził się na Krywaniu,
Piękny Orzeł w chmur posłaniu:
Oczy wziął od błyskawicy.
Szpony nasadził gromami,
Skrzydła opatrzył wiatrami,
A pióra potrząsł krępaku śniegami:

A kiedy zleciał ze skały,
Bujał od Dniepru do Sali,
Na całej ziemi wołali,
«Co za ptak ten Orzeł biały!
Jak polotnem skrzydłem toczy,
Jaki w piórach blask uroczy,
To drugie słońce w podniebia przeźroczy.

Wszystko się przed nim spłaszczyło,
Król zgarbaciał w pagórki,
Bracia Orły, jak przepiórki,
Padły przed jego szpon siłą —
A gdy spocząwszy na ziemi,
Strzepnął skrzydły dorosłemi,
Dwa wielkie morza plusnęły pod niemi.


Wtedy rozkochana chwała,
Od Dunaju aż do Oki,
Z tysiącznych ofiar posoki,
Ucztę jemu zgotowała,
Tak obfitej, tak wspaniałej:
Żadne ptaki nie zaznały,
Ale się upił dzielny Orzeł biały!

Upił się dzielny i zdrzymał;
Przypadli bracia nieczyści,
Pełni zemsty — dla zawiści,
Że im dotąd przodek trzymał.
A uchwyciwszy się chwili,
Spólną zdradą uderzyli,
I drzymiącego z gniazda wyrzucili.

«Biada tobie, ptaku świetny!
Pośród nieprawnego rodu!»
Zawołał Orzeł zachodu,
W klęskach przyjaciel szlachetny:
«Zostaw na czas nędzna zgraję,
Obleć ze mną cudze kraje,
Aż sił nabierzesz, których ci nie staje!»

Lecieli więc jak świat duży,
Wiele razem oblecieli,

Wiele razem przygód mieli,
W tem wśród tryumfów podróży:
Błysnął strzał zdradnie puszczony,
Brat zachodu padł skrwawiony,
A biały Orzeł został bez obrony.

Wtedy to bękart dwógłowy,
Co zbrodniami i rozbojem,
Pysznił się w gnieździe nie swojem,
Przemówił chytremi słowy:
«Bracia zakończmy te wojnę,
Pora stulić szpony zbrojne,
Na moich piersiach masz gniazdo spokojne.

Zaufał słowom czarnego,
Spoczął na łonie nieczystem,
I mieszkał w gnieździe ojczystem,
Jak lichy przybysz z obcego,
Póki u serca sąsiada,
Dziś już mędrszy nie wybada,
Że cios ostatni gotuje mu zdrada.

Wstrząsł się i przysiągł bękarta,
Przykładną pognębić karą,
«Stój, pomyślał, stój poczwaro!
Choć byś miał pazury czarta —

A w brzuchu piekła otchłanie,
Połknąć mię nie będziesz w stanie.»
Jeszcze więc jedno ostatnie spotkanie.

I jak siedział tak w pierś brudną,
Pioruńcze szpony zagrążył,
Nim się potwór pojąć zdążył,
Już mu było walczyć trudno;
Już pierś rozdarta szeroko,
Opluskała go posoką —
Jak się to skończy? wiedzą tam wysoko! —

Seweryn Goszczyński
z 1832.





ORZEŁ BIAŁY.

Wstań Biały Orle, wstań!
Czarne pióra z siebie zrzuć,
Nie daj gniazda twego psuć,
Lecz się zemścij zań.


Wzleć Biały Orle, wzleć,
Zagroź siłą dzielnych szpon;
Mścij się za twej Matki zgon.
I twych wrogów zgnieć.

Zwróć Biały Orle, zwróć,
Twoich skrzydeł dumny lot;
Tanm, gdzie Władzcy płatnych rot,
Śmią kajdany kuć.

Zdław Biały Orle, zdław,
Tych tyranów wszystkich trzech,
By odzyskał wolny Lech,
Świętość swoich praw.

Krąż Biały Orle, krąż,
Do północy śnieżnych skał;
Za któremi niegdyś drżał,
Jadowity wąż.

Goń Biały Orle, goń,
Do ostatnich krańców wód;
Gdzie żywiła obcy gród,
Twojej Matki dłoń.


Spłucz Biały Orle, spłucz,
Krew bolesny twoich ran;
Wód ci starczą Dniestr i San,
Wisła, Bug i Słucz.

Tak Biały Orle, tak,
Jednym lotem przebież wskroś;
Litwę, Polską, naszą Ruś,
I daj boju znak.

Pchnij Biały Orle, pchnij,
Martwe koło w silny ruch,
Niechaj z kości wstanie duch,
Na zagładę żmij.

Zwal Biały Orle, zwal,
W swoim gnieździe obcy gmach;
Niech rozniesie wszędzie strach,
Zardzewiała stal.

Złam Biały Orle, złam,
Twoich wrogów twardy miecz;
Potem ich do piekła wlecz,
Niechaj jęczą tam.


Zrób Biały Orle, zrób,
W koło gniazda silny wał,
I znów w przodków znaczny dział,
Wbij żelazny słup.

Wznieś twoje skrzydła, wznieś,
Aż do chwały szczytnych nieb;
Podłej hydrze urwij łeb,
A twą Matkę wskrześ.

Konaszewski
z 1883.





OŚM TOASTÓW.

Otchłań tam wiecznej, głębokiej topieli,
I straszna przepaść w piekielnej robocie —
Kto ze mną jedno spółuczucie dzieli,
Niech ze mną pije, zaguba ciemnocie!

Zagubę wznoszę i jej złej siostrzycy,
Piekło szatanów mającej w zarodzie;
U kogo za nią nie dojrzeć tęsknicy,
Niech ze mną pije, zaguba niezgodzie!


Rój czarnych poczwar, nadętych tytułem,
I swoich przodków dźwigający chlubę,
Ten ja widziałem — jego nicość czułem,
I rad, z uśmiechem piję mu zagubę!

Nareszcie toast zaguby ostatni,
Wam ja to wznoszę, co chytremi szpony
Trzymacie w więzach miły mi lud bratni,
Wam ja to wznoszę — królowie i trony!

Teraz mi witaj szkarłatny promieniu
Złotej jutrzenki; tobie ja wiwaty
W ognistym serca i duszy płomieniu
Wznoszę i piję — Wiwat dla Oświaty!

Z tobą i ty mój darze od niebianów,
Spuszczon w promieniu dla ludów trwałości,
Gość między nami! — Wyklinam szatanów
Co wraz nie krzykną — Wiwat dla Jedności!

I was wyklinam nędzne samoluby,
Arystokraci, króle, pany panów!
Na waszem zgliszczu, na trupie zaguby
Wychylam — Wiwat dla Republikanów!


I jeszcze Wiwat jeden i ostatni
Niechaj przedzierzgnie odgłosem granita,
I niech przelewa, gdzie uczuć lud bratni,
Wiwat — niech wieczni nam Rzeczpospolita!


Ljon d. 8 Stycznia 1833 r.

Leopold Turowski.





OTUCHA.

Ludu, mój Ludu sponiewierany!
Budujesz ciągle mogiły, krzyże —
Aż na różaniec Pan łzy twe zniże,
I sam omyje piekące rany.

Chorowód wieszczów — co na wezgłowie
Podścielał tobie bujne nadzieje,
Kędyś odleciał — Cóż się wżdy dzieje?
Azaż bajali jeno wieszczowie?

Machabejczyków lik — wojownicy,
Co piersi wrogom stawiali bardzie,
Dziś rozbrojeni — w nędzy i wzgardzie
Mrą głodem, chłodem, w cudzej ziemicy.


Przebrzmiały pieśni — wojna zawiodła —
Machabejczycy och! i prorocy,
Na rumowiskach jęczą w niemocy,
A kraj zalewa znowu czerń podła.

Jak po wymarłych pustkują sioła —
W prochu tam drzemie Samson młodzieńczy —
Czasem więzami ze snu zabrzęczy,
Ale sam przez się powstać nie zdoła.

Pomimo tortur kajaj się Ludu!
Ukrzyżowanyć Pan twoim Bogiem! —
Coś ongi roił w przeczuciu błogiem,
Niebawem ziści ktoś z różczką cudu.

W pustyni rośnie tam — mąż boleści —
Wódz po nad wodze — wieszcz po nad wieszcze;
Ale się musi ukrywać jeszcze,
Nim błyskawicą w krąg się obwieści.

Widzę królewskie ono pacholę —
Duma samotno — to szablą śwista —
To śpiewa Panu jako lutnista —
A moc i mądrość świecą na czole.


Ucichnij Ludu mój! — Skup się w słuchu! —
Huczą już w dali gdzieś morskie fale —
Idzie mąż wieszczy, hetmani chwale —
Dźwignie upadłych braci na duchu.

Bohdan Zaleski.





PIEŚŃ.
(Na nutę 3-go Maja.)

Gdy noc błysła Listopada,
Wnet skupiona łotrów zgraja
Widząc że przemoc upada,
Kazała wielbić dnie Maja.
Nucąc wraz: «Boże daj!
By kwitł wiecznie trzeci Maj.»

I proszono w modłach w pieśni,
By wróciły dnie majowe —
A nie chciano strącić pleśni,
By stworzyć nową budowę.
Upadł kraj — zginął kraj,
Bo krzyczano: wiwat Maj.


Młodzież czuła siłę w kwiecie,
Czuła i przeszłości zbrodnie;
Lecz gdy zbrodzień schwyci dziecię,
Dziecię nie żyje swobodnie.
Wzięto nas — wzięto nas
Jak przemocą w zbrodniów las.

Młodzież w krętach nieuczona,
Chciała Wszechwładztwa dla ludu
Na głowie czapka czerwona
Błysła znamieniem: trud, trudu.
Wiwat lud! wiwat lud!
Miło mieć dla niego trud.

Gdy słońcem równej swobody
Chciano zbawić lud znękany —
Zabójce na ludów gody
Jęli wrzeszczeć głos już znany:
«Boże daj — boże daj,
By nam wrócił trzeci Maj.»

Tak kiedy piosnkę zbawienia
Zacznie wznosić myśl słowika —
Przyjdą wrogi — stłumią pienia —
Słychać wrzaski żmij lub dzika.
Syczą wraz — wyją wraz,
Co za śmiałek strwożył nas.


Słowik z pieśnią ujdzie w lasy.
Żmiję, dzika stropią zbójce.
Nadchodzą sokole czasy,
Na swe płody godzą ojce.
Strzelił zbój — zginął zbój.
Wróci słowik krzyknie: stój!

Potem piosnkę swą zaśpiewa,
Piosnkę douczoną w gminie.
Zbójca się zżymie i zgniewa,
Schwyci broń, zmierzy i zginie.
Wiwat pieśń — wiwat pieśń!
Ona strąca świata pleśń.

Tak, tak! bracie mój kochany!
Gdy nadejdą dnie zbawienia —
Pójdziem spólnie na Bielany,
Aby wznosić nowe pienia:
Każdy człek — każdy brat
Niech żyje Równości Świat.

Dax d. 3 Maja 1834 r.

Leopold Turowski.





PIEŚŃ AKADEMIKÓW WARSZAWSKICH.

Zgasły dla nas nadziei promienie —
Zanim zorza zaświeci nam blada,
Stańmy jako upiorów gromada,
We krwi wrogów nasyćmy pragnienie.

Wzgardźmy marnie tem życiem pędzonem!
Nam pioruny niech grają i gromy —
A na niebie od łuny czerwonem
Anioł śmierci zawisi widomy.

Co my winni że kochać nie możem,
Gdy się wszystko tak płaszczy i karli —
My dla ziemskich roskoszy umarli:
Żyjmy zemstą i święćmy ją nożem.

Albo lepiej precz z bronią, nożami,
Bo z nas każden nożowi zazdrości —
My pragniemy własnemi rękami
Szarpać ciało i kąsać do kości.

Czas już skargi i żale porzucić.
Bo wstyd czoło już od nich nam pali:

My pragniemy się zemstą rozjuczyć
W krwi niemieckiej i ścierwach moskali.

W noc spokojną do domów wpadniemy,
Gdzie szczęśliwi cichemi śpią snami —
Naszą pieśnią ich spokój skłóciemy
Niech się zerwą, niech idą za nami.

Więc gdy zgasły promienie nadziei,
Zanim zorza zaświeci nam blada,
Stańmy jako upiorów gromada —
We krwi wrogów nasyćmy pragnienie.





PIEŚŃ EMIGRACJI
z 1864 roku.

Czy pojmiecie bracia, kiedy
Co to jest żyć w pośród biedy
I w tęsknocie i zgryzocie
W obcej ziemi na wylocie!


Czy pojmiecie bracia mili,
Co to nie mieć własnej chwili
Z kim zapłakać, dni swych dożyć
I gdzie biedną głowę złożyć?

Ojczystego nie znać słońca,
Nie zasiewać, ani zbierać
I dwadzieścia lat bez końca
Zmartwychwstawać i umierać!

O, tych cierpień, tych katuszy
Nikt nie pojmie z głębi duszy
Kto żył zawsze między swemi
Kto nie dotknął obcej ziemi!

Obca ziemia to macocha,
Niby pieści, niby kocha,
Lecz te serca płonne kwiatki
Nie zastąpią nigdy matki.

Nie przytuli cię do łona,
Ni miłości nie obudza,
Bo to, bracie, obca strona —
Bo to, bracie, ziemia cudza.





PIEŚŃ LACKA.

Dalej Bracia! głośmy pienia,
Na wolności złotej cześć,
Niech się nam to w krew zamienia,
Co śmie głos nasz w serca nieść.
Czuje serce bez obrotów,
Dla wolności umrzeć gotów,
Niech stokrotny wiwat ma!

Wśród Ojczyzny bez niej prawie,
W gruzach ginie Chrobrych dom.
Gdy Polaka w Polsce gniecie
Najezdniczych kajdan srom.
Bąćmy na dziś w zmartwych rzędzie —
Niech nam przeszłość życiem będzie,
Niech nam sił do zemsty da.

Póki morzom wody stanie,
Póki w Bogu jedna moc;
Póki ścigać nie przestanie,
Dzień za nocą, za dniem noc;
Poty chętnie wszystko straci,
Za Ojczyznę i za braci,
Ten co razy w rękę dał.


Wiecznie tego pożegnamy,
W kogo słaby duch się wkradł.
Od najmniejszej serca plamy,
Śmierć by wolał dobry brat;
Prawość hańby strzedz się każe,
Hańba tylko krwią się maże,
Prawość, zatem albo śmierć.

Bard Nadwiślański z 1832 r.




PIEŚŃ
na dzień 29 Listopada 1830 r.

Za broń bracia! śpieszmy żywo,
Kończyć dzieło rozpoczęte,
Łączmy się w jedno ogniwo,
Nasze zamiary są święte!

Wolność jest naszem bożyszczem,
Jej początek jest od Boga,
Gdy się złączym, tę odzyszczem
Dzielną dłonią zetrzem wroga.


Dalej bracia! do oręża!
Niechaj każdy za broń chwyta,
Dziś wszędzie wolność zwycięża —
Znikła jędza męk niesyta.

Za broń bracia! tylko w zgodzie,
Komu tylko kraj jest miły!
Zapomnijmy o wygodzie,
Męstwem, zgodą krzepmy siły.

Zapomnijmy już o biedzie!
Wszak w nas pała żądza chwały —
Nasz Wódz dawny nas powiedzie,
Godłem naszem Orzeł Biały.

Za tem godłem żywo śpieszmy
Walczyć spólne mając dłonie,
Kochanki, matki pocieszmy,
To nam włożą laur na skronie!

Bard Nadwiślański z 1832 r.




PIEŚŃ PIELGRZYMÓW.
(Z zaginionej powieści „Przednowie“.)

Z stromej opoki
Na świat szeroki
Jaśnieje Częstochowa.
W niej ciemnolica
Bogarodzica —
Tron ma Polska Królowa.

Gwiazda zaranna,
Przeczysta Panna,
Źródło orzeźwiające;
Puklerz niezżyty,
Gród niezdobyty,
Nadziei jasne słońce.

Kto przy Niej szczerze
Postoi w wierze,
Przy tym statecznie Ona;
Pierś zbroi męstwem,
Darzy zwycięstwem —
Wojewodza niezwalczona.


Nie pierwsza ci to
Na tę obfitą
Polską naszą ojczyznę,
Szarańcza sroga,
Spadła ćma wroga,
Pustosząc łany żyzne.

Nie pierwsze ci to
Na kark nam wbito
Twarde przemocy pęta!
Lata niedoli,
Wrażej swawoli,
Mnogie kraj ten pamięta.

Wszak, w klęsk nawale,
Kto wytrwał stale
Przy Marji znamieniu —
Wiele ich było,
Przed wrogów siłą
Nie upadł w pohańbieniu.

Wtedyśmy padli,
Gdyśmy pobladli
Sercem przed liczbą wroga;

Gdyśmy zwątpieli:
Mnóstwu może li
Sprostać święta moc Boga.

Więc choć na nowo
Dziś nam nad głową
Wróg zwycięski przewodzi;
Choć w nasze domy
Nowemi gromy
Co dzień zła dola godzi —

Ty, polski ludu!
Patrz w gwiazdę cudu,
W złoty tron Częstochowy!
Wolnym się staniesz,
Skoro powstaniesz
W imię twojej Królowej.

O ciemno-lica
Marja dziewica!
Tyż nam Twą łaskę daj
Stać się godnymi
Rycerzmi twymi,
Godnymi zbawić kraj!


A kiedy staniem,
Pod Twem wezwaniem,
Krew za ojczyznę lać,
Poległym w boju
W wiecznym pokoju
Rajską racz światłość dać!

1856.Roman Zmorski.





PIEŚŃ RYKOWA.

Co to za gwar?
Wesoły car,
Bo mu Markgraf projekt przysłał
Jak ugasić żar.
Dalej carze ruszaj w tany,
Bo nowe brzęczą kajdany,
Nowe świszczą baty, knuty,
Świeża płynie krew.

Stój carze, stój!
Nie ustał bój —
Jeszcze wiara jest w obozie,
Słychać polskie tuj.

Póki jeden Polak żyje,
Póki jedno serce bije,
Póty musisz czuwać carze
I zemsty się bać.

I przyjdzie czas
Gdzie będziesz nasz —
Zamienim berło w kajdany
I w konopny pas.
Wtedy będziesz wisieć carze,
A wraz z tobą dygnitarze
My pod wami potańcujem
Za życie dla nas.

Jak srogi lew
Pij ludzką krew
Pożryj ciała męczenników
I nieś mordów śpiew.
Hulaj, hulaj, hulaj carze,
A wraz z tobą dygnitarze!
Niech wam podłość z czoła świeci,
Bo na czele car!





PIEŚŃ TRUPIARZY.
(Z obozu Czachowskiego.)

Szczęk kajdan i jęki w Warszawie, Modlinie,
Bo Moskal tam knutem wojuje;
Na dworach reduty, choć polska krew płynie,
Bo magnat łez polskich nie czuje.
O, cześć wam, panowie, magnaci
Za naszą niewolę, kajdany —
O cześć Wam, hrabiowie, książęta psubraci
Za kraj nasz krwią bratnią zbryzgany.

Za hasłem jedynem «My z Bogiem, Bóg z nami!»
Dziś Polska bez sejmów powstała —
Pod Łęgiem, Wąchockiem i Grochowiskami
Strumieniem krew wrogów przelała.
O cześć wam etc.

Armaty pod Skałą zdobywała wiara
Czarnemi rękami od pługa;
Panowie w stolicy palili cygara
Radzili o Braci z nad Buga.
O cześć wam etc.


My, wiara, wiedeńskich traktatów nie znamy,
Nie wchodzim w układy z wrogami;
My bijem Moskala i zdrajców wieszamy
I mścić się umiemy stryczkami.
O cześć wam etc.





PIEŚŃ
WŁOŚCIAN POZNAŃSKICH.

Miły kumie coś tak słychać,
Że wolnemi chcą być wszędzie —
Nie potrzeba nam więc wzdychać,
Może z nami lepiej będzie.

Ci Francuzi co tu byli,
Wszystkim pono przykład dali,
Żeby ludzie raz ocknęli,
I wolnemi się uznali.

Nie ta wolność, tak ci mówią,
Co Prusacy nam ją dali;
Bo ta co oni tak zowią,
Na te byśmy wciąż płakali.


Dawno o nas już radzono,
Byśmy wolnemi zostali,
Tego chciało szlachty grono,
Stąd Kościuszko bił Moskali.

Cóż po dzisiejszej wolności,
Gdy nas bezecni Prusacy,
Drą ze skóry bez litości —
Upaść muszą jacy tacy.

Lepiej z szlachtą my trzymajmy,
Oni słusznie o nas radzą,
Do ich sił naszych przydajmy,
A z tej toni wyprowadzą.

Przeciesz nas jest ludu siła!
Niech napastnik nie rozumie,
Że Ojczyzna nam nie miła —
Trzeba powstać miły kumie.

Weźmy kosy, piki, cepy;
Nim łotry się przysposobią,
Którzy myślą że kto ślepy,
Nie widzi co oni robią.


Dosyć ojców krwi przelali,
Dosyć pieniędzy złupili.
Już czas żebyśmy powstali —
Dalej chłopcy będziem bili!

Bard nadwiślański 1932 r.




PIEŚŃ WOLNEGO.

Drwijmy z losu, co nas drażni,
Bierzmy na się stal.
Łączmy czucia cnej przyjaźni
W pobratymczy szal.

Niech kto człekiem z rodu żyje,
Kto równością tchnie,
Z nami spólną tkankę wije
Na wolności dnie.

Wszakżem wszyscy krewni rodem
Jednych bracia praw.
A kto światy ziębi lodem
Brnie do piekła law.


Nie zważajmy na przygody,
Na przemocy rój —
Sprawmy światu ludów gody,
Tocząc pomsty bój.

Hej do walki, hej do żniwa,
Do ludzkości gód!
Zlejmy siły do ogniwa
Na pomstę za lud!

Kogut ranny budząc pieje:
W więzach ludzki ród!
Słońce z lasów w tęcz jaśnieje
Piękniąc jutrzni wschód.

O! kto lasy, gaje zbiega
Nie z pogańskich hord —
On przyszłości kraj obiega,
Z przemocą ma mord!

Jleż cierpi, ileż znosi
Każdy wolny brat —
Jleż krwi niewinnej rosi
Braci, ludów kat!


Niech się ziemia krwią czerwieni,
J niech gore stos!
Lecz niech ziemi krew się zmieni.
A z nią ludów los!

Bo już słońce płonie jasno,
Leci ciemność w dół —
Iskry uczuć z serc nie gasną,
J czuje — kto czuł.

A kto ziębił zimnym lodem
Brnie do piekła law!
Hejże wszyscy krewni rodem,
Jednych bracia praw —

Do ogniska i do koła!
A gdy pryśnie znak —
Z pomstą na bój — lot sokoła!
O! tak tak, tak tak!

Dax d. 30 Sierpnia 1935 r.

Leopold Turowski.





PIEŚŃ ŻANDARMÓW NARODOWYCH.

Gdy zdrady trąd,
Nas jadem żre,
Lekarstwem doraźny sąd —
Powszechny głos,
Co zemstą wre
Coś więcej wart niż aktów stos

Nie wińcie nas
O formy brak —
Nie formy dziś lecz treści czas!
Więc formy precz —
A sztylet, hak
Jak z nieba grom niech bije w rzecz.

Rozbitkom brzeg —
Wśród burz i fal
Czy wskazał łotr, czy zbliżył szpieg?
Niech skrzypi hak —
Niech błyska stal
Prostujmy rzecz co poszła wspak.


Choć zjeży sierć —
Na tchórzu strach,
Gdy z naszych rąk przeczuwa śmierć —
Choć w pomoc zwie,
Choć błaga w łzach,
Nie zadrży dłoń, ni serce lwie.

Że straszna to
Lać bratnią krew,
Czyż przeto nas potępi kto?
Kaima czyn —
Występny gniew,
Gdy matki skroń zasłania syn?

Występny ów,
Kto łaski dar
Na zdrajców zlać chce dla ich słów.
Czyż łaską nam
Odwdzięcza car,
Gdy krocie cnót morduje sam?

Ojczyzny straż
Od klęsk i zdrad,
To święty cel, to kodeks nasz:
Co nam do skarg?
Gdy wyrok padł,
To sztylet w pierś, na gałęź kark?





PIOSNKA
(na Frajkurów z 1866 roku).

Grzmią w Ropczycach harmaty,
Pachną sosy cykuty,
Regimentarz na przedzie
Przy obiedzie rej wiedzie.

A sztabowcy siarczyste
Tak się dzielnie ruszyli,
Że nim dali pieczyste
Już szampana wypili.

Widząc takie rozruchy,
Zganił zapał tak wielki
Pełen męskiej otuchy,
Nowe stawia butelki!

A nalawszy herbowy
Puhar, wznosi do góry —
«Wiwat, krzyknął, sztab nowy
Niechaj żyją Frajkury!»


I wrzasnęli wraz «hurra!»
Do butelek skoczyli,
Aż zatrzęsła się góra
I w momencie wypili!

Dzielnieście się spisali —
Zawsze Frajkur tak pije
A Frajkury wołali
«Regimentarz niech żyje!»





PIOSNKA UŁANA.
(z 1848 r.)

Jestem sobie ułan żwawy
Mam ognistą broń;
Zawsze gotów do wyprawy
Mój pałasz i koń.

Hop hop, koń w galop, w galop białonogi,
Nie trać miny do dziewczyny,
Na bok z nosem, na bok z drogi
Nie trać miny do dziewczyny, he! na bok z drogi!


Ja się nigdy nie pochwalę
Niech mnie porwie czart —
Niech przyznają Moskale
Że ze mną nie żart!

Strach, strach wielki, bo w nim nie nasz pardon
Święty Boże nie pomoże,
Każdemu przyśpiesza zgonu —
Święty Boże nie pomoże. Przyspiesza zgonu!

Jak dobędę ja pałasza,
Oddaj się Bogu —
Nie poznasz bigos czykasza
Obmierzły wrogu.

Czach, czach — leży i tak zawsze w lewo czy w prawo.
Czichu, czachu, prędko, żwawo,
Aż wróg zginie od przestrachu
W lewo, w prawo, czichu, czachu — zginie ze strachu.

A gdy piękne dziewczę zoczy
Przyznajcie sami

Zaraz do niej z konia skoczy —
Brzęk ostrogami.

Dziń, dziń, żwawo! i tak co mi się nawinie,
Czy to wróg, czy szklanka wina,
Czy w boju, czy przy dziewczynie
Zawsze u mnie djabla mina — i krótka sprawa.

Bo to ze mnie ułan dziki —
Ogień, siarka, proch —
Jak porwę za koniec piki
Wszystko krzyczy: och!

Strach, strach wielki, o gdy dzida mi zabłyśnie,
Tysiąc wrogów razem pryśnie —
Potem dalej do batoga —
Batem pędzić szelmę wroga — batem jak bydło.






PIOSNKA
(z obozu Jeziorańskiego).

W krwawem polu srebrne ptaszę,
Poszli w boje chłopcy nasze

Hu ha, hu ha!
Krew gra, duch gra,
Niech Polska zna
Jakich synów ma!

Obok orła znak pogoni
Poszli nasi w bój bez broni —
Hu ha, hu ha!
Krew gra, duch gra,
Matko Polska żyj,
Jezus Marja bij!

Naszym braciom dopomagaj
Nieprzyjaciół naszych smagaj —
Hu ha, hu ha!
Wiatr gra, krew gra;
Niechaj Polska zna,
Jakich synów ma!






POCHÓD KAJDANIARZY SYBIRSKICH.

Patrzcie! Jak oko sięga,
Step pusty tam się rozkłada,

Krwi tam mgła zalega,
A wnętrze śmierć i zagłada!
Ho, ho, tam już ziemi brzeg,
Błyszczy tylko wieczny śnieg,
I w tę puszczę mar
Nas to pędzi car!

Idziem, bez skazy, ochoczo,
Zniszczeniu niosąc ofiary,
Myśl i pieśń proroczą
Szląc carom ze stepów kary:
Bo choć głód nam ziębi krew,
Pęta za to grają śpiew
Cary, cary, dzeń —
Wyrżnąć cary w pień!

O, tam wichrzyca nazbija
Śniegów chmury, tumany,
Burzy je, kłębi, zwija
Po stepie w góry, w kurhany.
Dalej, po nad kłęby chmur
Wznieśmy kajdaniarzów chór;
Cary, cary, dzeń —
Wyrżnąć cary w pień!


Przodem, koledzy, przodem!
Torujmy drogę śród śniegu —
Wichrem nas prą i chłodem,
Przysporzyć trzeba nam biegu!
Niech nam uraganów szum
Brzęczy kajdaniarzy tłum
Piosnką: cary, dzeń —
Wyrżnąć cary w pień!

Padnie z nas na drodze który —
Niech leży! Spędzą nań burze
Śniegów tumany i chmury,
Mogilne sypiąc mu wzgórze!
Jemu nie pomoże łza,
Piosnki mu kajdannej trza:
Cary, cary, dzeń —
Wyrżnąć cary w pień!






POGADANKA.

Jak się macie Bartłomieju,
Jak się Bracie masz,
Jak się miewa żonka twoja,
Cały domek wasz?

Oj źle Bracie, oj źle bracie,
Wszystko idzie wspak —
Dyć i Jaśko nam powiadał
Że i u was tak.

Oj tak bracie, oj tak bracie,
Wszędy biada, źle,
Już te juchy Moskaliska
Nie ustąpią, nie.

Stoją wszędy po kwaterach,
Bóg wie, że aż strach —
Już człekowi zmierzło życie
I swój własny dach.


Rok w rok biorą na żołnierkę,
Pędzą, Bóg wie, kaj
Już nie ma chłopców na zbierkę —
Ostatniego daj.

Pędzą ich na Syberyją
Kaj się kończy świat —
Już tam naszych już nie mało,
Już tam i nasz brat.

Każą łapać misarjuszów,
Męczą kieby psy;
Jakże się im ulitujesz,
Pójdziesz z nimi ty.

Oj, niedawno tu złapali —
Śliczny panicz był,
Jak go tylko z sobą wzięli,
Tygodnia nie żył.

Oj źle bracie, oj źle bracie,
Sam to Bóg widzi,
Turcy mają konstytucją,
Szczęśliwsi żydzi.


Gdy nam płakać tu nie dadzą
Serce płakać chce;
Znać ten Pan Bóg, co nas kochał,
Już nie kocha, nie!

Pódźwa do propinatora
Napijwa z sobą,
Bo mnie ochota pobiera
Przepić złe z tobą.

Oj, nie idźwa miły bracie.
Bo źli ludzie są;
Nuż wymówisz jakie słowo,
To cię i porwą!






POKUSA.

Precz djabla pokuso! kupiecka niecnoto!
Co trąbisz mi w uszy raz w raz:
«Ojczyzna gdzie dobrze, a dobrze, gdzie złoto.
Komm Bruder! i przykład bierz z nas.»


Co, ty mię zwiesz bratem? nie! jako świat światem
Nie byłem i nie chcę nim być:
Chcesz po nas wziąć ziemię: — lecz polskie w niej plemię,
Jak żyło, tak wiecznie obce żyć.

Precz djabla pokuso! francuska poczwaro
Co gwałtem mię ciągniesz w swój ślad,
A swoim rozumem wojujesz wciąż z wiarą,
A w cudzej krwi kąpać chcesz świat.

Nasz zakon jest w Wierze, a Bogu w ofierze,
Swą własną krew tylko chcę nieść.
Mord, sztylet, trucizny, nie zbawią ojczyzny,
A polską skaziłyby cześć.

Precz djabla pokuso! tatarskie straszydło!
Co naszych zabraniasz nam cnót,
Na każde uczucie narzucasz wędzidło,
Na każdą myśl wznosisz swój knut.

Kto bojaźń zna Bożą, takiego nie strwożą,
Ni bicz twój, ni pęta, ni spiż.
Kaźń wszelka od wroga, za prawdę dla Boga
Sam pręgierz uświęca jak Krzyż.


A ty nam o! Krzyżu! tkwij wiecznie w pobliżu,
Ty Pańskich skazówką bądź dróg:
Bo wierzę i tuszę, że Polskę jak duszę,
Zbawi tylko Cnota i Bóg!






POLONEZ.
(Nóta Poloneza Kościuszki.)

Patrz Kościuszko na nas z Nieba,
Jak w krwi wrogów będziem brodzić,
Twego miecza nam potrzeba;
By Ojczyznę oswobodzić!
Wolność droga w białej szacie,
Złotem skrzydłem w górę leci:
Na jej czole patrzaj bracie,
Jak swobody gwiazdka świeci!
Oto jest wolności
Śpiew, śpiew, śpiew!
My za nią przelejem
Krew, krew, krew!


Kto powiedział że Moskale
Są to bracia nas Lechitów,
Temu pierwszy w łeb wypalę;
Przed kościołem Karmelitów.
Kto nie uczuł w gnuśnym bycie.
Naszych kajdan, praw zniewagi;
To jak zdrajcy wydrę życie,
Na niemszczonych kościach Pragi.
Oto jest wolności śpiew etc.

Z naszym duchem i orężem,
Polak ziemię oswobodzi,
Zdrajca pierzchnie, my zwyciężem;
Bo Wódz śmiały nam przewodzi!
Tylko razem, tylko w zgodzie;
A powstańców będziem wzorem.
Wszak Dyktator przy Narodzie!
Cały Naród z Dyktatorem. —
Oto jest wolności śpiew etc.

Bard nadwiślański z 1832 r.




POLSKA NIE ZGINIE.

Patrz w okół ciebie na rzymskiej równinie
Co zostało z dumy;
Środkiem pustyni mętny Tyber płynie
W okół zwalisk rumy.
I tu chadzali w purpurze i w zlocie
Niesprawiedliwości,
A dziś ich świątyń marmury śpią w błocie
Nad prochem ich kości.
I tu mawiali: «Wytracim narody
Roma sama będzie» —
Patrz po ich cyrkach jak pasą się trzody
I bluszcz pełza wszędzie.
A tchnęli siłą, tą rzymską — bez granic,
Co światu przykładem;
Lecz zmarli śmiercią, bo struli się na nic
Własnych zbrodni jadem.
Wyczytaj z gruzów tej kampanji Rzymu
Że Polska nie zginie,
Moc bez miłości podobna do dymu
Nie my — ona minie.
Tak jak z katakumb, co leżą pod spodem
Krzyż wzbił się zwycięsko

Zwycięskim z grobu wyjdziemy pochodem
Nieśmiertelni klęską.
Niechaj mi świadczy ten forum ludowy
W pusty zmienion parów,
Niech mi te świadczą pościnane głowy
Korynckich filarów.
Niechaj mi świadczą te bogi, posągi
Pryśnięte w kawały,
Te łuki, wieże, bramy, wodociągi
Przedziczałe w skały.
Niech mi te świadczą grobowce bez końca
Ze wzgórza na wzgórze,
Niech mi krąg świadczy italskiego słońca
Nad niemi w lazurze!
Niech wszystko świadczy czy z dala czy z bliska
W górze czy w nizinie.
Światło niebieskie, czy ludzkie zwaliska,
Że Polska nie zginie. —
Że jest duch mściciel, co z Bożej zasady,
Tkwi w dziejów głębinie,
Że giną fałsze, wiarołomstwa, zdrady
Lecz Polska nie zginie. —
Że ciemiężyciel choć dziki i śmiały
Przeznaczon ruinie,
Że giną rzymskie tryumfy i chwały
Lecz Polska nie zginie. —

Że grom zwycięski wbije w ziemię katy
O sądu godzinie,
Że giną grzeszne i wieki i światy,
Lecz Polska nie zginie!






POLSKIEMU DZIECKU.

Jakżeś ubogi — synu mój drogi!
Ojcowie tobie pomarli!
Brata na Sybir uwiozły wrogi,
I matkę tobie wydarli!

A siostry twoje — jak ścięte kwiatki
Z których woń życia ulata —
Któż cię powita na progu chatki,
Kto cię uściśnie jak brata?

Niebo się łuną oblało złotą,
W płomieniach dworek ojcowy!
I nawet nie masz biedny sieroto!
Młodziuchnej schronić gdzie głowy.


I jedno tylko co ci pociechą
Na dni zostało wiośniane:
Święta modlitwa — pod obcą strzechą,
I dwie mogiły siostrzane!


∗                    ∗

Jakżeś ubogi synu mój drogi!
Na polach twoich krew świta!
A w okół jęki, łzy i pożogi —
I wrogie tętnią kopyta!

Z rannych twych latek synu mój złoty,
Już przyszło witać ci nędzę!
I z pośród hańby — z pośród sromoty,
Jasną dni swoich snuć przędzę!

Lecz nic upadaj — choć los nie płuży!
Z trudem się w młodem łam lata!
A hartowany wśród szaleństw burzy,
Ty dębem wzrośniesz dla świata!

Bądź błogosławion pierśmi całemi!
I wzrastaj w męstwie i sile!
I módl się często na świętej ziemi,
Na dwóch męczennic mogile!


Jakżeś ubogi synu mój drogi!
Przebóg — w twych oczach żar płonie!
I pierś się wznosi — gniew prze ją srogi,
I zemsta kipi w twem łonie!

Synu mój, synu! więc miecz do dłoni!
Zaż długo rdzawieć nam będzie?
Z świętym sztandarem Orla — Pogoni,
I męstwem świat się zdobędzie!

O! leć mój orle! leć na swobodę!
Gdyś skrzydła rozwiał do biegu!
Tam wasze miejsce sokoły młode!
Hańba kto odstał z szeregu!

Bądź błogosławion dzielny mój synu!
Bólem dojrzały — nie laty!
Jakże tym męstwem co rwie do czynu,
Jakżeś mój synu bogaty!


Kraków, d. 18 Lutego 1869 r. Władysław Bełza.






POWSTAŃ POLSKO.

Jakiż to odgłos — jakie to okrzyki,
Te tłumy ludu — te rycerskie szyki,
Cóż to za hasła bojowe!
Twe wrogi Polsko, za martwą cię mieli,
Przed spadem gromu, burzy nie dojrzeli,
Nie wierzyli w siły nowe.
Powstań Polsko nieśmiertelna,
Z Bogiem w sercu, z mieczem w dłoni,
Powstań Polsko — w boju dzielna,
Pod znakiem Orła — Pogoni!

Wróg się urągał nad twojemi łzami,
Powstań więc dzisiaj wszystkiemi siłami,
A głos twój syny przywoła.
Uzbrój żelazem co służyło roli,
Obrońców twoich pełnych dobrej woli,
Niech cię otoczą do koła.
Powstań Polsko nieśmiertelna,
Z Bogiem w sercu, z mieczem w dłoni,
Powstań Polsko — w boju dzielna,
Pod znakiem Orła — Pogoni!


Powstań o powstań! gdyż to wola Nieba,
Od dziś na zawsze wolną ci być trzeba,
Zgładź tyranów nieprawości.
Niech świętych ofiar, a duch twoich dzieci
Skrzydłem Aniołów nad Ojczyznę wzleci,
Z radośnym hymnem wolności!
Powstań Polsko nieśmiertelna,
Z Bogiem w sercu, z mieczem w dłoni,
Powstań Polsko, w boju dzielna,
Pod znakiem Orła — Pogoni!

Książe Benedykt Iliński.





POŻEGNANIE OJCZYZNY.

Żegnaj, żegnaj ziemio święta,
Już cię nigdy nie zobaczę —
W piersiach smutków rój!

Nie skruszone twoje pęta,
Ty znów we krwi — my tułacze,
Ziemio polska, ziemio święta
Żegna cię syn twój!


W świat daleki idę sobie,
Bo tu miejsca już nie staje
Dla mnie — próżny żal!

Ty w żałobie — ja w żałobie,
A więc w obce, w obce kraje
Ze łzą, z lutnią pójdę sobie
Snuć marzenia w dal!

Chciałbym wyrzec — do widzenia!
Ale serce ustom przeczy,
Smutek z niego tchnie!

Próżne moje łzy, westchnienia,
Ciernie w życiu są konieczne —
Nie ma dla mnie: do widzenia!
Nie ma szczęścia, nie! —

Tam zostało wszystko moje:
Ty i ona — ubóstwiane —
Wszystko tracą wraz.

Prysły świetnych marzeń roje,
Jako liście wiatrem zwiane.
A więc żegnam szczęście moje,
Żegnam, żegnam was!


Apolda, 1866. Feliks Kozłowski.




POŻEGNANIE SIEROTY.
„W Polsce mogił nam przybędzie!“
Pieśni Janusza.

Idą strzelcy, krakusy,
Idą z kosą wiarusy,
Idą czarne żuawy
Szukać Polski i sławy.

A nad niemi wspaniały
Wzbił się orzeł nasz biały:
Górą orle, leć górą,
Świeć nam gwiazdą za chmurą!

Czarnoż, czarno na ziemi,
Tylko łuny nocnemi
Szare niebo się krwawi,
A sierotę płacz dławi.

— Ojca, matkę zabili,
Chatę z dymem puścili,
A jedyny brat nocą
Poszedł bić się z przemocą! —


Cicho, cicho, nieboże,
Patrz! w około krwi morze,
A my idziem weseli,
Bośmy cuda widzieli.

Przez te łuny jaskrawe,
Przez te chmury — ach! łzawe,
Świeci blaskiem pogody
Słońce przyszłej swobody!

Kto je ujrzał, szczęśliwy.
Rad polegnie wśród niwy,
Bo już innym raz przecie
Lepiej będzie na świecie!

Więc do Boga za nami
Módl się dziewczę ze łzami —
Byśmy Moskwę pobili,
A gdy Bóg da — wrócili.

— Idźcież, idźcie krakusy,
Idźcie strzelcy, wiarusy,
I wy z krzyżem żuawy
Idźcie z Bogiem w bój krwawy!


Polska w 1863 roku.





PRZESZŁOŚĆ NASZA
(z Miłosza Popowicza).

Oj! bywaliż my, bywali,
Czem dziś nie bywamy!...
Cośmy niegdyś posiadali,
Tego dziś nie mamy.

Oj! bywaliż my, bywali,
Sławnemi Sławiany,
Zwycięskośmy przeganiali
Turki i Germany.

A dzisiaj!... zła nasza dola —
Obce kanie, kruki,
Zwyciężonym, powalonym
Serce rwą na sztuki.

Bywałyż u nas, bywały
Króle, wojewody,
Wojska mnogie, głośnej chwały,
Prawa i swobody.

Dziś korony i swobodę
Wzięły najezdniki,

I junaki nasze młode
W swoje stawią szyki...

Woli tylko, bracia mili!
A w niedługiej chwili
Odzyszczemy cośmy mieli,
Będziem czemśmy byli.

Roman Zmorski.





PRZY KIELISZKU.

Hej koledzy, precz frasunek,
Kiedy szumi w głowie trunek,
Bo przy szklance, pogadance
Słodko płynie czas.
Już nam umarł Adam miły
I Krasiński pełen siły
Lecz Bohdanek
Nasz kochanek
Jeszcze śpiewa nam.


Z Moskalami jutro może
Bić się będziem co daj Boże —
Czy z giniemy, czy zwalczeni
Zawsze sława nam.
Chociaż przemoc się uwzięła
Jeszcze Polska nie zginęła.
Bo gdzie jeszcze żyją wieszcze,
Żyje naród tam.

Jutro może co do słowa
Do Satrapy Bibikowa
Pieśń ta dojdzie, śpiewak pójdzie
Do sybirskich jam.
Więc koledzy w górę szklanki,
Każden zdrowie swej bohdanki,
Bo przy szklance i kochance
Słodko płynie czas.





PSALM NAD MORZEM.
(Pamięci autora Namaszczonego.)
I.

Olbrzymich wałów przestworze spienione,
O matko zórz!
Ciche, gwiazdami nocy ozłocone,
Kołysko burz!
Wielkie ty jesteś, bezdenne — olbrzymie,
Patrząc na ciebie, myśl ma uorlona
Zrywa się — wzlata — i śpiewa natchniona!
Ileż w wszechświatach większe Tego imię,
Który cię stworzył!... Jehowa! Jehowa!...
Nad dziejów morzem czuwa twoja głowa.
Tobie ufa mój naród!


II.

Olbrzymich wałów przestworze spienione,
Ojczyzna zórz,
Wielkie jest morze gwiazdami uśpione,
Kołyska burz!
Bezdenne czarnych otchłaniami ciemnic,
Lecz duch mój głębszy — pełniejszy tajemnic,

Większy człowieka duch! by się nie trwożył —
A jakżeż wielki ten! co ducha stworzył?...
Tonów łańcuchem związał gwiazdy słońca,
O Stwórco! słuchaj nad morza bez końca,
Tobie ufa mój naród!


III.

Olbrzymich wałów przestworze spienione,
Ojczyzna zórz,
Wielkie jest morze wichrami zbudzone.
W rozgrzmotach burz!...
Gdy wałów jego grzywy zapienione
Wierzgają w niebo łuną spiekielnione —
pośród gromami rozdzieranych ciemnic...
Lecz duch narodu pełniejszy tajemnic,
Gdy wstaje z martwych!... Duchu ludów ducha
Lądy i morza grzmią do twego ucha,
Tobie ufa mój naród!

Guitarri, 1866. Ernest Buława.





REWOLUCJONISTA.

Rozwalać, burzyć — to hasło jest twoje —
Mozolną wieków zdruzgotać budowę —
Rozpalać ludzkość w grabieże, rozboje,
I na krwi mule chimery wznieść nowe
Pożóg przed tobą, łuna płomienista —
Pochód twój znaczysz krwi ciekiem:
Stój szatanie — tyś rewolucjonista!
Stój, ty nie jesteś człowiekiem.

Ha, ha, jam szatan, a ty kto? podporo
Trupiej, zemszałej budowy strażniku?
Powiedz, kto jesteś, że ci duch mój zmorą,
Kolką twych piersi, lodem twego szpiku?
Że ci mieszkaniem ta kałuża krwista
I pot ten lany stu wiekiem?
Człowiecze! tyś! nie rewolucjonista,
Lecz i nie jesteś człowiekiem. —

O! świat tak piękny, uroczy, bogaty —
Sam owoc prosi: spożywaj człowiecze!
A tu skrwawione, uberlone kąty —
Nad darem niebios łańcuchy i miecze —
Ze wspólnych darów nie ludzkość korzysta,

Choć pracy pali się spiekiem —
Ja czuję to — jam rewolucjonista —
I przez tom czucie — człowiekiem.

O, świat tak piękny, a straszno tak w święcie!
Wlecze się nagich półtrupów gromada
I, z pańskich stołów zagartując śmiecie,
Niby pies głodny wyje: głód, biada!
Tej strasznej pieśni kareta złocista
Turkotem wtórzy dalekim —
Mnie boli to — jam rewolucjonista,
Przez ból ten jestem człowiekiem.

O, świat tak piękny — a straszno tak w świecie!
W łabędzim puchu próżniaki bogacze,
A z jarzmem trudu niedola na święcie —
Nędza, ciemięstwo, krew, wyzyskiwacze —
Krwią braci tuczy tłuszcza się złocista
I potu bratniego spiekiem —
Precz z nią — ja wołam: rewolucjonista!
Przez krzyk ten jestem człowiekiem.

Dalej do dzieła! i wspólnemi bary
Podważmy czarta budowy piekielne —
Od naszych jęków drży już gmach ten stary,
Czynem mu ciosy zadajmy śmiertelne.

Dalej do dzieła! niech się świat oczyści —
Koniec pogaństwa, obłudzie —
Hej, wszyscy bądźmy rewolucjoniści,
A wszyscy będziemy ludzie.

1873. Karol Brzozowski.





ROCZNICA POWSTANIA LITWY.
(DRUGA.)

Lach z miana, Litwin zrodu, lubię sławić Litwę,
Bo się ona na krwawszą ważyła gonitwę —
Bo Litwin nie posiadał szyków wyćwiczonych,
Bo Litwin bagna, knieje, miewał za obozy.
Litwin strzelał do wroga z sztućców pordzewionych,
Kulą przez żonę laną — albo na rumaku
Żmudzkim, wsadziwszy brony ząb na koniec spisy,
Na olbrzymich najeźdźcach rysował kirysy.
I gdy Brat Lach, od działa działom się zastawiał
Litwin ciało i kości naprzeciw bomb stawiał.

Dwa lata dziś minęły, jego strzelcze rogi,
Znak dały bić spieszące pod Warszawę wrogi.
Znane wszystkim tryumfów i nieszczęść koleje,
Nie powtórzę żyjące w sercach waszych dzieje,

Nie spomnę tu będące powstań Bohatery,
Chwalić żywych za dumnym już, albo za szczery.
Ale z żałobą w sercach, przy tej dnia żałobie,
Spomnijmy aby o tych, co już leżą w grobie.

Puszecie! mój sąsiedzie, tyś w ciasnej przestroni
Trzech powiatów Litewskich śmiałej dobył broni —
Długo się łamiąc szczęsnie z szyki przeważnemi
Cny człowiek musiał skonać na bezczesnej ziemi.
I ty Joanno nasza! zgasła w wiosny kwiecie,
Krótko tu, szczytnie bawiąc, w lepszym żyjesz święcie
Choć cię szarpią potwarze, i zawiści oko,
Ożyj na czas w mym rymie — ja Ci prorokuję,
Że gdy my w grobach będziem spać długo, głęboko,
Przyjdzie wieszcz co poświęceń tych wielkość uczuje
I imię twoje rozbrzmi, świetnie i szeroko.

O! to samo dziś słońce co przed dwoma laty,
Krwawe zemsty nad Polską rozwiesza szkarłaty —
I młode silne dęby na lance porosły,
Chciwy siodła przy żłobie, rży źrebiec dorosły —
Dziewice nam na rany spowicia sposobią
Lub szyjąc chorągiewki na gody się zdobią;
Lgną do ziemi cna młodzież uszyma chciwemi
Łowi odgłosy ziemi pod stopy naszemi —
Wszystko takie jak było dziś przed dwoma laty,

Lecz dusze nasze inne — zbiegi sromne z kraju,
Ni myślim o powrotu ni śmierci rodzaju —
Niegdyś dłoń pracowała, dziś robią języki,
I zamiast godeł zemsty, śmieszne słychać krzyki.
Inni z larwą na twarzy, i w szatach godowych,
Tańcząc, mięszają śmiechy, do jęków grobowych!

Lecz nie wszystkim Kapua — przez Boga, są męże!
Co po bezsennych nocach ostrzyli oręże —
Ci choć umrzeć potrafią lub zaledz więzienie —
A żadne niestracone, za ludzkość cierpienie.
Przyszłość to nam pokaże, Bóg wielki rozstrzygnie,
Może się rzecz podobna z niepodobnych dźwignie.
Lecz śmierci godni ci są, co się śmiać odważą
Z ludzi, którzy się na śmierć za Ojczyznę ważą.

I my się ocknąć musim już pomiędzy tłumy —
Widzę oblicza pełne, i zgrozy i dumy —
O! Bracia kto dla Polski, świata, szczęścia żyje,
W kim jeszcze przebudzone, serce silnie bije,
Kto chce powitać żonę, kochankę, czy dziatki,
Wyrwać braci z min, zimnic, lub katowskiej jatki.
Ostrzem pisane w piersiach, odnowić sojusze,
Hańbę sprawy przegranej w ruskiej obmyć jusze —
Niechaj! wciąż niechaj!! lecz nie, o! jeszcze zawcześnie

Zamilczę: niech nie zdradzą mię za szczere pieśnie.
I tak myśl choć gorąca, z mej piersi się leje,
W lodzie słów stygnie, i dusz waszych nie rozgrzeje.
Lepiej strony potargam — innych chcę wawrzynów,
Bodaj już rzucić słowa a wrócić do czynów.

W Paryżu d. 14 marca 1833 r.
Hieronim Kajsiewicz.





ŚPIEWKA CHŁOPSKA.

Co się dzieje w Bożym w świecie
Bój się Boga, bój.
Ot marnieje polskie dziecię
Przez niewoli znój.

Nadaremno Marysieńka
Puszczasz oczek mróg,
W sercu ciemno bez okienka,
Bo je zabił wróg.

Dawaj prochu i naboju,
Śpiesz się dziewczę, śpiesz
Przy pomroku czas uboju —
Bierz czart serce, bierz.


Stój! mój miły — ja dam tobie
Lepiej wdzięki me —
Dobądź siły choć przy grobie
Porzuć myśli złe.

«Niech w miłości zapomnienie
Uśpi serca ból,
To w przyszłości odmłodnienie
Weźmie miejsce kul.

Szczędź naboju, szczędź na wroga,
Spędź nadzieją cień —
Przejdzie cierpień mara sroga,
Błyśnie polski dzień!»

Daj całusa, lubko moja!
Ty mi wracasz dech!
Silna miłość niechaj twoja
Mię ożywi, niech.

Może sami doczekamy
Jak poginie wróg —
Z dziateczkami zaśpiewamy:
Naszym królem Bóg!

E. K...





ŚPIEW BOJOWY.
(Nota: Cześć Polskiej ziemi cześć.)

Niech żyje Polski lud,
Piastów, Jagiełłów lud,
I Chrobrych tron.
Bracia! już stał się cud:
Wróg zniszczyć chciał nasz ród,
Na garstkę krocie wiód,
I znalazł zgon.

Precz wrogu, z Polski precz,
Bo nie służalców rzecz,
Lud wolny zmódz:
Ziemię coś wydrzeć chciał,
Kryją twych stosy ciał,
Bóg nam wybawcę dał:
Niech żyje Wódz.

Pędź Orle, postrach mieć
Za Bug, za Niemen leć,
Leć w Litwy gród;
Z pamięcią dawnych lat,
Uściśnie brata brat,
W zwycięscach pozna świat,
Polaków ród.


Niech nam to w duszy tkwi,
Ojczyzna woła krwi —
Przelejmy krew;
Kto Polak ramie zbrój,
Dziś z boju, znowu w bój,
Osładza krwawy znój.
Wolności śpiew.

Stefan Witwicki.





ŚPIEW DO ATAKU.

Już się trąby odezwały,
Do ataku dobosz bije,
Idźmy bracia w pole chwały,
Trupem nasz bagnet okryje.
Europa zadziwiona, patrzy na ciebie Polaku,
W tobie jej swobód obrona, do ataku, do ataku!

Dalej bracia dalej, dalej,
Naszą drogą, wolną ziemię,
Krwią tyranów, zalej zalej,
Wyniszcz ich służalców plemię.
Gdy wolności nie poznali, gardź teraz niemi Polaku,
Hejże bracia na Moskali, do ataku, do ataku!


Przez stós trupów idźmy razem,
Na mordy, rzezie i bitwy;
Torujmy drogę żelazem,
Do ukochanej nam Litwy,
A co krok to do niej bliżej, uwolń ją z więzów Polaku,
Dalej Orle wyżej, chyżej, do ataku, do ataku!

Ona twoich celów godna,
Wstała sama, sama silna,
Idźmy z bagnetem do Grodna,
A z Grodna pójdziem do Wilna.
A z Wilna z Orłem zwycięskim, poniesiesz bagnet Polaku,
By go utkwić pod Smoleńskiem, do ataku, do ataku!

O, gdy ująć w silne kleszcze,
Dumnych Carów dadzą Nieba,
To Galicję, Poznań jeszcze,
Krwią odkupić nam potrzeba —
W ten czas silny duchem, dłonią; pokręcisz wąsa Polaku,
Jeszcze z Orłem i Pogonią, do ataku, do ataku!

Wy Francuzi, Belgijczyki,
Dawnych despotów ofiary,

W nasze bohaterskie szyki,
Przynieście wolne sztandary.
Na zwycięskiej walcząc stopie, Francuzie, Belgu, Polaku.
Wróćcie wolność Europie, do ataku, do ataku!

Zbawić Polskę, zbawić ludy,
Ta myśl naszych dusz nie zdradzi,
Wszak nie są to żadne cudy,
Gdy honor nas prowadzi.
Europa zadziwiona, patrzy na ciebie Polaku,
W tobie jej swobód obrona, do ataku, do ataku!

Rajnold Suchodolski.





ŚPIEW
LEGJI LITEWSKO-RUSKIEJ.

Dalej Bracia, dalej żwawo,
Niech nam też świat krzyknie brawo,
Polak walczy nie dla zysku,
Chce wolności, nie ucisku.


Kto w złocie kładzie nadzieje,
Świat się cały z tego śmieje;
Niech mi sypią miliony,
Milszy mi kraj ulubiony.

Nigdy Moskal nie zwycięża,
Mocą dzielnego oręża;
Tylko zdrajców złoto wali,
Lecz ich u nas wywieszali.

A wy dońce, wy brodacze,
Nie wielkie to z was siepacze;
Skoro polska broń zabłyśnie,
Wnet o ziemię tysiąc ciśnie.

Wynagrodzą lackie syny,
Stracone ojców wawrzyny;
Niech się moskal z nas nie cieszy,
Poradzimy wielkiej rzeszy.

Paszkiewicze i Dybicze,
Dajcie pokój, tak wam życzę;
Wszak znacie wolności prawa,
W ich obronie Polak stawa.


My nie złotem ale mieczem,
Nieprzyjaciela wysieczem;
Wszak jeszcze od Króla Jana,
Polska z wielkich zwycięstw znana.

Próżna chwała, próżna mowa,
To nie czasy Suwarowa;
Już nie żyje Katarzyna,
Żartujemy z Konstantyna.

Polak serca odważnego,
Zwalczy Cara północnego;
Moskala się nie lękamy,
Więc wesoło i śpiewamy.


Bard nadwiślański z 1833 r.





ŚPIEW LITEWSKI.

Dosyć bracia w kacie siedzieć,
Nic nie słyszeć, nic nie wiedzieć,
Zaśpiewajmy — pożegnajmy — Jagiellonów gród.


Dalej Bracia krokiem śmiałym,
Łączmy pogoń z Orłem białym,
A przed niemi, z polskiej ziemi, pierzchnie podły wróg.

Śpiesz więc Gedymina plemię,
Oswobodzić przodków ziemię,
Bij rusina, poganina, bo nam sprzyja Bóg,

A za klęski nam zadane,
Przypomnijmy mu Oszmianę,
Biednych matek, drobnych dziatek, przelewaną krew.

Już mu Wisła nie hołduje,
Już mu Niemen grób gotuje,
Reszta zginie w bystrej Dźwinie, gdzie brzmi Litwy śpiew.

Niechaj gnuśny bruki zbija,
Cukry zjada, poncze spija,
Jemu wzgarda, nam stal twarda, i marsowy znój.

Żegnaj mi Litwinko miła,
Dla mnie wieniec lub mogiła,
Gdy nie wróci, nie zasmuci, narzeczony twój.


W imię Litwy odmłodnienia,
Hej ramię do ramienia;
W imię Boga, zwalczym wroga, odbierzem kraj swój.


Bard nadwiślański z 1833 r.





ŚPIEW NARODOWY 1792 ROKU.
(LA MARSEILLAISE PRZEZ ROUGET DE L’ISLE.)
Przekład zastosowany do 1863 r.

Ojczyzny prawi synowie,
Dziś oto dla nas dzień chwały!
Tyraństwa sztandar carowie
Wznieśli krwią zbroczony cały.
Słyszycie w kraju do koła,
Zwierzęce wycia żołnierzy!
Morderców naszej młodzieży,
Grabiących, niszczących sioła.
Do broni Polacy,
Formuj bataljony,
Marsz, marsz! naprzód,
Krew tyranów,
Zaleje zagony!


Czego niewolnicze hordy
I czego zdrajce żądają?
Komu niosą łup i mordy,
Komu kajdany wkładają?
Zgroza, hańba, każdy powie,
Wszak wiecie bracia rodacy!
Iż za to żeśmy Polacy,
Chcą nas ujarzmić carowie!
Do broni Polacy,
Formuj bataljony, etc.

Czyż nienawistne to plemię
Ma rządzić w naszej zagrodzie
Przedajne żołdactwa brzemię
Maż opór stawić swobodzie!
Mająż nas więzić jarzmami
Ręce okute w kajdany!
I tak spodlone tyrany
Mająż pozostać panami?
Do broni Polacy,
Formuj bataljony, etc.

O drżyj despoto zabójczy,
Co nam wydzierasz swobody!
Drżyj, dziś plan twój bratobójczy,
Odbierze karę nagrody!

Wszyscyśmy walczyć gotowi;
I chociaż młodzi padają,
Zaraz z ziemi wyrastają
Do boju rycerze nowi!
Do broni Polacy,
Formuj bataljony, etc.

Polacy, rycerze cnoty,
Nieście z oględnością razy,
Szczędząc ofiary ciemnoty
Z musu pełniące roskazy:
Tyranom zadając blizny,
Niech ręka będzie mścicieli,
Dla zdrajców, donosicieli,
Szarpiących łono ojczyzny! —
Do broni Polacy,
Formuj bataljony, etc.

Ojczyzny miłości święta
Wspieraj, wiedź ramię mścicieli —
O wolności nam odjęta,
Walcz pośród twych wielbicieli!
Niech swobód naszych zapały,
Na twój odgłos zwyciężają.
Niech wrogi ginąc uznają
Twe tryumfy, nasze chwały!

Do broni Polacy,
Formuj bataliony, etc.


(DLA DZIECI.)

Przyjdzie pora nam z kolei
Jak już nie stanie starszyzny.
Pójdziem torem ich nadziei
Drogą miłości Ojczyzny!
Pragnąc raczej życie skończyć,
Niż przeżyć cnotliwych czyny,
Cel naszej sławy jedyny,
Pomścić ich, lub się połączyć !
Do broni Polacy,
Formuj bataljony,
Marsz, marsz! naprzód,
Krew tyranów,
Zaleje zagony!

Książe Benedykt Iliński.





ŚPIEW O GENERALE DWERNICKIM.
(Nuta: Marszu Dąbrowskiego.)

Patrzcie co za dzielne roty,
Rączym pędem lecą,
Jak pełne męstwa, ochoty,
Pałaszami świecą.
Marsz, marsz! idźmy śmiało,
Na walecznych czele —
Wyjdziem cali, wyjdziem z chwalą
W świętem walcząc dziele.

Jeżą się w ręku dziryty,
Kołpaki migają,
A nad niemi białe kity,
W powietrzu pływają —
Marsz, marsz! idźmy etc.

U każdego twarz wesoła —
Brzmią pieśni bojowe,
Biegną gdzie ojczyzna wola,
Po zwycięstwa nowe!
Marsz, marsz! idźmy etc.


To Dwernicki z jazdą dzielną,
I szyki pieszemi,
Spieszy zyskać nieśmiertelną,
Sławę polskiej ziemi.
Marsz, marsz! idźmy etc.

Już pod Stoczkiem, Ryczywołem,
Dał się wrogom w znaki,
Rozproszywszy mężnem czołem,
Moskiewskie żołdaki.
Marsz, marsz! idźmy etc.

Stamtąd dalej chciwy boju
Cios im niesie krwawy,
Schodzi wroga wśród rozboju
I zbawia Puławy.
Marsz, marsz, idźmy etc.

Dalejże za Bugu brzegi,
Z dzielnym wodzem wiara,
Łączcie tam bratnie szeregi
Na zagładę cara.
Marsz, marsz, idźmy etc.

I tam się znajdą rycerze,
Krew w nich polska płynie,

Poniosą życie w ofierze;
Bo tem Polak słynie.
Marsz, marsz! idźmy śmiało,
Na walecznych czele,
Wyjdziem cali, wyjdziem z chwałą;
W świętem walcząc dziele.


Bard nadwiślański z 1831 r.






ŚPIEW POREWOLUCYJNY.
(Nota: Mazurka Dąbrowskiego.)

Już nadeszła chwila święta
Dzień zajaśniał błogi,
Wolny Polak skruszył pęta,
Pierzchły trwożne wrogi.
Więc bracia mili,
Będziem nócili,
Przy szczęku pałaszy,
Cześć ojczyźnie naszej!

Orzeł biały góra leci,
Z czarnych piór obrany,

Za nim spieszą polskie dzieci.
Bronić kraj kochany!
Więc bracia mili,
Będziem nócili,
Przy szczęku pałaszy,
Cześć ojczyzny naszej.

Choć nas obca moc gnębiła,
Byliśmy wolnymi,
Bo w każdego sercu żyła,
Miłość polskiej ziemi —
Więc bracia mili,
Będziem nócili,
Przy szczęku pałaszy,
Cześć ojczyzny naszej.

Nie ma zdrajców, nie ma szpiegów
Gwałtów i nadużyć,
Wolno śród bratnich szeregów,
Myśli swe wynurzyć.
Więc bracia mili,
Będziem nócili,
Przy szczęku pałaszy
Cześć ojczyźnie naszej.


Nie, nie będą już w więzieniu,
Jęczyć polskie syny,
Za to że śmieli w milczeniu,
Kochać kraj jedyny.
Więc bracia mili,
Będziem nócili,
Przy szczeku pałaszy,
Cześć ojczyzny naszej.

Łez nie wolno było ronić,
Nad Polski mogiłą,
Dziś ją możem wszyscy bronić
I sercem, i siłą.
Więc bracia mili,
Bodziem nócili,
Przy szczęku pałaszy
Cześć ojczyźnie naszej.


Bard nadwiślański z r.





ŚPIEW POWSTANIA POLSKIEGO.
(Na nótę Gilotyny.)

Do broni bracia! do broni!
To jest hasło — to nasz głos!
Orzeł Biały do Pogoni,
O Ojczyzny idzie los!

Do broni, bracia do broni!
Na czele nasz dzielny Wódz!
Czas wydobyć się już z toni
I ciemiężycieli zmódz!

Do broni, bracia, do broni,
Niech zdumiały słucha świat!
Oręż w naszej błyska dłoni!
Kto bez niego — ten nie brat!

Do broni bracia, do broni!
Każdy umysł męstwem zbrój!
Z narodnym znakiem na skroni,
Na rozkazy gotów stój.

Do broni bracia, do broni!
Tam gdzie Chrobry stawił słup,

Wrogów zmożem, nie nas oni,
I nie pójdziem na ich łup!

Do broni bracia, do broni!
Niechaj miecz zemsty, tych krew
W odmęt wód Bałtyku roni,
Co szli świętym prawom wbrew!

Do broni bracia, do broni!
Dobrą sprawę wesprze Bóg!
On nas swą tarczą zasłoni,
A przed tą pierzchnie nasz wróg!

Do broni bracia, do broni!
Niechaj ten głos w Carski gród,
Niechaj w uszy Króla dzwoni,
Że praw swych żąda nasz ród!

Do broni bracia, do broni!
To jest hasło — to nasz głos!
Orzeł biały — do Pogoni
O Ojczyzny idzie los!


Bard nadwiślański z 1832 r.





ŚPIEW REWOLUCYJNY.
(Nóta: Jeszcze Polska nie zginęła.)

Dalej Bracia do bułata,
Wszak nam dzisiaj tylko żyć;
Pokażemy że Sarmata,
Jeszcze wolnym umie być.

Długo spała Polska święta,
Długo Orzeł biały spał;
Lecz się zbudził — i pamięta,
Że on kiedyś wolność miał.

Śmiałem skrzydłem on poleci,
Przez szczęk mieczów, i kul grad;
Za nim! za nim! Polskie dzieci,
Tylko w zgodzie, za nim w ślad.

Będziem rąbać, będziem siekać,
Jak nam miły Bóg, i kraj;
Dalej Bracia! a nie zwlekać,
Z naszej Polski zrobim raj.


Już złodzieje i tyrany,
Na piekielny poszli brzeg;
I Moskalom zaprzedany,
Ziemię gryzie zdrajca szpieg.

W szlachetnej młodości żyle,
Staropolska płynie krew.
Ufność bracia w naszej sile,
A wolności wzrośnie krzew.

Wiwat Gwardja Honorowa,
Wojsko Polskie tobie cześć,
Bądź gotowe! bądź gotowa,
Za Ojczyznę życie nieść.

Dalej Bracia do bułata,
Wszak nam dzisiaj tylko żyć:
Pokażemy że Sarmata.
Jeszcze wolnym umie być.

Rajnold Suchodolski.





ŚPIEW WOŁYNIAKÓW.

Oto już pora dla nas Polaków,
Dać dzielną pomoc dla swych rodaków,
Siaki, taki na konika,
Byle pałasz, topór, pika,
Dalej na koń, dalej na koń, dalej na koń!

Wspomną Polacy na przodków stawę,
Stojąc w szeregu za dobrą sprawę,
Błysną z pochew stare kordy,
Co gromiły ruskie hordy,
Dalej na koń, dalej na koń, dalej na koń!

Uzbrójcie chłopców lube kochanki,
W męstwo, przykładem sławnej Spartanki,
W pomok Boga i oręża,
Wróci każdy z wieńcem męża,
Dalej na koń, dalej na koń, dalej na koń!

Rzucajmy żony, dziatki, zagrody,
Milsza Ojczyzna, milsze swobody,
Kmiecie, szlachta i wy pany,
Połączcie się w jedne stany.
Dalej na koń, dalej na koń, dalej na koń!


Zbrzydźmy już sobie zbytnią powolność,
Krzykniemy razem śmierć, albo wolność,
Czas się urzetelnić z długu,
Gdy już bracia w Uściługu,
Dalej na koń, dalej na koń, dalej na koń!

Na koń Podole, Kijów, Wołynie,
Niech sława nasza marnie nie ginie —
Za przykładem Warszawianów,
Wypędźmy z kraju tyranów.
Dalej na koń, dalej na koń, dalej na koń!

Bard nadwiślański 1831.






ŚPIEW
ŻOŁNIERKI NAD KOLEBKĄ DZIECIĘCIA.

Śpij moje dziecię, choć ojciec daleko,
Ty tego nie czujesz jeszcze,
Gdy on w obozach pod Boską opieką,
Niech się choć tobą napieszczę,
Śpij moje dziecię — ach! ciebie nie łudzą,
Sława, ni sroga wojenka;

Twojego ojca może kule zbudzą,
A ciebie matki piosenka;
Ojciec powróci,
I niosąc z pola zwycięstwo i chlubę,
Marsz Chłopickiego zanuci.

Śpij moje dziecię, bo tobie nic złego
Przyszłość ni przeszłość nie wskaże,
Chyba gdy spytasz o ojca twojego,
A ja ci na grób pokażę;
Śpij moje dziecię, lecz z czasem dorośnie,
Dziecko z kolebki do broni,
O wtedy synu choć kwiateczek w wiośnie,
Nikt cię od wojen nie schroni.
Ojciec powróci, I niosąc etc.

I inna matka wtedy cię powoła,
I inna uśpi piosenka,
I matka zmilczy, gdy Ojczyzna woła,
I spać ci nie da wojenka!
Ale tymczasem uśnij dziecię lube,
Może też ojciec powróci,
I niosąc z pola zwycięstwo i chlubę,
Marsz Chłopickiego zanuci.

Djonizy Minasowicz.





SPOTKANIE TOWARZYSZÓW BRONI.
(Nóta: Pamiętasz, mówił rotmistrz do żołnierza.)

Pamiętasz Bracie kiedyśmy z Warszawy,
Z odważnych garstką wygnali Moskali:
Bez krwi rozlewu, wieniec wiecznej sławy,
Synowie Lecha dla siebie zjednali?

Gdy Wódz Konstanty wybór pięknej młodzi,
Śpiesznie wywodzi z Lechitów granicy;
Każdy się cieszył. — Polska się odrodzi,
Pamiętasz pewnie ruch naszej stolicy?

Chlubna pamiątka do naszych zaszczytów,
Kiedy zebrana młódź z orężem w ręku,
Łamie warowne bramy Karmelitów,
A jęk nieszczęsnych ginie wśród szabl szczęku.

Widzisz te tłumy śród chlubnego szału,
Nie podłe zyski mające na celu;
Kruszące silne bramy Arsenału,
Wszakże tam byłeś luby przyjacielu?


Pamiętasz kiedy Dybicz z Zabałkanu,
Szturmem zdobywać chciał Przedmieście Pragi?
Przed czasem laury siał pod nogi Panu,
Nie znając mężnych Polaków odwagi?

Ale prowadząc szyki dzielni męże,
Śmiali się z próżnej najezdnika dumy:
W krwi wrogów polskie pływały oręże,
Ścieląc pod nogi najezdników tłumy.

Pamiętasz Bracie Tykocińską bitwę?
W ówczas Skrzynecki wiódł Polaków roty;
Podli najezdcy pierzchnęli na Litwę,
Widząc w Polakach niezachwiane cnoty.

Byłeś zapewne i pod Ostrołęką,
Gdzie Wódz dał piękne stałości przykłady?
Tam Bóg wszechmocny zasłaniał nas ręką,
O jak pamiętne naszych zwycięstw ślady!

Wszakże pamiętasz? — już zamilczę o tem,
Bo smutne dotąd są nasze koleje;
Kiedy już zdrajcy przekupieni złotem,
Drogiej Ojczyzny niszczyli nadzieje.


Próżno się Naród chciał wśród zguby bronić,
Gdy Krukowiecki zaufanie zdradza:
Na obcej ziemi będziemy łzy ronić.
Niechaj łza przeszłe pamiątki osładza.

Obcy wśród obcych, wygnańcy z Ojczyzny,
Za nim nadejdzie dla nas zmiana nowa,
Cieszmy się patrząc na rany i blizny,
Nucąc niekiedy «Ojczyzno bądź zdrowa.»

A skoro oręż z nad brzegów Sekwany,
Jak opiekuńczy Anioł się odsłoni;
Wtenczas znów zadrżą przed nami tyrany;
I pierzchną na głos: do broni! do broni!

Juljusz Wierzejski.





SPUŚCIZNA POLSKA.

Runął tron, padły orły, pogonie —
We krwi legły twej ojczyzny męże:
Korona z cierni wieńczy twe skronie,
W okół kajdany, mordu oręże.
Cóż ci zostało? — Ojczyzny mara?
— Wiara! —


Najmniejszy promyk szczęsnej przyszłości
Zagasł w niewoli najeźdźcy kata —
Na polach twoich gniją twe kości,
Nad niemi podłość, rozpusta wzlata!
Co z cię wypędza zwątpień zawieje?
— Nadzieja! —

Na każdym kroku szydercze wrogi
Śledzą twych uczuć serca i ducha
I drą się nawet po za twe progi,
Czy ich nienawiść tam nie podsłucha —
Co im ty dajesz za tę zażyłość?
— Miłość! —

Wiara, nadzieja, miłość bliźniego,
To twa spuścizna, o polski bracie —
Nią zwalcz znęcania wroga podłego,
Nią rządź się w kraju, w polu i w chacie.
Przez onej siłę da Bóg ci męstwo,
— Zwycięstwo! —

Ucz się jej drogą pracować szczerze
Nad sobą, swymi, choć w czoła pocie;
Rządź się w miłości, nadziei, wierze,
Wzmacniaj w cierpieniu, wytrwania cnocie.
Wszechmocny wróci, gojąc twą bliznę,
— Ojczyznę! —


Bo w cierpień drodze Pan ci przeznaczył
Już na tej ziemi wysoką rolę?
Oświaty ducha przyszłość dać raczył,
Świętej wolności przez twą niewolę.
I błyśnie promień twojej wielkości —
— W ludzkości! —

Niech materjalizm, grzech i niewiara
Hulają dzisiaj po Bożym święcie —
Przyjdzie czas, kiedy występku mara
Nieszczęsnych wrogów srogo przygniecie
Wonczas ty ludy z hańby wyłonisz —
— Obronisz! —

Nie siłą miecza, lecz siłą ducha
Stanie twe znamię na wodzy ludu —
Świat dążeń twoich kornie usłucha
I dozna przez cię zbawienia cudu.
Z łona twojego tryśnie promienie:
— Zbawienie! —

I ci co przedtem ciebie gnębili,
Co podeptali twe święte prawa,
Czołem pokornie będą ci bili,
Będą’ć wołali: sława ci, sława!
Uzna spodlona, znękana dusza
— Chrystusa! —


O ludu polski! przy tej spuściznie
Wielkiś ty, wielki mimo kajdany!
Bądź więc strażnikiem polskiej ojczyźnie,
Nie wchodź w sojusze z twemi tyrany.
Ty ponad ludzkość tu wsławisz siebie —
— I w niebie! —

E. K...





STRAŻ NAD WISŁĄ.

O Wisło, wód twych bieg
Trójsieczny gnębi miecz,
Wróg zaległ wszystek brzeg,
By fale cofnąć wstecz.

Zieloną brzegów skroń
Morderczy kala ptak,
By zatrzeć czystą woń
Rozpuszcza sępy w szlak.

«Ludu polskiego dzban
Wytrącę z Wisły fal!»
Wykrzyknął sępów Pan,
Mord niosąc w szerz i w dal.


Miecz w łonie ludu tkwi:
Boże! czyż zgnieść nas dasz?
Nie! Oto z rzeki krwi
Wstaje nad Wisłą straż!

I strachem zadrżał wróg:
Podwaja mnogość strzał;
Lecz próżny chytry szał,
Bo strażą Wisły — Bóg!

Z ranną wiślaną mgłą
Wzlata nad brzegiem jej
Cień drogiej matki tej,
Do której serca tchną —

I błogosławi lud:
Ludu, co czucie masz,
Zbierz u ojczystych wód,
Nad Wisłą postaw straż!

Za matki cieniem w ślad
Rycerze wstają z mgły
Synu, nie odstąp ty
Wód, co krwią zbarwił dziad?


Za nami laury mkną;
Splotła je dziejów dłoń —
Synu! skrop laury łzą
I brzegów Wisły broń!

Na głos ten stawa lud —
Boże, ty lud ten znasz,
Ojczystych bronić wód,
Nad Wisłą pełnić straż.

Nie wstrzyma wód jej wróg,
Bo lud, to twarda stal;
A lud ten, dzieje, Bóg
To straż wiślanych fal.

O wy, co sępi szpon
Topicie w Polski twarz
Zadrżyjcie — ze wszech stron
Nad Wisłą czuwa straż!

Ojczyzny polskiej łódź
Prowadź nam Boże nasz,
Ku niej nam serca zwróć,
A wzmocnim Wisły straż


Silniej lud gnębi nasz,
W postrachu dziki wróg;
Lecz przetrwa Wisły straż,
Bo nad nią czuwa Bóg.


Toruń, w Lipcu 1872 roku.

A. N. Szczutowski.





STRÓJ POLSKI.

Polskie nosili odzienie,
Sławniejsze od nas naddziady.
Czemuż proszę uniżenie,
Nie wstępujemy w ich ślady?

Nasz Stefan Batory wielki,
Gromiąc Moskiewskie Bojary,
Nie używał kamizelki,
Lecz kontusza, i czamary.

W żupany znowu, w żupany,
Przebieraj się cny Polaku,
Ten co gromił Bisurmany,
Nie wjeżdżał do Wiednia w fraku.


W kontusze bracia, w kuntusze!
Bo chcąc być dobrym Polakiem
Nie dosyć mieć Polską duszę,
Potrzeba się rozstać z frakiem.

Odtąd wdziejmy nasz strój własny,
Jak obrońca Wiednia Król Jan,
Nie szeroki frak lub ciasny,
Lecz na wyloty kontusz, żupan.

Wyście temu Panie winne,
Żeście fraczki pokochali,
Okażcie swe chęci inne,
My się będziem przebierali.

Wy dzieciom waszym Sarmatki,
Zachwalajcie strój Polaka;
Ci przejmą radę od matki,
I powezmą wstręt do fraka.


Bard nadwiślański z 1862 r.





SZUM SENLIWY.

Od Warszawy, Kijowa i Wilna.
Od nasiąkłych krwią ofiarną pól,
Szum senliwy, nuta namogilna,
Wieje — kojąc wielki w sercach ból.

W tęsknej, nikłej, rozwiewnej tej nucie —
Duchy kwilą coś ku braci swej —
Trzej Zygmunci! Mielęcki! Narbucie!
Wy śród wieszczych prowadzicie rej.

Krew ofiarna za wieki tu płaci,
Żywi Znicza ojczystego żar:
Młodziankowie, polegli za braci,
Śnijcież błogo w chorowodach mar! —

Mogił Polsce przybyło, och! tyle —
To przybędzie i bez liku dum;
Jak z chryzalid tworzą się motyle,
W pieśń przetwarza się senliwy szum.

Nie na długo nam bracia! niewola:
Wbrew sybirskim zsyłkom, kuźniom wbrew,
Bujniej oto zielenią się pola —
Na urodzaj im ofiarna krew.


Bracia! Polska jak była tak będzie;
Rychło w górę weźmie polot swój:
Wieszczów pieśni — nie pieśni łabędzie —
Bój Bosaka — nie ostatni bój! —

Patrzcie! nowi natchnieni gęślarze
Budzą zapał ów — minionych lat —
Pułkowodzcy grzmią nowi — Hej carze!
Grzmią — i chwałą napełniają świat!

Wolny Naród swych mogił tam szuka
Bezimiennych, upowitych w cierń —
Sławi pamięć Lelewela, Kruka —
W ślad za nimi carską płosząc czerń. —

Od Warszawy, Kijowa i Wilna,
Tam od borów, stepów, śnieżnych gór,
Szum senliwy, nuta namogilna,
Już się zlewa w żywych głosów chór.

Bohdan Zaleski.





TANIEC POLSKI.
(z 1845 r.)

Taniec ojców to odwieczny
I swobodny i wspaniały
Jak serce Polek stateczny
Jak mąż w zbroi okazały.

Bo to w każdym jego kroku
Czcić niewiastę mężom sława,
Serce w oku, kord przy boku —
Nie zacięży i buława.

Nie ubliży i koronie
Rycerskiemu miły człeku
I piękności i matronie
I każdemu przystał wieku.

Kto z Moskalem w tany wchodzi
I na sejmie jak mąż stawa,
Temu się swoboda godzi
I przystała ta zabawa.


Taniec według obyczaju
Jest naszych dziejów obrazem,
Bo co świeci w życiu kraju,
To się tutaj zbiegło razem.

Jaki zwyczaj, jakie prawa,
Jakie serce w łonie bije
Jakie dzieje, jaka sprawa
Taki duch w tym tańcu żyje.

I z tym tańcem co my przodem
Posunęli wielkim chodem,
Idą w dziejach i na gody
Wślad wasz wszystkie dziś narody.

I gdzie tylko czczą swobodę
I powagę cenią w kraju
Cnoty niewiast i urodę —
Taniec polski jest w zwyczaju!






TO MY!

Zgasły dla nas nadziei promienie!
Zanim zorza zaświeci nam blada
Stańmy jako upiorów gromada,
We krwi wrogów nasyćmy pragnienie.

Wzgardźmy życiem tem marnie pędzonem,
Nam pioruny niech grają i gromy,
A na niebie od łuny czerwonem
Anioł śmierci przeleci widomy.

Cóż my winni że kochać nie możem?
Gdy się wszystko tak płaszczy i karli,
My dla ziemskich roskoszy umarli,
Żyjmy zemstą i święćmy ją nożem.

Albo lepiej precz z bronią, nożami,
Bo z nas każden nożowi zazdrości.
My pragniemy, własnemi zębami,
Szarpać ciało i kąsać do kości.

Czas już skargi i żale porzucić,
Bo wstyd czoła już od nich nam pali;

Czyż nie lepiej się zemstą rozjuczyć
W krwi niemieckiej, i ścierwach moskali

W noc spokojna, do domów wpadniemy
Gdzie szczęśliwi cichemi śpią snami.
Naszą pieśnią ich spokój skłóciemy:
Niech się zerwą, niech idą za nami.

Więc gdy zgasły nadziei promienie
Zanim zorza zaświeci nam blada,
Stańmy jako upiorów gromada
We krwi wrogów nasyćmy pragnienie.






TRZECI MAJ.

Nie nawidzę was próżniaki,
Których szczęściem fałsz i plotka,
Stronię od was między krzaki
Gdzie mnie bawi luba zwrotka:
Otóż maj; śliczny maj,
Zieleni się błoń i gaj!


Bracie pójdź ze mną do lasku
Ucieszyć się dniem pogodnym,
I opodal od miast wrzasku,
Zaśpiewajmy głosem zgodnym;
Piękny maj, miły maj,
Zieleni się w błoniu gaj!

Wolność wsparta na oświacie,
I równość w obliczu prawa,
Tak nam rokowała bracie,
Trzeciego maja ustawa;
Lecz gdzie gwałt, tam aj, aj!
Nie wesoły nawet maj.

Ach jak srodze z tym obrazem
Maja boleść się podwaja!
Pójdź, będziemy płakać razem,
Czytając ustawę maja —
Biedny kraj, nędzny kraj,
Gdzie jest zbrodnią wspomnieć maj.

Przyjacielu folguj duszy,
Rozpądź z czoła smutku chmury,
Niech cię błogi urok wzruszy,
Pięknej wiosny i natury;

Otóż maj, otóż maj,
Przybrał mile w kwiaty gaj.

Uściśnij mnie przyjacielu,
Maj nam hasłem, wodzem cnota,
Niech nas naśladuje wielu,
A jeszcze zadrży despota!
Wtenczas kraj, sławny kraj,
Znowu będzie święcił maj.

Kto Ojczyznę lubą traci,
I swobody i nadzieje,
Kto patrzy na łzy swych braci,
Temu się wiosna nie śmieje;
Biedny kraj, biedny kraj,
Gdzie jest grzechem wspomnieć maj.

I ja płaczę po tej stracie,
W nędzy wlokę życie całe;
Lecz cię chcę pocieszyć bracie,
Wspomnieniem na przeszłą chwałę;
Gdy ten kraj, sławny kraj,
Święcił kiedyś trzeci maj.

A więc precz łzy z mej powieki,
I ty bracie rozjaśń lice;

Możemyż cierpieć na wieki,
Mając serca i prawice.
A więc kraj, szczęsny kraj,
Znowu będzie witał maj.

Wszystko się poi roskoszą,
Polak nadziei nie traci;
Już moskali z granic płoszą,
Bracia uścisną swych braci!
A więc kraj, sławny kraj,
Uczuł w sercach błogi maj.

Zagra marsza od północy,
Oddaj zuchwalcze Podole!
Błyśnie silnie iskrą w oczy,
Gdzie są siedziby bawole;
Ten to kraj, jest nasz kraj,
Tak opiewa trzeci maj.

A stamtąd w odwrót krainy,
Od rzeki Dniepru i Sali,
Znajdą się prawdziwe syny,
Którzy już nad grobem stali;
Ten to kraj, jest nasz kraj,
W nim nie znano co jest maj.


Wnet Polak zakręci wąsa,
I przywdzieje kontusz suty,
Na moskala się rozdąsa
I ciasne mu skroi buty —
Moskal aj, Polak maj,
Oddaj smoku — to nasz kraj.

Wtenczas brat krzyknie na brata:
Te niwy bory i lasy,
Odzyskana nasza strata,
Wiwat staropolskie czasy!
Wiwat kraj, mężny kraj,
Wiwat błogi trzeci maj!

Gdy więc spełnione te chęci,
Nic nam nie zbywa w tej dobie,
Jak maj zachować w pamięci,
I ręce podawać sobie:
Więc ten kraj, luby kraj,
Uczuł w sercach błogi maj.

Wytrwałości, prawych godło!
Daj Polakom wyżyć w biedzie
Bo co się dziś nie powiodło
Może się jutro powiedzie.

Boże daj, Boże daj,
By zabłysnął taki maj.

Witaj Ojczyzno stroskana,
Ulecz balsamem twe blizny;
Niech żyje wolność kochana!
Żyjcie synowie Ojczyzny!
Wiwat kraj, mężny kraj,
Wiwat polski trzeci maj!

Polakom pamiątka luba,
Choć tę pamięć żal podwaja;
Bo w nim nadzieja i chluba,
Rocznica trzeciego maja.
Boże daj, Boże daj,
By się spełnił taki maj!


Bard nadwiślański 1832.





TRZECI MAJ NOWY.
(Nota trzeciego Maja.)

Pamiętasz bracie kochany,
Gdyśmy zawsze w dni wiosnowe,
Wychodzili na Bielany,
Obchodzić święto Majowe.
Nucąc, wraz Boże daj,
By nam lepszy nadszedł Maj.

Ci którzy nam więzy dali,
Znosząc Majową ustawę,
Jeszcze srodzy zabraniali,
Święcić drogą Ojców sławę.
Smutno żyć, smutno żyć,
Gdy się trzeba z sercem kryć.

Kto wspomniał Polskę kochaną,
Jęczyć musiał długą chwilę —
Weselić się nam kazano,
Na matki naszej mogile.
Kraju nasz, kraju nasz,
Takąż to ty wolność masz? —


Wszak nasza czapka czerwona,
Wąs, czamara z pasem drogim,
Naszego rodu znamiona,
Znikły przed ukazem srogim,
Wrogu stój, wrogu stój,
Chcesz że wydrzeć nam i strój? —

Gdy tak dręczyli tyrany,
Pamiętasz kochany bracie?
Chodziliśmy na Bielany,
Płakać po wolności stracie —
Nucąc wraz, Boże daj,
By nam lepszy nadszedł Maj.

Lecz w nas męstwo nie upada,
Każdy ramię wzniósł gotowe,
I jedna noc Listopada,
Wróciła nam dni Majowe.
Przyszedł czas, przyszedł czas,
Który z kajdan rozkuł nas.

Nasza młodzież niezwalczona —
Zadrżeli przed nią wrogowie,
I znowu czapka czerwona,
Zabłysła na wolnych głowie.

Polski wąs, Polski strój,
Głoś że wrogu zakaz twój.

A więc bracie mój kochany,
Gdy nadejdą dni wiosnowe,
Znów pójdziemy na Bielany,
Obchodzić święto Majowe.
Nucąc wraz, Boże daj,
By kwitł wiecznie taki Maj.


Bard nadwiślański 1832.





TRZECI MAJ LITWINA.

Witaj majowa jutrzenko,
Świeć naszej polskiej krainie,
Uczcimy ciebie piosenką,
Przy hulance i przy winie.
Witaj Maj, piękny Maj,
U Polaków błogi kraj.

Nierząd braci naszych cisnął,
Gnuśność w ręku króla spała,

A w tem trzeci maj zabłysnął,
I nasza Polska powstała.
Wiwat Maj, piękny Maj,
Wiwat wielki Kołłątaj.

Ale chytrości godzina,
Młot swój na nas gotowała,
Z piekła rodem Katarzyna,
Moskalami kraj zalała.
Chociaż kwitnął piękny Maj,
Rozszarpano biedny kraj.

Wtenczas Polak z łzą na oku,
Smutkiem powlekł blade lice,
I trzeciego Maja w roku,
Wspominał lubą rocznicą.
Wzdychał ciągle, Boże daj,
By zabłysnął trzeci Maj.

Na ustroniu jest ruina,
W której Polak pamięć chował,
Tam za czasów Konstantyna,
Szpieg na nasze łzy czatował —
I gdy nadszedł trzeci Maj,
Łańcuchami brzęczał kraj.


W piersiach rozpacz uwięziona,
W Listopadzie wstrząsła serce,
Wstaje Polska z grobów łona,
Pierzchają dumni morderce!
Błysnął znowu trzeci Maj,
I już wolny błogi kraj.

Próżno, próżno Mikołaju,
Z paszcz ognistych w piersi godzisz,
Próżno rząd wolnego kraju,
Nową przysięgą uwodzisz —
To nasz śpiew, witaj Maj,
Niech przepadnie Mikołaj.

O zorzo trzeciego Maja!
My z twojemi promieniami,
Przez armaty Mikołaja,
Idziem w Litwę z bagnetami —
Wrogu precz! witaj Maj!
Polski i Litewski kraj.


Bard nadwiślański z 1832 roku.





TUŁACZ.

Nad górami księżyc świeci
Po dolinach mgła
Za te góry myśl ma leci
Za nią płynie łza.

Jak ten krzyż tam pochylony,
Jak ten ciemny bór,
Tam rodzinne moje strony
Za tych pasmem gór.

Minie smutek, minie wiosna,
Ale kwiaty jej
Nie tak poschną, nie tak rosną
Jak na ziemi mej.

Nie tak księżyc, słońce świeci,
Inna wody mgła —
Więc za góry myśl ma leci
Kędy ziemia ma!






UMARŁA?!

Więc Jej nie ma? Umarła? — Wszak głośno
Mówią dzisiaj, że nie ma już Naszej! —
I tak mało ta wieść nam żałosną?
I tak mało wieść taka nas straszy? —
«Nie masz Polski» — wieść krąży tej treści —
I tak mało na twarzach boleści?!

«Nie ma Naszej już! —» Zdawna szept skryty
Snuł złowrogą tę wieść sercem drobnem;
Lecz dziś staje przed nami odkryty
Duch nicości z orędziem żałobnem:
Jako Polska już wizją jest marną,
A kraina ta grzędą smętarną — —

Och, czy wiecie, że trup to nie z ciała,
Tryumf śmierci nie w ciasnym piszczelu,
Do dziś mówią wręcz, że zamarła biała
Dusza Polski z starego Wawelu.
Och, czy wiecie, że według tej wieści
Anioł wiary zmarł naszej i cześci! —

Trzebaż śmierć tę co rychlej wydzwonić:
«Niech wie naród i niech się ocala —

Gdy już trudno się zguby uchronić,
Ja do Niemca idę — ty Moskala —
Lepszy Niemiec niż Polak — przeszłości,
Lepsza Moskwa niż Polska — w nicości! — »

Więc umarła mówicie, umarła
Matka Chrobrych, Zygmuntów, Zamojskich?
Gdy o swojskie się serca oparła,
Snać znalazła swój grób w sercach swojskich
Ona, w błękit nosząca je chluby,
Dziś znalazła w nich czeluść swej zguby!

Dopełniliśmy miary klęsk i sromu,
Kielich nędzy wypiliśmy do dna!
Bo co uszło obcego pogromu,
To niewiara i trwoga niegodna
W nas zabija — hańby naszej pełnia! —
Rozbiór Polski w nas samych się spełnia.

A to w chwili, gdy w słońcu prawd wiecznych
Świadomości nam owoc dojrzewa,
W pieśniach ludu naszego serdecznych
Gdy się polski ideał rozbrzmiewa,
Gdy piastowska ta rzecz-pospolita
Już-już prawie za serce lud chwyta —


A to w chwili, gdy właśnie zasiada
Brat nasz dawny do Polski znów stołów:
Ten nasz Szląsk, co jak polska Armada,
W paszczę wrogich stracony żywiołów —
Dziś, po wiekach, nad germańskie tonie
Stare orły wynurza, pogonie!

O zaprawdę — to pośpiech bolesny:
Spychać Polskę w krainę dziś cieni!
O zaprawdę — trud taki przedwczesny
Wasz — Polacy dla Polski straceni —
To nie Ona — wy dla Niej umarli!
Wy nad sobą całun rozpostarli!

Nasza aria z pod lip czarnoleskich,
Nasza dumna kochanka Rejtanów
I piastunka pokoleń królewskich,
Mogłaż zstąpić w noc wieczną kurhanów —
Bez serdecznych łez naszych? protestu?
Mogłaż odejść nas tak — bez szelestu!?

Gdy się spiże rozjęczą wawelskie,
żałość głosząc i trwogę okrutną,
Gdy co ziemskie wszystko i anielskie
Twarz zakryje strwożoną i smutną,

Gdy się słyszeć da zgrzyt w osiach globu,
To uwierzym: Polska chce do grobu. —

Lecz nie straszy nas wrzawa złowroga,
Bez popłochu nas minie i bolu;
Wszak krzyk gęsi to tylko przestroga,
Że się skrada wróg do Kapitolu —
Powiadacie: «Straszno — noc głęboka — »
A więc: baczność! karabin do oka!

Choć wróg blisko, niech serc nie odbiega
Złota wiara i czujność bez końca!
Gdy ćma nocy widokrąg zalega,
Czyliż znak to, że nie ma już słońca?
Wszakże ono w porę nietoperzy
Czerpie dla nas światła zasób świeży!

Czy sądzicie, że gwiazdę narodu
Strącić można z dziejowych błękitów?
Chociaż zniknie na kresach zachodu,
Zejdzie ona w stronie swoich świtów!
Czasem w krocie wieków znów się zjawi
Jak kometa zły — i świat zakrwawi!

Nasze słońce jest z słońc nieśmiertelnych!
A wschód jego jest w stronie Racławic!

Wschód, co miljon serc przebudzi dzielnych,
Co żylastych miljon wskrzesi prawic,
Jasne kosy ich zamieni w głownie
I powiedzie na dziejów widownię! —

Ci, co z bogi się godzą obcemi,
Niech nad sobą lechicki miecz skruszą;
Lecz miljony są takich w tej ziemi,
Którzy w Polsce swej żyć jeszcze muszą,
Bo Ją dotąd kochali napróżno —
Bo ta Polska jest miłość im dłużną!

Te miljony zgłoszą się z protestem
Przeciw wam — gdy nadejdzie godzina,
Że w ich sercu Polska powie: «Jestem,
U miłego otóż jestem syna,
Który nie wie co moje uściski —
Ach, bo wzięto go matce z kołyski!»

Zadrżą wtedy moce Polsce wrogie,
Gdy te syny nad ciałem Jej skrzepłem
Staną smętne, i życie to drogie
W Niej rostętnią swych własnych serc ciepłem
W was, Lechici, niech Polska już stygnie,
Bo jest ktoś, co ją mimo was dźwignie!


Lud; — co białych kołaczów swych wonnych
Z nadwołżańskich nie zbiera ugorów,
Ni swych piosnek, do serca tak skłonnych,
Czerpie z szumu Teutoburgskich borów —
Który «kwiaty swych uczuć i głowy»
Dla swej tylko ma jasnej królowej!

Lud — co trafia na ślad zmierzchłej chwały
Sercem żywem — któremu z smętarnych
Urn wciąż śpiewa duch Dziewicy białej,
Wandy duch śpiewa, z tych wyżyn ofiarnych:
«Raczej w nurtach Wisły szukaj zguby,
Niż z Moskalem lub Niemcem wchodź w śluby!» —

Polska ludu jest tem widmem białem —
Bez teutońskiej skazy, bez moskiewskiej!
W słowie swojem udzielna wspaniałem,
W swej buławie udzielna królewskiej,
Horodelskich i Lubelskich cudów
Jaśniejąca wdziękiem, siostra ludów!

Co rzetelne, co dobre, szlachetne,
W świecie bożym ostoi się samo;
A sztandary Twoje Polsko! świetne,
Żadną przecie nie okryte plamą —

Pod Chocimy, Wiednie niosły krzyże
Twych gryfowych hufców skrzydła hyże!

Bo twa prawda jest prawda serdeczną, —
Runą ziemskich potęg majestaty,
A Ty będziesz przez miłość swą — wieczną!
Ciebie anioł oszczędzi zatraty,
Co przewrotność z bytu wydziedzicza,
I nie zdmuchnie on — nie! Twego znicza.

Czy Jej nie ma?! — O nie, nie zginęła,
Ni się w obcej istności rozpłynie
Lubelskiego ta Mistrzyni dzieła! —
Nasze Credo to — nie chybi w czynie,
Gdy się zorza znów nasza zapali,
Gdy je po nas wygłosi dźwięk stali.

Lwów, w październiku 1871.
Bronisław Komorowski.





WERBEL OBOZOWY.

Hej fajfry, tambory!
Na pola, nabory!
Niech werbel zakipi jak wrzątek —
Gdy duch się pobudzi.
Aż w krwi się ostudzi
Serc naszych, serc polskich pamiątek.

Hej fajfry, tambory!
Na pola na bory!
Z narodem, z narodem, z narodem!
Kto sercem ochoczy,
Niech przodem wyskoczy,
A pójdziem za jego przewodem.

Hej fajfry, tambory!
Na pola, na bory —
Niech bagnet jak piorun się wije:
Sztandary rozwinąć
I pobić lub zginąć —
A matka ojczyzna niech żyje!






WEZWANIE.
(z 1831 r.)

Czas do boju, czas —
Sława wzywa nas!
My w pokoju gnuśniejemy
Nadzieje swobód tracimy —
Czas do boju czas,
Sława wzywa nas!

Bierz pancerz i kord
Idź na rzeź i mord;
Ojczyzna z grobu powstaje,
Krwawą rękę nam podaje
I woła do nas:
Czas mi powstać, czas!

I jedność rozrywa
Tych więzów ogniwa —
Zadrżyjcie ciemiężyciele,
Powstaną ludów mściciele —
Każdy bracia z nas
Ma do zemsty czas!






WIARA I NADZIEJA WOLNEGO.
I.

Prostą drogą ciągle śmiało
Bez obawy bież!
Mów, co serce ci kazało,
I w swe serce wierz.

Bo w sumieniu prawda gości,
W rozumie jej moc!
Trudno wysnuć nić z nicości
Albo ze dnia noc.

Co nad rozum nasz przechodzi,
Nie jest zdolnem być.
Już się z cudu coś nie rodzi —
Wszystko ma swą nić.

Ma początek, ma i koniec
Tylko jeden Bóg,
Bóg, natura — wieczny goniec,
Rodu, śmierci wróg.


Prostą drogą ciągle, śmiało
Bez obawy bież!
Mów, co serce ci kazało
I w swe serce wierz.

Będą krzyki, będą wrzaski,
Będzie gminny huk!
Stracisz względy, stracisz łaski;
Prawie każdy wróg.

Lecz cierpliwość — W wytrwałości
Tryumf, walki łup!
Patrz! czy widzisz? — duch nicości,
To przesądu trup!

Patrz! tam baśnie, brednie, kręty,
Z sofizmackich stron!
Jak się walą w otchłań męty!
To ich śmierci skon. —

A tam — widzisz? — prawdy żyją
W nieśmiertelny wiek!
I, jak słońce, światłem biją
W niestrzymany bieg.


Czy znasz ewangelje Rusa,
I równości świat?
Znasz prawdę w słowach Chrystusa:
Każdy człowiek brat.

Próżno bagnet ją krępował,
Próżno biła broń!
Każdy prawdę sercem chował —
Czarowna jej woń!

Prostą drogą ciągle, śmiało,
Bez obawy bież!
Mów, co serce ci kazało,
I w swe serce wierz.

Bo gdy złych Judaszów widzisz,
I zechcesz ich kryć;
Z nauki Chrystusa szydzisz,
Nie chcesz prawdy wić.


II.

Niegdyś ludzki ród dzielono
Na tysiące trzód;
W króla i pana wierzono
Jako w wyższy ród.


Dziś niby prysły bałwany,
Nie czaruje błysk;
Lecz, niestety! są tyrany,
Ciągną z ludu zysk.

Hejże, dalej, precz ciemięscy!
Królem — wolny lud!
Precz człowieka praw zwycięscy!
Równym — ludzki ród.

Wierzę w to, co mówi serce,
Co pojmuję sam.
W tajemnice źli, szydercę,
Każą wierzyć nam.

Kto przeciw światu i sobie
Żyje byle żył;
Gnuśnik, za życia on w grobie
Łoże sobie zwił.

Kto powiada: że nam trony
Nadał wieczny Bóg —
Ten i głupiec i szalony
I na Boga wróg.


Człowiek nie stworzon na męki,
By w kłopotach żył;
Ale by z własnej piosenki
Piosnkę światu wił.

Bóg nam nadał szczęścia ziemię
Nie piekielny krąg!
Ludzie! zrzuć ciążące brzemię,
Zrzuć kajdany z rąk.

Niech przepadną zgniłe kory
I przesądu rój!
Licząc ich życia wieczory,
Czekam na świat mój.

Czekam długo, strasznie długo!
W więzach ludzki ród!
Oh! niedługo będę sługą —
Widzę piękny wschód.

Widzę! witaj mi równości,
Z tobą nowy świat!
Obywatelska śmiałości,
Z tobą królów mat.


Dax, dnia 6 Lutego 1854 r.

Leopold Turowski.





WIERSZ
(drukowany w czasie stanu oblężenia w Warszawie 1861. r.)

Niechaj głoszą dzieje,
Męstwo Rosyanów
Niech się szczęście zleje
Na moskiewskich Panów —
Niech się w górę wznosi
Mikołaja sława,
Niechaj każdy głosi
Petersburskie prawa —

Dzielność polskiej broni
Niechaj zginie w toni —
Na Polski wskrzeszenie
Niech spadnie zniszczenie!
Rząd polski, korona
Niechaj wkrótce skona;
Walki dotąd znane
Niech będą wyśmiane!


(Dla zrozumienia prawdziwej treści należy czytać wiersz
1 i 9, 2 i 10, 3 i 13 — i t. d.)




WYPRAWA Z WARSZAWY.
«Pędź latawcze wiatronogi!»
Parys.

«Nie spisaliż my się dzielnie?
Już zamknięte miasto szczelnie:
Niechże teraz kto się waży
Przejść przez łańcuch naszej straży!»

Radzi z siebie sztabs-szefowie,
Policmajstry, margrabiowie —
Nuż jak rybki w cichym stawie
Łowić rybki po Warszawie!

Ale rybkom duszno w matni:
Wre za miastem werbel bratni,
Leci ku nim, wabi, nęci —
Gdybyż wiedzieć co się święci!

Więc cichaczem rada w radę:
«Ja się przedrę» — «ja pojadę» —
Aż tych, co im wyjść się chciało,
Przeszło sześćset się zebrało.


Uzbrojeni w co kto może,
W pistolety, szable, noże,
Zaułkami, chyłkiem, rakiem,
A sza! cicho — jak siał makiem.

«Wiwat! wiwat! za rogatką!
Byle dalej szło tak gładko,
To niech Moskal zdrów się dąsa
Niech się wścieka, w pięty kąsa!»

Głuchy turkot z dala dudni
Jakby z kuźni, albo studni —
Wzbił się górą dym białawy,
«Ha! to pociąg od Warszawy!

«A gdyby im też mospanie
Spłatać figla na rozstanie?
Niech moskiewskie znają duchy,
Co to młodzież, co to zuchy!»

Tak ktoś szepnie budnikowi,
Gdy miał sygnał dać trenowi,
A domyślnej mądrej głowie
Dość na migu, albo słowie.


Coraz bliżej potwór z pyska
Parą bucha, ślepiem błyska,
Długi ogon jakby żmija
Na zakrętach gnie i zwija.

Niby ogier rżnie z kopyta,
W dzikie nozdrza wiatry chwyta,
Aż mu nagle naprost drogi
Błyśnie w oczy sygnał trwogi!

Gwizd się rozległ jak syk węża,
Potwór pędy zwalnia, zwęża,
Skrzypią szyny — jak rażony
Wrył się pociąg. Nuż w wagony!

Nikt o klasę tam nie pyta,
I biletów nikt nie czyta;
Osłupiałe konduktory,
Złudnej trwogi klną pozory.

Mniejsza o to, że w natłoku
Stanie komu kolka w boku,
Trudno myśleć o wygodzie,
Gdy człek marzy o swobodzie!


Gwizdnie znowu, buchnie para,
Stęknie w miejscu, drgnie poczwara,
I znów dalej rżnie z kopyta,
W dzikie nozdrza wiatry chwyta —

Nim Moskale się ocknęli,
Już im zuchy w mgle zniknęli —
Gońcież teraz wiatr po świecie!
A zamknięte miasto przecie —


Polska w 1863 roku.





WZORY ŚWIĘTE.

Pokój tobie ludu Boży!
W cichej pracy czerp wytrwanie!
Ziarnko drobne w kłos się mnoży,
Ziarnek z kłosa na chleb stanie!

Z niebios ludu patrzaj cudu!
Z niebios tobie prawda dana!
Nie upadaj — lecz wśród trudu,
Mocy szukaj — tam u Pana!


Bracie — siewco! co na roli
Za niebieskim patrzysz wzorem:
Gdy skroń potnie, a pierś boli,
Czerp wytrwanie z Izydorem!

Ty, co dnie tak pędzisz pilnie
Nad wrzecionem — pracowita —
Jak się trudzić masz usilnie,
Święta tobie wskaże Zita[6].

Wam co boleść barki gniecie,
A nieufność w pierś się wciela:
Jak winniście stać na świecie,
Bierzcie przykład z Zbawiciela!

I czy wam się burzy, sroży,
Czy w niemocy serce kona:
Nie upadaj ludu Boży!
Tam przed Panem masz patrona!

On w nieszczęściu ci złowrogiem
Dłonie poda, pójdzie przodem!
Bo gdzie naród trzyma z Bogiem
Tam i Bóg jest z swym narodem!


Z niebios ludu patrzaj cudu!
Z niebios tobie prawda dana!
Nie upadaj — lecz wśród trudu,
Mocy szukaj — tam u Pana!


Warszawa, 1868 roku. Władysław Bełza.





Z OBCZYZNY.

Ach, cóż nie dał bym mój Boże,
Bym choć jedno mgnienie z wami
Mógł się dzielić szczęściem — łzami —
Jak było przed laty!

Chociaż chwilę o wieczorze
W cichym, czułym serc uścisku,
Lub siąść społem przy ognisku
U rodzinnej chaty!


Ach, cóż nie dał bym mój Boże!
By przez jedno tylko mgnienie
Pełną piersią chwycić tchnienie
Naszych pól i lasów

Ujrzeć krzyż — co na rozdroże
Patrząc — w niemoc kwiatów strojny,
Przeżył silny i spokojny
Tyle ludzi — czasów!

Bym o cichej nocy letniej
Te urocze słyszał pieśni,
Wytworzone z łona cieśni
Niby słowa Boże —

Lub gdy niwa się zakwietni
Widział dzieci, jako kwiaty
Niosą — polne bzy, bławaty
Pod krzyż na rozdroże.

Jak utrzymać myśl na wodzy?
Ach! ta żądza pierś przepala —
By choć we śnie — by choć zdala
Ujrzeć lube strony —


Wszystkich co są sercu drodzy!
Obraz ten mi z lat uroku
Z lat dziecinnych błyska w oku
Jakby dziś stworzony.

Nieraz, kiedy za drzew szczyty
Słońce kryje się promienne,
Niby tęskne — niby senne —
Mnie się myśli roją:

Że bezchmnurne te błękity,
Co dziś zwisły na obczyźnie,
Wczoraj były w mej ojczyźnie
Nad zagrodą moją.

I tak, gdzie się oczy zwrócą,
Żal — żal w piersiach tam, za wami —
Za młodością, za jej snami,
Życia wdziękiem — kwiatem!

Ha! daremno! nie powrócą
Jasne blaski gwiaździe zbladłej!
One zgasły już, przepadły
Śród bojów za światem!


Apolda, 1866. Feliks Kozłowski.






Z OBOZU.

Do broni, dzielny narodzie,
W bratniej jedności i zgodzie,
I z mściwem w ręku żelazem
Powstańmy gromadnie, razem!

Choć dzisiaj nie stać nam broni,
Lecz nie brak i serc i dłoni!
Więc z wiarą w Polskę i Boga,
Broń naszą znajdziem u wroga!

Czyż nie widzicie, rodacy,
Jak naszej sprawie i pracy
Sam Bóg pomagać się zdaje,
I w zimie wiosnę nam daje.

Niedawno cośmy powstali,
A prawie przez pół wygrali;
Niby z Bożego nasłania,
Wróg jak pijany się słania.


Tylko nam wytrwać w swej pracy
Do końca trzeba, rodacy,
A tak się nasze nadzieje
Spełnią, aż świat się rozśmieje.

I krzykną wszystkie narody:
«Żyj Polsko, córo swobody,
«Ziemio serdecznej równości,
«Ziemio braterskiej miłości!»

I czołem przed nią uderzą,
Drużnym się ślubom sprzymierzą,
I rzekną: «panuj nad nami,
«O Polsko, twemi cnotami!»

I błogo będzie po wojnie,
Odetchnąć w domu spokojnie,
Z wspomnieniem sławnem i miłem;
«I ja za Polskę się biłem!»

Więc naprzód, do góry czoła,
Polska, ojczyzna nas woła,
Jutrznia przyszłości nam świeci,
Do broni, wolności dzieci!

W obozie na Podlasiu, w lutym 1863 r.

„Dumki Ludomira.“





ŻOŁNIERZ BEZ RĘKI.

Wsparcia błagam was rodacy
Bo straszliwy los mię nęka —
Żebrać muszę, gdyż do pracy
Jedna została mi ręka.

Rodak nędzarz, władca blizny
Głos cierpiąco do was wznosi,
Żołnierz wierny dla ojczyzny
O jałmużnę u was prosi.

Porzuciłem rodną chatkę,
Porzuciłem żonę lubę,
Opuściłem ojca, matkę
I przeniosłem życia zgubę.

Biegłem, wesół na bój krwawy
Walczyć pod Polaka znakiem,
Krew przelałem w polu sławy
I dziś jestem tu żebrakiem.


Sąsiad zabrał me dostatki
Wichry czasu dom rozwiały
Szukam ojca, żony, matki —
W grób przed nędzą się schowały!

Och, jak los zawistny gniecie!
Znosić nędzę, urąganie —
Nie zostało mi na świecie
Prócz tej ręki do żebrania.







Drukiem F. A. Brockhausa w Lipsku.





  1. Miara wiersza zastosowana do śpiewu.
  2. Wiersz rozdawany w czasie żałobnych nabożeństw we Lwowie.
  3. W Zamościu siedział początkowo Arcyksiąże Maksymiljan, wzięty w bitwie pod Byczyną przez Jana Zamojskiego; w Gostyniu siedzieli Carowie Moskiewscy Szujscy — oprowadzani w tryumfie przez Stanisława Żółkiewskiego w murach Warszawy.
  4. Kościół Dominikanów zwalony, gdzie dziś dom Towarzystwa Warszawskiego Przyjaciół nauk; tu mieli grobowiec Carowie Szujscy.
  5. Wiersz ten tłomaczył na język niemiecki Dr. L. Kurtzman.
  6. Święta Zita była prządką i sługą.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.