Na Sobór Watykański/Veni Creator

<<< Dane tekstu >>>
Autor A. B.
Tytuł Na Sobór Watykański
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1924
Druk Zakłady Graf. Tow. Wyd. „Kompas“ w Łodzi
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

VENI CREATOR!



Jak łan po burzy, dźwiga się ludzkość po katastrofie wszechświatowej wojny.
Jednostki, społeczeństwa, narody pracują niezmordowanie nad tem, by na dawnej wyżynie postawić i w całej pełni uruchomić wszystkie swe siły ekonomiczne i moralne, materji i ducha, dla jak największej miary szczęścia ziemi.
W gronie pracujących z wytężeniem społeczeństw — narodowości, państw i rządów — staje największa potęga duchowa: Kościół katolicki. Ogarniając swą sprężystą organizacją cały glob, lądy i morza, dosięgając swą władzą aż do głębi sumień i w samej nazwie nosząc imię religji wszechświatowej — Kościół katolicki zamierzył uczynić przegląd swych sił wiekowych, by je pchnąć do czynu z nową sprawnością i mocą.
Z Rzymu wychodzi inicjatywa. Na rok 1925 (lub najbliższe lata), postanowił papież Pius XI, po przerwie z górą półwiekowej, wraz z jubileuszem dwudziestopięciolecia dać światu i Kościołowi dokończenie Soboru Watykańskiego.
Wylew łaski i prawdy — ożywczy a potężny — ma przepłynąć nad zakrzepłą skorupą ran materjalizmu w narodach. Zajaśnieć ma ponownie w królewskim swym majestacie, wobec gwałtów i bezprawi ludów, wiekuiste prawo boże. Elita katolickiego świata pospieszy do grobu Apostołów. Zjadą przedstawiciele episkopatu i uczeni, wszystko, co najmędrszego i najświetniejszego ma Kościół u steru dusz i sumień, by w długotrwałych naradach ogarnąć całokształt potrzeb Kościoła, rozpatrzyć niedomagania w każdej dziedzinie wiary, braki usunąć, szkody naprawić i uzdrowić ten półmiljardowy blisko organizm, jaki się bezsprzecznie wysuwa na czoło ludzkości i chce i być powinien z woli Chrystusa „zdrowiem i zbawieniem ludów“.
I rozlegnie się pod sklepieniami bazyliki Piotrowej potężne „Veni Creator!“ Od Gangesu do Missuri, od wysp i wulkanów Japonji do szczytu Kordyljerów, zawtórują mu echem serca wiernych i biegun poda je biegunowi. Ziemia i niebo wyczekiwać będzie każdorazowego rezultatu narad: „Visum est Spiritui Sancto et nobis“ — „Zdało się Duchowi Świętemu i nam“.
Tak jest — Duchowi świętemu i nam — gdyż Sobór powszechny, zwołany powagą Stolicy Apostolskiej, różni się zasadniczo od wszystkich innych zjazdów i narad ludzkich. Dwa czynniki mają tam głos: czynnik boży i czynnik ludzki. Czynnikiem bożym jest przyrzeczony i zesłany Kościołowi przez Chrystusa Duch Święty. On, jak niegdyś nad chaosem materji praświatów, tak dziś unosić się będzie nad chaosem rozumowań i poglądów uczestników Soboru. Z ich sądów, często rozbieżnych, wskutek różnic pochodzenia, wychowania, stref, kultur, narodowości, wyprowadzać będzie jednolite kształty wiekuistego Piękna i Prawdy. On jako czynnik twórczy, choć nie widzialny, zaważy najsilniej na obradach Soboru. A obok Niego działać będzie duch ludzki, w miarę przenikliwości i doświadczenia tych, którzy na Soborze zasiądą pod przewodnictwem uczonego w tiarze — Piusa. I ten drugi czynnik, ludzki, dostarczać będzie materjału Duchowi kształtującemu wszystko.
Im obfitszym będzie ów materjał, tem lepiej dla obrad Soboru, tem korzystniej dla Kościoła i świata. Życie współczesne ludów, które wiara chce podnieść z poziomu ludzkiego na piedestał boży, gdziekolwiek i jakiemkolwiek je odnajdzie, dziś tak jest różnorodne i tak rozległe, tak pełne głębin zawrotnych, a przytem tak rozbite i chore, tyle posiada ran nienazwanych, nawet nieprzeczuwanych przez nikogo! Trzeba, żeby religja wszechświatowa, religja ludzkości, jaką chce być i powinien być Kościół, uwzględniła w jak najpełniejszej mierze wszystkie te bóle i niedomagania. Nietylko bowiem całą chwałę niebios i majestat dogmatu, ale i całą nędzę ziemi Kościół musi mieć na oku, jeśli się chce godnie i skutecznie wywiązać ze swego zadania.
I dlatego właściwie dziśby trzeba, żeby uczony następca rybaka z Galilei złożył tiarę ze skroni, ujął posoch pasterski do ręki pielgrzymiej i szedł od kraju do kraju, od duszy do duszy, troskliwie każdą wypytując o jej codzienne i o najgłębsze, najskrytsze jej rany. Nikogo nie powinienby pominąć. Wszakżeż okrąg globu — to jego dzieci, jak dzieci Ojca na niebie, którego on im zastępuje. Dla wszystkich razem i dla każdego zosobna, dla rzeszy i zwłaszcza dla jej wodzów, powinienby na naradach z przedstawicielami Kościoła zgotować potrzebne, skuteczne lekarstwa.
Bez uszczerbku dla nieprzedawnionych swych praw więzień Watykanu wyjść z Watykanu nie może. Niechaj zatem do stóp jego tronu popłyną skargi dzieci. Gromadziła je ręka skrzętna w ciągu lat dziesiątków, zbierała myśl uważna na kartach stuleci. Czerpała je z ust tych, co wierzą, i z serc rozdartych rozpaczą tych, co wiary nie mają. Brała je od tych, co błądząc i tęskniąc, dróg prawdy i życia szukają i od tych, co są daleko, a których do zdrojów łaski przyzywa Pan Bóg nasz... Ci zwłaszcza, co spracowani w ucisku życia łakną pociechy i ulgi, ci, co boleją i cierpią, mają w swych skargach pierwszeństwo. Głos ich — to stronice tej książki: „Na Sobór Watykański“.
A jeśliby ten głos, z jednego kraju idący i od jednego ludu, obudził szersze echa także poza rubieżami ojczyzny świętych, niechajże Bóg będzie uwielbiony! Albowiem niedomagania wieku i Kościoła są bolesne. Bolesne, liczne i straszne i z wzrastającą liczebnie ludzkością rosną ciągle. Zwlekać ani chwili nie wolno. Należy wrzody rozciąć odważnie, roztropnie a sumiennie i po ludzku rany rozpatrzyć, by podać lekarstwo i w otwarte z dniami Soboru niebiosa zawołać: — Veni Creator!




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Maciątek.