[149]I. NA CMENTARZU W MONTMORENCY.[1]
...Lecz zaklinam, niech żywi nie tracą nadziei...
Słowacki.
Groby wy nasze, ojczyste groby,
Wy życia pełne mogiły!
Wy nie ołtarzem próżnej żałoby,
Lecz twierdzą siły!
Nie z jękiem marnym, nie z westchnieniami,
Nie z pustem echem pacierzy,
Ale z płonącem sercem przed wami
Stać nam należy!
Bo zakładniki wyście przed niebem,
Które Pan wybrał wśród gminu,
Że się znów kiedyś przełamiem chlebem
Pieśni — i czynu!
Więc na dalekich, tułaczych drogach
Sypał nam Pan te kurhany,
By pielgrzym tęskny na cudzych progach
Miał znak podany.
[150]
Bo jak drużyna chrobra zwycięża,
Gdy sztandar wzlata jej ptakiem,
Tak pogrobowiec rośnie na męża
Pod mogił znakiem.
I tak przyjmuje ziemia ta czarna
One popioły i kości,
Jako posiewu złotego ziarna
Na plon przyszłości.
A choć jest teraz, jak ugor nagi,
Zamarła z końca do końca,
Niechaj nie tracą żywi odwagi,
Czekając słońca!
Im noc trwa dłużej, tem bliżej słońca,
Tym bliższe błogie zaranie...
Z mogił się ozwie lutnia dźwięcząca,
Duch od niej wstanie.
I od mogiły skróś do mogiły
Przeleci, jako płomienie,
I zbudzi w grobach drzemiące siły,
Rozproszy cienie...
Jak wicher życia ziemią powieje,
Rozbudzi serca do bicia...
— Niechaj więc żywi mają nadzieję,
Niech strzegą — życia!