Morskie-Oko (Wóycicki, 1876)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Władysław Wójcicki
Tytuł Morskie-Oko
Pochodzenie Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe
Wydanie trzecie pomnożone
Data wyd. 1876
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Andriolli, Kostrzewski, Sypniewski, Pillati, Witkiewicz, Gerson
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Morskie-Oko.
(Jezioro w Tatrach).



W tych miejscach gdzie takie góry a skały, były dawniéj żyzne łany, i lasy i łąki. Na saméj od Polski granicy, mieszkał pan polski możny, a zwał się Morski. A tuż od Węgierskich kopców, panował młody i urodny książę, i byli z sobą sąsiedzi o miedzę tylko. Pan Morski miał cudnéj urody córkę, książę ją ujrzał, i zaraz się w niéj srodze rozmiłował. Prosił ojca o jéj rękę, ale ten poprzysiągł, że wyda ją ale tylko za swojaka, nie cudzego rodu.
Stary Morski był to wojak, poszedł z królem na wyprawę daleko, a córkę zamknął w klasztorze, i powiedział, że ją przeklnie jeśli pójdzie za Węgrzyna, bo ją woli oddać djabłu, jak do obcego rodu.
Za długo bawił na wyprawie; młoda dziewka nudziła się srodze, a tymczasem urodny książę daléj do niéj w zalecanki. Posyłał jéj to cudne korale, to wstążki, to klejnoty. Nasyłał stare wróżki, co jéj z węgierska wróżyły, że będzie wielką panią, że będzie miała srebrne pałace i złociste komnaty. Oczarowały roztęsknioną dziewczynę, i ta przyrzekła uciec z klasztoru. Wieczorem młody książę podszedł pod mury przebrany za mnicha, żegnał się, i o jałmużnę prosił. Zakonnice wpuściły go za kratę. Czarownice rzuciły zioła, i zamówiły, a wszystkie psy posnęły. Książę uciekł z dziewczyną; kazał jéj wystawić pałac cały koralowy — od złota i kamieni drogich lśniący.
Teraz księżna rada, cały dzień po łąkach kwiecistych tańcowała, albo dzieci swe pieściła, a wieczorem wróżki ją kołysały i śpiewały, żeby miłe a piękne sny miewała. Wszystko tam szło jak wianki wił, ani gradu, ani powodzi, ani zarazy na bydło. Siedmioro dziatek mieli, wszystkie ślicznie się chowały. Stary Morski jak nie wracał, tak nie wracał ludzie gadali, że od katarów zabity, już nie żyje. Córka wdziała czarną żałobę, zabrała dobytek po ojcu, i śmiała się z przekleństwa. Aż tu powraca nie długo potem pan Morski, pyta o córkę — pokazują mu koralowy pałac. Córka dowiedziawszy się o ojcu, przybrana w klejnoty poszła go pozdrowić. Stary przeżegnał się, plunął, tupnął nogą, aż się pałac koralowy w proch rozsypał, i tak zawołał:
— Bogdajby twój cudzoziemiec i całéj mienie w kamień się obróciło. — A gdy księżna wywiodła dziatki swoje, i z płaczem padła mu do nóg, jeszcze więcéj rozgniewany wykrzyknął:
— Rozpłyń się we łzach twoich, a przeklęte dzieci twoje niech się w nich potopią, bo aniś ty córka, ani oni Morskiego wnuki.
I przekleństwo ojca spełniło się zaraz; pola, łąki lasy, pałace, trzody i wszystko w jeden się zamieniło kamień. Przestraszony książę, przebrał się za Mnicha i uciekać począł. Ale i on zamienił się w skałę, co dotąd Mnichem się zowie. Księżna płakała, przywołała wróżki, ale te nic nic pomogły przeciw ojcowemu przekleństwu. Każda tylko porwała dziecię i uciekała. A tu kamienie rosnąć z pod ziemi poczęły tak nagle, że daléj biedz ni mogły. Każda zmęczona usiadła i widziała śmierć przed sobą. Dzieci płakały, nawoływały matki, matka przybiegła, płakała a płakała, że z łez jéj stawy się robiły, i siedm się takich stawów zrobiło, a w każdym stawie jedno dziecię leży. Księżna oczy wypłakała. Jedno oko z wyższéj stoczyło się skały, i od panieńskiego jéj nazwiska Morskiem okiem nazwano. Klejnoty wszystkie utopiła księżna w tym stawie, które późniéj wyłowiono.
Kiedy już nic nie było, tylko stawy, a puste skały, sama księżna się w jednym stawie roztopiła, a że czarno była ubrana, woda się od tego zabarwiła i dotąd jest czarna.
Mówią ludzie, że tam nieraz jeszcze słychać płacz i narzekanie, bo jéj dusza jęczy, o ratunek prosi. Ale jak kto usłyszy to, i zlituje się, to go zaraz śnieg ze skał zasypie.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Władysław Wóycicki.