Na Skalnem Podhalu T. 4/Przedmowa
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przedmowa |
Pochodzenie | Na Skalnem Podhalu T. 4 |
Wydawca | nakładem autora |
Data wyd. | 1908 |
Druk | Drukarnia Literacka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Tomem tym kończę i zamykam cykl moich opowiadań „Na Skalnem Podhalu“. Jak gdzieindziej, tak i tu wszystko, cokolwiek by było wprost z ust ludu wzięte, zaznaczone jest w przypiskach. Pod tym względem w całem „Podhalu“ do ostatnich granic posuwałem moją skrupulatność, a nawet w przekonaniu mem poczucie i obowiązek godności autorskiej. Wstydziłbym się co słyszanego, czy rzeczywiście istniejącego jako mój oryginalny pomysł przedstawić. Znam podobne książki — i dziwię się.
Jeżeli jednak wszystko, co niejest moje własne, jest wymienione nawet z podawaniem źródła (wtrącone ustępy w „Sobku Jaworcarzu“ i „Jakóbie Zychu“), a nawet wtedy, gdy jest bezimienną ludową opowieścią (początek „Kuby Pudrasowego“), to znów niewiem dlaczego mimo to mój „Kuba Pudrasowy“ i „Zimowe panny“ nazwane zostały przez niektórych recenzentów „stylizowanemi legendami ludowemi“, gdyż nie są niemi, podobnie, jak nie jest reminiscencyą, czy opracowaniem chłopskiego tematu opowiadanie „Jak baba dyabła wyonacyła“. Owszem, mnie zależy na tem, aby doświadczyć, w jakiej mierze można zbliżyć się do fantazyi chłopskiej i ten dopiero naprawdę chłopskie rzeczy pisać może, kto sam we własnym mózgu tak, jak chłop myśleć, we własnem sercu tak, jak chłop czuć potrafi. Niedość jest obserwować chłopa — trzeba się umieć stać chłopem. Otóż właśnie „Pudras“, „Zimowe panny“, „Baba i dyabeł“, w „Zbójeckiej chałupie“ ustęp o kochającem się rodzeństwie Słodyczkach, „Franek Seliga:“ są takiemi usiłowaniami i próbami przeistoczenia mojej wyobraźni w wyobraźnię chłopską.
Co do języka góralskiego, a zwłaszcza podhalskiego, klasycznego narzecza Wszechgórali polskich, w potocznej pisowni spotyka się dlań trudności nie do przewalczenia; tak samo w potocznej pisowni niemożna uwidocznić tyle podnoszącego tę stalową mowę akcentu. A mowa to nietylko góralska — mowa to w wielu, wielu szczegółach staropolska, w wielu szczegółach dawna mowa narodu, i taki „Ogród fraszek“ Wacława Potockiego roi się poprostu od tego, co dziś się nazywa góralszczyzną. I dobrze by było, aby ta gwara, tak odrębna i często tak bardzo dźwięczna, obrazowa i piękna, a tak bogata, coraz więcej wzbogacała sobą nasz literacki język. Mowa góralska — czego dowodem są wyjątkowo znakomity, choć od braków i błędów niewolny słownik ś. p. Bronisława Dembowskiego, (wydawnictwo Akademii Umiejętności 1894), słownik profesora Jakóba Kantora, (wydawnictwo Akademii Umiejętności 1907), słowniczek profesora Andrzeja Stopki, oraz obfitujące w błędy i mogące być nazwane tylko fragmentami słownika, ale niemniej przedstawiające wartość zapiski profesora Antoniego Kryńskiego i p. Władysława Kosińskiego, również przez Akademię Umiejętności w 1884 wydane — obejmuje kilka tysięcy zupełnie oryginalnych własnych wyrazów, oprócz całej masy własnych wyrażeń, z których spora część zupełnie jest godna wejścia w styl literacki i to nie tylko jako specyalnie charakterystyczne cudzysłowy.
A w każdym razie choćby dla samej pamięci tej ginącej najświetniejszej z ludowych gwar polskich, radbym widzieć wydaną kiedy kombinacyę wymienionych słowników, wraz z temi uzupełnieniami i poprawkami, które się da zrobić; wydany zbiór pieśni Goszczyńskiego i Zeisznera, pp. Kantora i Stopki, (wydawnictwo Akademii Umiejętności), wraz ze zbiorami innych zbieraczy, (pośród których niewątpliwie, bardzo obfite materyały musi mieć pierwszorzędny wogóle, a u nas najlepszy znawca historyi Tatr i Podhala Dr Stanisław Eljasz Radzikowski, autor kilku znamienitych studyów i monografij, a wśród których ja oprócz własnych dużych notatek, posiadam niezmiernie ciekawy zeszyt pieśni spisanych przez Góralkę, w najwierniej pierwotnej pisowni); oraz wydane we wzorowej korekcie drukowane niegdyś przez Seweryna Goszczyńskiego, Bronisława Dembowskiego, zdaje mi się pp. Kryńskiego i Kosińskiego legendy i opowieści wespół z opowiadaniami Sabały zebranemi przez p. Stopkę, z opowiadaniami zebranemi przez p. Kantora i z tą olbrzymią jeszcze literaturą góralską, którą częścią znajdzie się spisaną tu i owdzie przez samych wykształceńszych Górali (przykład w II. tomie „Na Skalnem Podhalu“), częścią trzeba by spisać. „Związek góralski“ też, powstały przed kilku laty w Zakopanem, założony przez tamtejszych co światlejszych gazdów, między innemi celami powinien sobie postawić i ten: ocalić od zagłady dawną pieśń i dawną legendę.
Praca popod Tatrami, która rozwija się prędko i wielostronnie (dzieło Matlakowskiego; zbiory Dembowskiego, Gnatowskiego, Muzeum Imienia Chałubińskiego; działalność techniczna Stanisława Witkiewicza i Wojciecha Brzegi), praca dążąca do ogarnięcia wszelkich łamów góralszczyzny, niechby się mogła stać wzorem dla podobnej pracy w całej Polsce.
Filar, na którym się wszystko buduje i na którym się wszystko opiera, trzeba znać do fundamentu i do kapitelu.