[182]
MOSES KRUMHOLC
Na rumuńskiej granicy,
W samem sercu Wyżnicy,
Moses Krumholc po dziadkach
Ma dom własny i tartak.
Za dnia kłód tartych zgrzyty,
Bierwionowe skowyty,
W szlochu tracza zajadłym
Desek spazm i drzew skamły.
Zato w wieczór świąteczny
Słychać w rynku szum rzeczny
I do okien Krumholca
Wpada światło miesiąca.
Ruski smęt kalinowy...
Ruś wyrusza na łowy,
Goni szumki i dumki...
Mosesowe frasunki...
[183]
Bo choć Moses rachuje,
Drzewem dobrze handluje,
Deski w lejach pienięży:
Niema rady na księżyc!
W duszy ciemno i śpiewno...
Jakże zmóc taką rzewność?
I dylemat odwieczny:
Mój to smęt, czy szum rzeczny?
A i także po dziadkach —
Mosesowa zagadka:
Napół płacz, napół cichość —
Cetno w sercu czy licho?
Niby jasne — noc ruska,
Czeremoszski nurt pluska,
Chłodek rzeźki w ulicy:
Mieszka Moses w Wyżnicy.
Niby tak... tak... jest pewny,
Że ma tutaj skład drzewny,
Lecz najtrudniej jest właśnie
Rzecz tę sobie wyjaśnić.
[184]
Rzecz tę w sobie rozwikłać —
Bo to w Kurach naprzykład,
Też jest tartak jak tutaj,
A to przecież jest w Kutach...
Też jak tutaj o zmierzchu
Rude rogi na wierzchu,
Szumy rzeczne pod traczem...
Coś to tak... coś inaczej...
Ta uparta wątpliwość,
Wrogi, przemożny żywioł,
Mosesowy niepokój —
Czyha złe na obłoku...
Gdyby Dawid już dorósł,
Zmógłby licho wieczoru,
Moses mógłby odetchnąć...
Dawid — pejsate cetno!
Zmógłby czary czerwieńskie
I słabości niemęskie —
Smęt ruskiego miesiąca.
Smęt Mosesa Krumholca...
[185]
Spływa błogość z pod powiek...
Co to będzie za człowiek,
Byleby się uchował,
O, nadziejo kwietniowa!
Śpiewno w duszy i rzewno —
Jakże zmóc taką pewność?
Krąży głowa zawrotnie...
Niemasz sił... Lament w oknie...