NA FLISA.
Rozegrzała się Wisełka
Od letniego słońca!
Pokryły ją gęste tratwy,
Od końca do końca —
Hej!
Od końca do końca.
|
|
Pokryły ją gęste tratwy,
Flisaczą drużyną,
Co z pszeniczką naszą złotą,
Aż do Gdańska płyną —
Hej!
Aż do Gdańska płyną.
|
A w tym Gdańsku, a w tem mieście,
Ludu jako w lesie,
Stoją, patrzą, rychło Wisła
Chleba im przyniesie —
Hej!
Chleba im przyniesie!
|
A ta Wisła, a ta modra,
Z gór Karpackich płynie,
Rozlewa się szczerem złotem,
Po ślicznej równinie —
Hej!
Po ślicznej równinie.
|
|
[34]
A ta Wisła, a ta modra,
Jako wstęga boża,
Przepasuje żyzną ziemię,
Do samego morza —
Hej!
Do samego morza.
— A ty Wisło, wędrownico,
A ty srebrna rzeko,
A i cóż ty z sobą weźmiesz,
W tę drogę daleką —
Hej!
W tę drogę daleką? —
— Oj wezmę ja z pól szerokich,
Te zbożowe wonie,
I jutrzenkę, co nad ziemią
W letni ranek płonie —
Hej!
W letni ranek płonie!
Oj wezmę ja z ciemnych borów
Te wichry szumiące,
I te pieśni skowronkowe,
I to złote słońce —
Hej!
I to złote słońce!
|
|
|