[43]MODLITWA NA WIOSNĘ WYGNAŃCÓW
SYBERYI.
Ojcze nasz! Ojcze! znowu dajesz wiosnę;
Znów skarby sypiesz dłonią Twą rozrzutną.
Wszystko do koła wesołe, radośne;
Nam tylko Ojcze! nam smutno!
Śnieżne, zimowe gdzieś przepadły chmury —
Już żywszą barwą Niebo błękitnieje;
[44]
Trawka kiełkuje i pnie się do góry:
Z nią razem nasze nadzieje.
Wszystko ożyło: słychać ptasząt piosnki;
Bo zbawczą rosę dały im niebiosy —
Panie! a naszych nadziei pierwiosnki,
Czyż maja zwiędnąć bez rosy?
Zamorska ptastwa skończyła się jazda —
Już ono wraca i radośnie nuci;
A my tułacze? do naszego gniazda,
Czyliż z nas który powróci?
Oto i rzeki, z kajdan uwolnione,
Na cześć swobody nucą hymny święte;
WszytkieWszystkie już wszystkie kajdany skruszone,
A tylko nasze nietknięte.
Na te kajdany, o! my już wylali
Tyle łez gorzkich, tyle krwi niewinnej,
Że choć z piekielnej ukute są stali,
Dawno by pęknąć powinny.
Ale to jarzmo, Ojcze! jest zatrute —
Nie dość niestety, że nam karki sprzęga,
Nie dość, że ręce w kajdany zakute:
Lecz jadem serce dosięga.
[45]
O! nim dosięgnie, nim dojdzie do duszy,
Zapal nam serca, Panie! Twojem tchnieniem.
Bo jad niewoli niczem się nie zgłuszy,
Tylko miłości promieniem.
Już nowe słońce dla świata się pali;
Wszystko ożywia potęga tajemna —
My ni promyka dotąd nie dostali;
To też nam ciemno! ach, ciemno!
To też błądzimy, poznać się nie możem:
Nie jeden w kacie mniema widzieć brata.
Nie jeden w brata tym uderza nożem,
Którym chciał przebić pierś kata.
Więc póki siły, póki tchu nam stanie,
Póki męczarni nie wymodlim końca,
Głosem miljonów wołamy, o Panie!
Słońca nam! słońca! — ach słońca!