Na Pogrzebie Księżny Zofii Czartoryskiéj Wojewodziny Ruskiéj
←Do Stanisława Piory Starosty Rumszyskiego | Na Pogrzebie Księżny Zofii Czartoryskiéj Wojewodziny Ruskiéj Wybór poezyj Liryków księga druga Angelo Maria Durini |
Do Stanisława Augusta Króla Polskiego W. Książęcia Lit.→ |
Przekład: Adam Naruszewicz. |
Anioła Durini Arcy-Biskupa Ancyrańskiego S. Stolicy Nuncyusza.
Co to za trwoga, co za boleść żywa
Razem nieznośnym serce wskroś przeszywa?
Żal ten z nielada znać pochodzi klęski,
Gdy wasz, Polacy, wątli umysł męski!
Oto Zofia, Lechowéj dziedziny
Najpierwsza chluba i zaszczyt jedyny,
Weszła do grobu; płacz jéj straty, cnoto!
Dla ciebie to grób otworzyła Kloto.
Już nieprzespanéj snem ujęta nocy,
Tęgiéj uporem zwalczona niemocy,
Powszechne ciału wypełniwszy prawo
W srogich cię smutkach ponurza, Warszawo.
W niéj domy boskie, w niéj w szczerość bogate
Przodków zwyczaje, ciężką czują stratę,
W niéj lud ubogi hojną stradał panią,
Sama pobożność jęczy, patrząc na nią.
Bogu i ludziom, księżno ukochana,
W cnót chrześcijańskich ozdoby przybrana!
Jakąż ci wiek nasz pamiątkę zostawi,
Jak zacne dzieła u potomków wsławi?
Już na niebieskie wyniesiona szlaki,
Między złotemi jasnych gwiazd orszaki,
Swietne w przybytkach boskich stawiąc kroki,
Depcesz pod sobą poziome obłoki.
Lecz, nimeś weszła gościem w domy wieczne,
Łącząc z pokorą obyczaje grzeczne,
Nigdyś nad równych i nierównych zgoła
Pysznego złotem nie wyniosła czoła.
Nigdy cię zacność rodu i honory,
Nigdy bogate dóbr obszernych zbiory,
Baczną rozumu kierowane miarą,
Nikczemną dumy nie odęły parą.
Żaden w nieszczęsnych losów srogiéj toni,
Chętliwszéj nędznym nie podawał dłoni,
Jeśli jakiego flaga nieużyta,
Na brzeg łask twoich rzuciła rozbita.
Nie tyle morze skorupek wymiata,
Nie tyle ogniów na powietrzu lata,
Ile Zofia swym sercem litosnym
W stanie ubogich dźwignęła żałosnym.
Więc niech misterna, łamiąc marmur twardy
Stalnemi ręka nie kuje oskardy,
I na opocznych życie dając głazach,
W rytych ciał martwych nie wskrzesza obrazach;
Ni późnym wiekom ciężkie świadcząc bole,
Wspaniałe dłutem wycina mauzole,
Bez tych nakładów i kosztownéj pracy,
Trwalszym grobowcem są wdzięczni Polacy.
Ci jéj urody — ślady jeszcze żywe,
Choć ją przyćmiły lata zazdrościwe!
Ci jéj powagę z blaskiem cudnéj krasy
Sławić w potomne nie przestaną czasy.
Wysławią oczu rodowite wdzęki[1],
Ile ich twórca dziełem mądréj ręki
Wlać może, kiedy chce pokazać światu,
Wiecznego dowcip co umie warstatu.
Wysławią w pięknéj powłoce ukryty
Piękniejszy umysł nad ciała zaszczyty;
Chętny do cnoty, a zawsze oporem,
Kędy występek mylnym wiedzie torem.
Wysławią miłość ku Bogu wieczystą,
Mądrą gorliwość o wiarę ojczystą,
I wszytko zgoła, cokolwiek przed laty
Świetne i bitne zdobiło Sarmaty.