My i Oni/XVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | My i Oni |
Podtytuł | obrazek współczesny |
Wydawca | Księgarnia Jana Konstantego Żupańskiego |
Data wyd. | 1865 |
Druk | Michał Zoern |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Niegdyś ojciec historyków Herodot opowiadając o krajach północy w których tajemnicze głębie zajrzeć nie mógł, napisał że tam za wiecznie padającemi śniegi świata nie widać, że jak puchy białe unoszą się tam wiekuiście w powietrzu tumany i zamiecie, a wszelkie ustaje życie... Ten mrok i cisza Herodotowa dotąd okrywają rozległe moskiewskiego państwa przestrzenie, i nic nie widać za białych ciemności zasłoną... Któż zajrzał i opisał ten kraj zaryglowany, zamknięty, zaklęty, uśpiony, despotyzmem w żelazne ujęty kluby, to ogromne więzienie ludów, z których gdy się przerażony wymknie niewolnik, drżą mu usta i nie śmie rozpowiadać co widział, aby głos jego nie doszedł uszów oprawców, aby go niewidzialne ręce nie pochwyciły znowu i do tego grobowca żywych nie zaparły na wieki. — Zimnemu temu piekłu braknie Danta, coby je odmalował...
Nad tysiącami mil pustyni przez którą rzadko, bojaźliwie przesuwa się człowiek, panuje cisza grobowa, niema tu wesołéj wrzawy życia i ruchu swobody, trwożnie przebiega przestrzenie zalękły niewolnik, tylko łańcuchy brzmią głośno i jęk rozlega się dla przykładu i rozkaz grzmi podawany z ust do ust. Milczeć i słuchać!
Dziwna i straszna kraina, ciągną się stepy bezludne, wyschłe i zamarzłe, gdzieniegdzie kupka ludzi w mizernych domach nad któremi sterczy jako wyraz ostateczny siły... turma kazienna, cerkiew i kaznaczejstwo. Nie znajdziesz ani szkoły, ani fabryki, ani giełdy, ale więzienia i skarbiec wszędzie — cała rządu działalność w tych dwojgu, więzienie dla tych coby ludźmi być chcieli, kassa dla tych co się za złe mają czém opłacić i żyć bezkarnie. Cerkiew stoi dla pozoru aby nie powiedziano że to jest społeczeństwo bez Boga ale w niéj Bogiem jest car: car oznacza co Panu Bogu od ludzi należy i o ile przykazania Bożego słuchać potrzeba.
Z dwojga jeżeli przykazanie carskie przeciwi się Bożemu, musisz usłuchać tego co nakazuje car, a nie tego co kazał przed wieki Bóg. W cerkwi tak dobrze panuje rząd jak w więzieniu i skarbcu, on zamyka, otwiera nabożeństwa, naznacza, uświęca, rozgrzesza i potępia. Nic nie ma tu po nad cara — car Bogiem — Pogaństwo jak za cezarów w Rzymie.
Człowiek, ludzka wola, uczucie, prawa moralne świata niczém są tutaj, wszystko służy jednemu i téj garści co go otacza. To co inaczéj być chce, co się odzywa głosem sumienia w imie prawa ludzkości, idzie do kopalń w łańcuchy...
I cicho na pustynnych przestworzach, cisza i śmierć nazywa się błogą szczęśliwością, a ktoby śmiał zapłakać ten winien zbrodni stanu i obrazy majestatu, bo zapragnął więcéj niż się godzi i chciał mieć własne uczucie i łzy, a tu godzi się tylko płakać nad carską niedolą i weselem carskiém się radować.
Idziesz przez ten kraj i krew się ścina w żyłach na widoki które cię otaczają, nigdzie i nigdzie ludzkość więcéj, niegodniéj poniżoną nie była, istota stworzona na obraz Boży stała się wizerunkiem bydlęcia... łzy wysychają w powiekach, serce bić ustaje, szklanne niebo patrzy na to i cierpi, Bóg dopuszcza — chce się w rozpaczy Opatrzności zaprzeczyć i w Boga nie wierzyć...
Wśród głuchego milczenia śmierci jeden krzyk pijanéj tłuszczy czasem się ozwie z głębi tych kotlin zaklętych... pijani pieją zagłuszając w sobie by niecierpieć. Człowiekiem tu być nie można, nadto boli... więc zalać trzeba duszę a rozbestwić w sobie zwierzę... pijany nie czuje razów i śmieje się z upokorzenia.
Przebiegasz stepy szukając życia i nie ma go nigdzie, wszędzie człowiek idzie przelękły, ze spuszczoném w ziemię okiem, przekradając się przez świat, całe jego życie kradzione, biedne, tęskne... To też trzeźwa ich pieśń brzmi jak grobowy płacz, a to szczere słowo jest szeptem trwożliwym co się sam siebie lęka... Wszyscy wszystkim nieprzyjaciołmi, brat, żona, ojciec, dzieci, są w obowiązku szpiegowania się. Kto cię nie wyda karany, kto zdradził swoich nagrodzony, społeczność cała trzyma się nie węzły między sobą spojona, ale klamrą łańcucha co z góry ją ujął w kleszcze.
Chrześciaństwo pozorne przerosło tu w jakąś potworną religią rządową, w któréj Pana Boga nie ma, bo go car mundurem i szlifami zasłania. Pan Bóg nie ma prawa do tego carskiego ludu przemówić wprost, tylko przez usta swego pełnomocnika, a cobykolwiek rzekł głos z niebios, musi być potwierdzone w Petersburgu.
Pustką, ciszą i grobem jest to cielsko olbrzymie państwa na którém jak wrzody krwawe i ropiaste rosną stolice i miasta; zgnilizna jest tu żywotem, a ruch robactwa które ona rodzi jedynym objawem jakiegoś istnienia. Jest to wszakże potęga, jak potęgą jest góra gnoju którym przyrzucono żywcem pogrzebione istoty...