<<< Dane tekstu >>>
Autor Zbigniew Uniłowski
Tytuł Myszy i ludzie
Pochodzenie Człowiek w oknie
Wydawca „Wydawnictwo Współczesne“
Data wyd. 1933
Druk Zakł. Graf. "Drukarnia Bankowa"
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
MYSZY I LUDZIE.

Pięć dni temu stanął zegar w pokoju Serafa Hopki, który nie był w stanie go nakręcić, ponieważ nie mógł podnieść się z łóżka, tak był osłabiony, — teraz właśnie przestało bić serce w szczupłych piersiach Serafa i już zupełna cisza zapanowała w pokoiku na czwartem piętrze.
Dusza Serafa Hopki odeszła w zaświaty równie ze wschodem słońca; — tak więc cisza panowała do zachodu, — gdy słońce zaszło, w rogu pokoju, koło nogi starej kanapy coś lekko trzasnęło, potem dało się słyszeć chrobotanie delikatne. Po pływie kilku minut do chrobotania dołączyły się ciche piski i dwie myszy, — zwyczajne, szare myszy, — pobiegły pod ścianę w stronę biurka i tu się zatrzymały. Obie były do siebie podobne; jednej tylko brakowało kawałek ogona, — ta właśnie odezwała się pierwsza do swej towarzyszki:
— Co za dziwna cisza. — Od kilkunastu dni zmniejszał się stopniowo hałas, jaki wyczyniał nasz staruszek: najpierw przestał pisać i to mnie bardzo ucieszyło. Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo mnie denerwował skrzyp pióra, wodzonego po papierze, — nie wiem, właściwie w jakim celu on to robił, — i, to tak często, — całemi dniami, a czasami i w nocy, zapisywał całe strony, — aż wreszcie zaprzestał i położył się do łóżka. Ale cóż z tego, — przestał skrzypić piórem, zaczął kaszlać znowuż, — i to, połączone z tikaniem tego przeklętego zegara również było nie do zniesienia. Po jakimś czasie zegar przestał chodzić, ale zato staruszek począł kaszlać w dwójnasób i jęczeć po nocach. Teraz jest już zupełna cisza, — zdaje mi się, że ten stary umarł, — jestem bardzo zadowolona, — zdaje się, że i ty, Killi?
— E, mimo, że był tak hałaśliwy, to jednak był również bardzo dobry: — Raz schwycił mnie nawet — pamiętasz, wtedy, kiedyście chciały mnie wyrzucić z nory za to, że tak bardzo pachniałam człowiekiem? Otóż schwycił mnie i położył na papierze, na biurku i począł mnie gładzić końcem patyka, którym pisał; było mi bardzo przyjemnie i jednocześnie musiałam zmrużyć oczy, bo papier mnie oślepiał. Potem wziął mnie delikatnie i położył na podłodze, — tak, to był dobry człowiek.
— Głupstwa opowiadasz! — „Dobry człowiek“. Dlaczego miał cię właściwie krzywdzić? — Jesteśmy przecież bardzo miłemi stworzeniami, — muszę ci jednak przypomnieć, bo nie wiem czy pamiętasz, jak nasz staruszek pewnego wieczora przyprowadził tutaj młodą dziewczynę i hałasowali przez całą noc tak, że trudno było oko zmrużyć; — żal mi było tej dziewczyny, bo chciała spać, a staruszek ją ciągle poruszał i śmiał się, gdy ona płakała. — Nie wiem, co oni robili tej nocy, — ludzie mają takie dziwne i długie zabawy, tylem się tego nocami w swojem życiu nasłuchała, — to tylko nie wiem za co, może za to, że nie dał jej spać, — chciała od niego pieniędzy i staruszek biegał po pokoju, jak wściekły i krzyczał na nią jeszcze, a gdy dziewczyna zaczęła znowuż płakać — a on widać nie lubił płaczu, — wyrzucił ją za drzwi. — Nie wiem kto z nich miał rację, ale zdaje mi się, że „dobry człowiek“ takby nie postąpił.
— Ach, moja droga — co nas to obchodzi, co tam między nimi było. — Musisz przyznać jednak, że staruszek całemi tygodniami nie zamiatał podłogi, żeby nam było dobrze, sama wiesz, jak nieprzyjemnie jest biegać po zamiecionej podłodze, jest śliska i nic na niej nie można znaleźć.
— Fe, ty tylko myślisz o tem, co dla nas robił, — ja sięgam wyżej; — staruszek był, zdaje się, pisarzem i żył z tego co napisał, — przypomnij sobie, że kiedyś przyszli tutaj dwaj panowie i zbili go na kwaśne jabłko za jakiś tam — artykuł, — nie wiem, czy dobry człowiek potrafi mówić źle o innych ludziach, — to też dobrze, że go stłukli.
— E, przesadzasz.
— Jakto przesadzam? — To jeszcze ci powiem, że kiedyś, kiedy ciebie nie było, bo zeszłaś na niższe piętro — przyszło tu parę kobiet i kilku mężczyzn. — Zaczęli pić wódkę i śpiewać obrzydliwe piosenki; — pamiętam, że staruszek cały czas krzyczał i wymyślał na jakiś tam — rząd: — ten minister — powiadał — taki to, a taki, a tamten to znów, — fuj, mówił takie słowa, że trudno je powtórzyć i wogóle nie powinno się ich pamiętać; — czy u nas coś podobnego było kiedy, — wprawdzie my jesteśmy na tyle mądremi stworzeniami, że nie potrzebujemy żadnego tam rządu, — ale oni, skoro muszą go mieć, nie powinni tak obrzydliwie na niego wymyślać.
— To masz rację, że ludzie mówią sobie nawzajem wstrętne słowa i kłótliwi są jak małpy, ale pamiętam, że gdy wróciłam tego wieczora, na podłodze była masa wędliny i skórek od sera.
— No, wracajmy, moja droga, bo mi się strasznie jeść chce.
— Ach, wiesz, moja droga, że już niema co, — skończyły się zapasy.
— Jakto, niema już nic? — więc staruszek nic nam nie zostawił, — a mówiłaś, że to taki „dobry człowiek?“
— Tak, rzeczywiście — to świnia. I myszy spojrzały sobie w oczy z rozpaczą.


∗                ∗

Przy stoliku, w pewnej artystycznej kawiarni, siedziało kilku mężczyzn. Po jakimś czasie dosiadł się jeszcze jeden i powiedział: — Wiecie o tem, że stary Hopka umarł?
— A, wiemy, — odpowiedział jeden z siedzących — w „Gazecie Opozycyjnej“ był o nim wielki artykuł, — powiadają, że wiele zrobił dla dobra narodu swojem piórem, — tak, to był świetny publicysta, literat i dziennikarz niezgorszy.
— A przytem jako człowiek czarujący facet, świetny pijak i dowcipniś pierwszej klasy, szkoda chłopa — powiedział przybysz.
O, jakże dziwny nieporządek jest w porządku rzeczy!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zbigniew Uniłowski.