<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Prus
Tytuł Na Ujazdowie
Pochodzenie Pisma Bolesława Prusa
tom I To i owo
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1935
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
NA UJAZDOWIE.

W knajpie.

P. MACIEJ. Garson!... numerowy!... jeszcze likieru!... Panowie bracia... nasze kawalerskie!...
P. MACIEJOWA. Oj! tyś taki kawaler, jak i ja panna. Przypomniało mu się!...
P. MAURYCY. Panowie zapominają o damach!
P. TEKLA. Panowie zawsze takie niegrzeczne. Kiedy potrzeba, to do dam jak w dym, ale potem!...
P. MAURYCY. Proszę pani, człowiek z edukacją zna się na rzeczy. Panowie — ja funduję, ale za zdrowie dam!
P. TEKLA. Pan jest bardzo grzeczny...
P. JACENTY. Czy za zdrowie dam, czy za nie dam, to jeden djabeł, aby tylko było co w gardło wlać.
P. MAURYCY. To jest panie grubjańskość i nieukształconość, i dlatego nim pan wypijesz, musisz damy przeprosić, bo to ja funduję!
P. MACIEJ. Małgoś!... Małgosiu!... pij, kochanie!... to Mawrycy fonduje.. Mawrycy, daj pyska, bo pięknie gadasz i jesteś chłop niegłupi...
P. TEKLA. A ja podziękuję panom za wszystkie damy i wypiję na intencją mężczyznów.
P. MACIEJOWA. Jeszczeby też... albo to co im brakuje przez tego...
P. JACENTY. No, dajcie spokój... nie swarzcie się!... Oto lepiej powiem wam zagadkę.
P. MACIEJ. Gadaj!... gadaj!... ja pasjami lubię zagadki.
P. JACENTY. Co to jest za jedna taka rzecz, co jest i na chlebie i na kużdem bydlęciu i można i nie można z niej zrobić butów?
P. MAURYCY (do panny Tekli). Jakaś głupia zagadka!... (rozmawiają pocichu).
P. MACIEJOWA. Ja wiem! to jest masło.
P. JACENTY. Bójże się pani Boga...
P. MACIEJ. Ja wiem!... to jest... Eh!... kiedy mi uciekło z pamięci...
P. JACENTY. A to dopiero!... No przecież... skóra! bo jest i na chlebie i na bydlętach i można i nie można z niej zrobić butów!
P. MACIEJ. Ja to zara zgadłem!...
P. MACIEJOWA. A pan Maurycy nie zgaduje zagadek?
P. MAURYCY. Nie, pani!... ja tylko zgaduję szarady i rebusy!
P. JACENTY. No, moje państwo!... a możebysmy się trochę przeszli po placu?
P. MACIEJOWA. Oj, to, to! chodźmy, żeby wam prędzej z głów wywietrzało, boście się potruli!
P. TEKLA. Tylko nie pan Maurycy!... (wychodzą).

Na placu.

Pan CHUDY. Więc pan gadasz, że z prawej?...
Pan NISKI. A z prawej!...
P. CHUDY. To, panie, tylko durnie z prawej strony na konia siadają!
P. NISKI. Co to durnie!... a na którą nogę pan pierwej but kładziesz?
P. CHUDY. A na lewą!
P. NISKI. No! co tam... ale zawsze prawa ręka jest lepsza.
P. CHUDY. Koń nie ma ręków!...
TŁUM. Ho! ho!... lazie!.. widzita go?...
P. MACIEJ. Małgosiu, patrzaj no go... jak włazi!... pewnie wezmą go do majtków.
P. JACENTY. Co się to mydła na te głupstwo zepsuje!... Na cały rokby było do razury!
P. TEKLA. Jabym nigdy nie lazła na słup... a pan Maurycyby wlazł?
P. MAURYCY. Jakbym chciał, tobym wlazł... ale nie chcę, bo to tylko ordynaty włażą!
GŁOS. Na karozele, panowie!... na karozele!...
P. MACIEJ. Maurycy!... Teklusiu!... możebyście się trochę przejechali... choć kapeczkę!...
P. TEKLA. Ech!... ja i pan Maurycy wstydzilibyśmy się jeździć!
P. MACIEJ. No, to się wstydźcie, a ja jadę!... Panieneczko, ustąp się, bo jadę!
NIEZNAJOMA. Mój panie!... proszę bardzo nie szkubać mnie, bo ja jeżdem ż magażynu!
NIEZNAJOMY. Któż to pannę skubie?...
NIEZNAJOMA. A kto?... jużci ten grubasz, czo się na karożele gramoli!
GŁOS. Na karozele, panowie!... na karozele!... bo już zaczynamy się ruchać!
NIEZNAJOMY. Niech panna Klara siądzie na tej kanapie, a ja na koniu... będę obrączki łapał!
P. MACIEJ. Ustąp się pan, to mój koń!... ja przód jestem, pan siadaj na kozę!
NIEZNAJOMY (siadając na konia). To pan sobie jedź na kozie!... Ja nie pastuch, żebym na kozę siadał!!...
P. MACIEJ. Dam ja ci!...
GŁOS. Panowie, ruch!... graj tam hej! hej! (katarynka gra, goście jadą).
PAN I. Haładrała!... (łapie obrączkę).
P. MACIEJ. Rrrum... jamajka!... (chybia).
NIEZNAJOMY. U... skórrrka na buty!... (łapie).
PAN IV. Dziób go!... (chybia).
P. MACIEJ. Pyf go!... (chybia). O do stu baranich ogonów!...
P. MAURYCY (stoją z panną Teklą). Kto to widział się tak pospolitować!
P. TEKLA. Ojcze!... tatku!... niech tatko da pokój!...
GŁOS. Hola!... hola, panowie!... dość tego dobrego!... wysiadać tam, hej...
P. MACIEJ (stając na ziemi). I i i... dobrze mi zrobiło!... trochem był nie swój, ale jak mnie wiater owiał, to jakby ręką odjął!... Możeby jeszcze raz!...
P. MAURYCY. Niech pan da pokój!
GŁOS DRUGI (zdaleka). Do młyna panowie!... do młyna!...
NIEZNAJOMA. Panie Kosztanty!... możebyśmy do djabelszkiego młyna poszli?...
NIEZNAJOMY. A dobrze, jeżeli panna Klara chce!...
P. MACIEJ. Jacuś! chodźmy na młyn... Jacuniu!...
P. JACENTY. I i i... kiedy bom się objadł i opił jak koń i niedobrze mi...
P. MACIEJ. To właśnie lekarstwo! Chodź, Jacuniu, przewieziemy się trochę, wiater cię owieje i będziesz zdrów!
P. JACENTY. Ha! to i chodźmy!... (idą wszyscy ku młynowi).

Na młynie.

GŁOS. Panowie, jeszcze dwa miejsca wolne!... śpieszta się!...
NIEZNAJOMA (siedząc na młynie). Prawda, panie Kosztanty, jak to dobrze, żeśmy się nie szpóźnili?...
NIEZNAJOMY. Oho! widzi panna?... ten grubas siądzie nad nami, ten, co to chciał na konia!
P. MACIEJ. Jacuś!... siądź ty nad tą landrygą, a ja nad tym łobuzem, to mu dam w łeb za to, że mnie zaczepił... (pan Maciej i pan Jacenty siadają).
P. JACENTY. Adiu!... pani Maciejowa, już jedziemy do piekła!
P. MACIEJOWA. Szczęśliwej drogi! (młyn rusza).
P. MACIEJ. U ha! ha!... skórka na buty!...
P. JACENTY. Stój! stój!... bo mię mdli... hej tam!...
NIEZNAJOMY. Jedź dalej, jedź dalej!...
P. MACIEJ. Ty chamie, poczkaj! dam ja tobie...
P. JACENTY. Ooo... aaa!... a pfu!... ooaaa!...
NIEZNAJOMA. Gwałtu! gwałtu!... czo się to żnaczy?... moja głowa!... moja szuknia!...
TŁUM. Stójcie tam! hej!... pasażer cholery dostał...
P. TEKLA i p. MACIEJOWA. O la Boga!... o la Boga!... (młyn staje; sprowadzają pana Jacentego).
P. MAURYCY. Co panu jest? panie Jacenty!...
P. JACENTY. Już nic... nic... jakoś mi tera lżej!...
NIEZNAJOMA. Panie Kosztanty!... każ pan temu pijakowi żapłacić 12 żłotych ża moją szuknię... ża moje włoszy!...
NIEZNAJOMY. Płać, pijaku, pannie Klarze!... pocoś siadał na młyn!
P. MACIEJ. A ty, chłystku jakiś... dam ja ci tu 12 kijów!...
NIEZNAJOMY. Tyś sam chłystek!... płaćcie za suknię!...
P. TEKLA. Panie Maurycy!... niech pan ratuje ojca!
MAURYCY (do Nieznajomego). Komu pan tu tykasz?... chcesz pan w mordę?... co?...
NIEZNAJOMY. Co? co?... w mordę? ja?
MAURYCY. Tak!... aż ci wszystkie zęby wylecą!
NIEZNAJOMY. O wa!... jaki siłacz!... Nie wylecieli mi do tej pory, to mi i teraz nie wylecą.
MAURYCY. Pan jesteś bez edukacji!... żebyś pan przy damach takie rzeczy wyrabiał?
NIEZNAJOMY. Co to bez edukacji! kto... ja bez edukacji?... toś pan bez edukacji!... coś pan za jeden?...
MAURYCY. A pan coś za jeden?... mnie znają wszyscy, co znaczę!
NIEZNAJOMY. Pocięglarz!
MAURYCY. Pocięglarz, albo i nie pocięglarz!... gadaj pan, coś za jeden?
NIEZNAJOMY. Gadaj pan pierwej!
MAURYCY. No, to trzeba panu wiedzieć, że ja jestem... fryzjer!... Czy nie prawda, państwo?
P. MACIEJ. Prawda! słowo honoru daję, że prawda!
P. MAURYCY (do Nieznajomego). Ale pan toś niezawodnie szewc...
NIEZNAJOMY. Fiu!... fiu!...
P. MAURYCY. No, więc coś pan za jeden?
NIEZNAJOMY. Ja się tam chwalić nie lubię, niech panna Klara powie, co ja jestem!
NIEZNAJOMA. Pan Kosztanty jest ż resztauraczji, a ja jeżdem ż magażynu...
P. MAURYCY. Więc jeżeli tak, tośmy się nie powinni kłócić na ulicy!
P. JACENTY. Tak jest!... tak jest!... jedność, zgoda... przedewszystkiem!
NIEZNAJOMA. A ż moją szukniom czo będzie?
NIEZNAJOMY. Ehe!... głupstwo! Daj, panna, to ja sam pannie wytrę i basta!... Byle się tylko nie kłócić z ludźmi porządnemi!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Głowacki.