Nędznicy/Część pierwsza/Księga siódma/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nędznicy |
Wydawca | Księgarnia S. Bukowieckiego |
Data wyd. | 1900 |
Druk | W. Dunin |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Misérables |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Zdarzenia, które niżej opowiemy, nie wszystkie były znane w M. — nad M. — I to jednak, co doszło do wiadomości miasta, wyryło tak niezatarte wspomnienia, że brakowałoby wiele naszej książce, gdybyśmy nie opowiedzieli najdrobniejszych tych zdarzeń.
W szczegółach tych czytelnik spotka się z dwiema lub trzema okolicznościami nieprawdopodobnemi, które zachowaliśmy przez szacunek dla prawdy.
Popołudniu, po rozmowie z Javertem, p. Madeleine o zwykłej godzinie poszedł odwiedzić Fantinę.
Nim wszedł do jej sali, kazał prosić siostrę Symplicją.
Dwie zakonnice, które usługiwały w infirmerji, panny zgromadzenia Ś-go Wincentego à Paulo, jak wszystkie Siostry Miłosierdzia, nazywały się: siostra Perpetua, i siostra Symplicja. Siostra Perpetua była to prosta wieśniaczka, po chłopsku siostra miłosierdzia, która wstąpiła do klasztoru, jak na zwyczajną służbę. Została zakonnicą jak inna kucharką. Typ dość pospolity. Zgromadzenia zakonne we Francji chętnie przyjmują tę ciężką glinę wieśniaczą, z której łatwo wyrabiają się kapucyni i urszulinki. To prostactwo używa się do grubych robót klasztornych. Przemiana parobka w
6 kapucyna nic nie ma rażącego; jeden staje się drugim bez zachodu i wielkiej pracy; wspólne tło ciemnoty wiejskiej i klasztornej jest doskonałem przygotowaniem i odrazu czyni zakonnika z kmiecia. Nieco obszerniejsza siermięga — macie habit. Siostra Perpetua była to krzepka zakonnica z pod Pontoise, mówiąca z chłopska, śpiewająca psalmy, zrzędna, cukrząca rumianek według bigoterji lub obłudy chorego, burcząca na chorych, opryskliwa z umierającymi, rzucająca im w twarz Pana Boga, kamienująca ich gniewnemi modłami, śmiała poczciwa i jak rydz czerwona.
Siostra Symplicja była biała, białością woskową. Przy siostrze Perpetui wyglądała jak świeca jarząca przy łojówce. Wincenty à Paulo bosko skreślił przeznaczenie siostry miłosierdzia w tych przedziwnych słowach, w których wielka swoboda łączy się z wielką służebnością: „Monasterem ich będzie dom chorych, celą izba najęta, kaplicą kościół ich parafji, klasztorem ulice miasta lub sale szpitalne, zamknięciem posłuszeństwo, kratą bojaźń Boża, zasłoną skromność.“ Ten ideał żył w siostrze Symplicji. Niktby z pewnością nie powiedział, ile lat miała; nigdy nie była młodą i zdawało się, że nigdy nie zestarzeje. Była to osoba — nie śmiemy powiedzieć kobieta — łagodna, surowej pobożności, dobrze wychowana, zimna, nie zdolna skłamać. Nadzwyczaj łagodna, zdawała się wątłą, a była wytrwałą jak granit. Dotykała nieszczęśliwych ślicznemi palcami delikatnemi i miękiemi. W jej słowach było, że tak powiem, milczenie; mówiła tyle tylko, ile konieczność wymagała; dźwięk jej głosu zbudowałby spowiednika i zachwycił salonowca. Ta delikatność wybornie się godziła z grubą suknią zakonną, znajdując w szorstkiem zetknięciu nieustanne przypomnienie nieba i Boga. Kładziemy nacisk na jeden szczegół. Nigdy nie skłamać, nie rzec nawet najobojętniejszego słówka, któreby nie było szczerą prawdą, — święta miłość prawdy, był wybitny rys siostry Symplicji, główne znamię jej charakteru. Sławną też była w całem zgromadzeniu z tej niezachwianej prawdomówności. Ksiądz Sicard mówi o siostrze Symplicji w liście do głuchoniemego Massieu: „Choćbyśmy byli najszczerszymi i najczystszymi, zawsze na naszej szczerocie znajdą się skazy małego niewinnego kłamstwa.“ Ona ich nie miała. Czyż są małe kłamstwa, kłamstwa niewinne? Kłamstwo to złe bezwzględne. Nie można trochę kłamać; kto kłamie, kłamie zupełnie; kłamstwo jest obliczem szatana; szatan ma dwa nazwiska: nazywa się szatan i nazywa się kłamstwo. Tak sobie myślała, i jak myślała, czyniła. Ztąd pochodziła jej białość, o której mówiliśmy, białość promieńmi swemi otaczająca usta i oczy. Uśmiech jej był biały i spojrzenie białe. Na szybie tego sumienia nie było najdrobniejszej pajęczynki ani ździebełka kurzu. Wchodząc do zgromadzenia Ś-go Wincetego à Paulo, sama wybrała imię Symplicji. Symplicja Sycylijska, jak wiadomo, pozwoliła raczej wyrwać sobie piersi, byle nie skłamać, że urodziła się w Segescie, kiedy pochodziła z Syrakuzy: kłamstwo byłoby ją ocaliło. Taka patronka była stosowną dla tej duszy.
Siostra Symplicja, wchodząc do zgromadzenia, miała dwie wady, z których poprawiła się z czasem; lubiła jeść łakocie i odbierać listy. Później zawsze czytała tylko z łacińskiej książki do nabożeństwa. Nie bardzo rozumiała łacinę, ale doskonale rozumiała książkę.
Świątobliwa panna polubiła Fantinę, prawdopodobnie przeczuwając w niej cnotę ukrytą, i prawie wyłącznie zajęła się jej pielęgnowaniem.
P. Madeleine odprowadził na ustęp siostrę Symplicję i polecił jej Fantinę jakimś dźwiękiem głosu szczególnym, który długo pamiętała siostra.
Opuściwszy siostrę, zbliżył się do Fantiny. Fantina każdego dnia wyglądała p. Madeleine, jak promieni ciepła i radości. Mówiła do sióstr: — Czuję, kiedy pan mer przychodzi.
W dniu tym goryczka się wzmogła. — Ujrzawszy p. Madeleine, zapytała:
— A Cozetta?
Odpowiedział z uśmiechem:
— Wkrótce!
P. Madeleine rozmawiał z Fantiną jak zwykle, tylko dłużej. Ku wielkiej jej radości zabawił całą godzinę, zamiast połowy. Prosił wszystkich, by niczego nie brakowało chorej. Zauważono, że przez chwilę twarz jego nachmurzyła się posępnie. Później wytłumaczono to, dowiedziawszy się, że lekarz szepnął mu do ucha:
— Niknie w oczach.
Następnie wrócił do biura i posługujący chłopiec widział, jak z wielką uwagą wpatrywał się w mapę dróg Francji, która wisiała w jego gabinecie. Napisał ołówkiem kilka cyfr na kawałku papieru.