Sród ludzi miliona
Gdzie schroni się ona?
Nie miała domu!
Miłość wnet straci
Do ojca, braci,
Siostry i matki!
Twarda jej droga:
Dłoń życia sroga
Wygnała w Boga
Wiary ostatki.
Tu, gdzie nad falą
Łuny się palą
Od świec tysiąca;
Gdzie w blaskach pała
Stolica cała,
Tu ona stała,
Bezdomna, drżąca.
Poświst wichury
Bardziej ją przeraża,
Niż most ten ponury,
Niż rzeka ta wraża.
Ku śmierci coprędzej
Spieszy od swej nędzy,
Ucieka, ulata —
Gdziekolwiek, gdziekolwiek,
Byle od świata.
Fala się nad nią wlecze;
Wystaw to sobie w duszy,
Niech cię ten obraz wzruszy,
Rozpustny człecze!
Pij stąd! ten napój suszy,
Ten napój piecze!
WeścieWeźcie ją na ręce
Z nad brzegu wody,
To cudo dziewczęce,
Ten kwiatek młody!
Nim, jak zmarłe płonki,
Zesztywnieją członki,
To białe lice,
Połóżcie ją w grobie,
Zamknijcie te obie
Ślepe źrenice.
Ślepe, a straszliwie
Patrzące przecie;
Snać, że w ócz tych szkliwie
Groza jeszcze żywie,
Myśl o zaświecie.
Z boleścią śród łona.
Wyklęta, wzgardzona,
Bez ludzkiej litości,
Mogile swe kości
Dzisiaj powierza;
Na piersi dziewczęce
W krzyż jej złóżcie ręce,
Jak do pacierza.