[192]NA SYNAJU.
(Z FREJLIGRATHA.)
Gdybym się zrodził był na Synaju:
Tobym do Mekki wędrował,
I po arabskim, dawnym zwyczaju,
Kindżał przy sercu bym chował.
Tobym na Jethra płomiennej ziemi
Z koniem w powietrzu utonął,
Tobym spoczywał z trzodami memi
Pod krzakiem, co niegdyś płonął.
Nieraz wieczorem w namiotu cieśni
Przed zgromadzonem plemieniem,
Wylatywałyby moje pieśni
Przez drzące usta — płomieniem.
A na tych ustach wisiałby w skrusze
Cały mój naród, kraj cały:
Bo jak czarownik wiódłbym ich dusze
Z pieśni — do czynu, do chwały.
Dzikich nomadów byłbym śpiewakiem,
Co duchem z puszczą gadają,
[193]
Co przed samunem, za danym znakiem,
Wszyscy na twarze padają.
I przy cysternie tylko — stepowi
Ci jeźdźce zsiadają z koni,
I od Adenu ku Libanowi,
Pędzą, puściwszy lejc z dłoni.
A jeśli nocą trzodom stróżują,
To swoje oczy bezsenne —
Jak Chaldejczycy w niebo kierują,
Na jego pismo płomienne.
I dotąd jeszcze z Synaju słyszą
Głosy o dawnych prorokach.
I dotąd widzą, jak się kołyszą
Duchy na ciemnych obłokach.
Jak w skał szczelinach, w płomiennej szacie,
Te duchy pląsają tłumnie...
Ha, ludzie! którzy w swych czaszkach macie
Mózg tak gorący jak u mnie!
Wy, co za namiot macie pustynie,
W was trwogi ni zdrady nie ma;
Tyś sam, na koniu swym, beduinie,
Jak fantastyczne poema!
[194]
Ja po północnem błądzę wybrzeżu
Na zimnym, a mądrym świecie...
Jabym chciał śpiewać wam na nocleżu,
Oparty na konia grzbiecie!
Kornel Ujejski.